Rozdział 28

~ Karo's P.O.V. ~

- Josh! Nie rób mi tego - mówiłam załamany głosem.

- Ile to było? Trzydzieści uciśnięć i dwa wdechy? - mruknęłam do Chrisa.

- Widzę, że uważałaś w szkole. - Zaśmiał się. Wywrociłam oczami i zaczęłam przygotowywać się do reanimacji. Splotłam zamarznięte dłonie i ułożyłam na jego klatce piersiowej. Zawahałam się nie będąc pewna czy dokładnie wiem jak to zrobić i z zakłopotaniem spojrzałam na blondyna.

- Odsuń się - powiedział podchodząc i rozpoczynając ratunek.

- Jeden, dwa... - Liczył pod nosem. Przeglądałam się temu wszystkiemu z przerażeniem. Chciałam jakoś pomóc, ale zwyczajnie nie potrafiłam.

- Teraz ty - szepnał.

- Co? - Przestałam rozmyślać wracając do rzeczywistości.

- Dwa wdechy? Pamiętaj, odchylasz delikatnie jego głowę i zatykasz mu nos - westchnął.

- No dobra, dobra, spokojnie - odetchnęłam po czym podeszłam do Josha i wykonałam robotę według instrukcji Chrisa. Swoją drogą w takich momentach żałuję, że nie uczyłam się biologii systematycznie. No cóż, niektórych przedmiotów po prostu nie da się znieść. Odsunęłam się ponownie dając towarzyszowi pole manewru.

- Ile to jeszcze potrwa? - spytałam niepewnie podczas piątej serii.

- Nie wiem, to może w ogóle nie zadziałać - odparł ze zmęczeniem. Milczałam. Znów wykonałam dwa wdechy i odeszłam.

- Wreszcie! - westchnął Chris. Słysząc to odwróciłam ze zdziwieniem. Usłyszałam ciche kaszlnięcie Josha.

- Żyjesz! - wrzasnęłam z radością usciskajac chłopaka.

- Nie zostawiłbym cię. - Uśmiechnął się. Jego uśmiech był taki cudowny, a przede wszystkim szczery. Słyszałam, że najsmutniejsi smieją się najpiękniej.

- Kocham Cię - wydukałam przez łzy i pocałowałam go delikatnie.

- Ja ciebie też - odpowiedział.

- Gołąbeczki, przypominam, że jest tu pewnie sporo wendigo i może no nie wiem... wrócilibyśmy wreszcie? - rzekł poddenerwowany Chris.

- Zazdrosny? - Zażartowałam pomagając Joshowi wstac z ziemi.

- Chciałabyś - odrzekł już nieco weselej.

- A no może. - Uśmiechnęłam się.

- Ejejej hamuj się brachu. - Zaśmiał się Josh.

- Oj moi chłopcy charakterkiem to wy do siebie pasujecie, zejdę wam z drogi. - Zbliżyłam przyjaciół do siebie zmuszając ich przy tym do uścisku.

- Pieprz się Karo - mruknął Josh udając niezadowolenie.

- Z tobą chętnie. - Uniosłam brwi.

- A ja? - kontynuował Chris.

- Może trójkącik? - powiedział Josh.

- Zdrdzasz mnie? Ej, ale już starczy tego śmieszkowania - mruknęłam na chwilę poważniejąc.

- Coś nie tak? - spytał troskliwie szatyn obejmując mnie.

- Nie, tylko chciałam chwilę pomyśleć. - Uśmiechnęłam się delikatnie, dając mu do zrozumienia, że nie ma się czym martwić.

- Tylko nie myśl za dużo. - Pocałował mnie w policzek i poszedł porozmawiać o czymś z Chrisem. Wyglądali teraz na zadowolonych i chwilowo beztroskich. Zazdrościłam im tego, gdyż sama z niewiadomych przyczyn nie potrafiłam się tak poczuć. Nie wiedziałam o czym myśleć więc po prostu szłam przed siebie nie zwracając uwagi zupełnie na nic.

Niebawem udało nam się dotrzeć do kolejki i bezpiecznie dostać się do auta. Podróż także minęła dość szybko i w całkiem przyjemnej atmosferze. Właśnie czegoś takiego było mi potrzeba. Chociaż mimo wszystko miałam wrażenie, że uśmiech Josha nie jest szczery i że to jeszcze nie koniec. Mam nadzieję, że się mylę.

- Jesteśmy - oświadczył Chris.

- Nareszcie. - Przeciągnęłam się opuszczając samochód. Tęskniłam za czasami kiedy wszystko było w porządku, a moim największym zmartwieniem był sprawdzian z chemii czy fizyki.

- Karo? - Z rozmyślań wyrwał mnie głos Josha.

- Hmm? - westchnęłam cicho.

- Chodź do mnie do domu. - Złapał mnie za rękę.

- O jak miło, przygarniesz mnie na noc? - spytałam już nieco weselej.

- Oczywiście. - Uniósł kąciki ust po czym wreszcie oboje weszliśmy do budynku.

- Josh? - jego mama wydawała się niezwykle zszokowana. Zresztą nie dziwiłam jej się. Podobno nie wiedziała o przemianie chłopaka i była pewna, że nie żyje. Podeszła do niego ze łzami w oczach i przytuliła go.

- Boże drogi... Dziękuję ci tak bardzo - powiedziała do mnie nie odrywając się od szatyna.

- Wystaczyło uwierzyć - uśmiechnęłam się. Nigdy nie wierzyłam w ta zasadę, bo nigdy się nie sprawdzała, mimo, że kiedyś wierzyłam w stu procentach w swoje marzenia. A jednak czasem się sprawdza.

- Czy Karo może zostać na noc? - spytał.

- Jasne, tylko... Nie bawcie się zbyt... - Zaśmiała się lekko.

- Mamo. - Josh wywrócił oczami.

- Będziemy grzeczni. - Posłałam jej jeszcze jeden uśmiech i pociągnęłam chłopaka do jego pokoju. Po około godzinie byliśmy już umyci i gotowi do snu. Położyliśmy się razem w łóżku, a on objął mnie mocno.

- Dziękuję, że jesteś - powiedział jeszcze raz całując mnie w usta.

- Będę zawsze - odrzekłam po czym oboje pogrążyliśmy się we śnie.

Author's Note
Hej 💕 Po 1: Życzę wszystkim moim czytelniczkom najlepszego z okazji dnia kobiet 💖 Po 2: Rozdział taki jakiś bardziej wesoły niż zwykle o.o Po 3: Przepraszam, że długo nie było rozdziału :(( Po 4: Chcecie dalej czytać to opowiadanie? Bo ja oczywiście kocham je pisać, ale nie chcę ekhm... przedobrzyc :/ Czasem lepiej napisać mniej, ale żeby to miało sens prawda?
*przykład dla ogarnietych we fnafie*
Scott stworzył 3 części fnafa ze świetną, cudowną fabułą, jednak przy 4 bardziej rozbudował rozgrywka i to juz nie bylo to samo i fabula wydawała mi się robiona na siłę :/
Mam nadzieję, że rozumiecie, że nie chce zrobić z tego typowego love story :c Oczywiście jeśli chcecie czytać to dalej, to zrobię wszystko, żeby kolejne rozdziały były dobre ^^
Dzięki za przeczytanie i przepraszam za błędy 💓
PS. Trzymajcie za mnie jutro kciuki bo mam sprawdzian z niemieckiego plz

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top