ROZDZIAŁ 1
IAN
Znacie to uczucie, kiedy spotykacie kogoś kto był nieobecny w waszym życiu przez długi czas? I kiedy wreszcie go spotykacie nie umiecie opanować emocji? Chcielibyście tą osobę przytulić i nakrzyczeć na nią jednocześnie? Mogę się założyć, że niektórzy to znają. Zadam teraz kolejne pytanie. Czy ktoś z Was zna to uczucie, kiedy ta osoba nie chce z wami rozmawiać? Nie, inaczej. Ta osoba może chcieć z wami rozmawiać, ale... ona nawet was nie pamięta.
-Emily?- wyszeptałem sam do siebie.
Nie, to niemożliwe. Musiałem oszaleć. Tak, właśnie tak. Oszalałem i tyle. Jednak musiałem się upewnić i spojrzeć jeszcze raz. Boże, co się ze mną dzieje? Muszę się napić. To chyba najlepsze rozwiązanie. Jestem pewien, że to nie ona. Laska jest łudząco podobna, ale to na pewno zbieg okoliczności. Spojrzę jeszcze tylko jeden raz. Dla pewności. Nie ma w tym sensu. Co Emily miałaby tu robić? Chyba, że... Dostała się na Uniwersytet. To zawsze było jej marzeniem, ale po tym co się wydarzyło... nie sądziłem, że to wciąż aktualne. Poza tym to ponad 170 kilometrów od domu. Jej rodzice nigdy nie byli zadowoleni z rozłąki z córką. Ale ta dziewczyna wygląda zupełnie jak ta, którą zapamiętałem...
-Hej, staruchu!- Z zamyślenia wyrwał mnie Dex.- Już pijesz? Jezu, jesteś okropny.
-Sory, stary. Ciężki dzień.
Dex jest moim kumplem z pracy. Kiedy przyjechałem do Tucson nie umiałem się odnaleźć. Byłem zagubiony. Nie chodziło tu tylko o nowe miasto. Krótko po najgorszych wydarzeniach w moim życiu wyjechałem z rodzinnego miasta, bo wszystko przypominało mi o niej. Nawet kwiaty rosnące w ogrodzie mojej mamy, które tak bardzo uwielbiała. On nie pytał o przeszłość, żył tym co mamy. I od tego czasu nazywam go chyba przyjacielem.
-Gadaj.
-Nie warte opowiadania, uwierz.- Wiedział, że nie chcę o tym rozmawiać, więc nie naciskał. Po prostu zmienił temat. Byłem mu wdzięczny.
Mój wzrok kolejny raz uciekł do dziewczyny siedzącej dwa stoliki przede mną. Zauważyłem chłopaka zmierzającego w kierunku ich stolika. Przywitał się ze wszystkimi, a potem pocałował Emily w usta. W usta. W usta. Chwila, od kiedy zakładam, że ona to Em? Ale była opcja, że to ona. A jeśli ta opcja byłaby prawdziwa i tak by się składało, że Pan w zielonej bluzce to jej chłopak, to możliwe, że byłbym delikatnie zazdrosny. Tak w ogóle kto nosi zielone bluzki? Palant. Od kiedy oceniam ludzi nie poznając ich najpierw? Ach, już wiem. Od czasu, gdy Pan Palant może okazać się chłopakiem Emily.
-Ian..? Czy ty w ogóle wiesz o czym mówię?
-Jasne.
-Taaa... Sądzę, że bardziej zainteresowała Cię panienka trzy stoliki od nas.
Tym razem to ja muszę zmienić temat. Rozmowa nam się jakoś nie klei. Myślę, że to moja wina. Jestem rozkojarzony i nie mogę się skupić na tym co mówi do mnie przyjaciel. Głupio mi z tego powodu. Ale co mogę na to poradzić? Każdy tak czasem ma.
Chwilę później widzę jak dziewczyna, która była dzisiaj centrum mojego zainteresowania wstaje od stolika i żegna się ze wszystkimi. To moja szansa. Już więcej mogę jej nie spotkać. Tak, wiem powinienem trzymać się z daleka od niej, ale to nie na moje możliwości.
-Wiesz co, Dex, już późno. To był okropny dzień i marzę tylko o tym, żeby wreszcie położyć się spać. Będę już leciał.
-Spoko. Do zobaczenia jutro?
-Do zobaczenia.
Szybko się ubrałem i wyszedłem przed lokal. Dziewczyna stała na chodniku zapewne czekając na taksówkę. Jak powinienem się zachować? Pojęcia nie mam.
-Czekasz na taksówkę?- zapytałem nieśmiało.
-Tak, ty tez?- odpowiedziała z uśmiechem. Byłem pewien, że to ona. Tego uśmiechu nie ma nikt inny.
-Tak. Chyba cię skądś kojarzę.
-Naprawdę? Nie wydaje mi się, żebym cię już spotkała.
-Taa... Jak masz na imię?
-Nie znamy się.- Niesamowite, ona cały czas się uśmiecha. Zawsze bałem się, że zamknie się w sobie, ale ona się uśmiecha.
-Ian- wyciągam rękę.
-Cudowne imię.
Zawsze je lubiła. Ale... nadal? Terapie muszą pomagać.
-Dziękuję, przeczuwam, że twoje także, ale jeśli go nie zdradzisz, nie będę miał pewności.
-Emily.
O MÓJ BOŻE. Ta informacja przeszywa całe moje ciało. Wzdrygam się, ale nie chcę, aby pomyślała, że nie podoba mi się jej imie. Mam mokry policzek. Deszcz? Nie, na pewno nie. To łzy. Spływają jedna po drugiej. Nie umiem ich opanować. To właśnie ten moment, kiedy mimowolnie spływają a ty nie masz nad tym żadnej władzy. Możesz tylko czekać, aż to minie. Nie widziałem jej od dwóch lat. Tak bardzo tęskniłem. To wszystko wraca. Przez cały czas chciałem zapomnieć. Z dnia na dzień bolało mniej. Ale nigdy nie przestało.
-Wszystko w porządku?
-Tak, ja tylko... powinienem iść.- odszedłem kilka kroków, a potem się odwróciłem.
-Hej, Emily...
-Tak?
-Wyjdziemy może kiedyś na kawę?
-Mam chłopaka, Ian.
-Jako przyjaciele.
Wyjęła kartkę z torebki i zaczęła coś na niej pisać. Potem podała mi ją. Był tam jej numer telefonu. Mam nadzieję. Zawsze istniało ryzyko, że uznała mnie za psychopatę i sfałszowała numer, żebym się odczepił.
-Dzięki, Em.
I odszedłem. Wiedziałem, że tej nocy sen mi nie grozi. Po drodze wstąpiłem do cukierni po nasze ulubione ciastka. Jestem pewien, że to będzie długa noc. Długa i bolesna. To znowu wróci. Rany znowu się otworzą. Stanę oko w oko z przeszłością. Nie powinno się do niej wracać. Powinno się ją zostawić jak najdalej za sobą. Ale co jeśli jest ona okropnie idealna? Co jeśli czuję, że tylko to co jest teraz przeszłością może mnie ocalić przed wiecznym cierpieniem i poczuciem winy? Co jeśli przeszłość sama staje na mojej drodze? Wtedy się o nią walczy. Walczy się o to, aby przeszłość stała się teraźniejszością. To staje się priorytetem. Zatracasz się w tym. Albo wygrasz tą walkę, albo będziesz skończony. To ty jesteś autorem swojego życia. Więc walcz, bo co więcej ci zostaje?
Wchodzę do domu i od razu kładę się na łóżko. Wiem co zaraz nastąpi. To nie pierwszy raz. Przed bólem nie da się uciec. Dowiedziałem się o tym już w pierwszej chwili, gdy zacząłem uciekać. Zaczyna się. Cała historia od nowa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top