Standard Day? No!
/Diana/
Miał to być zwykły dzień.... Ale jak zwykle coś musiało się stać. Po wsi rozniosła się wieść, że do domu na końcu wsi ktoś się wprowadził... Słyszałam też plotkę we wsi obok, że to ponoć jakiś były kryminalista... Ale co mi w plotki wierzyć? Owszem przyjechał samochód od przeprowadzek... Zawsze byłam dobra w chowanego. Z ukrycia obserwowałam tego nowego. Facet około sześćdziesiątki, ale niemiał na głowie ani jednego swego włosa... Miał kruczo czarne włosy i raczej nie wyglądał na pierwszego lepszego. Jak człowiek jest bogaty, to po nim widać, że ma kasę... A po nim było to widać... Niewiem... Może jakiś biznesmen chcący się ukryć? Nie mam pojęcia. Niebył Polakiem. Mówił z akcentem. Zakładałam wtedy, że normalnie mówi po angielsku. Gościowi od furgonetki zapłacił dolarami, więc teoretycznie mógł być Amerykanem... Nadal niewidziałam jego twarzy... Ale dłonie miał okrutnie blade... Obserwowałam go. Niewiem o co ludziom chodziło, że to niby były kryminalista... Przypominał bardziej milionera albo biznesmena... W końcu przez ułamek sekundy widziałam jego twarz... Omal nie krzyknęłam... Poczekałam, aż furgonetka odjedzie, a "nowy" wejdzie do domu... Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, podeszłam do tych drzwi i zapukałam. Otworzył... Otworzyłam usta i chciałam krzyknąć na ponowny widok jego twarzy, ale wciągnął mnie do środka
– Niewiem co ci nadali, ale nie musisz się mnie bać. Ja Ci krzywdy nie zrobię – powiedział dość cicho
– To co mi nagadali nie jest ważne... Co pan tu robi?
– Tylko nie pan... Proszę. Mike. Mów mi Mike
– Dobra, Mike. Co tu robisz?
– Chowam się... Powiedzmy, że mam powody
– Co, paparazzi?
– Między innymi... Na zadupiu w Polsce jest bezpieczniej niż w centrum Los Angeles...
– Czemu szepczemy?
– Bo ściany mają uszy
– I ty myślisz, że ja nie wiem czemu tu jesteś?
– To czemu, twoim zdaniem?
– Bo się boisz... Boisz się, że KKK albo inna sekta cię zdejmie
– Jak się jest sławnym, – wyciągnął papierosa – to trzeba uważać, gdzie – zapalił – i z kim się chodzi
– Ty palisz?
– Zabronisz mi?
– Nie. W sumie lepsze papierosy niż Demerol i Propofol w zestawieniu z Morfiną...
– Czekaj, co ty powiedziałaś?
– Myślisz, że jak się ma 16 lat, to się nie zna legend muzyki?
– Słuchaj, ja już nie jestem legendą. Jestem karykaturą samego siebie z przed lat
– Nie mów tak... Czas robi swoje. Tylko postaci fikcyjne mogę przed nim uciec. My jesteśmy ludźmi i się starzejemy
– Nie. My się nie starzejemy. Ja tak, ale twoje pokolenie dorasta i dojrzewa.
– Ta, akurat ty, to chyba się nie starzejesz... Nie masz ani jednego swego włosa
– To złudzenie... – podszedł do lustra zasłoniętego materiałem – sama zobacz – powiedział i zerwał materiał
– Lustro jak każde inne – stanęłam koło niego
– Właśnie nie – powiedział i spojrzał w lustro – Pokaż co będzie za 6 lat – powiedział do lustra...
Tafla zafalowała i ukazała w naszym miejscu młodą piękną kobietę i jego, ale siwego.
– To my?
– My... – odparł, poczym znów zwrócił się do lustra – A za kolejne 6 lat?
Znów zafalowała tafla... On zniknął, a kobieta stojąca w moim miejscu wydawała się bardziej dojrzała... Spojrzałam na "nowego"
– To lustro pokazuje przyszłość, tak?
– Tak – zaciągnął się papierosem
– Mike, przestań się wyniszczać... – wyrwałam mu papierosa, cinęłam na podłogę i zgniotłam butem – Nie wyniszczaj się bardziej niż już to zrobiłeś
– Słuchaj młoda, jestem dorosły, tak? Mogę sobie niszczyć zdrowie, jeśli chcę. I żadna małolata nie będzie za mnie decydować, tak??
– Nie. Palenie cię zniszczy. Nie starczyło ci jak Cobain i Winehause padli od palenia?
– Słuchaj. Równie dobrze mógłbym ćpać jak oni. Mógłbym się upijać do nieprzytomności. Co wolisz?
– Żebyś nie miał żadnych nałogów
– Ty nadal nie wiesz z kim rozmawiasz, tak?
– Może wiem, a może nie. Muszę już iść... Wpadnę jutro... Rano otwórz okno na tyle domu na oścież. Wejdę tamtędy...
– Jak chcesz... Lepiej też tamtędy wyjdź
***
Poszłam do domu
– Gdzie byłaś? – zapytała Kasia, moja siostra
– W domu tego nowego. Rozmawiałam z nim... To jakaś dawna gwiazda
– Rozmawiałaś z nim?!
– Tak... Muszę coś sprawdzić, wiesz? Zostań...
***
Gdy się ściemniło, a wszyscy w moim domu zasnęli, wymknęłam się i poszłam pod dom Mike'a. Idiota już otworzył okno. Wkradłam się do środka i zaczęłam podsłuchwać... Rozmawiał przez telefon na głośnomówiącym, albo przez Skype'a...
[M - Mike; O - osoba]
M: Kochanie, ile razy mogę powtarzać? Musiałem wyjechać
O: Tato, żadna różnica. Każdy cię pozna wszędzie. Przecież trzeba by było być anebą umysłową, żeby nie poznać króla popu
M: Paris! Ciszej, ściany mają uszy.
O: Tato... Uspokój się. U was jest... Jakaś 23.40 wszyscy śpią...
Jeszcze trochę rozmawiali, a kiedy skończyli nie wytrzymałam... Wróciłam do domu.
***
Rano znów do niego. Weszłam przez okno
– Mike? – zawołałam go
– W salonie jestem – odparł
Poszłam do niego, do salonu i usiadłam naprzeciwko niego
– Mike, bo wczoraj nie zdąrzyliśmy się poznać... Jestem Diana i mam 14 lat
– Moje imię już znasz. Pod koniec sierpnia skończę 61
– Mike, wczoraj wspomniałeś, że jesteś sławny... A w jakiej dziedzinie?
– Byłem muzykiem... Piosenkarzem...
– Masz rodzinę?
– Ojciec nieżyje. Mam Matkę i ośmioro rodzeństwa
– I jesteś idiotą. Myślisz, że nie wiem kim jesteś, Michael?
– Tamten ja już nie istnieje
– Istnieje tutaj – wskazałam swoje serce – i nie przestanie istnieć
– Nie bajeruj mnie. Tamten ja nieisnieje. Skończyłem z tamtym życiem. Tamtego mnie już nie ma
– A co z trasą? Po trasie miałeś przyjechać do Polski
– I przyjechałem. Bez trasy. Nawet niechciałem na nią jechać.
– I odtak zostawiłeś wszystko? Dom, rodzinę, fanów?
– Tak. Miałem dosyć wszystkiego. A tego tyrana to w szczególności
– Mówisz o ojcu?
– A o kim... Skończyłem z tamtym życiem, tak?
– I uznałeś, że mieszkanie na odludziu i popadnięcie w kolejny nałóg jest lepsze?
– Tak. Tu przynajmniej nie ma tłumu fotoreporterów...
– Nigdy nic nie wiesz. Michael, niedasz rady się ukrywać za długo. Ktoś cię pozna. Ja cię niewsypię, ale ktoś może.
– Obiecaj, mi, że jeśli tak się stanie, to pomożesz mi się ukryć
– Pomogę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top