Rozdział 25
~ Karo's P.O.V. ~
- Powaliło was do reszty?! - krzyknął odpychając mnie delikatnie.
- Musimy ci jakoś pomóc - powiedziałam ponownie zbliżając się do niego.
- Karo, zrozum, że nie ma na to lekarstwa! - wrzasnał odsuwając się.
- Ale... - Zaczęłam.
- Dziewczyno zejdź na ziemię! Myślisz, że pomagasz? Otóż nie! Tylko wszystko niszczysz! Mogłabyś do jasnej cholery wreszcie zająć się swoim życiem! I wreszcie się ode mnie odpieprzyć! - kontynuował.
Jego słowa bolały bardziej niż wszystko przez co przeszłam. Odwróciłam głowę i zaczęłam płakać usiłując nie zwrócić na siebie uwagi Chrisa.
- Stary, weź z niej zejdź! Co ci odbiło? - wtrącił się blondyn.
- Po tobie spodziewałem się czegoś mądrzejszego Christopher - odezwał się Josh.
- Nie Chris, on ma rację - powiedziałam przecierając oczy co właściwie nie dało żadnego skutku, gdyż nadal były całe mokre.
- Cii nie mów tak... Josh czy ty bierzesz swoje leki? - rzucił kierowca.
- Po co mi leki skoro i tak zginę? - Zaśmiał się.
- Karo, masz może jeszcze jakieś zapasowe tabletki? - spytał Chris.
- Ymm... Chyba tak - odpowiedziałam nieśmiało zaczynając grzebać w skórzanej torebce. Po chwili wyjęłam z niej małe białe opakowanie z kilkoma pigułkamki w środku.
- Weź je. - Podałam szatynowi dwie pastylki i za chwilę znalazłam jeszcze wodę.
- Nie... - Znów zaczął się sprzeciwiać.
- Kurna po prostu to połknij - mruknęłam obojetnie. Wywrócił oczami i niechętnie zażył leki.
- Dzięki - szepnęłam wkładając słuchawki.
'Sił mi brak, żeby szczerze powiedzieć:
„Tę wojnę wygra tylko jeden".
Sił mi brak i już nie chcę nic wiedzieć,
Mam mętlik w mojej małej głowie.'
Usłyszałam. Przymknęłam oczy mając nadzieję na sen jednak po kilku minutach chwila rozkoszy została mi przerwana.
- Karo? - Ktoś szturchnął mnie w ramię.
- Hmm? - jęknęłam przeciągając się.
- Przepraszam - Josh przytulił mnie mocno i zaczął płakać.
- Ej, spokojnie, nie mam ci tego za złe Joshy - szepnęłam glaszczac go po plecach.
- Płakałaś przeze mnie - powiedział.
- Już cii... Nie przejmuj się tym, tak się dzieje kiedy odstawisz leki - rzekłam posyłając mu lekki uśmiech.
- Jesteś taka idealna - mruknął.
- Nikt nie jest idealny - odpowiedziałam wypuszczając go z uścisku.
- Dla mnie jesteś - odrzekł.
- Kochane. - Zaśmialam się wracając do snu.
***
- Boże Chris! - obudziło mnie gwałtowne hamowanie.
- Nic ci nie jest? - spytał troskliwie Josh.
- Wszystk gra. - Popatrzyłam ze zdenerwowaniem na blondyna.
- No wybacz, że nie chciałem zabić wiewiórki! - tłumaczył się po czym we troje wysiedliśmy z samochodu.
- I tak ją zabiłeś. - Zaśmiałam się ironicznie.
- Kurde - mruknął z niezadowoleniem. Wszyscy ruszyliśmy w stronę kolejki.
- Myślicie, że jeszcze działa? - spytałam podchodząc do wagonika.
- Taa, raczej tak - powiedział szatyn.
Zauważyłam, że Chris stara się nie podchodzić do Josha, zupełnie jakby sie go obawiał. Szczerze, nie widziałam w jego zachowaniu nic złego, w końcu chłopak z każdą chwilą przemieniał się coraz bardziej. Mimo to ja nie odczuwałam przy nim strachu. Może byłam pewna, że nie skrzywdziłby mnie, a może to tylko naiwność?
Wsiedliśmy do kolejki i przez całą drogę na górę nikt z nas się nie odezwał. Nie miałam nic przeciwko temu, sama potrzebowałam poukładać sobie myśli. Gdy dotarliśmy na górę od razu udaliśmy się do tego co pozostało po schronisku.
- Pożar aż tak to zniszczył? - powiedział Chris podchodząc do ruin.
- Dziwisz się? Lepiej uważaj, bo pewnie zostały tam ciała wendigo. - Zadrżałam na samą myśl o tym.
- To... Co w zasadzie zamierzamy zrobić? - spytał blondyn.
- No wiesz... poszukamy może czegoś o... wendigo... czy coś tam. - Zaczęłam.
- Gdzie ty chcesz czegokolwiek szukać? - rzucił.
- No... Nie wiem. - Spuściłam głowę.
- Może wrócimy do samochodu i wrócimy tu rano? - Zaproponował.
- Egh to chyba najlepsze wyjście - powiedziałam podążając za chłopakami.
- Co Cię trapi? - Josh zwolnił.
- Nic... - Zawahałam się.
- Widzę, że coś jest nie tak - nalegał.
- Tylko troche się boję, to wszystko - odrzekłam.
- Mnie? - Zasmucił się.
- Coś ty! Po prostu dziwnie tu wracać - mruknęłam. Jednak tak na prawdę martwilam się o niego i o to, że może nam się nie udać. Ale nie mogłam ich zarażać pesymizmem.
Author's Note
Heeej 💕 Zostały mi jeszcze tylko 3 dni ferii niestety więc do soboty rozdziały na 100% będą codziennie, ale później już raczej nie :/ Dzięki za przeczytanie i przepraszam za błędy 💖
I zapraszam na aska 👉 xKaro257x 👈
Jeśli przeczytałeś/aś cały opis napisz w komentarzu 'kartofel'
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top