Rozdział 11

~ Karo's P.O.V. ~

Starałam się posłuchać wyjaśnień Josha, ale zdołałam tylko wyłapać coś o tym, że staniemy się gwiazdami internetu. Ciągle byłam w szoku po tym co się stało. W zasadzie w ogóle nie myślałam, że to prawda, to wszystko było tak pokręcone. Nie mogąc się skupić na ich rozmowie przyglądałam się jedynie temu co robią. Jednak następne zdanie zrozumiałam doskonale.

- Jessica nie żyje - powiedział Mike zbliżając się ze wściekłością do Josha.

- Mike, nie... - Usiłowałam krzyknąć, jednak nie potrafiłam. Dobrze wiedziałam, co brunet chce zrobić. Złapałam go za rękę.

- Kurde! - pisnęłam czując pieczenie od uderzenia Mike'a.

- Mike! Uderzyłeś ją?! - Skarciła go Sam i podeszła do mnie. Widziałam jak Josh upada spoliczkowany przez Mike'a z dużo większą siłą niż ja.

- Co z nim zrobimy? - spytał Chris przyglądając się scenie.

- Weźmiemy do szopy, zwiążemy, a rano zadzwonimy po policję - odrzekł brunet. Oboje związali nieprzytomnemu jeszcze przez chwilę chłopakowi ręce, a gdy się obudził zaczęli ciągnąć go do szopy.

- Idę z wami - szepnęłam nieśmiało.

- Co? Wykluczone - powiedział blondyn.

- Spokojnie, tylko się upewnię czy jesteście cali. - Zaśmiałam się smutno ruszając za chłopakami. Znów nie skupiałam się na dialogu z nimi, po prostu szłam i patrzyłam czy wszystko jest w porządku, bo miałam przeczucie, że to nie koniec naszych zmartwień.

- Karo! - Z zamyślenia wyrwał mnie głos Mike'a. Spojrzałam na niego pytająco, a on wskazał na Josha.
- Karo, czemu im pozwalasz? Mowiłaś, że zawsze będziesz mi pomagać - Nie mogłam tego znieść, ale musiałam słuchać.

- To nie jest moja decyzja Joshy - Posłałam mu zbolałe spojrzenie, lecz szybko wróciłam do przeglądania się śnieżnemu krajobrazowi. Gdy doszliśmy do szopy Mike i Chris posadzili Josha na krześle i przywiązali do drewnianego słupa.
Szatyn po chwili zaczął prowokować towarzyszy. Mike wycelował w niego pistoletem.

- Mike co ty wyprawiasz?! - wyrwałam mu broń z dłoni i rzuciłam Chrisowi wiedząc, ze jemu mogę w pewnym stopniu zaufać. A przynajmniej w większym niż Mike'owi.

- Serio myślałaś, że go postrzelę? - spytał zdezorientowany.

- Przed chwilą spoliczkowałeś go do nieprzytomności i prawie polamałeś mu kości, nie, z pewnością byś go nie skrzywdził - powiedziałam z ironią odchodząc kilka metrów od nich. Brunet polecił nam, żebyśmy wrócili do schroniska i poinformowali innych, że u nas wszystko w porządku.

- O... Będzie melanż. Może zamówimy pizze? - powiedział Josh.

- Ale ja chcę zostać - rzekłam stanowczo.

- Nie można mieć wszystkiego, Karo - powiedział blondyn i pociągnął mnie do willi.

Świetnie, znowu przegrałam.

~ Emily's P.O.V. ~

Znów szłam wilgotnymi korytarzami oświetlonymi jedynie czerwonym światłem padającym z flary.

- Co to?! - wrzasnęłam widząc łapę i czując udrapnięcie, a może... ugryzienie? Zaczęłam biec, a to coś pobiegło za mną. Zdecydowanie nie był to człowiek, ani zwykłe zwierzę.

Nie wiedziałam dokąd biegłam, ale teraz nie było to ważne, liczyła się tylko ucieczka. Obrzydliwe stworzenie ciągle siedziało mi na ogonie. W końcu wybiegłam na zewnątrz. Biegłam najszybciej jak mogłam, ale to nie wystarczało, potwór był dużo szybszy ode mnie.

Mimo to wreszcie udało mi się dotrzeć do schroniska. Łapiąc oddech zaczęłam opowiadać przyjaciołom co właśnie się wydarzylo. Nie wierzyli mi. Mówili, że to tylko głupi żart Josha, ale nie mieli racji. Nie byli w kopalni. Po chwili wbiegł Mike i dołączył do konwersacji. Nagle usłyszeliśmy dźwięk pukania.

- Kto to?

- Josh?

- Jess?

- To nie Jess. - Oburzył się Mike, wziął pistolet od Chrisa i oboje podeszli do drzwi. Broń na nic im się nie przydała, bo mężczyzna był sprytniejszy i z łatwością dostał ją w swoje ręce. Nakazał nam wszystkim udać się do salonu i posłuchać tego co ma nam do powiedzenia.

- Ta góra należy do wendigo - A więc tak nazywa się potwór, przed którym jakiś czas temu uciekałam.

Dowiedzieliśmy się trochę o tych wendigo, między innymi wiem, że duchy te opętują człowieka gdy dokona aktu kanibalizmu.

- Ludzie? Zostawiłem Josha kiedy usłyszałem krzyk Em. - Przypomniał sobie Mike.

- Gdzie niby został? - spytał nieznajomy.

- W szopie - odpowiedział niepewnie brunet.

- To już po nim, nie żyje - rzekł spokojnie. Jakoś nie mam ochoty za nim płakać. To przez niego przechodzimy przez to piekło. Należało mu się.

~ Chris's P.O.V. ~

- Jak to nie żyje? Przecież przed chwilą z nim byliśmy! - mówiłem niespokojnie nie mogąc znieść myśli, że ponownie go zawiodłem.

- Na tej górze rzeczy szybko się zmieniają - odparł facet. Mimo ostrzeżeń orzekłem, że idę po przyjaciela, a nieznajomy wreszcie dał sie przekonać, by iść ze mną.

- Widzę, że kompletnie nie rozumiesz powagi sytuacji - powiedział kierując się w stronę głównego wyjścia.

- A jednak idę po Josha, nieprawdaż? - powiedziałem.

- Nie, to ja idę po Josha. Ty tylko mi pomagasz, jasne? - rzekł.

- Tak, tak sądzę - odpowiedziałem niepewnie i ruszyłem za nim. Przy drzwiach wręczył mi strzelbę.

- Tym końcem w stronę tego co chcesz zabić. - Pouczył mnie.

- Człowieku, przecież umiem strzelać. - Poczułem się niedoceniony.

- Nie, nie umiesz. - Zaśmiał się.

- Skąd wiesz? - dopytywałem.

- Zaufaj mi, wiem - odparł. Podbiegła do mnie Ashley i złożyła delikatny pocałunek na moich ustach. Pozegnałem się z nią i ruszyłem za nieznajomym.

Author's Note
No hej ^^ Mam nadzieję, ze rozdział się podoba 💕 Jakieś oceny? Rady? 💝 I przepraszam za błędy :3

Btw. Uśmiercić Emily? xD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top