°°Rozdział 3°°

21 Maj 2007

     Było już trochę po 20, wszyscy byli już na swoich miejscach i wypatrywali Spopielacza. No może oprócz Klausa, bo on bardziej siedział na dachu i machał nogami popijając alkohol.
-Macie coś?- zapytał Diego znudzony tym, że nic się nie dzieje.

     Rodzeństwo zaczęło odpowiadać mu przecząco. Luther miał to właśnie zrobić ale usłyszał dziwny dźwięk. Postanowił go sprawdzić zostawiając swoją krótkofalówkę. Poszedł pomału w stronę, z której dobiegał ten odgłos przygotowany na atak.

-To tylko gołąb.- powiedział do siebie i rozluźnił się czując brak zagrożenia. Wtedy wyczuł ukucie w szyję była to strzykawka. Chłopak chciał zaatakować napastnika ale czuł się coraz bardziej senny i po chwili padł na ziemię.

     Emma spojrzała spokojnie na śpiącego blondyna. Pierwsza część planu poszła jej bez problemowo. Zauważyła, że w domu Brandson'ów jest otwarte okno. To była jej droga do środka. Wskoczyła zwinnie do willi  i szybko znalazła swoją ofiarę. Nie lubiła cackać się w zabawy typu "twoje ostatnie słowo", nie za to jej płacono. Wykonała bezgłośny strzał w tył głowy mężczyzny po czym podeszła bliżej i wyjęła z jego głowy kulę. Schowała ją do kieszeni i zaczęła palić jego ciało swoimi mocami przy tym kontrolując by ogień nie rozprzestrzenił się za bardzo. 

     Po zakończeniu zadania wyszła z domu w ten sam sposób w jaki weszła. Wróciła na dach, na którym spał teraz Numer Jeden. Podniosła jego krótkofalówkę słysząc głosy jego rodzeństwa.

-Luther u ciebie też spokój?- zapytał Ben. 

-Luther odezwij się proszę.- wykrzyczała wystraszona Alison.

     Brunetka postanowiła jej odpowiedzieć, by trochę ją uspokoić. Włączyła swój modulator głosu by brzmieć jak dorosły mężczyzna.
-Nic mu nie jest. Wasz brat tylko zasnął sobie na chwilę.- rzekła i rozwaliła krótkofalówkę o ziemię dla większego dramatyzmu. Śmieszyła ją ta sytuacja. Wystarczyło teraz tylko poczekać, aż reszta rodzinki pojawi się na imprezie.

      Five jak tylko usłyszał głos prawdopodobnie Spopielacza, zaczął teleportować się od adresu do adresu zbierając całe rodzeństwo, gdy byli wszyscy to zatrzymał się. Musieli obmyśleć najpierw plan działania.

-Zrobimy tak, Alison weźmiesz ze sobą Klausa i razem zabierzecie stamtąd Luthera, Ja i reszta przechwycimy Spopielacza.- oznajmił pięć patrząc po wszystkich.

-Dlaczego ty niby teraz dowodzisz?- Zapytał Diego.

-Dlatego, że jestem od ciebie mądrzejszy.- odparł mu Five.

-Za to ja jestem wyższy krasnalu.- powiedział wkurzony.

Pięć wyglądał jakby zaraz miał go rozszarpać.
-Chłopcy przestańcie. Nie mamy na to czasu. Wyżyjcie się na Spopielaczu, chodźmy.- powiedziała Numer Trzy i złapała Numer Cztery by od razu pójść z nim po blondyna.

 Przeteleportowali się tam. Emma wstała z komina, na którym siedziała.
-Nie śpieszyliście się.- skomentowała i zobaczyła jak dwoje z nich zabiera śpiącego chłopaka.

-A więc dziś bawimy się w czwórkę.- powiedziała zachwycona brzmieniem swojego męskiego głosu, który wydobywał się z modulatora.

-Co ty gadasz za głupoty? Jesteś chory psychicznie?- zaczął Diego, trzymając już swoje noże
w pogotowiu.

-Dziś walczymy we czwórkę i innego razu nie będzie bo od jutra będziesz siedzieć w więzieniu.- Powiedział Five obmyślając plan ataku.

-Nie była....byłbym tego taki pewien- powiedziała szybko. Miała nadzieję, że żaden z nich nie wyłapał jej pomyłki.

-Koniec pogaduszek.- powiedział Numer Dwa i rzucił tytanowym nożem. Em była na to przygotowana odchyliła się i ostrze utkwiło w ścianie. Brunetka wyjęła go z ściany.

-Fajna sztuczka też ci jedną pokażę.-  jej ręka stanęła w ogniu, a nóż zaczął się topić na jej dłoni. Po chwili została z niego tylko srebrzysta plama. Bracia patrzyli na to z zaskoczeniem.

-To co poddajecie się czy nie?- Zapytała z szerokim uśmiechem którego chłopcy nie mogli zobaczyć.

-Nigdy.- odparł Five i teleportował się za Spopielacza. Uderzył go mocno i zniknął. Em była już przygotowana na kolejny atak z jego strony i złapała jego rękę zanim wymierzył cios rzuciła go na ziemie, wtedy macka złapała ją za nogę i odrzuciła na bok. 

     Wkurzona strzeliła strumieniem ognia w macki, trafiła też przez przypadek w rękę. Ogień przepalił jego kombinezon i  poparzył jego skórę. Wtedy Diego wkroczył do akcji i zaczął walczyć z mordercą. Wbił jej nóż w ramię. Myślał już że ma przewagę ale wtedy Em kopnęła go mocno w piszczel łamiąc mu w ten sposób nogę. 

     Za nią pojawił się pięć i teleportował siebie i ją trzy budynki dalej od tamtego miejsca by oszczędzić już bólu bracią. Zanim dziewczyna zdarzyła zrozumieć co się stało uderzył ją w twarz. W ten sposób zniszczył jej modulator głosu i złamał nos.
-Mówiłem że jeszcze dziś będziesz w więzieniu i dotrzymam słowa. - powiedział chłopak 

-A ja mówiłem... że.- dziewczyna przerwała odpowiedź słysząc że mówi swoim normalnym głosem.
-Zniszczyłeś mi modulator głosu wiesz ile on mnie kosztował.- Wkurzyła się patrząc na niego.

-Jesteś kobietą to dlatego nie mogą cię złapać, bo szukają nie tego kogo trzeba.- Powiedział patrząc na przeciwnika. 

-Dokładnie to jestem siedemnastolatką więc tym bardziej nie jestem w grupie podejrzanych i nigdy nie będę. Policja nie bierze pod uwagę nadprzyrodzonych możliwości dlatego szukają kogoś kto mógłby nosić ze sobą kanister. Nigdy nie trafię do więzienie, bo na świecie nie ma więzienia, którego nie dałabym rady spalić.- powiedziała i zaatakowała chłopaka. 

- Po co w ogóle zabijasz tych wszystkich ludzi ? Nie musisz tego robić - powiedział i teleportował się by uniknąć ciosu.

-Nie muszę ale lubię te pracę. Do tego się nadaję dobrze na tym zarabiam i jestem wolna. Nie to co ty i twoje rodzeństwo od dziecka zamknięci pod kluczem. Nie możecie nawet wyjść z domu bez pozwolenia i jesteście na każdy rozkaz tego starca. Żałosne - powiedziała szczerze, on  korzystając z jej dekoncentracji powalił ją na ziemie i usiadł na jej brzuchy trzymając jej ręce nad głową. 

-To ma byś jakaś forma flirtu z twojej strony?- zapytała i zaśmiała się.

-Chciałabyś.- powiedział i patrzył jej w oczy. Były jedyną częścią jej twarzy której nie zakrywała kominiarka .

-Teraz bez żadnych numerów, pójdziesz ze mną.- oznajmił i wstał. Dziewczyna wstała, a numer pięć trzymał jej ręce za plecami.

-Wiesz co. Nie zamierzam z tobą iść- jej ręce stanęły w ogniu przez co on ją puścił. Zaczęła uciekać. Biegł za nią jednak ona zdążyła już zeskoczyć do uliczki i wsiadła na swój czarny motor który tam ukryła. Zanim odjechała pokazała jeszcze środkowy palec czarnowłosemu który stał na dachu.

 -Znajdę cię. Nie ukryjesz się- powiedział chłopak, patrząc na oddalający się motor.

Nie miał już szans jej do gonić. Jakby wiedział dokąd ona jedzie to mógłby się tam teleportować. Five wrócił do rodzeństwa.

-To nie możliwe. Ten gość ma moce jak my. Jestem ciekawy co powie na to ojciec.- mówił Diego patrząc na rodzeństwo.

-To dziewczyna i wychodzi na to, że ona jest taka jak my.- powiedział Five stając obok brata 

-Że co?- zdziwili się wszyscy.

-Używała modulatora głosu zniszczyłem jej go tak się dowiedziałem. Dużo o nas wiedziała- zamyślił się.

-Wracajmy Ben, Diego i Luther potrzebują opieki medycznej- powiedziała Alison, pięć tylko kiwnął głową złapał Numer Dwa pod ramie. Po chwili wszyscy razem przenieśli się do domu.

Grace czekała na swoje dzieci w salonie, gdy się pojawili ucieszyła się jednak potem zauważyła ich rany.

-Zaprowadźcie ich od razu do skrzydła szpitalnego.- oznajmiła i podeszła do nich pomagając numerowi Trzy w prowadzeniu Luthera, który był bardzo ciężki.

Po chwili wszyscy trzej leżeli na łóżkach szpitalnych. Grace zajęła się nogą Diega, kiedy  Pogo oglądał rękę Bena. Cała reszta poszła już do swoich pokoi. Mieli za sobą ciężką noc. Five przed pójściem do siebie musiał jeszcze zdać ojcu raport z misji. Sir. Reginald musiał wymyśleć inny plan by przechwycić Spopielacza i jeśli by to było możliwe przeciągnąć ją na stronę Akademii Umbrella.

°°°°°°°

Chciałabym wam wszystkim życzyć wesołych świąt ❤️❤️❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top