UnderFÅÎĻ I (Rozdział XXXVI)
- Gdzie on zniknął? - zdziwiła się Undyne wciąż wstrząśnięta po tym jak Raviak ją odepchnął. Asriela nigdzie nie było widać, jednak Raviak cały czas stał kilka kroków od niej.
- Ty coś z nim zrobiłeś... - generał Straży Królewskiej spojrzała na mroczną postać i wyjęła włócznię.
- Spokojnie Undyne - Sans stanął obok i spojrzał na Raviaka - walka z nim nic nie da... On nigdy nie walczy. Gardzi tym, prawda, Raviaku?
- ŌŤØŻ ŢÖ - przyznał mroczny humanoid - WĀĽĶÅ JĔŞȚ PŘÝMĮŤÝWÑĄ ÛČÌĖÇŽĶĄ ØĐ MŘŌĶŮ...
- Co zrobiłeś z Asrielem? - zapytała Betty robiąc krok w stronę Raviaka z kosą w ręku.
- ĐĽÅÇŽÊĞØ ČĪĘ ȚÕ ŌBÇHØĐŽĪ? - Raviak spojrzał na dziewczynę - PŔŽĖĐ ÇHWİĻĄ PØŽBÅWĮŁÄŚ ĢŐ ĶØŃČŽÝÑÝ.
Betty nie wiedziała co ma powiedzieć.
- Właśnie - wtrąciła się Chara - widać właśnie jak ci na nim zależy.
- TO TY PRZED CHWILĄ PRÓBOWAŁAŚ GO ZABIĆ! - krzyknęła wściekła Betty, jednak po chwili uspokoiła się - po prostu... Nie rób mu nic... Kimkolwiek jesteś.
Raviak przyjrzał się dziewczynie po czym rzekł głosem zbliżonym do normalnego:
- Nie jĕsteś czãsem tą dzįĕwczyną, którą Aşriel wýbrał?
Betty od razu domyśliła się o co mu chodziło.
- O czym on mówi, Betty? - spytała zaniepokojona Chara.
- Właśnie, o co chodzi? - Sans spojrzał na dziewczynę pytająco.
- Nié cžaş na tø - powiedział Raviak po czym zrobił dziwny gest rękoma. Nagle, zapadł całkowity mrok.
W mrok obrócę dzień... I światło w dzień obrócę...
Te słowa usłyszeli Sans, Undyne, Betty i Chara oraz wszyscy mieszkańcy znajdujacy się obecnie w bunkrze.
Toriel po usłyszeniu tych słów zląkła się i podbiegła do Asgore'a.
- Słyszałeś to? - zapytała
- Tak... Gaster miał rację.
Nagle do pary królewskiej podbiegł lekarz, ten sam, który miał obejrzeć Undyne. Jego twarz była zakryta maseczką.
- Wasza wysokość... - zwrócił się do Asgore'a - trzeba zamknąć mieszkańców w pokojach. Tylko tam będą bezpieczni. Straż również.
Asgore przytaknął i wraz z lekarzem pobiegł do sterowni zostawiając Toriel samą.
- Jak się nazywasz, doktorze? Nigdy wcześniej cię nie widziałem - zapytał król lekarza
- Doktor Vinatrius, nic dziwnego, że mnie król nie widział, pracuję nocami w laboratorium wraz z panem Gasterem.
- Och, rozumiem - odparł Asgore - Gaster nigdy mi o tobie nie wspominał.
- To dziwne - powiedział Vinatrius.
Po około minucie dotarli do sterowni. Doktor ogłosił komunikat dotyczący zostania w pokojach. Kilka sekund po ogłoszeniu komunikatu wszystkie światła w bunkrze zgasły.
- Co jest... - Asgore rozejrzał się. Nie mógł dostrzec doktora - gdzie jesteś, Vinatriusie?
- Jestem tutaj, spokojnie - odpowiedział doktor łapiąc króla za ramię - akumulatory wysiadły...
- Co robimy w takim razie? - Asgore zaniepokoił się.
- Powinniśmy spróbować wyjść. Jeżeli jesteśmy na miejscu, nie zaleje nas lawa...
- Dobrze, dobrze... Masz latarkę doktorze?
- Powinna być w sterowni, pod panelem sterowania - Asgore wraz z doktorem zaczęli więc szukać po omacku panelu sterowania.
- Mam ją! - krzyknął Vinatrius po czym oświetlił pokój urządzeniem.
- Świetnie, teraz znajdźmy wyjście.
- Powinniśmy wyjść sekretnym włazem. Jest dobrze ukryty, ale wiem gdzie.
- Prowadź doktorze - powiedział Asgore i poszedł za lekarzem.
Po chwili światło latarki padło na ogromny obraz przedstawiający Snowdin Town, a konkretnie "Bilbiotekę". Vinatrius zdjął go i odsłonił równie wielki, stalowy właz. Asgore dotknął go.
- Nie parzy - zauważył
- W takim razie, otwórzmy go - powiedział doktor.
Król wraz z lekarzem złapali właz od dołu i pociągneli w górę. Padło na nich jaskrawe światło. Zobaczyli jaskinię. Asgore inaczej ją zapamiętał. Była pokryta trawą, a... Pod sobą widział jałową ziemię niczym po jakimś pożarze. Poza tym
w powietrzu czuć było zapach palonej trawy(dobra to jest już nudne).
- Co tu się stało? - król zeskoczył na ziemię, a zaraz po nim zrobił to Vinatrius.
- Nie mam pojęcia... - doktor rozejrzał się zszokowany. W oddali dostrzegł kilka osób - Wasza wysokość, proszę spojrzeć!
Asriel potarł oczy i znów spostrzegł przed sobą swoją spaczoną, roztopioną, jakby zepsutą kopię.
- Też się bałem - powiedział sobowtór - bałem się nowego otoczenia, zdarzeń, strasznych ludzi...
Asriel nie mógł się ruszyć, ani nawet nic powiedzieć.
- Jednak straszni ludzie przestali byc straszni, a ci, których wcześniej znałem, wyrzekli się mnie. Ci, którzy przedtem byli straszni, przyjęli mnie do siebie. Byli otwarci. Dobrze wiem co myślisz, też im nie ufałem... Jednak okazało się, że było do zbyteczne. Ci ludzie pokazali mi nową drogę. Zniszczenie przeszłości, aby zrobić miejsce na przyszłość... Zgodziłem się. Zabiłem ludzi, którzy mnie porzucili.
Asriel z przerażeniem patrzył jak jego kopią krąży wokół niego patrząc mu w oczy.
- Nie miałem wyrzutów sumienia, gdyż sumienia też się pozbyłem. Sumienie jest tylko przypomnieniem o przeszłości, która jak już mówiłem stoi na mojej drodze ku przyszłości. Trafiłem tutaj aby ci powiedzieć, że nie wszystko jest jakie się wydaje. Starzy przyjaciele to oszuści. Nowe nadzieje nigdy cię nie zawiodą. Oczywiście, że mi nie uwierzysz. Sam się o tym przekonasz. I kiedy to się stanie... Znajdziesz mnie tu. Będę czekał na ciebie wierząc, że zrozumiesz swój prawdziwy cel na tym nędznym świecie.
Sobowtór Asriela potarł ręką swoją twarz, a pod nią ukazała się twarz Errora.
- WÎĚŞŽ, ÇØ ČĪĘ ÇŽËĶĂ... PŘÂWĐÅ?
Asriel przerażony spojrzał w oczy mrocznemu szkieletowi. Nie mógł mu nic odpowiedzieć, jednak nawet gdyby mógł, zapewne nie zrobiłby tego. Rzeczy które powiedziała jego kopia, czy Error z początki były dla niego oczywistą manipulacją. Dawno już nie ufał Errorowi. W głębi duszy jednak czuł, że nie został okłamany. Chciał wstać, jednak nie był w stanie. Leżał tak w bezruchu na białym, miękkim materacu myśląc. Pomyślał o Betty. Czy jest teraz bezpieczna? Bał się, że Error czy ten... "Raviak" coś jej zrobi i... Asriel zgubił się w swoich myślach. Poczuł nagłą senność. Przypomniał sobie daleką przeszłość. Biegał z Charą po ogrodach pałacowych. Bawili się w berka. Chara zawsze wygrywała i śmiała się gdy go łapała, lub gdy on nie był w stanie jej dogonić. Nie był to serdeczny śmiech. Przybrana siostra nabijała się z niego. Często płakał gdy się z niego smiała, jednak później zawsze się przepraszali i wszystko kończyło się dobrze... Nie powinno. Chara nigdy nie zapłaciła za swoje czyny. Nie tylko podczas zabawy
w berka. Nie zapłaciła za jego śmierć
i zatrucie taty. Nie zapłaciła za przejęcie kontroli nad Frisk i bestialskim mordowaniu tysięcy niewinnych potworów. Tak... Ona nigdy nie zapłaciła. Asriel nigdy wcześniej o tym nie myślał. Przeszłość nawiedziła go teraz niczym najstraszniejszy duch. Poczuł coś podpowiada mu, że przeszłość tylko szkodzi i powinien się jej pozbyć... Pozbyć się śladów przeszłości...
Chara
(Thx za 100 odczytów na prologu)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top