p r o l o g u e

LOVE IN MY HEAD
LOVE IN MY SOUL
LOVE IN MY HEART

    Ciemność przerywana była jedynie mdłym światłem dobiegającym z klawiatury.  Rytmicznymi salwami próbowało się przedrzeć, oświetlając znajduszjące się w pomieszczeniu meble, ale to słabe miganie ledwie starczyło na odznaczenie niektórych konturów. Jedynie.

    Pojedyncze skrzypnięcie zawiasów i z korytarza do środka wlała się niebieskawa poświata, a za nimi podążyły kroki. Miękka guma nie wydała ani jednego dźwięku w kontakcie w cienką wykładziną. A może to nie dzięki butom, ale ich właścicielowi?

    Papierowa torebka zaszeleściła w bladych palcach. Pojedyncze westchnienie. Chwilia ciszy i znów kroki. Bardzo ostrożne i precyzyjne, żeby tylko nie obudzić rozpostartej na większości panelu, nieruchomej sylwetki. Kartonowy kubek zachwiał się na krawędzi blatu, gdy nowoprzybyła postać zahaczyła łokciem o czubek przykrywki. Długie włosy zasłoniły jej całą twarz, kiedy rzuciła się, żeby go przytrzymać.

    Kolejne westchnięcie. Głośniejsze, o niskich tonach. Jednakże nie męskie.

    Dziewczęce.

    Plastikowa pokrywka zaskrzypiała, ale ugięła się pod jej palcami. Kubek był w połowie pełny. Powąchała jego zawartość.

    - To ci snu nie zastąpi - cicho mruknęła, kręcąc głową.

        Odstawiła papierową torebkę daleko z tyłu blatu. Kucnęła. Kubek z resztką kawy schowała pod blat. Lepsza zniszczona wykładzina, niż panel. Miała już wstać, miała wyjść i wrócić do siebie, ale kolejne mignięcie z klawiatury, oświetliło śpiącą twarz i ona zamarła.

    Jej szczęście było okrągłe i miało kształt dużej bańki mydlanej. Wszystko w środku było idealne. Z zewnąrz nie musiało. Dla niej najważniejsze było wnętrze.

    Chciała, żeby trwało jak najdłużej.

    Ręka zatrzymała jej się w połowie drogi. Nawet nie zauważyła, kiedy ją podniosła. To było takie bezwiedne. Uśmiechnęła się, a ręka opadła jej do boku, bo jej szczęście było okrągłe i miało kształt bańki mydlanej, a też i jak bańka mydlana mogła lada chwila rozpuścić się w powietrzu. Ostrożność.

    Powoli, bardzo ostrożnie, aby tylko nie wydać z siebie niepotrzebnego dźwięku, wstała. Ostatnie spojrzenie, kolejny uśmiech i miękka kurtka z grubego materiału powędrowała na poruszające się w sennym oddechu ramiona.

    Mdłe światło z klawiatury ponownie zostało zaburzone przez niebieską poświatę. Na krótko. Drzwi ponownie się zamknęły i jedynym śladem po nocnym gościu była papierowa torebka, niemy świadek tego, że komuś zależało.

opowiem ci historię...

chyba wiem, jaką

naprawdę?

znam ją aż za dobrze

nie posłuchasz?

wiem, jak się kończy.
to nie jest dobre zakończenie

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top