...

Dedykuję tego oneshota sophieshadow :3
Sophie miała kilkanaście lat,
Póki co nie słyszał o niej świat,
Jej uroda była niesamowita,
Ale ta jedna rzecz nieskryta,
Od rana do nocy ją zdobiła,
Ten piękny uśmiech-zawsze go nosiła.

Miała za lasem miejsce niby swoje,
Zawsze szła tam sama i nigdy we dwoje,
Był tam lunapark wspaniały,
Chociaż już opustoszały,
Zapomniany, stary, zardzewiały,
Lecz dla niej... dla niej był wspaniały.

Mieszkał tam ktoś czarno-biały,
Dla niego widok Sophie był wspaniały,
Każdego razu, gdy przychodziła,
Szczęście w jego sercu budziła,
A dzięki temu w lunaparku,
Działy się cuda już o poranku.

Piękne, kolorowe karuzele się kręciły,
Kolejki po swych torach pędziły,
W domu strachów znów straszyło,
Wszystko, tak jak kiedyś było,
Niczym teatr dla jednego widza,
Tak ten niemały cud Sophie zadziwia.

Gdy on siedząc na budynku w milczeniu,
Rozglądał się wokoło w skupieniu,
Sophie mu na ramieniu położyła rękę,
I posłała najpiękniejszy uśmiech w podzięce,
A on został tam oniemiały,
W duchu szcześliwy cały.

Minęło więcej niż kilka dni,
A Sophie nie mogła znaleźć chwili,
Aby odwiedzić przyjaciela swego,
Tego z lunaparku, czaro-białego,
Aż w końcu, gdy odnalazła moment,
Jej bieg do celu przerodził się w pęd.

Po lunaparku jeździły koparki,
Wielkie tiry i szare śmieciarki,
Ale nigdzie nie było widać jego,
Miłego klauna czarno-białego,
Sophie więc wbiegła głęboko w las,
Popłakując przez cały czas.

Aż w końcu nad rzekę dobiegła,
Drogi swej od dawna nie strzegła,
Nad brzegiem siedział on zamyślony,
W krystaliczną taflę wpatrzony,
A ona podeszła bliżej do niego,
Wtuliła się i szepnęła "Potrzebujesz tego".

Chłopak spojrzał na nią zdziwiony,
Bo dawno nie był tak zaskoczony,
Spojrzał na jej uśmiech zanikający,
Szepnął że uśmiechów jest potrzebujący,
A wtedy uśmiechnięci się przytulili,
I do domu Sophie nigdy nie wrócili.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top