UnderFÅĮĻ I (Rozdział XVIII)
- Więc, tak jak mówiłem... Wymorduję was wszystkich. Jednego po drugim... Nie możecie cały czas unikać Kryształu Materii... W końcu dosięgnie was jego potę-
Errorowi przerwało to, że w głowę uderzyła go jedna z rąk Gastera.
- Mówiłeś coś? - spytał naukowiec - bo niedosłyszałem...
Gaster wcześniej stał kawałek od pola walki wraz z Asgore'm, Toriel i Undyne obserwując przebieg bitwy i czekając na odpowiedni moment aby wkroczyć do walki.
- Jak ty mnie.. - wyjąkał Error - N-Nieważne - Zdzwił się gdyż był niewidzialny, więc Gaster nie powinien go dostrzec. Przeteloportował się i wystrzelił z kilku Blasterów do Inka. Na szczęście Sans obronił towarzysza swoimi Blasterami przez co Inkowi się nic nie stało.
- To Twój koniec kolego... - powiedział Ink - mamy przewagę.
- Tak ci się tylko wydaje. - odpowowiedział mu Error
Nagle za plecami Inka pojawił się Virus, złapał go i przeteleportował się gdzieś razem z nim.
- Gdzie go zabrałeś?! - krzyknął spanikowany Sans - gdzie!
Po chwili Virus pojawił się również za plecami Betty i zniknął wraz z nią.
- Sans! - krzyknął Gaster - stańmy plecami do siebie! Asriel, ty też!... Asriel?
Sans i AntiVirus wraz z pozostałymi mieszkańcami Podziemia zostali pozbawieni trzech sojuszników zabranych niewiadomo gdzie.
Miejsce do którego zostali zabrani Asriel, Ink i Betty nie należało jednak do tego świata. Było to miejsce ukryte głęboko w multiwersum. Tak tajemnicze i tak dobrze ukryte, że mało kto w ogóle o nim słyszał, a co dopiero w nim był. Ink wiedział trochę o tym miejscu, ale była to niewielka wiedza i niewystarczająca aby być w tym miejscu bezpiecznym.
Asriel obudził się z ogromnym bólem głowy. Leżał na nierównej, wilgotnej, twardej, jakby skalnej powierzchni. Otaczała go złowroga ciemność. Jedynie gdzieś kilka metrów od niego tliło się jakieś światełko. W głowie mu piszczało jakby po jakimś wybuchu. Miał też niewielkie mdłości. Jego nogi wyglądały jakby ktoś otarł nimi o asfalt. Były poranione, w niektórych miejscach powoli ściekała z nich krew. Jego futro było gdzieniegdzie czerwone. Strasznie go bolało. Leżał na plecach. Nie był w stanie się podnieść. Próbował, ale gdy podparł się dłońmi, okropnie go zapiekły. One też były poranione, jakby pocięte jakimś ostrym narzędziem. Rany były na tyle głębokie, że siegały jego mięśni, przez co nie mógł się podeprzeć ani się czegoś złapać. Przez ból nie zwrócił uwagi na temperaturę. Było zimno. Piekielnie zimno. Asriel zastanawiał się czy to nawet nie był mróz. Z zimna powoli zaczynał się trząść. Na szczęście nie padał śnieg ani nie wiał żaden wiatr. Wcześniej Asriel nie zwrócił uwagi na otoczenie jednak teraz jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności i był w stanie zauważyć niemal każdy szczegół miejsca w którym się znajdował. Daleko od niego z sufitu, na kilku kabelkach zwisała żarówka dająca bardzo słabe światło. Na jednej ze ścian było sześć strzałek namalowanych ciemnozieloną farbą. Wskazywały one różne kierunki, kolejno: góra, dół, lewo, dół, prawo góra. W kącie pomieszczenia w którym przebywał Asriel leżał stos patyków. Podłoże przypominało mokry asfalt, a ściany były zrobione z cegieł i delikatnie mówiąc nie były one w za dobrym stanie.
Sufit tworzyły spróchniałe deski i dziesiątki jeśli nie setki pajęczyn. Po chwili piszczenie w głowie Asriela ustało tak samo jak mdłości. Ból głowy pozostał, ale i tak mimo piekielnego bólu, Asriel podparł się, stanął na chwiejnych, zranionych nogach, wziął jeden z patyków na stosie i podpierając się nim powoli ruszył jedynym, ciemnym korytarzem wychodzącym z pomieszczenia.
Betty otworzyła oczy w ciemności. Nic nie widziała. Bała się. Przed chwilą jakiś szkielet zabrał ją i przeteleportował tutaj. Zamknęła oczy z powrotem. Wolała nic nie widzieć. Miała posiniaczoną lewą nogę. Leżała na mokrej powierzchni przypominającej asfalt. Bolała ją głowa. Nagle zaczęła słyszeć narastające, równomierne stukanie które echo kilkukrotnie powtarzało.
Każde kolejne stuknięcie zwiększało jej ból głowy. Po chwili usłyszała głośne kaszlnięcie. Teraz wiedziała, że KTOŚ się do niej zbliża. Zaczęła szukać miejsca do ukrycia się. W kącie zobaczyła starą, drewnianą, spróchniałą szafę. Bez zastanowienia weszła do środka. W szafie było kilka dziur. Dzięki nim Betty mogła swobodnie oddychać. Były też na tyle duże, że spokojnie mogła obserwować pokój. Były jednak wystarczająco małe, że to coś, wchodzące do pokoju nie zauważyłoby jej. Dziewczyna rozejrzała się po pokoju przez jedną z owych dziur. Przy jednej ze ścian stała duża lampa z pięknie zdobionym kloszem. Dawała niewielkie światło, lecz wystarczające do oświetlenia całego pomieszczenia. Było ono niewielkie. Betty zdziwiła się gdyż lampa nigdzie nie miała kabla, a mimo to świeciła.
Gdzie ja w ogóle jestem? pomyślała.
Dopiero teraz zauważyła, że przy posadzce jest niewielka mgła. Najgęstsza jednak była przy wyjściu z pomieszczenia. W ogóle nie było widać tam podłogi. Przedtem nie zwróciła też uwagi na temperaturę. Było bardzo, bardzo zimno. Na rękach miała gęsią skórkę.
Stukanie cały czas przybierało na głośności. Brzmiało to jakby ktoś uderzał czymś twardym w ścianę czy... podłogę. Miała wrażenie, że to coś jest tuż pod pomieszczeniem w którym była. Jej oddech przyspieszył. Para wydobywała się z jej ust coraz częściej. Serce biło jej szybko jak nigdy. Ktoś wszedł do pomieszczenia. Betty szybko odsunęła od niego wzrok. Nie widziała go dokładnie. Trzęsąc się ze strachu, skuliła się na dnie szafy i zamknęła oczy. Stukanie zniknęło. Jedyne, co słyszała to głośnie bicie jej serca. Wstrzymała oddech.
Asriel szedł korytarzem już dłuższą chwilę. Nie było żadnych rozwidleń, tylko parę zakrętów. Co jakiś na suficie była jakaś żarówka rozświetlająca otoczenie. Dłonie strasznie bolały go od podpierania się kijem, jednak bez tego nie był w stanie iść dalej, a to było teraz dla niego priorytetem. Dowiedzieć się gdzie jest i jak może wrócić. Czasami zatrzymywał się, żeby nasłuchiwać czegokolwiek. Zawsze nic. Czuł, że opada z sił. Zaraz nie będzie mógł iść dalej. Podejdzie tylko kilka metrówi padnie na ziemię. Jednak Asriel cały czas szedł dalej. Trochę kurzu unoszącego się w powietrzu wleciało mu do ust. Zakaszlał głośnio i wykrztusił z siebie dość spory pyłek.
Po chwili znalazł rozwidlenie. Trzy korytarze. W lewo, prosto i w prawo. Przypomniał sobie strzałki. Pierwsza to na pewno była góra. Góra czy... Prosto? Asriel poszedł więc środkowym korytarzem na wprost siebie. Cały czas zwalniał kroku. Był coraz bardziej wycieńczony. Nagle dotarł do jakiegoś pomieszczenia. Stała w nim dość duża lampa i stara, drewniana, zniszczona szafa. Z szafy dobiegło głośne stuknięcie. Asriel pomyślał, że coś lub ktoś tam siedzi. Odrzucił kij, i ledwo utrzymując się na nogach spróbował wyciągnąć swój Chaos Saber. Pojawił się tylko na chwilę. Potem zniknął. Asriel zląkł się. Cokolwiek, co się znajdowało w tej szafie wyłączyło jego moce. Przy podłodze gromadziła się mgła tak gęsta jakiej nigdy nie widział. Zebrał się na odwagę na moment zapominając o bólu i sięgnął do drzwi szafy. Nagle drzwi szafy gwałtownie się otworzyły a z nich ktoś z krzykiem wyskoczył i powalił Asriela na łopatki. Głośno krzyknął z bólu.
- A-Asriel? - zapytał znajomy, damski głos
- Betty? - oszołomiony po upadku Asriel - co ty tu...
Zszokowana Betty zeszła z Asriela i pomogła mu wstać.
- Wybacz, naprawdę. Bałam się i...
Ręce Betty wciąż się trzęsły mimo tego, że znalazła Asriela, dalej nie mogła się uspokoić.
- Ugh... Wszystko... Wszystko w porządku. - Asriel złapał się za głowę. Strasznie go bolała.
- A-Azzy... Co ci się stało w rękę?! - Betty zobaczyła rany na jego dłoniach.
- Nie wiem... Naprawdę... Po prostu... Odpocznijmy. - Asriel położył się na twardej posadzce.
- Zaczekaj - powiedziała Betty. Podeszła do szafy wyjęła z niej coś i podała Asrielowi. To był koc - Trzymaj, znalazłam jak siedziałam w tej szafie - uśmiechnęła się ciepło.
- D-Dzięki - Asriel wziął koc
i zarumienił się. Nie było tego widać w półmroku jaki panował w pomieszczeniu. Betty położyła się gdzieś obok.
- Ty będziesz spać na tej twardej podłodze? - powiedział Asriel zmęczonym tonem.
- Na to wygląda - odpowiedziała mu Betty.
Asriel wyjął koc spod siebie i podał go Betty.
- A-Ale... - tym razem ona się zarumieniła. Zawstydzona odpowiedziała:
- Ale ty nie możesz leżeć na tym asfalcie! Jesteś cały... Pokaleczony!
- Po prostu to weź - powiedział wycieńczony Asriel
Betty niepewnie wzięła koc i położyła się na nim. Koc niewiele jej dawał. Wystające kamienie i tak wbijały jej się w plecy. Na dodatek koc brzydko pachniał. Jakąś stęchlizną, albo czymś w tym rodzaju.
- Asriel... - zagadnęła - czy czujesz się czasami... bezsilny?
- Mhm... - odpowiedział wyraźnie zmęczony Asriel.
- Kiedy przyszłam razem z Charą do domu Sansa i Papyrusa właśnie tak się czułam. To było okropne. Kazano nam zostać w domu. Siedzieliśmy na schodach, bo na dole nie było miejsca.
Było tam pełno szkieletów, chociaż słyszałam, że na polu bitwy było ich więcej. Mówili coś o końcu świata i o tym, że mamy to tutaj przeczekać. Powiedziano mi i Charze, że ty również jesteś na polu walki. Okropnie się denerwowałam. Nie mogłam wyjść bo to "zbyt niebezpieczne". Byłam zła i zmartwiona. Wraz z Charą wpadłyśmy na to, że uciekniemy. Poszłyśmy do pokoju Papyrusa, bo pokój Sansa był zamknięty, otworzyłyśmy okno, wyskoczyłyśmy przez nie i pobiegłyśmy Tam Gdzie Można Zobaczyć Słońce. Tak jak nam powiedzieli, była tam bitwa. Resztę już znasz co nie Asriel? ... Asriel?
Betty podniosła się i spojrzała na Asriela. Książe Podziemia smacznie sobie spał.
- Dobranoc książe - powiedziała Betty, nachyliła się nad Asrielem i delikatnie pocałowała w czoło. Potem położyła się na kocu i szybko zasnęła.
Korytarz...
...
Iść naprzód...
...
...
Lampa...
Szafa...
Obiekt 17 zlokalizowany...
Nierozponany obiekt...
...
Człowiek...
Potwór...
Człowiek...
Potwór...
...
Błąd...
Nie rozpoznano gatunku obiektu...
Uzupełnianie w bazie danych...
...
...
...
Sukces...
Odkryto gatunek: Hybryda...
Zadanie ukończone pomyślnie...
Powrót do stacji dokującej...
Teleportacja...
...
...
...
___________________________________
Top 10 anime comebacks
2137: Asriel3000 z mlekiem
Nie no ale serio h0i! Witam was o ponad rok starszych! Um... Czemu nie było rozdziałów?
Excuse #1: zapomniałem, że watt istnieje
Excuse #2: nie chciało mi się
Postanowiłem, że pociągnę to dalej. W ogóle ten rozdział został zaczęty w listopadzie... huh...
Nie wiem co tu jeszcze napisać. Jestem sobie w Bieszczadach i troche mi się nudzi więc to piszę. Hmm... Do nexta?
(Dlaczego po czasie to brzmi jakoś głupio?...)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top