Rozdział 14
~ Karo's P.O.V. ~
- Nie Michael! Kurna zostaw mnie! - Usiłowałam się wyrwać.
- Puść mnie kurwa! - krzyknęłam.
- Karo, skąd takie słownictwo? - Fakt, nigdy nie przeklinałam.
- Ja pierdzielę, właśnie tracę najbliższą osobę, a ty narzekasz na ostrzejszy język? - jęknęłam nie przestając sie wyrywać.
- Zrozum, skoro to... - zaczął.
- Hannah - mruknęłam.
- Co? - spytał zdezorientowany.
- Nie 'to' tylko Hannah, to była ona - powiedziałam.
- Skoro... Hannah... Skoro go porwała, to nie ma dla niego nadzieji. - Usiłował mi wytłumaczyć.
- Jak mnie puścisz będzie! - Nie chciałam wierzyć w to, że znowu mogę go stracić.
- Przestań tak dbać o niego! Skrzywdził cię, zdradził nas wszystkich - mówił.
- Oh Michael, nie wiem czy pamiętasz, ale cholera kilka godzin temu ty mnie skrzywdziłeś przywalając mi z całej siły z liścia. - Uśmiechnęłam się ironicznie nie mając już więcej łez.
- Zamknij się już! - wrzasnął ze zdenerwowaniem ciągnąc mnie do wyjscia. Świetnie.
~ Jessica's P.O.V. ~
Krążyłam po tunelach już dobrych kilka godzin, cała obolała od upadku i od porwania przez... To coś... Nagle zauważyłam ruch.
- Jessica! - powiedział znajomy głos.
- Matt? - spytałam przestając rozumieć co się dzieje.
- Przecież to cud, że ty jeszcze żyjesz - powiedział przyglądając mi się. Po krótkiej wymianie zdań ruszyliśmy w poszukiwaniu wyjścia z kopalni.
Po chwili coś zaczęło nas gonić. Wyglądało jak bardzo zdeformowany człowiek. Na szczęście Matt mimo mojego kiepskiego stanu fizycznego nie zostawił mnie. Dzięki Bogu. Udało nam się wydostać z jaskini po dłuższym czasie. Tam również stwór nas nie zauważył, więc mogliśmy spokojnie wrócić do willi. A przynajmniej taką miałam nadzieję.
~ Sam's P.O.V. ~
Udało mi się wspiąć na wielki klif i bez chwili zwłoki ruszyłam w stronę schroniska. Szłam wzdłuż spokojnej drogi pokrytej białym śniegiem wsłuchując się jedynie w głosy wiatru. Niestety ta chwila nie trwała zbyt długo, poczułam na sobie czyjś wzrok i przez to co przeszłam byłam pewna, że to nic przyjaznego. Zaczęłam biec ile sił w nogach i o dziwo ciągle byłam szybsza od potwora. Cała przemoczona i zziębnięta dotarłam do willi.
- Wpuśćcie mnie! - wrzasnęłam pukając do drzwi z całych sił. Były zamknięte. Stanęłam w bezruchu usiłując przygotować się psychicznie na śmierć.
- Mike? - odwróciłam się, gdy ktoś złapał mnie za ramię i zauważyłam bruneta trzymajacego szatynkę za rękę. Zdołaliśmy otworzyć drzwi.
- Gdzie Josh? - spytałam zaniepokojona.
- On... - zmZaczęła Karo płacząc coraz mocniej po czym zrozumiała, że nie mamy na to czasu i otarła mokre oczy rękawem kurtki.
- Wybaczcie - mruknęła.
- Dorwało go - odpowiedział wreszcie Mike.
- Co za okropna śmierć. - Zadrżałam. Kolejna martwa osoba tej nocy, cudowna góra. Udaliśmy się do piwnicy w poszukiwaniu reszty.
- No to... Na ile oceniacie nasze szanse na przetrwanie? - spytałam.
- Wolę o tym... - zaczął Mike.
- Jakoś... zero? - powiedziała Karo nie odwracając wzroku od podłogi.
- Wolę o tym nie myśleć - skończył brunet.
~ Karo's P.O.V. ~
Cały czas miałam ochotę po prostu zatrzymać się, oprzeć się o ścianę i zacząć płakać, ale nie mogłam. Zostało tak niewiele czasu do świtu, może mamy jeszcze jakiś mały procent szans, żeby przeżyć. Może.
W piwnicy nikogo nie zastaliśmy co niezwykle mnie zamrtwiło. Czyżby kolejne ofiary tej strasznej klątwy? Zdecydowanie zadawałam sobie teraz zbyt wiele retorycznych pytań. Po prostu chciałam żyć... A może to instynkt? Podobno 'tonący człowiek brzytwy się chwyta'. Tak zawsze mówiła mi mama i nie rozumiałam jej wtedy. Teraz rozumiem.
- Uciekajcie! - do pomieszczenia wbiegli Ash i Chris, a za nimi słyszeliśmy krzyki wendigo. Całkowicie zdezorietowana stanęłam na chwilę po czym postanowiłam zamknąć drzwi którymi dwójka do nas przybiegła i pobiec za grupą. Na górze dostrzegłam moich przyjaciół stojących nieruchomo.
- Nie ruszaj się - warknał Mike i w tym czasie zauważyłam jednego z wendigo na żyrandolu. To była Hannah. Zauważyłam jej tatuaż przedstawiający kontury małego motylka. Ona zawsze głęboko wierzyła w efekt motyla, zresztą tak jak ja.
Nagle do środka wbiegły jeszcze dwa stworzenia, a że ich oczy wykrywają jedynie ruch, rzuciły się na siebie. Korzystając z chwili ich nieuwagi postanowiliśmy coś zdziałać. Zauważyliśmy jak gaz ulatnia się z jakiejś rury i to była nasza szansa. Mike zbił żarówkę i potrzebował tylko dostać się do włącznika. Starałam się odwracać uwagę wendigo od reszty, a przy okazji nie umrzeć. W końcu, gdy wszyscy jedno po drugim opuścili dom dobiegłam do przełącznika i wybuch odrzucił mnie na twardy śnieg. Ból przeszył całe moje ciało.
Umieram? Ostatnią rzeczą jaką dostrzegłam był helikopter, przylecieli po nas. Zaraz potem nastała ciemność. Nie było nic, żadnego dźwięku, obrazu czy uczucia.
Nic.
Author's Note
Hej kochani 💕 Po 1: spokojnie, to nie jest jeszcze koniec opowiadania xD Po 2: Nie bijcie, wiem, zawaliłam, nie było rozdziału przez 2 dni :/ Dzięki za przeczytanie i przepraszam za błędy 💝
PS. Co myślicie o założeniu aska, gdzie chociażby mogłabym Was poinformować kiedy możecie oczekiwać rozdziałów, lub po prostu na luzie popisać?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top