°°Rozdział 6°°

24 Maj 2007

Dzień zaczął się trochę nie spokojnie. Reginald Hargreeves z rana wyjechał z domu, mówiąc coś o ważnym spotkaniu.
Pierwszy raz od zawsze młodzi mieli dom dla siebie. Pogo nie było, bo pojechał gdzieś z Vanyą dla jej bezpieczeństwa. Było ich sześcioro i Grace, która była wspaniałą i przemiłą kobietą. Dzieciaki zawsze czuły się przy niej swobodnie.

Emmę bardzo cieszył taki obrót zdarzeń. Gdy kota nie ma to myszy harcują co nie? Dostała od założyciela Akademii Umbrella wyzwanie, by go zabić. Zrobi to ale nie jest głupia. Gra nie jest czysta jeśli jeden z graczy nie wie na czym stoi.

Em miała plan jak wybadać teren. Musiała się zorientować gdzie jest słaby punkt domu i jakie tu mają zabezpieczenia. Do tego planu właśnie potrzebowała czegoś co należy do Ben'a. Obcego nie wypuścili by do środka, dzięki temu może być taka szansa.

Na spokojnie podeszła do drzwi i zapukała. Otworzyła jej młoda dziewczyna o ciemnej karnacji.
-Hej. Zastałam może Ben'a. Jestem jego koleżanką od niedawna. Wczoraj jak byliśmy razem w bibliotece zgubił swoją kartę biblioteczną.- powiedziała Em z miłym uśmiechem.

Za Alison po chwili pojawił się Klaus. Rozpoznał od razu dziewczynę.
-Emma, co tak stoisz wbijaj do nas. Chcesz może alkoholu?- zapytał ciągnąc dziewczynę do salonu.

-Nie pije alkoholu jestem abstynentką z wyboru- rzekła siadając na kanapie. Faza pierwsza poszła po jej myśli z małą pomocą szczęścia.
-Przys...- zaczęła mówić jednak trochę już podpity Numer Cztery położył palec na jej ustach.

-Ccciiii. Najpierw przedstawię ci rodzinę.- powiedział z uśmiechem.

-Ta cudowna i piękna brunetka to Alison. Tamten muskularny blondynek za nią to Luther. Ten przyjemniaczek z nożem który schodzi po schodach to Diego. Jest jeszcze Five ale on rzadko wychodzi ze swojego pokoju. A mnie i Bena już znasz.- oznajmił z szerokim uśmiechem.

-Tak Five prawie nigdy nie opuszcza swojego pokoju no chyb że skończy mu się kawa. Dziwie się że jeszcze nie pomyślał o tym by zamontować sobie tam ekspres.- zaśmiała się Alison i usiadła na fotelu.

-Jak już słyszeliśmy wszyscy od Klausa jesteś Emma tak?- zapytała z miłym uśmiechem patrząc na gościa.

-Tak jestem Emma Roch.- powiedziała i uścisnęła jej rękę. To wszystko wydawało się aż za łatwe.

-To jest Ben w domu? Chciałabym mu oddać jego własność bo potem jeszcze zapomnę.- stwierdziła szczerze, wyciągając z kieszeni kartę biblioteczną chłopaka.

-Chodź zaprowadzę cię do jego pokoju.- powiedział Klaus z dziwną wesołością. Złapał jej nadgarstek i zaczął ją ciągnąć w stronę schodów.

Kiedy szli korytarzami i chłopak mówił jej co gdzie jest. Dziewczyna starała się wszystko zapamiętać by móc rozrysować sobie w domu mapę budynku.

Tak łatwiej będzie jej zaplanować drogę wejścia i ucieczki. Stanęli przed pokojem Ben'a. Klaus zapukał i poszedł będąc teraz w swoim świecie.

Dziewczyna nie czekając na proszę weszła do jego pokoju.
-Dzień dobry.- powiedziała spokojnie. Chłopak spojrzał na nią zaskoczony.

-Emma. Co tu robisz?- zapytał wstając z łóżka.

-Wczoraj zgubiłeś kartę biblioteczną. Miałam ci ją oddać już wczoraj ale totalnie wyleciało mi z głowy. Dlatego przyszłam dziś. Adres znalazłam w necie nie ukrywacie się za bardzo jak na super bohaterów.- stwierdziła z śmiechem. Z kieszeni wyjęła dokument chłopaka i podała mu go.

-Dziękuje. Nawet nie zdałem sobie sprawy że jej nie mam.- zamyśliła się na moment. Odłożył przedmiot do portfela gdzie był bezpieczny.

-Spodziewałam się, że będzie tu u was bardziej rygorystycznie. Przynajmniej tak to wyglądało z twoich opowieści. A tu niespodzianka do domu wciąga mnie pijany Klaus.- zaśmiała się przypominając sobie to. Usiadła na łódzki chłopaka

-Dziś wyjątkowo nie ma taty, więc mogliśmy sobie na to pozwolić. Normalnie to pewnie nawet nie przekroczyłabyś progu drzwi.- powiedział szczerze.

-Może zejdziemy na dół do reszty z chęcią poznam twoje rodzeństwo. Albo oprowadzisz mnie po domu.- zaproponowała licząc na to, że zgodzi się ją oprowadzić. Musiała dokładnie zapamiętać budowę budynku.

-Lepiej nie będę cię oprowadzać. Jakby się tata dowiedział, że ktoś obcy był blisko jego gabinetu zabiłby nas wszystkich. Chodźmy lepiej do reszty.- powiedział i wyszedł z pokoju.

Em przeklęła pod nosem i zaczęła po woli iść w do salonu na dół. Jak zeszła z głównych schodów nagle ktoś ją zaatakował. Leżała na podłodze a na niej siedział nie kto inny jak Five. Przez tą sytuacje dziewczyna miał małe deja vu.

-Kim jesteś i co tu robisz?- zapytał patrząc jej w oczy.

-Pięć spokojnie to koleżanka Ben'a nie Spopielacz.- powiedział Klaus śmiejąc się. Czarnowłosy zszedł z niej jednak czujnie ją obserwował.

-Wybacz mu Emma od wczoraj jest w dziwnym nastroju.- dodała Alison i pomogła jej wstać.

-Nic się nie stało. Miło cię poznać Five- powiedziała z uśmiechem patrząc mu w oczy. Chłopak zmarszczył brwi. Znał ten głos. Słyszał już to gdzieś. Postanowił zostać tu i obserwować ich podejrzanego gościa.

~Ona brzmi jak Spopielacz. To wszystko łączyło by się w całość. Wie o nas dużo bo Ben i Klaus dużo jej powiedzieli o naszej rodzinie. A teraz przyszła tu by odkryć nasze słabe punktu.~ myślał Five nie spuszczając jej z oka.

-Jeśli ci się podoba możesz zagadać a nie gapisz się jak stalker- szepnął Klaus z Nienacka.

-Nie podoba mi się. Co to za głupi pomysł? Ona jest podejrzana, nie ufam jej.- powiedział mu szeptem by nikt nie usłyszał.

Emma czuła że chłopak chyba zaczął coś podejrzewać. Dlatego postanowiła się już wycofać. Musiała przez to przerwać przyjemną choć trochę już nudnawą rozmowę z Numer Trzy.

-Chyba się już trochę zasiedziałam. Muszę się zbierać. Muszę dziś jeszcze pouczyć więc wracam do siebie. Miło było was poznać- powiedziała spokojnie. Alison, Ben Klaus i Luther pożegnali się z dziewczyną.

Em zaczął iść spokojnie w swoją stronę, gdy znikąd ktoś wciągnął ją w jedną z uliczek. Był to nie kto inny jak Numer Pięć.

-Nie ufam ci Emmo. Wiem, że nie jesteś tym za kogo się podajesz. - oznajmił jej Five patrząc jej w oczy

- Naprawdę nie wiem o czym mówisz. Jestem koleżanką twojego brata i tyle.- powiedziała niewinnie patrząc na niego z udawanym zaskoczeniem.

- Przestań łgać. Nie dam się złapać w twoją sieć kłamstw jak moje rodzeństwo.- rzekł czarnowłosy.

Zaśmiała się na jego słowa.
- Tylko że ty już tkwisz w niej po uszy. Niczego mi nie udowodnisz bez dowodu. A twoje rodzeństwo ci nie uwierzy.- powiedziała szczerze. Odeszła bez słowa. Nie przejmowała się tym. On nie może jej nic zrobić. Chłopak zaczął ją śledzić by wiedzieć gdzie znajduje się jej kryjówka, jednak szybko zgubił ją w tłumie ludzi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top