Rozdział 5
~ Karo's P.O.V. ~
Niedziela minęła mi bardzo szybko. Może dlatego, że połowę przespałam, zaś resztę spędziłam na nauce. Potem nadszedł poniedziałek, ale i tego dnia nie wydarzyło się nic niezwykłego. Mijały dni, tygodnie, miesiące.
Przez cały ten czas zbliżyłam się do Josha jeszcze bardziej niż wcześniej, a przynajmniej tak to wyglądało.
Widywaliśmy się u niego trzy-cztery razy w tygodniu, a raz nawet udało mi się wyciągnąć go do ogrodu. W wakacje odwiedzałam go jeszcze częściej bo wiadomo - nie było szkoły. Muszę przyznać, że do reszty ekipy także przywiązałam sie na nowo.
Powoli zbliżała się rocznica śmierci blizniaczek, co budziło we mnie niepokój. Bałam się, że wspomnienia powrócą bardziej żywe niż kiedykolwiek. Od tego dnia za dokładnie tydzień minie rok.
Siedziałam pod szarym, miękkim kocem przeglądając Facebooka i pisząc z Chloe. Czekałam dzisiaj na wieści od Josha, gdyż obiecywał ostatnio jakąś szokującą niespodziankę. Westchnęłam cicho odświeżając stare wiadomości po raz setny.
Nie było mi jednak dane czekać odpoczywając, gdyż poczułam nieprzyjemny głód. Poczłapałam powoli do kuchni, nalałam sobie pomarańczowego soku i wzięłam kawałek czekoladowego ciasta pozostałego po urodzinach mamy. Usiadłam w kuchni powoli rozkoszując się każdym kęsem słodkiego tortu i rozglądając się co chwilę po po kuchni w czerwono-czarnych kolorach.
Gdy skończyłam jeść udałam się z powrotem do pokoju i zerknęlam na telefon.
- Nareszcie. - Uśmiechnęłam się sama do siebie widząc wiadomość video od Josha. Wygrzebałam z torby słuchawki i odtworzyłam krótkie nagranie.
- Co do cholery?! - wrzasnęłam na cały dom po obejrzeniu go.
- Po kij tam wracać?! - powtarzałam nerwowo chodząc do okoła po moim pokoju.
Podeszłam do okna by spojrzeć na spokojny, zimowy krajobraz, jednak zamiast mi pomóc, spowodował ciarki na moich plecach. Łzy napłynęły mi do oczu jednak otarłam je zimną dłonią.
- Bądź silna - szepnęłam do siebie głaszcząc czarno-białą kotkę, która przed sekunda pojawiła się w moim pokoju.
- Ah Mika, on to ma mocno nasrane w głowie - mówiłam, a ona słysząc to, na znak zrozumienia mruknęła.
Opadłam na łóżko ciągle głaszcząc zwierzaka, którego pociągnęłam za sobą. W końcu dostałam oświecenia, że warto zadzwonić do Josha i potwierdzić moją 'chęć' przybycia. W zasadzie nie mam pojęcia czemu się zgadzałam, może rzeczywiście chciałam spędzić trochę czasu z resztą ekipy, a może jednak chciałam pilnować Josha?
Nie zważając na to znalazłam w kontaktach numer mojego przyjaciela i powiadomiłam go o mojej niczym nieuzasadnionej decyzji. Zapewniałam go, że pomysł jest świetny, mimo, że do końca tak nie myślałam.
~ Ashley's P.O.V. ~
Ciszę w moim domu pszeszył donośny dźwięk mojego dzwonka. Pośpiesznie odebrałam mając nadzieję, że nie obudzę mamy odpoczywającej po ciężkim dniu w pracy.
- Hej Ash - odezwał się zakłopotany głos w słuchawce.
- Hej Chris. - Uśmiechnęłam się na myśl o nim.
- Słyszałaś już, że Josh zaprasza nas do Blackwood Pines w rocznicę - zaczął się jąkać - no wiesz...? - Nie dokończył.
- Naprawdę?! - W tym momencie przestało mi zależeć na spokoju w domu.
- Ta - wymamrotał blondyn.
- Ale jak to... - do głowy przychodził mi w tym momencie ogrom pytań.
- Posłuchaj Ashley, nie ma powodów do obaw, przecież Josh chce spędzić z nami czas, a nie się zemścić. - Zasmiał się smutno.
- Może i tak - odpowiedziałam krótko, chcąc wreszcie zakończyć trudną rozmowę.
- Więc...? - dopytywał Chris.
- Więc co? - odpowiedziałam mu pytaniem na pytanie.
- Mam mu powiedzieć, że jedziesz czy nie? - rzekł.
- Ta, jadę, papa - pożegnałam się i bez czekania na odpowiedź i wcisnęłam czerwoną słuchawkę, by zakończyć połączenie.
Z powrotem zajęłam miejsce na kanapie próbując bez skutku skupić się na wiadomościach. Przeszłam z pozycji siedzącej do leżącej i okryłam się czerwonym kocem położonym na łóżku. Starałam się nie myśleć o rozmowie i o tym co ma się zdarzyć, a właściwie tym co miało się zdarzyć według mojej podświadomości. 'Przecież będziemy bezpieczni, nie popełnimy juz błędów z przed roku' powtarzałam w myśli, jednak czułam wewnętrzny niepokój, co zżerało mnie od środka.
Po około godzinie udało mi się usnąć choć nie na tak długo jak oczekiwałam.
- Córeczko, zjadłabyś coś? - Stała nade mną moja rodzicielka.
- Nie... - wydusiłam z siebie przekrecając się na drugi bok i kierując zaspane spojrzenie na snieżno-białą ścianę. I tym razem usnęłam.
Reszta dni wyglądała podobnie, pomijając to, ze strach przed dniem wyprawy do Blackwood rósł w siłę z każdym dniem... Z każdą godziną.
~ Karo's P.O.V. ~
Nadszedł ten dzień. Z samego rana zaczęłam się pakować, więc około 11.30 byłam gotowa do wyjazdu. Mimo, że każdy oferował mi przejazd, wybrałam podróż razem z Sam autobusem.
Droga niezwykle mi się dłużyła, chociaż dość sporo rozmawiałam z Sam, a kiedy zaczynało nam brakować tematów włączyłam muzykę w słuchawkach. Na miejscu byłyśmy około 16.00.
- Chlera, jak tu zimno - mruknęłam opuszczając pojazd i czując jak zimno dociera do mojego ciała.
Razem z przyjaciółką ruszyłyśmy w stronę schroniska najszybciej jak mogłyśmy, by nie zamarznąć na śmierć.
- Świetnie! - rzuciła Sam spoglądając na kartkę na metalowej bramie.
- Co jest? - podeszłam do niej w celu odczytania wiadomości, jednak blondynka wyprzedziła mnie swoim tłumaczeniem.
- Musimy przejść przez mur - powiedziała podchodząc do ogrodzenia.
- Chyba dam radę - powiedziałam usiłując jako pierwsza przejść na drugą stronę. Udało mi się!
- Teraz ty! - krzyknęłam i już po chwili była przy mnie. Dotarłyśmy do stacji ze starą kolejką, która miała nas zawieźć na górę. Na ławce leżał niewielki plecak Chrisa z przed roku, z którego wydobywały się wibracje.
- Powinnyśmy odebrać? - spytała niepewnie blondynka.
- Niee... lepiej nie grzeb w jego rzeczach. - Zaśmiałam się i zajęłam miejsce na osnieżonej ławce.
- Witam. - Chis podszedł do nas i przytulił Sam, a potem mnie.
- Hej. - Uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie.
- Nie uwierzycie co znalazłem! - powiedział z entuzjazmem kierując się za stację. Ruszyłyśmy za nim i naszym oczom ukazała się strzelnica. Szczerze mówiąc nie zrobiła na mnie większego wrażenia, więc odeszłam popodziwiać piękne widoki.
- Cholera, cudownie tu - westchnęłam opierając się o lodowatą barierkę.
Po chwili oderwałam wzrok od malowniczego krajobrazu i wróciłam do stacji gdzie przyjaciele już na mnie czekali. Weszliśmy razem do kolejki i Chris zaczął na opowiadać jak poznał Josha.
- Bum! Efekt motyla! - Zakończył świetną historię. Gdy dotarliśmy na miejsce drzwi się zacięły i potrzebowaliśmy pomocy Jessici, która czekała na nas przy stacji na górze.
- Hej Jess! Pomożesz nam proszę? - powiedziałam, a ona podchodząc wcisnęła guzik otwierający drzwi.
- Kolejne dziesięć minut i odgryzł bym sobie nogę! - marudził Chris.
- Fuu - odpowiedziała Sam. Blondyn wyrwał Jess jakiś list z ręki i odczytał, że był skierowany do Mike'a.
- Oddaj jej to. - Przerwałam kłótnię zabierając mu własność Jessici i oddając jej.
- Dzięki - przytulila mnie mocno.
Po jakimś czasie ruszyliśmy w dalszą drogę do schroniska, zostawiając za sobą Jess, która pragnęła zaczekać na resztę.
A ja czułam się obserwowana.
Author's Note
Hej :3 Mam nadzieję, że rozdział się podobał 💕 Jakieś rady? Oceny? ^^ Jak zwykle dzięki za przeczytanie i przepraszam ze ewentualne błędy 💖
P.S.
Nie jestem pewna czy jutro będzie rozdział, bo mam na czwartek w kij dużo nauki 😔
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top