°°Rozdział 5°°

23 Maj 2007

Emma obudziła się dziś dość wcześnie. Pierwsze co zrobiła to włączyła swój komputer. Musiała napisać maila do Harolda, że przyjmuje to zlecenie. Skoro Akademia Umbrella rzuca jej rękawice to wyszła by na tchórza gdyby nie podjęła walki. Po wysłaniu wiadomości, poszła do kuchni otworzyła lodówkę.

-Muszę dziś zrobić zakupy- powiedziała do siebie patrząc na świecące pustkami półki. Jedyne co się w niej znajdowało to słoik z reszta dżemu, butelka mleka, masło i opakowanie z paroma plasterkami sera żółtego. Wyjęła dżem i mleko. W szafce znalazła jeszcze chleb. Zrobiła sobie kanapki które szybko zjadła popijając przy tym mleko z butelki. Jak skończyła poszła do sypialni, gdzie zostawiła swój telefon. Wzięła go i zobaczyła że ma jedna nie przeczytaną wiadomość od Bena.
"Co powiesz na spotkanie o 13:00 przed biblioteką?"

"O 13:00 będzie idealnie." odpisała mu i rzuciła telefon na łóżko. Podeszła do szafy, by wybrać jakieś ubrania.

Ben odczytał wiadomość jak tylko usłyszał powiadomienie. Wyszedł z swojego pokoju i poszedł do Klausa. Wszedł bez pukania.

-Klau.. Znowu bierzesz to świństwo. Prosiłem cię byś przestał.- powiedział i zabrał mu torebkę z białym proszkiem, po czym wyrzucił przez okno.

- No weź to był cukier puder, który kupiłem do pączków- odparł brunet z śmiechem. Ben tylko posłał mu znaczące spojrzenie.

~Nie ma go co prosić o pomoc za bardzo się naćpał i nie wytrzeźwieje do 13. Może Five się zgodzi mnie kryć~ pomyślał i wyszedł. Ruszył do pokoju Numeru Pięć. Zapukał do drzwi, wolał nie ryzykować. Gdy usłyszał proszę wszedł do środka.

-Hej Five. Mam do ciebie prośbę. Muszę wyjść około 13 i chciałem zapytać czy mógłbyś mnie kryć jakby co?- zapytał spokojnie patrząc na brata.

-Coraz częściej gdzieś wychodzisz.- stwierdził nie zaszczycając Numeru Sześć spojrzeniem.

-To dlat...- zaczął Azjata chcąc mu wyjaśnić sytuacje, ale niestety nie było mu dane dokończyć.

-Czy ja pytałem dlaczego? Nie obchodzi mnie to. Będę cię kryć ale masz u mnie dług.- powiedział spokojnie
-Możesz już iść mam co robić.- dodał po chwili chcąc go w miarę grzeczny sposób wyprosić z pokoju.

-O tak już idę- powiedział Ben i wyszedł. Miał jeszcze dużo czasu do umówionego spotkania. Poszedł do swojego pokoju i położył się z książką.

°°°°°°°

Niedawno wybiła 13:00. Brunetka stała przed biblioteką i czekała na Ben'a. Przez ten krótki czas polubiła chłopaka, był dobrym przyjacielem. Starał się jednak nie przywiązywać za bardzo skoro i tak jak skończy wszystkie zlecenia pojedzie do kolejnego miasta.

Normalnie nie szykała znajomości w miastach w których zabijała, jednak te znajomość mogła wykożystać na swoją kożyść. Przy okazji mogła poznać też kogoś innego z mocami. Spojrzała na telefon by sprawdzić, która jest godzina.

-Hej, Emma. Przepraszam za spóźnienie.- powiedział Numer Sześć podchodząc do niej. Brunetka podniosła wzrok i spojrzała na chłopaka z uśmiechem .

-Hej, nic się nie stało.- stwierdziła z uśmiechem i ruszyła w stronę drzwi od biblioteki.

-Mam plan. Wyporzyczymy książki a potem pójdziemy do kawiarni. Napijemy się czegoś a przy okazji kupie bratu który mnie kryje kawe.- zaproponował Ben

-Z wielką chęcią.- odparła i weszli razem do budynku. Zaczeli chodzić między regałami. Chłopak dał jej swoją karte biblioteczną, a sam jeszcze szukał książek.

Brunetka podeszła do starszej Pani która siedziała przy wejściu. Podała jej swoje książki i wręczyła karte. Kobieta nie robiąc jej żadnych problemów o to, że to nie jej karta oddała jej książki.
Schowała je do plecaka i usiadła przy jednym ze stolików czekając na przyjaciela.

Gdy Emma zaczeła się już troche niecierpliwić i nudzić przyszedł Ben z 4 książkami w rekach. Postawił je na stole stając na przeciwko Em.

-Już myślałam, że nie wrócisz z tego labirentu.- zaśmiała się i wyciągneła w jego stronę dłoń z kartą biblioteczna. Chłopak odraz przyjął spowrotem swoją własność.

-Wyporzyczaj i idziemy na kawę. Mam nadzieje, że mają mrożoną bo dziś jest naprawdę ciepło.- dodała zabierając swój plecak z ziemi i poszła za nim do lady. Kobieta zaczeła wbijać książki. Zczytała kartę chłopaka. Kiedy chłopak chciał ją schować dziewczyna szybko zabrała mu przedmiot. Miała już plan i to przyda jej się później. Schowała ją do tylnej kieszeni.

-Chodź.- powiedziała chcąc rozproszyć go by nie zorientował się o braku dokumentu. Wyszli razem i poszli do jakiejś drogiej kawiarni. Ben bardzo się bronił przed pójściem tu bo nie chciał naciągać dziewczyny na taki wydatek.

-Spokojnie. To żaden problem. Muszę ci się w końcu jakoś odwdzięczyć za pomoc. Jakoś wcześniej nie miałam okazji. Nie myśl o pieniądzach ciesz się po prostu smakiem.- powiedziała z uśmiechem po tym jak już zamówili dwie kawy.

°°°°°°°

To był dzień pełen ciężkiego treningu. Dlatego po kolacji Five udał się na wieczorny spacer. Musiał zebrać myśli i w pobyć w toważystwie samego siebie.

Niestety albo stety musiał to przerwać gdy zauważył czarną postać stojącą na dachu jednego z budynków po przeciwnej stronie ulicy. Miał przeczucie kto to może być dlatego bez zbędnego myślenia teleportował się tam. Przez chwile z ukrycia przyglądał się dziewczynie w czarnym kostiumie.
Wyglądała troche jak czarny Spiderman.

-I tak wiem, że tam jesteś.- powiedziała i strzeliła kulą ognia koło niego. Nie chciała go trafić. Miało go to tylko wywabić z kryjówki. Chłopak teleportował się kawałek przed nią.

-Masz mnie.- powiedział spokojnie patrząc na nią.
-Mówiłem ci, że cię znajdę.- dodał pewny siebie.

-Nawet nie szukałeś. Poszczęściło ci się po prostu. Dobrze o tym wiem. Jedyne co dziś robiłeś to trenowałeś z rodzeństwem siedząc w domku.- zaśmiała się.

-Szykujemy się na twój nastęny ruch. Tym razem nam nie uciekniesz.- oznajmił jej. Był przekonany, że ten plan ojca wypali.

-W wielu wywiadach ojciec zawsze wychwala cię najbardziej. Skoro jesteś najlepszy to dlaczego nie złapiesz mnie sam?- zapytała szykując się na atak z jego strony.

-Dobry pomysł.- powiedział i zaatakował ją. Zaczeli toczyć zaciętą walkę. Five przypomniał sobie o ranie którą zadał jej Diego w trakcie ostatniej walki. Postanowił to wykorzystać. Kopnął dziewczynę w ranę przy okazji powalił ją na kolana. Teleportował się szybko i sprowdził ją do pateru.

Trzyma jej ręce po bokach jej głowy.
-Tym razem mi nie uciekniesz.- oznajmił dysząc przy tym trochę. Walka trwała dłuższą chwile i była wykańczająca. Czarnowłosy znalazł zakończenie jej maski. Musiał dowiedzieć się z kim walczy. Wtedy w razie gdyby mu uciekła wiedział by kogo szuka.

Emma zaczeła nerwowo myśleć. Jak miała wyjść z tej sytuacji. On nie mógł zobaczyć jej twarzy. Gdy odsłonił jej usta szybko podniosła się i pocałowała go. Nie myślała wtedy rozsądnie chciała się uwolnić i to było ważne.

Przez pocałunek chłopak poluzował troche uścisk na jej nadgarstkach. Dzięki czemu udało jej się oswobodzić. Obruciła ich szybko tak że była nad nim. Złapała jego szyje, tak by uniemożliwić mu teleportacje ale tak by go nie dusić.

Oderwała się od jego ust i uśmiechneła się.
-Nie zależnie od tego czy masz moce czy nie i jak dobrze jesteś wyszkolony. Nadal jesteś chlopakiem i dajesz się rozproszyć dziewczyęcym zagrywkom- powiedziała i przejechała kciukiem po jego dolnej wardze.

Pochyliła się do jego ucha.
- To było naprawdę przyjemne spotkanie. Całujesz prawie tak dobrze jak walczysz Five. Ale musisz popracować nad koncentracją.- wyszeptała i puściła go zaczynając biec do miejsca gdzie zostawiła motor. Tylko tak mogła mu uciec.

Jak chłopak zebrał powietrze na nowo wstał i zaczął biec za nią. Nie mógł się już teleportować bo był zbyt zmęczony na to. Po chwili dziewczyna znikneła mu z oczu.

Zatrzymał się. Był wkurzony jak osa. Jak mógł się dać tak łatwo podejść. Dał jej się rozproszyć w tak banalny sposób. Dlaczego do cholery nie zapanował nad emocjami.

Five zaczął kierować się do zejścia z budynku. Musiał teraz na piechotę wracać do domu który był około trzy ulice stąd. To nie poprawiło mu humoru ani trochę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top