UnderFÅÎĻ I (Rozdział XXIV)

Asriel nie odpowiedział Errorowi. Nie był w stanie tego zrobić, gdyż dalej był pod jego kontrolą. Error mógł się poruszać, walczyć czy też mówić za niego. Asriel wiedział już, że Error go zwyczajnie wykorzystywał
i teraz zrobi coś okropnego z pomocą jego nowych umiejętności.
Error nagle zniknął i powiedział do Asriela:
- Znikam, żeby myśleli, że to ty... Jednak nie obawiaj się. Będę tuż za tobą... - Error zaśmiał się - to takie proste. Oni nawet nie wiedzą, że koniec jest za ich plecami, bawiąc się z nimi... Z radością obejrzę koniec tego świata, a potem jego odrodzenie, które poprowadzisz ty, mój drogi. Pozwolę ci teraz mówić...
Asriel poczuł, że jego usta się odblokowały.
- Dlaczego chcesz zniszczyć ten świat i go odrodzić? Nie możesz zostawić go w spokoju? - Asriel chciał dodać coś jeszcze ale jego usta zamknęły się na skinięcie ręki Errora.
- Ten świat jest bezużyteczny i nudny. Nie potrzebuję go w moim królestwie takiego, jaki jest. Żeby odpowiednio go ukształtować, będziemy musieli go zbudować od zera. Aktualnie, potencjał tego świata się marnuje, a ja nie cierpię marnującego się potencjału... Ach... Asriel... Nadchodzą lepsze czasy. ŅÅŞŽĔ ÇŽÃŞÝ.

Betty wylądowała gdzieś na śniegu. Jej dłonie bez rękawiczek okropnie marzły. Wstała, owinęła dłonie w swój sweter i otrzepała się ze śniegu.
Po chwili obok niej wylądował Gaster. Szybko wstał i też się otrzepał.
- Reszta zaraz powinna tu spaść - powiedział i spojrzał w górę.
Po chwili obok nich prawie równocześnie spadli Sans z Inkiem.
- Gdzie Asriel? - spytała Betty
- Spokojnie, zaraz powinien tu być - powiedział Gaster - Czasami można wracać tu nawet kilka minut. Usiądźcie.
Gaster zdjął swój płaszcz i położył na śniegu niczym jakiś koc. Cała czwórka usiadła na nim i skuliła się gdyż było bardzo zimno.
Mijały minuty, a Asriel dalej się nie pojawiał. Betty chyba zdążyła się już przeziębić. Nic dziwnego skoro w Snowdin panował mróz, a ona miała tylko sweter i spódniczkę.
- N-No i gdzie on jest? - zapytała Betty dygocząc z zimna.
Sans wyraźnie się zmartwił.
- Musimy iść - powiedział do Gastera
Sans, Ink i Gaster wstali.
- Chodź - powiedział Sans do Betty
- A-Ale co z Asrielem?
- Chodź, nie ma już czasu!
- Nie zostawię go tutaj!
- On tu nie wróci - powiedział chłodno Gaster
- Jak to nie wróci? - Betty zadrżała, nie wiadomo czy z zimna czy ze strachu.
- Nie mamy teraz czasu. Trzeba iść w jakieś bezpieczne miejsce. Wszystkie Potwory trzeba sprowadzić do bunkra. Jak najszybciej!
- Ja zostaję - powiedziała stanowczo Betty.
- Zmarzniesz na śmierć! - powiedział Sans
- Trudno - powiedziała Betty
- Szkoda czasu - Ink złapał Sansa za ramię - chodźmy już.
Betty nawet nie obejrzała się za nimi tylko siedziała skulona na płaszczu Gastera.
- Pójdę do laboratorium
w Hotlandzie, żeby powiadomić przez nasze megafony całe Podziemie. Zwołam ich do bunkra, a wy czekajcie tam na nich - mówiąc to Gaster podał Sansowi klucze do bunkra, a sam pobiegł w stronę Snowdin Town, najpewniej do Rivermana.
- Chodź Ink - powiedział Sans do towarzysza i poszedł z nim do bunkra znajdującego się w głębi Hotlandu.
- Z piątki nagle zostało nas dwóch - powiedział Ink
Sans odetchnął głęboko.
- No wiesz, Asriel zniknął, Betty została w lesie, a Gaster pobiegł do labolatorium.
- A, no tak... Byłeś kiedyś w tym bunkrze?
- Nie.
- Przed Ścieżką Ludobójczą kilka miesięcy temu prawie nikt o nim nie wiedział. Gaster dawno temu znalazł go i unowocześnił.
- A gdzie on jest?
- W dalekich zakątkach Hotlandu. Jest strzeżony przez dziesiątki rycerzy z Królewskiej Straży.
- Ale wpuszczą nas tam, nie?
- Pewnie. Znają mnie, a ciebie im przedstawię.
Kiedy dwa szkielety weszły do Hotlandu usłyszeli zewsząd głos Gastera:
UWAGA, MIESZKAŃCY PODZIEMIA!
WIELKIE NIEBEZPIECZEŃSTWO ZBLIŻA SIĘ DO NASZEJ KRAINY. PROSZĘ WSZYSTKICH O SKIEROWANIE SIĘ DO BUNKRA W POŁUDNIOWO-WSCHODNIM HOTLANDZIE. POKIERUJĄ WAS TAM KRÓLEWSCY STRAŻNICY. POSPIESZCIE SIĘ. ZABIERZCIE JEDZENIE I NAPOJE, ALE NIC POZA TYM! SPIESZCIE SIĘ GDYŻ ZAGROŻENIE JEST OGROMNE!

- Przyspieszmy - powiedział Sans - musimy być tam przed wszystkimi.
Po kilkunastu minutach biegu Sans i Ink dotarli do niewielkiego słupa w dziurką na klucz na górze. Sans wyjął z kieszeni klucz i przekręcił go w dziurce. Ziemia zadrżała. Lawa pod stopami dwóch szkieletów zabulgotała, a spod niej wyłonił się szyb windy. Po chwili wyłonił się kolejny i kolejny, aż w końcu było ich siedem. Drzwi jednej z wind otworzyły się, a Ink i Sans weszli do środka. Sans wcisnął jakiś przycisk po czym winda pomknęła w dół. Po kilku sekundach winda gwałtownie zatrzymała się przez co oba szkielety się przewróciły. Drzwi windy otworzyły się, a Sans i Ink wstali po czym wyszli z windy. Znajdowali się w jakimś holu. Kamienna podłoga była wyłożona czerwonym dywanem, na bordowych ścianach wisiały pejzaże przedstawiające Powierzchnię oprawione w złote, zdobione ramki. Na również bordowym suficie wisiały wielkie, srebrne żyrandole, będące jedynym źródłem światła w pomieszczeniu. Było tam też kilka stalowych drzwi. W holu stało trzech królewskich strażników.
- Witaj Sans - powiedział pierwszy
- Kim jest twój towarzysz? - spytał drugi
- To Ink Sans - odpowiedział Sans
- Och, to naprawdę on? - zdziwił się pierwszy
Ink pokiwał głową.
- W takim razie wam obojgu daję kartę dostępu na poziomie czwartym.
Strażnik podał Sansowi i Inkowi po jednej czerwonej karcie z wydrukowaną, czarną czwórką. Kiedy oboje schowali swoje karty do specjalnych opakowań które również otrzymali, trzeci strażnik poprowadził ich do drzwi na których widniał napis: "Tylko dla Personelu" i otworzył je skanując swoją, pomarańczową kartą z czarną trójką skanerem znajdującym się obok drzwi.
- Proszę iść tędy - strażnik wskazał palcem na drzwi znajdujące się za tymi otwartymi przed chwilą.
Kiedy Sans i Ink weszli za drzwi otwarte przez strażnika, zamknęły się one za nimi. Tutaj nie było już tak pięknie. Podłoga, ściany i sufit były z betonu. Podeszli do drugich drzwi, Sans wyjął swoją czerwoną kartę i przeskanował ją. Drzwi odblokowały się, a ze skanera wydobył się głos:
Przyznano dostęp.

Undyne na rozkaz Gastera wpuszczała mieszkańców Podziemia do wind i przekazywała im białe karty dostępu poziomu pierwszego. Do każdej z nich mogło wejść siedem z nich, nie więcej. Po kilku godzinach na liście Undyne zostało tylko kilka osób. Asgore, Asriel, Betty, Chara, Frisk, Gaster i Toriel. Undyne zobaczyła Charę i Frisk zmierzające w jej stronę.
- Hej! - przywitała się Frisk - Co jest?
- Z tego co wiem to sytuacja wymknęła się spod kontroli. Właźcie do windy - Undyne podała dziewczynom po białej karcie i skierowała je do jednej z wind. Wykreśliła je z listy. Po chwili zobaczyła Toriel i Asgore'a.
- Wasza Wysokość - Undyne ukłoniła się
- Co się dzieje? - zapytała Toriel
- Ten stwór co przylazł do naszego świata... Chyba jest zbyt potężny czy coś. Proszę wziąć to i wejść do windy. Undyne podała dwie czarne karty poziomu piątego parze królewskiej i zaprowadziła ich do windy.
- Zostali Asriel, Betty i Gaster... - powiedziała pod nosem Undyne
- Już jestem - powiedział Gaster
- Aaa! - Undyne aż podskoczyła gdyż Gaster zaszedł ją zza pleców -
w porządku - wykreśliła Gastera z listy - wiesz co z Asrielem i Betty?
- Nie wiem co z Asrielem. Betty jest w lesie w Snowdin. Czeka na Asriela
i za nic w świecie nie chce się stamtąd ruszyć.
- Hej, patrz! To Asriel! - Undyne wskazała daleko, na kogoś powoli idącego w ich kierunku.
Gaster przełknął ślinę.
- To nie Asriel.
_______________________________
H0i! It's a me! To przedostatni rozdział z maratonu więc na co czekasz? Czytaj dalej! B0i! ☆w☆

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top