UnderFÅÎĻ I (Rozdział XXXI)
Chara dotarła po kilku minutach do kratki wentylacyjnej za którą było pewne światło. Wyjrzała przez nią i zmrużyła oczy, bo światło je drażniło po przebywaniu w ciemności. Wbiła nóż w kratkę i wycięła w niej prostokątny otwór pozwalający jej wyjść. Zobaczyła, że jest około dwa metry nad ziemią a w pewnej odległości było kilka osób. Zeskoczyła i obejrzała się. Ze ściany lawy wystawał ogromny stalowy bunkier.
Z niego wychodziło kilka zestawów metalowych schodków. Drzwi którymi miałoby się do nich wychodzić wyglądały na szczelnie zamknięte co zdziwiło Charę. Nie oglądała się za Frisk. Obie nie były zbyt rozmowne więc przyzwyczaiła się do ciszy gdy z nią przebywała. Zaczęła iść w stronę osób które widziała w oddali. Nagle zobaczyła, że przed nia ktoś leży. Gdy podeszła bliżej zobaczyła, że to Frisk. Była nieprzytomna i ubrudzona błotem. Chara ukląknęła przy niej i potrząsnęła nią aby ją ocucić. Frisk wzdrygnęła się i otworzyła oczy. Kiedy Chara to zauważyła, szybko odskoczyła od niej, bo jej oczy nie miały źrenic ani tęczówek, były całe białe. Wyglądały na... Nieżywe. Nagle z oczu Frisk wypłynęła dziwna, czarna ciecz. Chara przerażona podeszła do niej i jej się przyjrzała.
Czarna ciecz po jej policzkach pociekła na trawę, a jej klatka piersiowa powoli unosiła się
i opadała, co oznaczało, że żyje. Nagle w mgnieniu oka czarna ciecz zniknęła, a oczy Frisk przybrały normalny wygląd.
- F-frisk, żyjesz? - Chara się sztucznie zaśmiała
Frisk spojrzała na nią jakby zaspana i spytała:
- Czy to tutaj jest?
Chara zdziwiła się i odpowiedziała:
- Nie wiem o co ci chodzi Frisk. Dobrze się czujesz? Nie boli cię głowa?
Frisk potrząsnęła głową.
- Wszystko do- - nagle głos dziewczyny urwał się, bo zobaczyła wysoką, czarną postać którą wcześniej widziała w lesie i w szybie wentylacyjnym wpatrzoną w nią swoimi pustymi, czarnymi oczami.
- Co się dzieje? - zapytała Chara. Zauważyła, że Frisk patrzy się gdzieś za nią, więc obróciła się, ale nic tam nie było. Poczuła natomiast dziwny zapach. Był trochę podobny do psującego się mięsa. Odwróciła się
z powrotem w stronę Frisk i spytała:
- Widziałaś tam coś?
Frisk przerażona pokiwała głową wciąż wpatrzona w miejsce gdzie przed momentem widziała to coś.
- Jak się tu znalazłaś? - spytała Chara - ciągle szłaś za mną, znalazłaś jakiś skrót?
- Ja... - Frisk zawachała się - ja nie wiem.
- Dobra - powiedziała Chara podnosząc się z kolan - wstawaj
i chodź, tam ktoś jest.
Frisk trudem podniosła się z trawy
i poszła za Charą w stronę kilku ludzi w oddali.
Po kilku minutach marszu rozpoznali jedną z tych osób.
- To chyba Sans - powiedziała Frisk - ma białą głowę i niebieską bluzę. Nie wiem czemu leży, oby żył...
- Chyba widzę Gastera - dodała Chara - leży obok Sansa
- Tak, to chyba on - przyznała Frisk - przyspieszmy.
Dziewczyny nie rozpoznały dwóch pozostałych osób dopóki nie podeszły bliżej.
- To... Azzy - powiedziała Chara
- I Undyne - Frisk zaczęła biec - coś jej się nie zgadzało w tej sytuacji.
Undyne cisnęła w Asriela partią włóczni lśniących w blasku lawy. Ten z łatwością ich uniknął i telekinezą zgniótł zbroję na lewym ramieniu Undyne.
- Ngahhhh! - Undyne krzyknęła z bólu. Zbroja zgniotła jej kości. Jednak ona miała być niezniszczalna. Z ogromną prędkością podskoczyła do Asriela i uderzyła go lewą pięścią w brzuch. Asriel zgiął się i jęknął, ale szybko zregenerował się.
- Dalej działa - powiedziała pewna siebie Undyne patrząc na swoją lewą rękę.
Asriel nagle zaczął biec w stronę Undyne. Wyjęła włócznię aby się obronić i kiedy już miała wbić ją w Asriela, ten zniknął. Undyne odsunęła się odruchowo i zaczęła machać włócznią na wszystkie strony. Nagle włócznia utknęła w czymś niewidzialnym. Undyne nie mogła jej wyjąć. Puściła ją, a ta została nieruchoma w powietrzu. Nagle z jednej włóczni zrobiły się dwie, a z dwóch cztery. Wszystkie skierowały się na Undyne i otoczyły ją z czterech stron. Undyne nie wiedziała co zrobić.
- Idź przed siebie - Undyne usłyszała znajomy, damski głos. Bez wahania pobiegła przed siebie prosto na jedną z włóczni kiedy nagle ujrzała przed sobą czerwony blask i włócznia na którą biegła zniknęła. Podbiegła jeszcze kawałek i odwróciła się szybko. Zobaczyła Charę z nożem świecącym na czerwono, która zmaga się z lewitującymi włóczniami oraz Frisk, która robi to samo czerwonym Mieczem Determinacji.
- Co wy tu robicie, dzieciaki?
- Przyszłyśmy... Można powiedzieć, że ci pomóc - powiedziała Chara przecinając kolejną włócznię.
- Uciekłyśmy z tego bunkra przez wentylację, wiedziałyśmy, że już jest na miejscu - dodała Frisk broniąc się czerwoną tarczą przed dwoma włóczniami.
- To... milusio - Undyne chciała przywołać jakąś włócznię do ręki, ale żadna się tam nie pojawiła - co jest...
Nagle jedna z włóczni zaczęła lecieć w jej kierunku. Zatrzymała się tuż przed jej twarzą. Undyne zobaczyła, że za jej koniec jedną ręką trzyma Chara.
- Z czego jest ta włócznia? - zapytała - ona jest lodowata i parzy jednocześnie!
Undyne szybko złapała za włócznię i złamała ją w pół. Lawa wylała się z jej lodowej skorupy i wylądowała na trawie. Sielone kępy zajęły się ogniem, który zaczął się rozprzestrzeniać w niesamowitym tempie.
- Szybko, chodźcie! - Undyne podbiegła do Gastera, wzięła go na plecy, Charze i Frisk zleciła zabrać Sansa i pobiegła na metalowe schody. Po chwili Chara i Frisk dotarły do niej z Sansem którego musiały ciągnął i usiadły obok Undyne na schodach. Nieprzytomnych Gastera i Sansa położyli wyżej.
- Dobrze, że te schody są tak szerokie - westchnęła Undyne
Powoli obserwowały, jak ogromny obszar pokryty trawą, zajmuje się ogniem. W powietrzu unosiło się strasznie dużo dymu, który wszyscy wdychali. Undyne poczuła się słabo. Nagle wszystko przed nią zniknęło.
Obudziła się i od razu poczuła zapach palonej trawy(don't). Rozejrzała się. Gaster i Sans siedzieli przed schodami na ziemi. Ziemia. Wszędzie, gdzie była trawa była teraz ziemia pokryta warstwą popiołu. Frisk i Chara leżały na schkdach obok niej. Nie wiedziała, czy spały czy zemdlały jak ona. Podeszła do Gastera i Sansa.
- Co robimy? - spytała
Sans spojrzał na nią.
- Ta twoja włócznia pozbawiła nas źródła tlenu. Nie będziemy mieli czym oddychać za kilka dni. A jeżeli wypuścimy ludzi to za kilka godzin. W bunkrze też nie ma zbyt wiele powietrza, przez wentylację dociera to stąd, a jest ono jakie jest.
- Przepraszam... - Undyne przygryzła dolną wargę.
- To nic nie da - powiedział Gaster załamanym głosem - i tak zginiemy.
___________________________
H3ll0! J4k c0ś t0 tr4w4 n13 z4j3ł4 si3 wcz3śni3j 0gni3m 0d ści4ny l4wy, b0 j4 t4k p0st4n0w1ł3m. N4ur4
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top