°°Rozdział 4°°
22 Maj 2007
Jest koło 11.00, dziś wyjątkowo nie było porannej pobudki ani kar za spóźnienie na śniadanie. Wszyscy mogli odpocząć po ciężkiej nocy. Większość mimo wszystko była już na nogach od 7.00 oprócz Five'a, który jeszcze odsypia wczorajszą misje. Śpi spokojnie i nawet nie zdaje sobie sprawy, że na ziemi koło jego łóżka siedzi Klaus i maluje mu paznokcie na czarno. Robił to z nudów i po to by wygrać zakład z Alison.
-Nie kręć się tak.- Powiedział Numer Cztery, kiedy brat zaczął się wiercić i mamrotać coś nie zrozumiałego pod nosem. Podniósł się nagle do siadu wyrywając rękę brunetowi, w ten sposób przerwał mu nakładanie drugiej warstwy lakieru. Klaus wstał z ziemi i usiadł za bratem przytulił go i zaczął głaskać po głowie.
-Ciii. Już spokojnie to był tylko koszmarek spokojnie.-mówił opiekuńczo. Five wtedy otworzył szeroko oczy i spojrzał na brata.
- Co ty tu do cholery robisz?- zapytał i wyrwał się z uścisku brata. Czarnowłosy wstał z swojego łóżka i podszedł do szafy złapał klamkę. Zauważył wtedy kolor swoich paznokci, spojrzał na Klausa z mordem w oczach.
-Klaus!!- krzyknął a to rozniosło się po całym piętrze. Alison wiedziała, że przegrała zakład, a reszta bała się o życie bruneta.
-Już się tak nie denerwuj to da się zmyć. Do tego pasują ci do stylówki. Wyglądasz z nimi jak rockman trzeba by było ci tylko zapuścić włosy.- powiedział ze śmiechem Numer Cztery.
-Przyniosę ci za chwile zmywacz, choć na twoim miejscu bym ich nie zmywał.- dodał i wyszedł z pokoju zostawiając wkurzonego Five'a. Czarnowłosy poszedł do łazienki, a w tym czasie Ali zostawiła na jego biurku parę wacików i zmywacz do paznokci, po czym poszła dać Klusce wygrane pieniądze.
Diego ciągle jeszcze leżał w pokoju szpitalnym. Miał już założony gips by usztywnić nogę. Luther wybudził się w środku nocy był trochę zdekoncentrowany, ale nic oprócz tego. Ben jeszcze wczoraj wrócił do swojego pokoju, miał jednak opatrunek na ręce.
Gdy u Rodziny Hargreeves życie już płynęło w normalnym tempie, Em dopiero rozpoczynała dzień. Obudziła się około 40 minut temu i dopiero teraz wstała z łóżka, bo jej żołądek zaczął zjadać sam siebie z głodu.
Teraz robiła sobie śniadanie i słuchała jakiegoś programu informacyjnego, w którym mówili o niej i jej wczorajszym zleceniu. Co dziwne dalej mówili o niej w formie męskiej co znaczyło, że Numer Pięć nie zdradził jej tajemnicy policji ani prasie.
~A więc chcesz mnie złapać samodzielnie. Nie będziesz narażać policji na próby aresztowania mnie. Mądrze.~ pomyślała i przełożyła na talerz jajecznicę z patelni.
Usiadła na łóżku w sypialni i syknęła z bólu, przez przypadek usiadła na rannej nodze. Rana po nożu Diega była nawet głęboka. Na szczęście był łatwa do opatrzenia, a zszycie jej też nie było skomplikowane. Jednak dziewczyna postanowił zrobić sobie małe L4.
Sięgnęła po pilota i zaczęła przełączać kanały szukając czegoś ciekawego. Znalazła kanał na którym akurat leciał "Koszmar z Ulicy Wiązów". Nie chciało jej się dalej szukać, więc wzięła się za jedzenie śniadania.
°°°°°°°
Reginald miał już przygotowany plan B i zaczął to już wcielać w życie. Wiedział, że to może być bardzo ryzykowne. Nie widział jednak innej opcji. Godzinę temu wysłał maila do Spopielacza z zleceniem.
Teraz zebrał Akademie na spotkanie by objaśnić im szczegóły planu. Wszyscy oprócz Diega czekali już tylko na niego. Wszedł do pokoju jak zawsze z zimnym spojrzeniem i obojętną twarzą.
-Wysłałem Spopielaczowi zadanie na zabicie mnie. Codziennie wieczorem musimy być gotowi na jego atak. Na ten czas Pogo i Numer Siedem przeniosą się gdzieś indziej by nic się jej nie stało.- Pogo kiwnął głową na potwierdzenie słów mężczyzny.
-Gdy ona wtargnie już do mojego biura. Numer Trzy użyjesz na niej Plotki by szła za mną. Zaprowadzę ją wtedy do specjalnej izolatki, z której się nie wydostanie. Jeśli Plotka by nie zadziała musicie ją zaskoczyć i związać wtedy Numer Pięć przeteleportuje się z nią z do tej izolatki i ją zamknie. - powiedział ciągle patrząc w swój czerwony notatnik. Mówiąc o izolatce myślał o więzieniu, które wybudował dla Vanyii, gdyby jej moc wyszłaby spod kontroli.
-To już wszystko. Numer Siedem spakuj swoje najpotrzebniejsze rzeczy rano wyjeżdżasz. Do kolacji reszta trenuje samo obronę.- oznajmił i wyszedł z salonu, kierując się do swojego biura.
Nastolatkowie zostali sami w salonie, każdy z nich odczuwał coś innego.
-Tata oszalał. Czy naprawdę zaprosił do domu chodzącą zapalniczkę?- zapytała trochę wystraszona Alison. Luther przytulił ją do siebie.
-Damy sobie radę, tym razem się nie rozdzielimy. Wszystko będzie dobrze.- uśmiechnął się do niej chcąc okazać jej wsparcie.
-Chodźcie musimy trenować.- powiedział Five i się teleportował do sali treningowej. Myślał o planie ojca, analizował jego plusy i minusy. Starał się przewidzieć co może pójść nie tak, jednocześnie uderzając w worek treningowy. Był zdeterminowany, by ją złapać.
°°°°°°°
Wieczorem Emma wybrała się na spacer po parku. Przy okazji miała też plan zajść do biblioteki i oddać książkę, którą polecił jej Ben. Była to przyjemna lektura. Wyjęła telefon i zadzwoniła do Bena. Usłyszała tylko kobiecy głos który zakomunikował jej by zostawiła wiadomość. Pewnie teraz maja jakiś trening lub coś w tym stylu. Postanowiła więc do niego napisać.
"Hej idę właśnie do biblioteki oddać tamtą książkę. Dziękuje, że mi ją poleciłeś była naprawdę fajna lekturą. Dalej niestety nie znalazłam mojej karty bibliotecznej, więc zastanawiam się czy byłbyś tak miły i wypożyczył dla mnie kolejną część."
Wysłała wiadomość z uśmiechem na twarzy. Weszła do biblioteki i oddała starszej kobiecie powieść.
~Na szczęście do oddania książki nie trzeba tej głupie karty~ pomyślała wychodząc z dużego budynku. Wtedy usłyszała charakterystyczny dźwięk otrzymania wiadomości. Wyjęła telefon i zobaczyła wiadomość od Bena.
"Cieszę się, że ci się spodobała. Możemy się jutro spotkać i wypożyczę ci kolejna część. w końcu od czego są przyjaciele" Czytając to na twarzy Emmy pojawił się szeroki uśmiech. Już miała odpisać ale przerwało jej to przychodzące połączenie od Harolda. Odebrała.
-O co chodzi?- zapytała bez owijania w bawełnę. Mężczyzna rzadko do niej dzwonił za zwyczaj kontaktowali się przez maila. Musiało to oznaczać, że stało się coś poważnego.
-Jest nowe zlecenie i jestem pewny, że cię to zainteresuje. Nie jaki Sir. Reginald Hargreeves daje ci zlecenie na siebie samego. Przyjmujesz to czy nie?- oznajmił jej męski głos. Em zamilkła nie wiedziała co powiedzieć.
-Muszę to przemyśleć. Dam ci znać jutro.- powiedziała i rozłączyła się. Na ekranie telefonu znów pojawiła się jej rozmowa z Benem.
"Spoko. Możemy się jutro spotkać. Napisz tylko gdzie i o której." odpisała szybko i schowała telefon. Ruszyła do swojego mieszkania, myśląc czy powinna przyjmować to zlecenie.
°°°°°°°
❤Wszystkiego Najlepszego w Nowym Roku. Wiem że trochę spóźnione życzenia ale lepiej późno niż wcale.❤
Mam nadzieje że podobał wam się rozdział bo miałam małe problemy z weną dlatego tak długo się nie pojawiał.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top