Rozdział 13

~ Josh's P.O.V. ~

'Panie Janie, Panie Janie, pora wstać, pora wstać' nie mogłem uwolnić się od otaczających mnie głosów.

- Nie... Wy nie żyjecie! - mówiły do mnie, obwiniały mnie. Miały rację! Mogłem je uratować! Ale nic nie zrobiłem!

- Nie możecie mi rozkazywać! - wrzeszczałem. Wszystko działo się tak szybko i było takie prawdziwe. I to wszystko przeze mnie. Zacząłem płakać.

~ Karo's P.O.V. ~

Razem z Sam udało nam się wspiąć na klif, mimo, że nie było łatwo. Cały czas wmawiałam sobie, że Josh żyje, chociaż byłam prawie pewna, że to nie prawda. To wendigo zabija tak okrutnie.

- Jak się trzymasz? - wreszcie odezwała się blondynka, bo całą drogę pokonywałyśmy w milczeniu.

- Dobrze... - Skłamałam nie mając ochoty na rozmowę.

- Nie kłam, widzę, że coś cię gnębi - mówiła patrząc przed siebie.

- Po co pytasz skoro wiesz? - westchnęłam spuszcząjc wzrok na kamienne podłoże.

- Nie wiem, może byłam ciekawa co jest nie... - Kontynuowała.

- Dobrze wiesz co jest nie tak. - Zakończyłam rozmowę wyprzedzając ją o kilka kroków.

Znów szłyśmy bez słowa co chwilę spoglądając na siebie nawzajem, jakbyśmy chciały się upewnić, że ciągle jesteśmy razem i żyjemy.

Chciałam już wracać do moich rozmyślań gdy zza drzwi wypadł Mike walczac z płonącym wendigo. Sam pomogła mu uwolnić się od stwora, a ja ciągle stałam obojętna na wszystko.

Rozmawiali o czymś, ale mnie nie obchodziło o czym. Wlokłam się za nimi powoli, rozglądając się za każdym razem, gdy usłyszałam w oddali głos wendigo.

- Do wody? - mruknęłam zawiedziona.

- A widzisz inne wyjście? - spytał Mike.

- Egh - westchnęłam wskakując do lodowatej wody, jednak jak zwykle nie byłam chętna, żeby tak po prostu iść za grupą.

- Karo! Dokąd idziesz? - krzyczała Sam.

- Nie wiem - odpowiedziałam niepewnie ciągle idąc w swoją stronę. W końcu dotarłam na ląd i rozejrzałam się dookoła. Udało mi się znaleźć jakiś... dziennik?

- To... To dziennik Hannah... - szepnęłam zszokowana.

Ona nie umarła. Nie od upadku. Ostatnie zapiski były jakimiś bazgrołami, z których udało mi się odczytać jedynie wyraz "głód".

- Hannah... zjadła ciało Beth... wiecie co to znaczy? - Te słowa ledwo przechodziły mi przez gardło, jednak coś zmuszał mnie do mówienia tego.

- Zmieniła się w wendigo? Nie to nie możliwe... - mówił brunet.

- Chodźmy już stąd, błagam - powiedziałam ponownie wskakując do wody. Gdy znów dostaliśmy się na ląd znaleźliśmy miejsce z zakrwawionymi ciałami bez głów zwisającymi z sufitu.

- Zaraz się porzygam! - wrzasnął Mike.

- Spokojnie - szepnęłam klepiąc go po ramieniu.

- Słyszycie? Ktoś krzyczy - powiedziała Sam podchodząc do drewnianej ściany.

- Josh! - W moich oczach pojawiła się iskierka nadzieji. Od razu pobiegłam do szatyna i przytuliłam go.

- Boże, już myślałam, że cię straciłam - wymamrotałam ze łzami w oczach.

- Nie jesteście prawdziwe - krzyknął odrzucając mnie.

- Josh! - Mike ponownie uderzył go w policzek.

- M-Mike? Sam? Karo? - Oprzytomniał.

- Dzięki Bogu! - Ponownie usciskałam chłopaka i tym razem nie protestował. Miałam nawet wrażenie, że go to ucieszyło, mimo że tego nie okazywał.

- Przepraszam za to. - Nie przestawał płakać.

- Nie jestem zła, tylko się martwiłam - powiedziałam patrząc w jego zielone, już bardziej obecne oczy.

- Nie chciałbym przerywać niezwykle uroczej scenki spotkania po latach, ale naprawdę, nie mamy czasu - powiedział Mike odchodząc od nas.

- Chodź Josh - powiedziałam delikatnie ciągnąc go za rękę.

- Po co wróciliście? - spytał ciągle nie ruszając się z miejsca.

- Czekaj... co? - spytałam zdezorientowana.

- Skrzywdziłem was wszystkich, nie powinienem, już na pewno nie ciebie, jako jedyna pobiegłaś za nimi. Powinniście mnie tu zostawić, pozwolić mi umrzeć... O ile chociaż na to zasługuję - mówił zapłakany.

- Nawet tak nie mów! - znów musiałam udawać silną.

- To wszystko moja wina... - Żalił się.

- Przestań, proszę - objęłam go i wreszcie mogłam uronić kilka łez tak, by nie zauważył.

- Chodźmy już - poprosiłam.

- Dobrze... - powiedział powoli się uspokajając.

- Dziekuję. - Delikatnie uniosłam kąciki ust i ścisnęłam jego rękę. Spojrzał na mnie pytająco.

- No co? Nie chcę Cię znowu stracić - zaśmiałam zacieśniając uścisk dłoni.

- Dzięki - mruknął.

- Za...? - spytałam.

- Za to, że jesteś. - Uśmiechnął się odwracając ode mnie wzrok.

- Od tego są przyjaciele - odrzekłam wpatrując się w niego jak w obrazek.

- Jesteś kimś więcej - powiedział.

- Jestem? - Nie ukrywając zaskoczenia zwolniłam kroku.

- Przyjaciele zawodzą, a ty nadal jesteś - mówił.

- Będę zawsze. - Nasze spojrzenia spotkały się pierwszy raz tego wieczoru.

- Boże drogi, gołąbeczki, ile można? - zauważyliśmy Mike'a biegnącego w naszą stronę.

- Gdzie zgubiłeś Sam? - mruknęłam z poirytowaniem.

- Poszła powiadomić resztę, że u nas jest dobrze, mamy wracać do schroniska drogą, którą tu przyszliśmy - powiedział.

- W porządku - odpowiedziałam ruszając za nim.

- Josh? Trzymaj się mnie, dobrze? - spytałam upewniajac się czy ciągle przy mnie jest.

- Jasne - odpowiedział. Znów weszliśmy do wody, jednak miałam przeczucie, że nie uda nam się przejść jeziora bezpiecznie.

- Nie! Nie jesteś prawdziwa! - krzyczał Josh. Kurna.

- Tutaj! - mimo, że Mike powstrzymywał mnie przed odejściem, wybiegłam zza skały widząc jak Hannah zmieniona w wendigo złapała Josha.

- Zostaw go! - zbliżałam się do nich. Nie mogłam go znowu stracić. Zamarłam gdy tylko spojrzała w moja stronę. Widocznie nie wykryła żadnego ruchu, więc zabrała mi szatyna sprzed oczu.

- Błagam... Dopiero go odzyskałam - wyciągnęłam rękę w ich stronę, jakby ten gest miał cokolwiek dać.

Author's Note
Hej 💝 No jakoś się wyrobiłam, ale łatwo nie było :/ Za dużo nauki :c Ale jeszcze tylko 4 dni, szkoda tylko, że codziennie mam jakiś sprawdzian, albo kartkówkę :/ Także nie bijcie za błędy i ewentualnie gorzej pisane rozdziały, bo serio ciężko jest :c Dzięki za przeczytanie 💕

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top