°°Rozdział 7°°

30 Maj 2007

Minął tydzień od kiedy Emma odwiedziła dom Hargreeves'ów. W tym czasie zdążyła już wykonać 2 mniej ważne zlecenia. Dziewczyna szykowała broń i inne potrzebne przedmioty do ataku na Sir. Reginalda.

Jak tamtego dnia wróciła do domu rozrysowała plan domu i opisała pokoje, które pokazał jej Klaus. Zaznaczyła też miejsce gdzie były alarmy. W intrenecie sprawdziła ile minie czasu od jej wejścia, do wezwania policji.

Brunetka też parę razy spotkała się z Benem na kawę w kawiarni lub na spacer. Jednak w czasie tych spotkań czuła, że ktoś ich obserwuję. Jednak nie umiała stwierdzić kto.

Dziś też była umówiona z Azjatą na spotkanie w bibliotece. Spojrzała na zegarek. Musiała się już pomału zbierać. Zaczęła chować wszystkie swoje plany i bronie do walizki a potem do skrytki pod łóżkiem. Przed wyjściem jeszcze rozejrzała się czy niczego podejrzanego nie ma na wierzchu. Po czym opuściła mieszkanie.

Nie zdawała sobie nawet sprawy, że w tłumie ludzi stoi Five i patrzy na nią.
-Mam cię.- powiedział do siebie.

To on od tygodnia szpiegował ją i Ben'a by odkryć gdzie dziewczyna ma swoją kryjówkę. Musiał znaleźć dowody na to, że Emma jest Spopielaczem. Bo inaczej rodzina mu nie uwierzy w tym najbardziej Ben.

Wszedł do budynku. Na schodach spotkał staruszkę.
-Przepraszam panią. Szukam mieszania swojej przyjaciółki. Nazywa się Emma Roch jest brunetką gdzieś takiego wzrostu.- powiedział pokazując wzrost dziewczyny w porównaniu do siebie.

-O tak. To wspaniała dziewczyna. Bardzo miła i robi mi czasami zakupy. To ja wynajęłam jej to mieszkanie. Wcześniej mieszkał tam taki bardzo niegrzeczny młodzieniec z kolegami. Cieszę się że tym razem trafił się taka cudowna osoba.- powiedziała staruszka z miłym uśmiechem.

-Mogła mi pani powiedzieć które to mieszkanie?- zapytał spokojnie

-Tak oczywiście kochanieńki. To 126.- zamyśliła się.
-Albo 124.- dodała po chwili.

-Nie jestem pewna w tym wieku mam już problemy z pamięcią. Na pewno jest to 120 ale nie pamiętam niestety ile.- przeprosiła kobieta z miłym uśmiechem

-Dziękuję pani bardzo za pomoc na pewno sobie poradzę.- powiedział jak na dobrze wychowanego przystało i poszedł dalej schodami w górę. Zapukał najpierw do mieszkania 126 tak jak mówiła emerytka.

Nikt nie odpowiedział. Nie było też słychać by ktoś tam był. Sprawdził czy nikogo nie ma w pobliżu i przeteleportował się do środka. Nikogo nie było w mieszkaniu.

Zaczął przeszukiwać mieszkanie. Na szafce nocnej zauważył nóż Diega.
-To jej mieszanie.- powiedział przypominając sobie jak w czasie ich pierwszego spotkania. Spopielacz uciekł z nożem jego brata w nodze.

Zaczął szukać jakiś innych dowodów. Zajrzał do szafy jednak nie było tam. Przeszukał każdą szufladę która była w domu.

-Gdzie mogła wszystko ukryć?- zapytał sam siebie.

Spojrzał na łóżko. Coś mu podpowiedziało, że powinien pod nim poszukać. Klaus nie raz chował swój alkohol pod łóżkiem. Może dziewczyna robi tak samo.

Odsunął mebel jednak niczego tam nie było na pierwszy rzut oka. Zaczął chodzić rozdrażniony tym, że nic nie znalazł.

-Nóż Diega to nie jest wystarczający dowód. Jestem pewny, że to ona. Wszystko by się zgadz...- przerwał gdy pod jego nogą zaskrzypiała deska. Była to jedyna która zaskrzypiała.

Chłopak szybko klęknął na ziemi i z pomocą sztyletu brata podważył deskę po czym bez problemu wyciągnął ją z ziemi. Odrzucając na bok. Spojrzał do dziury. Był tam jednak straszny mrok.

Wstał i zaczął szukać latarki. Jedyne co znalazł to lampka nocna. Podpiął ją do najbliższego gniazdka i poświęcił sobie.

W skrytce zauważył tylko walizkę. Pozbył się jeszcze dwóch desek po czym na spokojnie wyjął bagaż z szerokim uśmiechem zwycięstwa.

-Mam swój dowód- położył torbę podróżną na ziemi przed sobą. Miał szczęście ponieważ przez pośpiech dziewczyna zapomniała zablokować zasuwki w zamku na kod.

Otworzył walizkę. Pierwsze co się rzuciło w oczy to pistolet, sztylety i zapas nabojów.

Rozpiął drugą część. Tam była masa kartek. Zaczął je wyciągać i rozkładać ma ziemi. Były to szkice ich domu, druki maili od zleceniodawców i różne zapiski.

Znalazł plik kartek z jego nazwiskiem. Zaczął czytać to co wiedziała o nich dziewczyna.
-Dlaczego Ben tak dużo gada o rodzinie?- zapytał sam siebie nie wierząc w to co widzi.

Spojrzał na zegarek który stał na szafce nocnej. Dochodziła już 14:00 a o tej godzinie Numer Sześć miał wrócić. Przynajmniej tak mówił Alison.

-O shit.- warknął i zaczął szybko pakować papiery z powrotem do walizki. Nie mógł zostawić po sobie żadnych śladów. Gdyby brunetka zorientowała się że tu był mogła by się przenieść do innego miejsca a wtedy musiałby znów marnować swój czas na śledzenie jej i swojego brata.

Schował walizkę tam gdzie była po czym przykrył ją deskami tak jak było to zrobione na początku. Przesunął łóżko na prawidłowe miejsce. Rozejrzał się jeszcze czy na pewno wszystko jest na swoim miejscu.

Przeteleportował się na korytarz. Zszedł szybko schodami na dół i wyszedł z kamienicy chowając się w tłumie przechodniów. Wrócił szybko do domu, musiał by się długo tłumaczyć jeśli spóźnił by się na obiad.

Po posiłku poszedł za ojcem do jego gabinetu musiał z nim porozmawiać.
-O co chodzi Numerze Pięć?- zapytał mężczyzna siadając za biurkiem.

-Odkryłem kim jest Spopielacz. Mam niepodważalne dowody które potwierdzają moje przypuszczenia.- powiedział spokojnie.

-Możemy uniknąć ryzyka pożaru. Jeśli złapiemy ją dziś w nocy- dodał po chwili ciszy.

-Chodź ze mną- oznajmił wstając. Zeszli razem do głównego holu. Tam weszli razem do windy. Sir. Reginald kliknął odpowiedni przycisk. Zaczęli jechać w dół. Gdy winda się zatrzymała
Pan. Hargreeves wyszedł jako pierwszy prowadząc młodzieńca przez pusty korytarz aż do metalowej celi, która znajdowała się na końcu.

-To tu ją zamkniesz. Ochroni nas to przed płomieniami i nie roztopi się też za szybko. Jak tylko ją złapiesz przynieś ją tu. Będę musiał zadać jej parę pytań.- opowiedział z śmiertelną powagą jak zawsze.

-Dobrze ojcze.- powiedział Numer Pięć, by potwierdzić, że rozumie jego słowa.

-Mogę ci obiecać, że jutro będziemy ją mieli.- dodał patrząc na celę.

-A co zamierzasz z nią zrobić?- zapytał gdy kierowali się już do windy.

-Planuje uczynić ją członkiem Akademii. Jeśli się zgodzi. A jeśli nie to oddamy ją odpowiednim służbom, które znajdą jakąś odpowiednią do jej mocy cele.- odpowiedział starszy wchodząc do windy.

-Rozumiem- powiedział Five stając obok ojca. Spojrzał na cele na końcu korytarza rozmyślając nad tym wszystkim. Wtedy drzwi od windy się zamknęły.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top