❝ 001: zmíєníŁєm síę dlα cíєвíє ❞
Rok 2065, obrzeża miasteczka Lake Louis
- Wróciłam!
Krzyknęła blondynka, wchodząc do środka i zdejmując z siebie bluzę i buty, po czym spytała:
- Gdzie jesteś?
- W salonie!
Z każdym kolejnym krokiem czuła przyjemne ciepło i cudowny zapach jedzenia. Przymknęła na chwilę oczy, ciesząc się spokojem i ruszyła w kierunku salonu.
Logan po raz kolejny poprawił ułożenie sztućców. Pierwszy raz w życiu się tak stresował z powodu głupiej kolacji. Chciał, aby wszystko było idealne, ponieważ zamierzał poruszyć pewien temat, który dręczył go już od chwili przeprowadzki do Lake Louis. Niestety, nie było dotąd odpowiedniego momentu, ponieważ na początku pomagał Laurze się zaaklimatyzować, a później ich drogi się rozeszły - on pracował do wieczora w warsztacie, a ona pomagała profesor Kler Smith w ochronie młodych mutantów. Jednak teraz postanowił wreszcie wziąć się w garść i zrobić ten krok.
- Późno znów wróciłaś.
Stwierdził, patrząc na zegarek, niecierpliwie czekając na pojawienie się jasnowłosej, która na jego wypowiedź ciężko westchnęła.
- Ta, wiem. Ale te dzieciaki nas potrzebują....
- Powinnaś odpocząć...
Z każdym słowem jej głos stawał się coraz wyraźniejszy, co jeszcze bardziej stresowało bruneta. Wstrzymał powietrze, kiedy przekroczyła próg pomieszczenia, a jej oczy nagle zalśniły.
- Wiem, Logan, ale...
Urwała swoją wypowiedź na widok eleganckiej zastawy. Była zaskoczona i jednocześnie zrobiło jej się cieplej na sercu. Delikatny uśmiech wkradł się na jej twarz, kiedy spojrzała na Logana, którego oczy błyskały błękitem.
- Sam to zrobiłeś?
Przytaknął, gestem ręki prosząc, aby usiadła naprzeciw, co po chwili wykonała. Mężczyzna wziął głęboki oddech, ciesząc się, że pierwsze koty za płoty miał za sobą. Jednak zmarszczył brwi, obserwując, jak blondynka dokładnie ogląda talerz z naleśnikami, po czym zerka na niego, podejrzliwie pytając:
- Na pewno niezatrute?
West westchnął, patrząc na nią pobłażliwie.
- Oczywiście, że nie! Za kogo ty mnie masz?
Wytknął zły, na co ona prychnęła i skrzyżowała ramiona, mówiąc wymownie:
- Co tym razem zepsułeś?
I cały spokój wilkołaka zniknął. Logan zacisnął pięści, biorąc kolejny oddech.
- Od razu zepsułeś! To już kolacji zrobić nie można?
Zapytał z wyrzutem, ale widząc jej wysoko uniesione brwi, dodał już nieco zmęczony:
- Chciałem po prostu pokazać, że umiem, jasne?
Dziewczyna zaśmiała się na jego tłumaczenie. Dobrze wiedziała, że Logan miał dobre zamiary, ale lubiła się z nim trochę podrażnić.
- Bawi cię to?
Burknął, marszcząc brwi, czując irytację jej zachowaniem. Laura uniosła ręce do góry w geście poddania.
- Spokojnie, tylko cię sprawdzałam. Poza tym chyba ich nie spaliłeś, a to już coś.
Logan prychnął, krzyżując ramiona. Wyglądał jak obrażony chłopiec. Voliet pokręciła głową, chwytając za widelec i zrobiła gryza. Mutant westchnął zrezygnowany, wznosząc oczy ku niebu. Jego lekko zszargane nerwy naprawił widok zadowolonej jasnowłosej pałaszującej naleśniki.
- Nie udław się, kochanie - przyciął jej, wrednie się przy tym uśmiechając.
Tym razem to on nie mógł powstrzymać uśmiechu, widząc jak, Laura morduje go wzrokiem, jedząc jednocześnie placka.
Jakiś czas później...
Wieczór upłynął w miłej atmosferze, choć początkowo ciemnowłosy obawiał się, że coś może pójść nie tak. Jednak podziwiając jej szczęście, był pewien, że kolacja była trafiona, a naleśniki niespalone.
- Jesteś głupi!
Zaśmiała się blondynka, kiedy Logan niepodziewanie poderwał ją od ziemi i zakręcił dookoła, po czym pchnął na kanapę i zawisnął na nią.
- Ach tak?
Spytał brunet, unosząc brew do góry i patrząc w jej roześmiane oczy. Jasne włosy kobiety rozsypały się dookoła głowy, tworząc swojego rodzaju aureolę, co w połączeniu z jej bladą karnacją wyglądało obłędnie. Przypominała anioła, jego anioła. West poczuł przyjemne ciepło, widząc ją taką po tylu latach.
Chciałby, aby taka pozostała na zawsze.
Niestety, wiedział, że jej rany jeszcze się do końca nie zagoiły i każdego dnia przypominały najgorsze chwile w ich życiu.
- T-tak - głos jej lekko zadrżał.
Laura uniosła hardo podbródek, lecz cała jej pewność siebie ulotniła się, kiedy Logan niespodziewanie dotknął jej policzka. Spojrzała na niego, próbując odczytać jego zamiary, ale bezskutecznie. Zadrżała na jego ciepły oddech, który buchnął jej w twarz.
West głaskał jej delikatną skórę, kiedy starał się wydobyć z siebie choćby słowo, jednak było to bardzo trudne, podobnie jak zdanie, które chciał jej przekazać. Czuł ogromną presję, a czas płynął nieubłaganie. Oddałby wszystko za minutę, aby na nowo poukładać sobie życie, z nią przy boku. Przełknął ślinę i wziął głęboki oddech, nie mógł teraz odpuścić. Nie, teraz kiedy słyszał jej kołatające serce i drżenie ciała.
- Jesteś najlepszym, co mnie spotkało...
Jego głos przedarł się przez trwającą ciszę powodując dreszcz na plecach Voliet, która spoważniała, a oddech uwiązł w gardle. Serce zakuło, a w oczach zaświeciły się iskry, gdy kontynuował:
- Dzięki tobie stałem się lepszym człowiekiem. Wiem, że czasem jestem skurwielem...
Urwał, przymykając oczy, kiedy w głowie ponownie zobaczył ją płaczącą i zranioną. Zacisnął pieści, a tęczówki błysnęły. Nagły gniew zawładnął jego ciałem, a skruszony szept samoistnie wydostał się z jego ust:
- Ale cię kocham i nie mogę sobie wybaczyć, że pozwoliłem Cooper położyć na Tobie łapy.
Wypuściła ciężko powietrze i widząc, jak jego ciało się trzęsie, ostrożnie chwyciła za jego dłoń. Logan otworzył gwałtownie oczy pod wpływem jej dotyku.
- To nie twoja wina, Logan. Ale przyznaj, że sam czasem jesteś zbyt... nadopiekuńczy.
W jej spojrzeniu dostrzegł ogromne współczucie oraz troskę, a słowa sprawiły, że się rozluźnił. Wiedział, że słowa bolą, ale bez szczerości nie było miłości.
Był gotów porzucić ten cały syf, który zgromadził przez lata i oddać jej swoje serce.
Był gotów przenieść nawet góry, byle ona mu zaufała.
- Ponieważ boję się, że znów cię stracę, Laura. Zbyt cię kocham, aby pozwolić ci odejść. - wyszeptał cicho, lekko spuszczając wzrok.
Bał się jej reakcji.
Blondynka czuła jak jej oczy zachodzą łzami, a dolna warga drży. Przełknęła ślinę, patrząc na niego. Mur tworzony przez ostatnie lata zaczął się kruszyć, a lód w sercu topnieć słysząc jego słowa. Przemawiała przez nie prawda, ale i ogromna frustracja. Po raz pierwszy widziała tak silne uczucia w jego oczach. Nie mogła pozostać obojętna.
Oboje już mieli dość ran.
Oblizała spierzchnięte usta i przełknęła ślinę, po czym wyszeptała:
- Nie stracisz mnie, Logan - mocniej ścisnęła jego dłoń. - Obiecuję.
Jej obietnica przedarła się do jego umysłu, a słodki zapach obezwładnił całkowicie. Uniósł głowę, napotykając jej szkliste oczy, w których widział tą jebaną iskrę, o której chciał skakać ze szczęścia.
Wpatrywała się dalej w jego ciemne tęczówki, w których powoli tonęła. Wyznanie Logana poruszyło jej stwardniałe serce, wzbudziło coś nowego. Ponownie przełknęła ślinę i nie myśląc wiele, uniosła głowę, składając delikatny pocałunek na ustach Westa.
Mężczyzna początkowo był zaskoczony na jej odważny gest i nie oddał pocałunku, ale kiedy spojrzał na nią, wiedział, że nie kłamała, dlatego odparł lekko zachrypniętym głosem, powodując ciarki na jej ciele:
- Trzymam za słowo, inaczej znajdę cię na pieprzonym końcu świata.
I nie czekając na jej reakcję, tym razem to on złączył ich usta, łapiąc ją za ona policzki. Czuł jej ciepłe łzy na rozgrzanych policzkach. Oderwali się od siebie po chwili, gdyż obu zabrakło tchu. Mężczyzna delikatnie z niej zeszedł i otarł jej łzy, by w kolejności porwać w swoje ramiona. Złożył czuły pocałunek na jej czole, na co przymknęła powieki i cicho westchnęła. Następnie przycisnął mocnej jej kruche ciało, szepcąc pod nosem, bardziej do siebie:
- Tym razem cię ochronię - przymknął powieki, dodając niemal bezgłośnie. - Obiecuje.
Obietnica zawisła w powietrzu, powodując ciszę, ale oni się tym nie przejmowali. Po prostu siedzieli tak, wtuleni w siebie, ciesząc się wzajemną bliskością.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top