Rozdział 21
~ Karo's P.O.V. ~
- Cii już spokojnie, zrobimy wszystko, żeby przeżył - mówił do mnie Warren. Od dłuższej chwili siedziałam na twardym krześle w poczekalni i oczekiwałam na wieści.
- Długo już go reanimują co nie? - mruknęłam wpatrując się w podłogę.
- Długo - mężczyzna podrapał się gorączkowo po głowie.
- To chyba nie oznacza nic dobrego. - Nie przestawałam płakać. Nie chciałam patrzeć na Warrena, w ogóle nie chciałam teraz nikogo przy sobie. Tylko Josha.
- Wiesz, no... - Usiłował mnie pocieszyć.
- Przestań, nie jestem dzieckiem, zresztą nawet dzieciakom nie powinno się robić wody z mózgu z mózgu - rzekłam.
- Karo, posłuchaj czasami... - Nie skończył. Z sali Josha wyszedł starszy lekarz.
- 16.34 - powiedział spoglądając na nas smutnym wzrokiem.
- Nie. Nie, nie, nie! - Wstałam jednak momentalnie opadłam na kolana.
- Wstawaj, Karo, tylko spokojnie - Warren podniósł mnie do pozycji stojącej.
- Josh! - Wbiegłam do sali widziałam jak odpinają go od aparatury. Widząc mnie odstapili mi miejsca przy chłopaku.
- Zostawcie ją samą na chwilę. - Usłyszałam głos jednego z nich.
- Błagam cię, nie zostawiaj mnie, nie teraz - szepnęłam i przytuliłam go z całej siły. Był to najbardziej emocjonalny uścisk jakim kiedykolwiek kogoś obdarzyłam.
Następnie przeszłam do delikatnego pocałunku w policzek, ale uświadamiając sobie, że to ostatni tak bliski kontakt z nim pocałowałam go namiętnie w usta.
- Kocham Cię - rzekłam odklejając się od niego i na nowo zalewając się łzami. Przesunęłam jego martwe ciało delikatnie w lewo i położyłam się obok niego. Ułożyłam jego rękę na mojej talii po czym zamknęłam oczy.
- To tylko sen - szeptałam wtulając się mocno w jego jeszcze ciepłe ramiona.
- Wiesz, kochanie? Nigdy jeszcze nie miałam chłopaka... Widzę, że to cudowne uczucie. Szkoda tylko, że trwa tak krótko - powiedziałam do niego wierząc, że gdziekolwiek teraz jest wysłucha mnie.
- Będę cholernie za tobą tęsknić... Mam nadzieję, że... że zawsze będziesz ze mną Joshy. Wiem, że nikt oprócz mnie nie miał pozwolenia używać tego 'pseudonimu'. Byłam jedyna, prawda? A pamiętasz ten dzień kiedy pierwszy raz po dwóch miesiącach przerwy od szkoły i kontaktu z ludźmi przyszłam do Ciebie? A następnego dnia leżeliśmy razem tak jak dzisiaj, tylko wtedy byłeś bliżej. Przy okazji mam nadzieję, że spotkałeś już Hannah i Beth, pozdrów je. - Uśmiechnęłam się lekko przez łzy wspominając miłe chwile.
- Przepraszam? Pani powinna już wyjść. - Wszedł ten sam lekarz, który ogłosił straszną wiadomość.
- Nie, ja... - Zaczęłam błagalnie.
- Niestety, ale pani teraz musi wyjść - powiedział podchodząc bliżej. Schowałam głowę w ramionach Josha i zaczęłam płakać jeszcze mocniej.
- Proszę pani, ja rozumiem jakie to trudne, ale... - mówił spokojnym tonem.
- Pan wie? To świetnie, ale... - Zaczęłam.
- Niech pani opuści ta salę, albo będę zmuszony wezwać ochronę - powiedział po czym do pomieszczenia wszedł Warren.
- Karo... Chodź, proszę - powiedział. Pocałowałam Josha po czym dzwignęłam się z łóżka.
- Warren, to takie niesprawiedliwe - przytuliłam się do niego i razem wyszliśmy z sali.
- Ja, wiem... Sam straciłem rodziców w wypadku - powiedział smutno. Pierwszy raz widziałam go smutnego, albo po prostu perfekcyjnie to ukrywał.
- O kurde... przepraszam, jestem samolubną swinią. - Oboje usiedliśmy.
- Wcale nie, widać, że go kochałaś, to normalne - powiedział przytulając mnie mocniej.
- Kocham nadal - oświadczyłam odpychajac go delikatnie.
- Nie chcę cię teraz zostawiać, ale chyba powinienem im pomóc - powiedział opuszczając swoje miejsce i ruszając w stronę sali.
- Zostań tu, proszę, nie zrób sobie nic - dodał.
Nie chciałam sobie nic robić. Nie potrafiłabym zrobić tego rodzinie, ani przyjaciołom. Poza tym zawsze uważałam życie za dar i szansę, jedyną, bo drugiej już nie będzie.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że wszystkie moje problemy były niczym. Były jedynie małymi niedogodnościami w życiu, by nie znudziło się nam szczęście. Teraz straciłam najważniejszą osobę w moim życiu i nic nie mogłam na to poradzić.
'You are my sunshine, my only sunshine
You make me happy when skies are gray
You'll never know dear, how much I love you
Please don't take my sunshine away'
Zaczęłam nucić.
- Proszę, nie odbierajcie mi mojego słoneczka... proszę. - Spuściłam głowę. Zaczynałam czuć się senna, ale nie mogłam odejść.
'Josh nie żyje' napisałam krótko, mając nadzieję, że mama domyśli się, że tego dnia nie opuszczę szpitala. Podwinęłam nogi na krzesełko i oparłam obolałą od wrażeń głowę o zimną ścianę. Nawet nie wiem kiedy usnęłam.
Author's Note
Halo alo przyjaciele! 💕 No to macie rozdzialik 8) Wczoraj olałam pisanie dla Pioruna (jedna z moich najukochanszych bajek 💖😂) no więc nie bijcie xD Dzięki za przeczytanie i przepraszam za błędy 💘
Przypominam o asku 👉 xKaro257x 👈
SPOJLER ALTER
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nie polecam
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Serio
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Josh narazie będzie żył 8)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top