UnderFÅÎĻ I (Rozdział XXVIII)

   Lekarz i Undyne spojrzeli w stronę drzwi. Ujrzeli w nich zdyszanego Sansa.
- Undyne! - zawołał Sans - potrzebuję twojej pomocy!
- Prowadzę teraz operację - powiedział lekarz
- Dobra, masz pan jakieś antidotum na te leki uspypiające? - spytała Undyne zrywając się ze stołu operacyjnego
- Nie, nie posiadam - odpowiedział lekarz
- A, chrzanić to! - krzyknęła Undyne! - wrócę później... Albo nie.
Undyne wraz z Sansem pobiegli korytarzem w stronę schodów.
- Stało się coś strasznego - powiedział Sans - cały poziom pierwszy odłączył się i pewnie już spłonął z cywilami w środku!
- Co?! - Undyne nie dowierzała - i-i-ilu ich tam b-było?
- Normalnie jest około 3000 miejsc na poziom ale jest ich o 33% więcej bo czwarty poziom został ewakuowany więc gdzieś 4000.
- Cholera jasna, to jakaś tragedia! Straciliśmy jedną trzecią ludności! A miałam chronić to zasrane Podziemie... Generał Chirrup by sobie-
- Ty jesteś generałem i przestań narzekać na siebie, to nie twoja wina! - krzyknął Sans - mamy teraz ważniejsze rzeczy na głowie. Error gdzieś zniknął.
- To ta... Ciemna kreatura tak?
- Tak - powiedział Sans
- W takim razie... Znajdźmy go.

   Asriel obudził się. Wszędzie wokół niego było ciemno. Leżał na czymś miękkim i ciepłym jednak nie widział co to jest. Zobaczył, że obok niego też ktoś leży. Zauważył, że miał kontrolę nad swoim ciałem i mógł się spokojnie poruszać. Wstał i zachwiał się, bo dawno nie używał swoich nóg więc ciężko mu było złapać równowagę. Miał na sobie jakieś spodnie i bluzę. Nie dojrzał ich odcienia przez brak światła. Odruchowo włożył ręce do kieszeni i poczuł coś małego i twardego. Wyjął to z kieszeni. Nie widział co to jest, ale wyczuł palcami, że ma kształt kuli. Nagle przedmiot zabłysnął zielonym światłem i rozświetlił okolicę. Asriel rozejrzał się wokół. Był w jakimś tunelu którego końca nie widział. Ściany tunelu były zrobione jakby z ciepłej, czerwonej galarety która przypominała nieco teksturą mięśnie.
Kilka kroków od Asriela leżała nieprzytomna bądź śpiąca Betty. Asriel chciał ją obudzić, żeby razem poszli w głąb osobliwego tunelu. Uklęknął przy niej i złapał ją za ramię aby delikatnie nim potrząsnąć. Nie zdążył jednak tego zrobić, bo ledwo dotknął ramienia dziewczyny, ta od razu podniosła się i wzięła głęboki i głośny wdech jakby wypłynęła z wody po długim czasie. Złapała Asriela za rękę jakby chciała ją z siebie strącić. Dopiero gdy zobaczyła, że to on w świetle jego kulki, zawstydzona, opuściła rękę.
   - P-przepraszam - powiedziała - przestraszyłam się, bo miałam...
   - Zły sen? - zgadł Asriel
   Betty jeszcze bardziej się zaczerwieniła i przygryzła dolną wargę.
   - T-tak...
   Asriel wyciągnął do niej rękę.
   - Wstawaj - powiedział - idziemy
   Betty chwyciła jego rękę i podniosła się z ziemi.
   - Gdzie jesteśmy? - spytała
   - Chciałbym wiedzieć... - Asriel westchnął i spojrzał w górę
   - ŇĮÇ PŘØŞŤŞŽĔĢÕ - usłyszeli zniekształcony głos
   Asriel zacisnął ręce w pięści.
   - Mogłem się tego spodziewać - powiedział - ciągle mną targasz. Ale co ona tu robi?! Chociaż jej daj spokój!
   Error zaśmiał się.
   - Bardzo mi wtedy pomogłeś, zbierając te kryształy... Nic by się bez ciebie nie udało Asriel. Gdyby nie to, już byś nie żył. Pogratuluj sobie, książe. A ona... Sam wybrałeś, że akurat ona tu będzie. Może nieświadomie?
   - Gdzie jesteśmy?! - Asriel poczuł niepohamowany gniew w stronę Errora.
   Zastała go głucha cisza.
   - ÔDPØWIEĐZ MI! - wykrzyczał, a jego głos nabrał dziwnego brzmienia. Ze złości uderzył w ścianę tunelu i szybko tego pożałował. W jego głowie poczuł okropny ból, jakby sam siebie z całej siły tam uderzył.
   - Chyba już wiesz... - zaśmiał się Error - chodzicie po twoim mózgu, Asriel! Jesteście krążącymi myślami w moim, znaczy naszym... Superorganiźmie. Wasze dusze są moje, a wy zostaniecie tutaj dopóki ktoś mnie nie pokona... Czyli na zawsze - Error ponownie zarechotał - Tak czy siak... Nie dałem was tutaj bez celu... Możecie coś wynieść z tego miejsca... Powodzenia.
   Głos Errora ucichł, a cisza którą wówczas nastała, bardziej była drażniąca niż jego głos.
   Asriel padł na kolana i oparł się rękami o ścianę. Spojrzał w górę i oddychał szybko.
   - Nie mogę, nie mogę...
   - Asriel... Czy to był ten... Error?
   Asriel westchnął głęboko i zacisnął zęby.
   - Tak...
   - Ale... Ty naprawdę wybrałeś mnie?
   - Nie, nic nie wybierałem... Ja-
   - To dlaczego on-
   - Podobasz mi się i tyle! Tego się nie wybiera...
   Betty rozszerzyła oczy.
   - W takim razie... - zaczęła
   Nie wiedziała co powiedzieć. Też to czuła w stosunku do Asriela, ale wiedziała, że Chara jest w nim wręcz zabójczo zakochana. Nie chciała podejmować pochopnych decyzji.
   - Po prostu idźmy dalej...
   Asriel wstał, skinął głową i popatrzył na nią. Betty zaczęła powoli iść przed siebie tunelem. Obejrzała się na Asriela, ale gdy zobaczyła, że on też na nią patrzy, odwróciła wzrok i zaczęła iść dalej.
   - Chodź - powiedziała najchłodniej jak potrafiła. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. Asriel jej nie zauważył.

   - Cholera Sans, jaki masz plan? - Undyne ledwo nadążała za szkieletem, który co chwilę teleportował się naprzód.
   - Chodź do sterowni. On może tam być.
   Nagle ich rozmowę przerwał komunikat:
   Szanowni Państwo, za minutę bedą Państwo mogli opuścić pokład i wyjść na ląd.
   - Jak to za minu... - Sans spojrzał na zegarek - faktycznie... siedem i pół godziny temu byłem w sterownii przy ewakuacji czwartego poziomu... Zmiana planów Undyne. Idziemy na ląd.
   - Jak na ląd?
   - Docieramy naszym bunkrem do Obsydianowej Jaskini.
   - Do tego miejsca z legend? Gdzie nikomu niczego nigdy nie brak?
   - Tak, Undyne, właśnie tam.

   #$#%#^ wpatrywał się ze skupieniem w ścianę lawy. Czekał tak długie godziny. Obiekt miał dawno być na miejscu. Error wspominał o jakichś niepowodzeniach ale bunkier miał dotrzeć na czas. Nagle ujrzał go wyłaniającego się z lawy. Ogromny. Wysoki na dziesięć metrów, a szeroki na setki, długi na tysiące. Zahaczył o brzeg i wysunął dziesiątki schodów. Gdy lawa spłynęła z niego, otworzył się jeden właz na samym środku. Wyszedł nim Sans z Undyne. Gdy szkielet go zobaczył, jakby zamarzł.

Raviak

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top