❝ 002: nα cєlσwníku zŁα ❞
Dwa dni później...
Nie można było nazwać tego głupotą. Raczej jawnym szaleństwem wpraszanie się prosto do paszczy lwa. Laura była rozsądna, lecz nadal równie dociekliwa ze skłonnością do pakowania się w kłopoty.
Po tym, co wydarzyło się w Beacon miała ogromny żal do siebie, że nie potrafiła przeciwstawić się Cooper. Początkowo było jej bardzo trudno, ale z czasem całą swoją rozpacz przelała w czyn. Zaczęła ćwiczyć walkę wręcz, częściej korzystać ze swoich zmysłów, nawet zaczęła biegać i podnosić ciężary, a to wszystko po to, aby już nigdy nikogo nie zawieść.
W przeciągu tych ośmiu lat zmieniła się nie do poznania, ale nadal gdzieś w środku ostała się maleńka cząsteczka, która przypominała jej, że była słaba. Była również swojego rodzaju przestrogą dla niej, aby nie działać zbyt pochopnie; wyciągać wnioski na postawie obserwacji.
I tak właśnie zrobiła.
Spędziła w krzakach bite trzy godziny, obserwując uważnie strażników, aby następnie podczas ich zmiany przekraść się do wnętrza agencji i skryć za jednym z filarów.
Puls przyśpieszył, a zmysły się wyostrzyły. Wstrzymała oddech i cierpliwie czekała, aż nadchodzące postacie się oddalą. Kiedy to się stało, wypuściła z ulgą powietrze i lekko wyłoniła za ściany, szukając schronienia. Dostrzegła uchylone drzwi, co stanowiło okazję, gdyż nie wyczuła tam nikogo, ale to nie oznaczało, że było opuszczone.
Schowała się znów, opierając czoło o beton i głośno oddychając. Nadstawiła uszy i upewniając się, że jest bezpiecznie, ruszyła. Szła żwawym krokiem, spoglądając, co jakiś czas w tył. Bała się, że zaraz ktoś wyłoni się za zaułku lub nagle wyjdzie z innego pokoju.
Odetchnęła z ulgą, zamykając za sobą delikatnie drzwi i się o nie opierając. Obleciała wzrokiem pomieszczenie, które okazało się być biurem, ponieważ roiło się od regałów i kolorowych teczek. Przymknęła powieki, biorąc wdech, aby się nieco uspokoić, by następnie przystąpić do szukania jakichś informacji.
Serce biło jej jak szalone, gdy docierały do niej dźwięki z korytarza. Pot spływał po skroni, a dłonie drżały, kiedy kartkowała kolejne strony dokumentów, które później starannie odkłada na swoje miejsce. Uważała, aby nie zostawiać śladów. Bowiem wystarczył jeden maleńki błąd, a konsekwencje mogły okazać się potworne.
Jej nadzieja malała z każdym segregatorem, a szanse na złapanie rosły. Frustracja i lekka złość pojawiła się w jej umyśle.
„Przyszłam tutaj na próżno!" - pomyślała.
Kierowała się powoli do wyjścia, kiedy nagle jej wzrok natrafił na plik kartek na samym dole mebla.
Oblizała usta, schylając się po nie i lekko szarpnęła, wyciągając je spomiędzy teczek. Omal nie zachłysnęła się powietrzem, widząc załączone zdjęcia, które przedstawiały etapy jakichś eksperymentów. W oczach pojawiły się łzy, kiedy czytała kolejne wersy, dopóki nie dotarła do ostatniej z nich.
Nogi się po nią ugięły, a oddech uwiązł w gardle, kiedy zobaczyła swoje zdjęcie zrobione z ukrycia. Rozpoznała je bezbłędnie, było zrobione tuż po tym jak przyjechała do Beacon Hills, przed domem jej cioci. Przełknęła głośno ślinę, wczytując się we własne akta. Dolna warga zadrżała, a ciało pokryło się gęsią skórką.
- Boże - szepnęła przerażona.
Zakryła dłonią usta, powstrzymując szloch, zaciskając powieki i ściskając mocniej ksero druk.
Przez tyle lat nie miała pojęcia, co tak naprawdę zrobiła jej Cooper. Oczywiście, zdawała sobie sprawę, że sprawiła jej ogromny ból, wbijając jej tysiące igieł, aby wlać w nią jakiś niezniszczalny metal, ale poza tym nie wiedziała nic.
Jednak po przeczytaniu sprawozdania dowiedziała się, że Alice nie tylko wzmocniła jej ciało, ale chciała przerobić ją na swojego żołnierza, wymazując pamięć. Nie udało jej się to na szczęście, ale zdążyła pobrać od Voliet krew, w której były jej komórki. To je wykorzystała Alice do stworzenia leku na mutację.
„To nim zabiła Scotta" - pomyślała, a samotna łza spłynęła jej po bladym policzku. Dawne wspomnienia uderzyły w nią równie mocno, co pocisk.
Wypuściła akta, kucając i przeczesując dłońmi swe włosy. Załkała żałośnie, zaciskając pięści. Świadomość przyczynienia się do czyjeś śmierci bolała okropnie. Zagryzła wargę, hamując płacz i zamknęła oczy.
Potrzebowała kilku chwil, aby się uspokoić. W końcu przypomniała sobie, że nadal tkwi w agencji. Musiała się wziąć w garść. Nie chciała patrzeć na załamanego Logana, kiedy dowie się, że wpadała w łapy kolejnego zwyrodnialca.
Nabrała powietrza i skupiła się na sprzątaniu papierów walających się na podłodze. Już miała się podnieść, gdy nagle usłyszała kroki. Żółć podeszła jej do gardła, a serce na moment zamarło, gdy ktoś złapał za klamkę.
Strach doszczętnie ją sparaliżował, zastygła w bezruchu. Wpatrywała się drewno, które zaskrzypiało, a następnie jej oczom ukazała się postać rudowłosej kobiety, która na początku jej nie dostrzegła, lecz po kilku sekundach już tak. I kiedy zdumienie minęło, nieznajoma uniosła brwi i spytała podejrzliwie:
- Kim jesteś i jak się tutaj dostałaś?
Laura przełknęła ślinę, a krew odpłynęła jej z twarzy. Wiedziała, że już nie ma szans na ucieczkę, a kłamanie nie miało sensu, gdyż rudowłosa zdążyła ją przejrzeć. Blondynka powolnie odłożyła teczkę i spojrzała z obawą na swoją rozmówczynię, mówiąc drżącym głosem:
- J-ja mogę to wyjaśnić, j-ja tylko...
Próbowała jakoś się wytłumaczyć, ale nie miała nic na swoją obronę. Tymczasem kobieta zrobiła krok w tył, co Laura odebrała, jako próbę ucieczki, dlatego nie wiele myśląc, przycisnęła ją do ściany. Ruda zadygotała i wstrzymała oddech, patrząc z przestrachem na dziewczynę.
- Proszę tego nie robić - poprosiła cicho. - Ja naprawdę nie chcę nikogo skrzywdzić...
Ciałem blondynki wstrząsnął dreszcz, a oczy błysnęły fioletem. Kiedy Laura zorientowała się, co nieświadomie zrobiła i chciała to naprawić, było za późno.
- Ochrona! - Jej wrzask zabrzmiał jej w uszach.
Przełknęła ślinę, czując pieczenie pod powiekami. Popatrzyła z niepokojem na rudowłosą, którą następnie puściła cofając się w tył. Przerażenie zawładnęło jej umysłem, a nogi samoistnie pokierowały na korytarz. Uderzyła o naprzeciwległą ścianę, oddychając spazmatycznie. Rozejrzała się panicznie dookoła, szukając wyjścia, lecz widziała tylko długie korytarze. Wstrzymała oddech, gdy jej uszy zarejestrowały kroki.
Dużo kroków.
Zacisnęła pięści i nabrała powietrza, starając się uspokoić. Musiała uciekać, nim oni się tutaj zjawią. Jasnowłosa zmusiła swoje nogi do marszu, który przerodził się w bieg. Pokonywała kolejne korytarze, obsesyjnie chcąc się wydostać. Natrafiła na ślepy zaułek. Chciała się natychmiast wycofać, lecz na jej drodze stanęli umundurowani.
Przełknęła ślinę, oblizując usta. Serce galopowało, a klatka unosiła się i opadała bardzo szybko. Zrobiła krok w tył, uderzając w ścianę. W oczach zawitały łzy rozpaczy.
Była w potrzasku.
- Nie ruszaj się!
Padło polecenie, na co zacisnęła pięści. Laura posłała mężczyźnie zbolałe spojrzenie, mówiąc płaczliwie:
- Proszę, ja naprawdę nie chcę was skrzywdzić.
Odpowiedziało jej prychnięcie.
Zlekceważono ją.
- Ty nas? Nie rozśmieszaj mnie. - zaśmiał się postawny brunet, mierząc ją wzrokiem. - Dobra, koniec zabawy. Poddaj się albo użyjemy siły. - spoważniał, przeładowując broń, co uczynili także pozostali.
Voliet zadrżała, ale nie zamierzała się poddawać, lecz nie chciała także ich krzywdzić. Jednak nie miała wyboru: albo ona, albo oni. Przeklęła pod nosem, a jej oczy błysnęły.
- Nie - szepnęła. - Nie poddam się.
Generał jedynie spojrzał na nią z rozbawieniem, lecz jego uśmiech zniknął, gdy Laura wysunęła powoli swoje szpony. Natychmiast się wyprostował, mierząc do niej. Blondynka wzięła pokaźny chust powietrza i stanęła w pozycji bojowej. Na pierwsze strzały nie trzeba było długo czekać. Dziewczyna skrzyżowała dłonie, zasłaniając się przed nimi, lecz okazało się ich zbyt wiele.
Nie ustała długo na nogach, upadała. Generał, wiedząc ciemnoczerwoną ciecz na kafelkach i klęczącą kobietę uniósł dłoń, nakazując zaprzestanie ostrzeliwania i zbliżył się ostrożnie do mutantki.
Laura syknęła głośno, będąc bliska krzyku. Schowała szpony i zacisnęła zęby, czując, jak jej ciało zaczyna się uzdrawiać i wypluwać z siebie kule. Okropnie dyszała, a z zaciśniętych powiek kąpały łzy. Miała wrażenie, że płonie żywcem. Jej katorga nie trwała długo, ale ból mimo wszystko dość mocno wyczerpał z niej energię.
Z cichym sykiem powoli podniosła głowę, patrząc wprost w przerażone oczy mundurowego. Blondynka zadrżała, nabierając charczywie powietrza, a jej tęczówki zalśniły na blady fiolet. Potrzebowała chwili, aby dojść do siebie i podtrzymując się ściany, wstać.
Voliet oparła głowę o chłodny tyk i przymknęła powieki, unormowując swój oddech. Przełknęła ślinę, by następnie syknąć, gdy z jej dłoni wysunęły się pazury. Obserwujący ją mężczyzna, pobladł. Cofnął się, chcąc uciec, lecz szybko odzyskał reżim, wiedząc na sobie wzrok swoich podwładnych.
Laura spojrzała na niego z nadzieją, że może jednak pozwoli jej odejść, ale on tylko się bardziej wycofał, sam łapiąc za broń. Kobieta głośno westchnęła i zacisnęła szczękę, przyjmując pozycję obronną.
Co było później?
Rozpętała się istna jatka.
Laura z krzykiem rzuciła się na żołnierzy, wbijając w ich ciała swe piekielne ostrza. Mimo wszystko starała się nie zabijać, lecz tylko zranić ich. Próbowała się wydostać. Walczyła, upadała, zaciskała zęby, znów wstawała i atakowała. Jej skórę pokrył pot, krew i brud. Blond włosy miejscami zmieniły kolor na ciemnoróżowy.
Odbiła się od podłoża i wykonując salto, przecięła pistolet na pół, zgrabnie lądując na ziemi. Odetchnęła, spoglądając w tył, by następnie przylec do ściany, unikając kolejnych kul. Zerknęła w bok, widząc znajome drzwi, którymi tutaj weszła.
To była jej szans. Nie mogła jej zmarnować. Otarła pot z czoła i wzięła głęboki oddech, by następnie porywać się do ucieczki. Nie zastanawiała się wiele, po prostu wbiegła w las, przecinając krzaki, stające na jej drodze. Za sobą słyszała głośne krzyki i huki z broni, ale nie oglądała się. Nie miała na tyle odwagi, dlatego z wszystkich sił przebierała nogami, co jakiś czas ocierając się boleśnie o wystające gałęzie.
„Byle do domu" - pomyślała, przyśpieszając.
༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻
Gabinet w agencji MacDuf
Mężczyzna w ciemnym garniturze siedział za biurkiem, a jego wzrok uważnie śledził nagranie. Kiedy dobiegło ono końca, odchylił się na fotelu, spoglądając w las za oknem, westchnął ciężko.
Był pod wrażeniem tego, jakie umiejętności posiadała włamywaczka, lecz również zdawał sobie sprawę, że grzebała ona w ściśle tajnych aktach. Poznała prawdę o agencji i groziło to utratą reputacji, dlatego niestety, musiał się jej pozbyć. Oczywiście, on nie będzie brudził sobie rąk. W końcu ma od tego ludzi, a konkretnie jedną, która idealnie nadawała się do tej sprawy.
- Podobno mnie wzywałeś. - powiedział młody chłopak, niepewnie otwierając drzwi.
- O, Clark! Dobrze, że jesteś. - powiedział Jackson, odrywając się od szkła i klaszcząc w dłonie.
- Więc o co chodzi? - chłopak zmarszczył brwi, robiąc krok do przodu.
- Widzisz tę kobietę? - zapytał ciemnowłosy, wskazując na monitor komputera, na co jego podwładny nieznacznie przytaknął. - Masz się dowiedzieć, kim jest i czego chciała, jasne? - dodał, patrząc na niego spod byka.
Analityk nabrał powietrza, zerkając na ekran to na swojego szefa, po czym zadał pytanie:
- A czego konkretnie pan oczekuje?
Mężczyzna westchnął, z lekką irytacją mówiąc:
- Wszystkiego, Clark. Jej imię, nazwisko, miejsce zamieszkania, czy ma rodzinę, przyjaciół. Nawet pieprzone imię psa, jeśli posiada! - uderzył pięścią w mebel, na co Clark się wzdrygnął.
- Tak, jest! - zasalutował mu chłopak, przełykając ślinę.
- Możesz iść - Clark wycofał się, lecz jego szef nagle go zatrzymał, mówiąc. - A i jeszcze jedno: sprowadź mi tu Lisę.
- Dobrze - przytaknął pracownik. - Czy to wszystko?
- Ta, idź już.
Brunet machnął od niechcenia ręką, wracając do obserwowania lasu. Przymknął oczy, oddychając z ulgą, kiedy usłyszał cichy trzask zamykanych drzwi.
Został sam.
Wziął głębszy oddech, rozkoszując się chwilą samotności. Delikatny uśmiech wkradł się na jego usta, gdy w głowie pojawiła się myśl, że już niedługo pozbędzie się kłopotu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top