Rozdział 7
Pov Rose:
Od kiedy Aiden'owi udało się namówić Lunę do jedzenia wraz z Dymitr'em rzadziej tam przychodzimy chcąc dać młodym trochę prywatności.
Obecnie wraz z Dymitr'em spaceruje nocą po lesie. Rozglądając się dookoła i ciesząc się wspólnymi chwilami oraz żeby obgadać o co chodzi z Aiden'em oraz Luną.
- Jak myślisz będą parą?- zapytałam ukochanego wpatrując się w śnieżnobiały księżyc.
- Nie wiem, Roza. - powiedział rozbawiony strażnik z uśmiechem na ustach ukazując dwoje kły.
- Ja obstawiam że tak. Znają się bardzo długo to na pewno będą razem.- powiedziałam pewna siebie na co mój ukochany wybuchnął śmiechem.
- Oh, Roza...przecież wiesz że mogą być w Friendzone?- zapytał Belikow kiedy tylko uspokoił swój nagły wybuch śmiechu.
- Po moim trupie kochanie! Nie pozwalam.- powiedziałam stając naprzeciwko mężczyzny dodając.
- Pomożesz mi ich spiknąć z sobą.
- Niby jak?- zapytał zdziwiony i zarazem rozbawiony rosjanin próbując nie wybuchnąć po raz kolejny śmiechem.
- Będziemy troszkę ich popychali do siebie.- powiedziałam dumnie dodając szybko.
- Jutro ja pogadam z Luną, a ty z Aiden'em. Musimy się niezauważalnie zabawić w agentów i zrobić przesłuchanie, abyśmy dalej wiedzieli co dalej.
W tym momencie Dymitr oparł się o drzewo, po czym wybuchnął głośno śmiechem, który tłumił w sobie.
Skrzyżowałam ręce próbując nie zabić ukochanego wzrokiem, chociaż przyznam urocze to było widzieć go w takim stanie.
Kiedy rosjanin uspokoił się podniósł się z ziemi, otrzepując swoje ubrania z ziemi.
Spojrzeliśmy sobie w oczy i przez kilka minut siedzieliśmy w ciszy.
- Mówię poważnie, towarzyszu.- powiedziałam krzyżując ręce na piersi przerywając ciszę.
- Wiem, Roza... Okej pomogę ci, ale jeśli oboje nie będą w sobie zakochani to dajesz im spokój.- powiedział strażnik na co ja kiwnęłam twierdząco głową.
Oczywiście wcześniej krzyżując palce za plecami.
- No to okej niech będzie.- powiedział strażnik i nawet nie wiem kiedy znowu kontynuowaliśmy nasz nocny spacer po lesie trzymając się za dłonie.
Nie przeszliśmy całego kilometra, gdy niespodziewanie usłyszałam płacz dziecka.
Małego dziecka...
Spojrzałam zdziwiona na ukochanego, po czym wraz z nim udałam się w stronę dźwięku.
Szliśmy słysząc coraz głośniejszy płacz dziecka, aż nagle przed nami ujrzałam drewniany karton.
Podeszłam zdziwiona do niego i wielkie niedowierzenie pojawiło się w moich oczach kiedy ujrzałam zawartość kartonu.
W środku na poduszeczce leżało małe dziecko ubrane w niebieskie śpioszki i przykryte kocykiem.
- Jezu....- szepnęłam cicho biorąc dziecko na ręce, aby je uspokoić.
- Nikogo tu nie ma.- powiedział strażnik zdziwiony rozglądając się dookoła.
- No właśnie.- powiedziałam patrząc na dziecko na, którego ubranku było białymi literkami napisane zapewne imię maleństwa.
- Karina.- powiedziałam czytając napis na ubranku dzieckam
- Zabierzmy ją do domu. Ona nie może zostać tu sama w nocy.- powiedział Dymitr na co ja kiwnęłam twierdząco głową, po czym wraz z ukochanym udałam się do domu.
~ · ~ · ~
Kolejny rozdział!
Tym razem perspektywa Rose!
Pojawia się nowa postać czyli mała Karina.
Co o tym sądzicie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top