ROZDZIAŁ 4
IAN
Kiedy budzę się moje oczy przeszywa blask. W zasadzie nie mogę ich otworzyć, ponieważ światło tak mnie oślepia. Przeczuwam, że wczoraj się nieźle nawaliłem, skoro nawet nie mam pojęcia gdzie jestem. Może jeszcze pośpię? Nie mam ochoty jeszcze wstawać. Jezu, wszystko mnie boli, co ja wczoraj odwaliłem? W tej chwili pozostaje mi modlić się, żeby koło mnie nie leżała żadna nieznajoma dziewczyna.
Otwieram oczy.
To wraca.
Wszystkie wspomnienia.
Wczorajsza noc.
Szpital.
-Emily.- Próbuję wstać, ale pielęgniarka podbiega do mnie jak torpeda.
-Panie Marks, proszę nie wstawać.
-Muszę wiedzieć co z Emily. Dziewczyna z wypadku, przyjechała ze mną. Co z nią?
-Przykro mi, Panie Marks.- Moje serce stanęło. – Nie mogę Panu udzielić takich informacji.- Powróciło do życia.
Muszę wiedzieć co z Em. Chryste, jeśli cos jej się stało, przysięgam na Boga nie wybaczę sobie. Przypominam sobie cały przebieg wieczora. Byłem taki głupi. Gdybym nie pocałował wtedy Ashley moglibyśmy razem z Emily siedzieć teraz na łące. Wszystko byłoby inaczej.
Wspomnienia ostatnich godzin wracają, jedno po drugim. To jak fala Tsunami. Najpierw widzisz ją tylko z daleka, ale ona się zbliża. Z każdą sekundą coraz bliżej. Aż wreszcie uderza. Bezlitośnie, z pełną mocą.
-Ian...- Nie odwracając głowy od razu wiedziałem kim jest osoba wypowiadająca moje imię.
-Mamo...
-Ian, dziecko. Co się wydarzyło? Lekarze mówią, że straciłeś panowanie nad kierownicą. Lekarze mówią, że twój stan jest stabilny i już dzisiaj wyjdziesz. Piłeś? Proszę, nie mów mi, że prowadziłeś pod wpływem alkoholu.
-Nie, mamo.- Z każdym wypowiedzianym słowem czuję ból w jakiejś części ciała.
-W takim chce znać twoją wersję wydarzeń.
-Pokłóciłem się z Em, byłem strasznie wkurzony, mamo. Potem była ciężarówka i krzyk. To stało się tak szybko. – mówię przez łzy.- Mamo?
-Tak, synu?
-Powiedz mi, co z nią?
-Jest w śpiączce. Jej stan jest krytyczny, Ian.
-Nie... nie, na pewno nie. Muszę cofnąć czas, muszę to wszystko odkręcić.
-Ian, czas nie wraca! Nie możesz nic zrobić! Pozostaje ci modlenie się, żeby z tego wyszła!
Matka też jest załamana. Wiem, że bardzo kochała Emily. Była ona dla niej jak córka, której nigdy nie miała. To prawda, kochała mnie i mojego brata najmocniej na świecie, ale domyślam się, że skrycie wyobrażała sobie jak to jest mieć córkę. Emily jej to pokazała.
Kiedy zmarł ojciec, Em była dla niej niezwykłym oparciem. Potrafiła siedzieć z nią całymi dniami w salonie i oglądać zdjęcia oraz słuchać opowieści. Przychodziła do nas na obiady, mimo że moja mama nie jest wrodzoną kucharką. Gdy w naszym domu znów górowała depresja, Em wychodziła z psem, którego matka zaczęła zaniedbywać, sprzątała, robiła pranie, pomagała mojemu bratu w lekcjach. Pomogła nam jak nikt inny. A teraz dzięki mnie walczy o życie.
*
Mijały dni, a Emily cały czas była w śpiączce. Odwiedzałem ją codziennie. Za każdym razem, gdy widziałem fioletowe siniaki na jej ciele przechodziły mnie dreszcze, a w oczach stawały łzy. Każdego dnia bałem się coraz bardziej.
Przerażała mnie myśl, że już nigdy się nie obudzi. Albo, że już nigdy nie będziemy śmiali się z głupich żartów, które rozumiemy tylko my. Komu będę mówił o swoich problemach, porażkach życiowych? Tylko Em rozumiała mój tok myślenia. Tylko ona wiedziała kiedy mnie pocieszać, a kiedy milczeć.
Myślenie o tej sprawie było przeważającą częścią dnia. Nic innego się dla mnie nie liczyło. A przecież musiałem jeść, myć się. Niestety, nawet najłatwiejsze czynności przeradzały się w katorgę. Gdybym tylko mógł, wziąłbym to wszystko na siebie. Problem w tym, że nie mogłem. I cholera, cała ta sytuacja to moja wina. Z dnia na dzień to wszystko przerasta mnie coraz bardziej.
-Czego?- mówię zaspanym głosem do telefonu, który obudził mnie ze snu.
-Emily się obudziła.- Wiem, że nie skończyła swojej wypowiedzi. Wyczuwam to w jej głosie. Chce przekazać coś jeszcze.- Ale...
-Ale co, cholera?
-Nie wiem jak mam to powiedzieć, synu.
-Po prostu powiedz, błagam, mamo. Muszę wiedzieć.
-Ona straciła pamięć, Ian. Nie pamięta nawet kim jest i co się wydarzyło.
Ta informacja dociera do mnie dopiero po kilku sekundach.
-Ian, jesteś tam?- przerywa ciszę.
-Jestem. Może to po prostu chwilowe.
-Mają nadzieję, ale nie zapowiada się na to.
Rozłączam się. Nie dam rady dłużej. Zniszczyłem jej życie. Boże, zniszczyłem jej życie. Ktoś chce poznać najgorszego człowieka na świecie? Zapraszam do mnie. To się nie dzieje naprawdę. To tylko zły sen.
W głębi duszy wiem jednak, że rozmowa przeprowadzona z matką nie była fikcją. To wszystko to brutalna rzeczywistość. Przeze mnie Em nie pamięta nawet swojego imienia.
Moja przyjaciółka miała cudowne życie. A ja skazałem ją na zapomnienie tego wszystkiego. Najlepsze lata jej życia pójdą w niepamięć.
To zapewne najbardziej egoistyczna rzecz jaką można powiedzieć w takiej chwili, ale najgorsza jest świadomość, że zapomni o mnie. Wiem, że czuła do mnie to samo co ja do niej. Powiedziała, że się we mnie zakochała w dniu wypadku. W zasadzie kilka sekund przed tym wydarzeniem.
Gdyby tylko sprawy potoczyły się inaczej, moglibyśmy być szczęśliwą parą. Pasujemy do siebie jak nikt inny. Dzieli nas wiele rzeczy, ale te, które nas łączą tworzą taką miłość, która wygrywa wszystko.
Jak mam żyć z tą stratą? Szczerze, pojęcia nie mam. Czy jeśli powiem jej prawdę, wybaczy mi? Istnieje możliwość, że odeśle mnie z kwitkiem. Powie, że nie obchodzi ją to co mam do powiedzenia, bo zniszczyłem jej życie. Przecież nie będzie pamiętała tego, że coś do mnie czuła. Jak mam z nią o tym porozmawiać? Myśli rozsadzają mi głowę.
Muszę się ich pozbyć, chociaż na chwilę. Wychodzę na spacer. Idę sam nie wiem dokąd. Gdzie mnie nogi zaprowadzą. Gdy docieram na łąkę, kładę się na trawie i wspominam. Niebo jest bezchmurne i słońce razi w oczy niemiłosiernie. Przyglądam się błękitnej powierzchni rozciągającej się nad moją głową. Niebo bez chmur jest jak życie bez Emily. Niby istnieje, ale to nie to samo. Nie ma na nim śmiesznych postaci z podniebnego puchu. Podobnie jak nie ma radości bez niej.
Wtapiając spojrzenie w górę przestaję myśleć o sobie. Zaczynam myśleć o tym, co jest najlepsze dla niej. Znowu to pytanie. Co powinienem zrobić?
I właśnie wtedy w moim umyśle rodzi się ten pomysł. Stwierdzam, że najlepszym wyjściem dla niej będzie to, że już nigdy mnie nie spotka. Powinienem wyjechać, zostawić ją w spokoju. Muszę pozwolić jej zacząć nowe życie. I nie powinno mnie w nim być. To przypominało by jej tylko o tym wszystkim.
Gdzie wyjadę? Jeszcze nie wiem. Jak powiem o tym mamie? Tez nie wiem. Jak ona na to zareaguje? Boję się wiedzieć. Wiem, że nie poprze mojej decyzji. Nie zrozumie jej. Ale to nie ona musi zmagać się z tym, co ja.
Wracam do domu i otwieram atlas. Analizuje wszystkie możliwe pomysły. Sprawdzam różne miasta. Wreszcie po kilkugodzinnych poszukiwaniach znajduję, to czego szukałem. Tucson. To tylko 170 kilometrów stąd. Będę mógł odwiedzać mamę, a ona mnie.
Pozostaje kwestia mieszkania i pracy. W Phoenix pracowałem w największej firmie samochodowej w pobliżu. Jestem mechanikiem, zawsze mnie to interesowało. Pytanie czy znajdę coś tego typu w nowym mieście.
*
Dwa dni później wyruszam w podróż do Tucson. Mama nie wie jeszcze o moim planie. Dzisiaj jadę tam tylko obejrzeć mieszkanie i zatrudnić się w pracy.
Pierwszym przystankiem jest ulica na której znajduje się moje nowe mieszkanie. Jest urządzone w nowoczesnym stylu. Ma mały balkonik, kuchnię, łazienkę, dwa pokoje i salon. Czego więcej mi trzeba? Po negocjacjach z właścicielem, wynajmuję mieszkanie.
Następnie odwiedzam firmę, w której szukali pracownika. Nazywa się ''McQueen Car". Co prawda nie jest to tak duża działalność jak ta, w której pracowałem wcześniej. Wypłata też nie jest taka sama, ale wystarczy na opłacenie czynszu, rachunków i najpotrzebniejszych rzeczy.
Wracam do domu zadowolony z siebie. Teraz czeka mnie o wiele gorsza sytuacja. Muszę powiedzieć mamie o tym co zamierzam zrobić.
Kiedy wchodzę do domu mama gotuje coś w kuchni.
-Ian. Nie było cię cały dzień.
-No cóż.
-Kochanie, od dwóch dni nie odwiedziłeś Emily. Jutro wychodzi ze szpitala.
-Ona nawet mnie nie zna!- wykrzykuję ze złością. W oczach mojej matki pojawiają się łzy. Nie tylko ja przez to przechodzę. Nie zasługuje na takie traktowanie.
-Przepraszam, mamo. Tak bardzo przepraszam.- Podchodzę do niej i obejmuję.
-Synku, spójrz na mnie. – Wykonuję jej polecenie.- Przejdziemy przez to razem.
Jak mam jej powiedzieć, że wyjeżdżam? Że ją zostawiam?
-Mamo, muszę ci o czymś powiedzieć.
-Tak?
-Nie dam tak dłużej rady. Nie mogę tu zostać. Ona musi zacząć nowe życie, tak samo jak ja. Tak będzie lepiej.
-Co to znaczy, że nie możesz tu zostać?- widzę zaniepokojenie w jej oczach i kraje mi się serce.
-Wyjeżdżam, mamo.
-Co ty mówisz, Ian? Jak to wyjeżdżasz? Gdzie?
-Do Tucson. To niedaleko, mamuś. Będziemy się odwiedzać, obiecuję.
-Kochanie, nie zgadzam się na to. Emily na pewno ci wybaczy.
-Nigdy mi tego nie zapomni. Nie będę umiał z tym żyć będąc tak blisko niej. Ona zasługuję na coś lepszego.
-Nie, nie zgadzam się.
-Mam dwadzieścia jeden lat, mamo.
Nasza rozmowa toczyła się w nieskończone. Za każdym razem jak błagała, żebym został łzy napływały do moich oczu, ale to już postanowione. Wydaje mi się, że mama też zaczęła to rozumieć. Obiecała powiedzieć rodzicom Emily o całej sytuacji. Poprosi ich, aby nigdy nie wypowiadali przy niej mojego imienia. A jeśli chodzi o sam wypadek, ma wierzyć, że to po prostu jakiś kolega. Że nawet nie znają jego imienia.
Wiem, że będę za nią tęsknił. Nawet nie wiem czy dam tak radę. Ale muszę dać jej szansę na lepsze życie.
Jeszcze tego wieczora wziąłem walizki wpakowałem je do mojego samochodu i wyjechałem.
Zostawiłem za sobą dziewczynę, która była całym moim światem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top