Rozdział 2
~ Josh's P.O.V. ~
Wczoraj przyszedł do mnie Chris, zresztą jak prawie codzień. Może i powinienem się cieszyć z tego, że mam przyjaciół, którzy o mnie 'dbają'. Jednak z drugiej strony, to oni zabili mi siostry. To ich wina.
Powiedział mi też, że Karo wczoraj wróciła do szkoły i że obiecała mnie odwiedzić. Ucieszyło mnie to, ona była jedyną osobą, która wtedy za nimi pobiegła i próbowała im pomóc, a do tego mimo braku uczestnictwa w pranku winiła się najbardziej.
Był też u mnie doktor Hill. Cóż mogę powiedzieć... sesje z nim w ogóle mi nie pomagają, a wręcz pogłębiają moja depresję.
Nieraz tracę kontakt z rzeczywistością. Wtedy widzę Hannah i Beth. Mówią ze zawiodłem je i winią mnie za swoje cierpienie. Mają rację.
- Przepraszam. - Zacząłem płakać - Tak strasznie mi was brakuje.
Usłyszałem pukanie do mojego pokoju i nie mogłem uwierzyć w to co zobaczyłem. Jednak przyszła. Nie opuściła mnie.
~ Karo's P.O.V. ~
Nie pewnie zapukałam do pokoju Josha i nie czekając na zaproszenie weszłam do środka. Widziałam jak odwrócony tyłem do nas Josh wyciera łzy i stara się uspokoić. Rozejrzałam się po jego ciemnym pokoju, który od mojej ostatniej wizyty niewiele się zmienił. Nie wiedziałam jak zacząć, więc ten pierwszy krok pozostawiłam Chrisowi.
- Cześć stary, jak tam? - Podszedł i poklepał Josha po ramieniu kucajac przy tym naprzeciw niego. Z ust Josha nie padła żadna odpowiedź, nie wiem nawet czy udało mu się zauważyć moją obecność.
- Josh? - powiedziałam tak cicho, że sama siebie ledwo słyszałam i delikatnie zbliżyłam się do przyjaciół. Znów nie było żadnej reakcji z jego strony, co zmusiło mnie do podejścia bliżej i zajęcia miejsca Chrisa, który raczej niechętnie je opuścił.
- Josh, to ja - powiedziałam tym razem nieco głośniej i spojrzałam w jego oczy.
- K-karo? - Wyglądał jakby wreszcie otrząsnął się z jakiegoś transu i zobaczył coś co go zachwyciło.
- Wróciłaś do mnie, nie zostawiłaś mnie - Zaczął płakać i przytulił mnie tak jak jeszcze nigdy tego nie robił. Na pozór był to zwykły przyjacielski uścisk, ale nie był taki jak zawsze, było w nim coś... odmiennego? Coś co przyprawiało mnie o ciarki. Jednak nie mogłam okazać przy nim strachu, powinnam sama stać się silna, zanim nakażę to innym.
- Joshua, przecież wiesz, że nigdy bym Cię nie zostawiła - mówiłam, powoli oswobadzadzając sie z jego uścisku.
- Zaczynałem tracić nadzieję - mówił patrząc w ciemno-brązowe panele na podłodze. Uniosłam lekko jego głowę zmuszając go przy tym do spojrzenia na mnie.
- Przepraszam - szepnęłam i tym razem to ja odwróciłam wzrok nie mogąc dłużej patrzeć na jego smutne, pozbawione chęci życia oczy. Chris prawdopodobnie widząc małą łzę wypływającą z mojego oka i możliwe wyczewając mój ból odciągnął mnie delikatnie.
- Jeśli chcesz, możemy już iść - powiedział próbując, żeby to zabrzmiało bardziej jak nakaz wyjścia, by ratować resztki mojej zdrowej psychiki.
- Nie wiem. - Zaś ja starałam się wypowiedzieć to na tyle cicho, by nie usłyszał mnie Josh. Wiem jak musiałoby go zaboleć to, że jego przyjaciółka chce odejść, czując przed nim strach.
Chris wbrew mojej woli, lub może według mojego pragnienia wyciągnął mnie z pokoju i zaprowadził do wyjścia po czym sam wrócił jeszcze na chwilę do Josha. Kazał mi iść i nie czekać na niego bo może mu to trochę zająć. Postałam jeszcze chwilę pod domem, z którego chwilę wcześniej zostałam wyprowadzona i słuchając się rozkazu Chrisa odeszłam do siebie.
Zaczynałam płakać coraz mocniej, czułam, że ponownie go zawiodłam.
Na dworze było zimno i wietrznie. Padał lekki deszcz, który po kilku chwilach przerodził się w ulewę i nie pozostawił mi ani kawałka suchego ciała. Nie przeszkadzało mi to, cierpiałam w środku, co było zdecydowanie gorsze od mokrego stroju.
W domu przebrałam się w suche ubrania i nic nie tłumacząc rodzicom udałam się do pokoju, by odrobić pracę domową. Miałam wielką nadzieję, że pomoże mi to zapomnieć o całym bólu choć na chwilę.
~ Chris's P.O.V. ~
Po odprowadzeniu Karo na dół wróciłem do Josha. Wiedziałem, że ona sama nigdy by nie wyszła, ale przecież to ją niszczy. Udaje silną, a tak naprawdę nie potrafi znieść cierpienia przyjaciela. Ale jak na to zareaguje Josh?
- Hej brachu... Karo... To znaczy... ja mus... - przerwał mi.
- Już... nic nie mów. - Odwrócił się i wyjrzał przez ogromne okno.
- Chciałem tyl... - Znów nie udało mi sie skończyć.
- Nie obchodzi mnie to - powiedział niższym niż zazwyczaj tonem i pozwoli zaczął otwierać okno. Podszedłem do niego i usiłowałem złapać za rękę jednak to też zawiodło. Odepchnął mnie i siadając na parapecie przerzucił nogi na drugą stronę.
Nie wiedziałem co mam zrobić, jeśli podejdę mógłby zeskoczyć w obawie przede mną, a jeśli nie? Też może zeskoczyć, a ja bede żył z jeszcze większymi wyrzutami sumienia.
- Josh posłuchaj, ona chciała zostać ja tylko. - Wreszcie odwrócił wzrok od chodnika i spojrzał na mnie przekładając nogi z powrotem i podchodząc bliżej.
- Tylko co? Tylko się mnie bała? Tylko nie jestem już dla niej ważny? A może nigdy nie byłem? - Zaczął dopytywać podnosząc głos z każdym wyrazem. Teraz zauważyłem, że zbliżył się na niebezpieczną odległość.
- To nie jest jej wina - rzuciłem krótko po czym wyszedłem z jego niesprzątanego od bardzo dawna pokoju i opuściłem dom.
Author's Note
Heeej ^^ No i jest drugi rozdział, mam nadzieję, że Wam się podoba :3 Co sądzicie o perspektywach innych osób? No i przepraszam za błędy jeśli jakieś są (:
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top