💘Rozdział Drugi💘

          W drzwiach stanęła nauczycielka. Maja z zimną krwią otworzyła okno.

Takie sytuacje zdarzały się pewnie dziewczynom nie raz i nie dwa. One sobie radzą, to i ja przeżyję. Co się może stać? Zapachu nie czuć.

A co wy tak tu dziewczynki stoicie? Tak, tak Majeczko otwórz szerzej okno, proszę. Duszno tu jakoś— Pani Alicja pociągnęła nosem— Wylałyście na siebie całe perfumy? Ach ta dzisiejsza młodzież, nie wie co to umiar. Po za tym, jak nie myjecie rąk, to wyjdźcie na korytarz. Łazienka to nie miejsce spotkań. 

Stwierdziłam, że wolę sama odpowiedzieć. Kto wie co taka na przykład Werka może wymyślić.

Rozmawiałyśmy, proszę pani, a okno otworzłyśmy, bo duszno się zrobiło. Nie wylałyśmy na siebie całych perfum, wiemy co to umiar. Zaraz wychodzimy.

          Kłamstwo się chyba udało, świadczyła o tym mina pani profesor. Przed dalszym przesłuchaniem uratował nas ... znienawidzony dzwonek.

Tak, po oraz pierwszy w moim życiu, się na coś przydał.

        Nauczycielka uśmiechnęła się.

Zaraz będzie kwestia ,,Wiem wszystko, a wy nie wiecie nic"

No, dziewczynki. Szybko na lekcje. I proszę bez dyskusji, wy to jeszcze świata nie widziałyście. Chyba chodzicie do jednej klasy, nieprawdaż?

Tak, proszę pani.—Znowu pierwsza odpowiedziałam. 

W głowie się nie mieści, że nauczycielka mi uwierzyła. Przecież na pierwszy rzut oka widać, że tu jest coś nie tak. Przecież nagle nie zaczęłabym trzymać z Werką i Mają, chociaż chyba jednak zacznę. A co do wykładu miałam rację. Założę się, że profesorka miała piękne, sielskie dzieciństwo na wsi. Nie to co ja.a

  —Dziewczyny, usiądziemy razem? —Pod salą słowa same wypłynęły mi z ust.

Jasne

Ciekawe czemu wszystkie decyzje podejmuje Werka. Maja zawsze robi to co Weronika powie, ale sama się nie odzywa. Dziwne, wyglądały na takie przyjaciółki.To zresztą nie moja sprawa. 

          I na takich rozmyślaniach minęły mi wszystkie lekcje. Zanim się obejrzałam, już byłam w autobusie. Przejrzałam się w lusterku. Wyglądam normalnie, ojciec nic nie zauważy. Jeszcze tylko perfumy i żadnych śladów po papierosach, chyba, że coś przeoczyłam.

Ach, jaka ja jestem głupia, mogłam zapytać dziewczyny, jak ukrywają palenie. Przecież muszą mieć jakieś sposoby!

             Wysiadłam z autobusu i spacerem poszłam do domu. W jakiejś połowie drogi, usiadłam na ławce, aby jeszcze odroczyć wejście do domu. Siedziałam jakieś piętnaście minut, a potem smętnie poczłapałam do klatki.  Jak zwykle zastanawiając się co ojciec wymyśli tym razem, stanęłam przed drzwiami domu. Włoski na rękach stanęły mi dęba, a krew uderzyła mi do uszu.

A jak się zorientuje? Czy może być jeszcze gorzej? Z pewnością!  Po co paliłam? Przecież jak sprawa wypłynie, moje życie zmieni się z koszmaru w większy koszmar! Z drugiej strony, to uczucie było wspaniałe. O wiele lepsze, od ciągłego stresu. Miałam wracać od razu po szkole, może na tym skupi swą uwagę? Lepiej więcej nie przedłużać

Zapukałam, no bo obowiązek, to obowiązek.

Kto tam?!— krzyknął mój rodzic.

Ojciec jak zawsze przyjazny, cóż może chociaż będzie miał dobry humor...

To ja, Rachelle

Spokój i opanowanie. Spokój i opanowanie. Spokój i...

Wejść!!!

Lepszy rozkaz niż nic... Nie oszukujemy się, to nic, byłoby sto, nie, tysiąc razy lepsze.

Stanęłam w progu
____________________________________________________________
Rozdział po wstępnej korekcie. Gwiazdki + komentarze = większa motywacja. Krytyki nie usuwam.

~501 słów

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top