Three Tenors
Rozdział dedykowany jest Celebriana_221b i @Pajtuszka. Te dwa małe dranie zrobiły niezła maraton swoimi komami. Brr...
Na górze macie utwór, który śpiewał Sherlock.
_ _ _ _ _
Od rana Holmes był spięty. Molly grubą warstwą pudru zakryła jego siniaka i ranę. Miał zimne dłonie, które cały czas się pociły.
Wycierał je o nogawki, ku zgrozie Irene.
- Sherlock! - syknęła oburzona. - Wytrzyj je o chusteczkę, daj. - stanowczo chwyciła jego ręce i wytarła.
Nie wiem czym się tak bulwersowała. Około dwudziestej zaczęli schodzić się pierwsi goście.
Patrzyłem jak przepiękne damy I wystrojeni dżentelmeni wchodzili do opery. Wyglądali dość sztywno.
Mnie również ubrali w drogiego garniaka, co mi się niezmiernie podobało.
Irene cały czas dziwnie się na mnie gapiła. Odchrząkiwałem kilka razy, ale nadal patrzyła tym przenikiliwym wzrokiem.
- Idź do swojego chłopaka, bo zaraz zemdleje ze stresu. - szepnęła w końcu.
CO?!
- To nie jest mój chłopak! - wrzasnąłem , sprowadzając na siebie uwagę gości. Zniżyłem głos do szeptu. - Nie jestem jakimś cholernym gejem.
- Jesteś. - wzruszyła ramionami. - Serio, leć pan do niego. Już, już. - pokazała jak cały blady Sherlock prawie wylewa na siebie herbatę od pani Hudson.
Kobietę zatrudnili tu, bo miała na niego bardzo dobry wpływ.
Podszedłem do bruneta.
- No. Zaraz występ. - zacząłem.
- Mhm. - Sherlock gorączkowo potarł swoje knykcie.
Stresował się bardzo. Wyglądał, jakby miał zwymiotować.
Otworzyłem już buzię, gdy zadzwonił pierwszy dzwonek.
Loczek gwałtownie wstał, Molly ostatni raz zaatakowała jego usta jakąś czarną kredką.
Poszliśmy w stronę sceny, Moriarty już zapowiadał występ.
Sherlock zacisnął usta w wąską kreskę.
- Ej. Powodzenia. Wierzę w ciebie. - powtórzyłem, tak jak wczoraj. Na twarz Holmesa wstąpiło coś w rodzaju uśmiechu.
Wyszedł. Już po chwili mogłem usłyszeć jakiś głos. Odrobinkę wychyliłem się zza tej firanki, e, tudzież kulisy, tak aby nie widać mnie było.
Sherlock stał między dwoma wysokimi mężczyznami.
Jeden był umięśniony, a drugi miał wypchany brzuch. Widać, kawior mu nie służy.
Holmes pośród nich wygląd tak bardzo marnie I krucho I uro. . . urodzoniepóźniejniżoni, w sensie, że młodszy.
Na początku śpiewał ten umięśniony. Nieźle. Potem ten grubas. Naprawdę, robili to dobrze.
Jednak nic nie jest w stanie mnie zachwycić, nie po tym jak usłyszałem ten głos anioła.
Nikt, no chyba, że sam Sherlock.
I zrobił to.
Zachwycił mnie po raz kolejny, po raz kolejny czułem jego głos tak mocno.
Naprawdę nie wiedziałem czy mam mu bić brawo, czy może paść w ataku padaczki. Więc stałem jak ten słup i czekałem.
Przez większość czasu był pokaz orkiestry, a czasem śpiewali wokaliści, co widownia przyjmowała z oklaskiem.
Brunet śpiewał z nich stanowczo najlepiej.
Był wspaniały.
Występ trwał około godziny.
Tuż po nim Jim Moriarty ogłosił, że Sherlock zaprezentuje jeszcze trzy utwory tego całego Vitasa. ( Umówmy się, że wtedy już były.)
Specjalnie dla gości z Rosji, w ramach przeprosin. Widzę, że to stało się jego numerem popisowym.
Chwila.
Trzy utwory?!
Czy James uszalał?!
Czy on nie rozumie, że Holmes jest naprawdę osłabiony i nie powinien tak się nadwyrężać?!
Najwyraźniej nie, bo po chwili rozebrzmiał głos tak łudząco podobny do głosu anioła...
Po chwili głos przypominający płacz mew rozniósł się po operze, ku zadowoleniu widowni, która zaczęła ochoczo bić brawo.
To było cudowne, aż ciarki mi po plecach przechodziły.
(Polecam obejrzeć wszystkie, a na pewno trzeci.)
Wchodził na wyższe i wyższe tonacje, świetnie zabawiając publiczność.
Widziałem, jak resztki stresu z niego znikają, gdy oddaje się przyjemności, jak się świetnie bawi. Wydawał się taki...szczęśliwy.
Zachwycał widownię.
Rozpalał publiczność.
Rozpalał wszystkie kobiety.
Rozpalał Jima.
Kurna, rozpalał mnie!
Gdy go słuchałem czułem się taki przygniecony jego ogromnym talentem i pasją, z jaką go robił.
Śpiewał niebywale genialnie, pokazując całą kokieterię, ba jaką było go stać.
Wszyscy ślepo podążyliby za nim na wojnę, gdyby tylko to rozkazał, choćby nocąc.
Patrzyłem i czułem, że jest on tak...pociągający. Wszystkie damy na sali pewnie zabiłby matkę, siostrę, ojca i męża, gdyby tylko zgodził się z nimi umówić.
A on nieświadomy tego bał się wcześniej. Pff...
***
Skończyłem występować. Zapadła cisza. Nikt nie bił brawa.
Chyba zrobiłem coś źle...
- Nie...- pomyślałem.
Tylko nie to, proszę.
Fakt, za bardzo się bawiłem. Może byłem zbyt poufny patrząc im prosto w oczy? Może nie powinien myśleć o Johnie? Może to źle, że wszedłem na jeszcze wyższe tonacje? Czy to nie było idealne?
Miałem szczerą ochotę uciec, rozpłakać się i bylem gotów wyprowadzić się do Afryki.
Moja matka zaczęła klaskać jako pierwsza. Reszta natychmiast się dołączyła a w ich spojrzeniu widziałem zachwyt. To do mnie? Na mnie skierowane były wszytskie oczy?!
Czy oni mnie...podziwiali?
Nie.
Tak?
Tak!
Spojrzałem zdezorientowany w kulisę, na Johna. On stał nieruchomo, nie uśmiechał się i nie bił brawo.
Odszedł do garderoby.
Szybko się ukłoniłem i pobiegłem za nim.
Gdy wszedłem do przebieralni, zobaczyłem Watosna.
Uśmiechał się czule i rozłożył ramiona.
Sam nie wiedziałem czemu, a w zasadzie wcale nad tym nie myślałem, rozpędziłem się i wskoczyłem wręcz w jego ręce.
W życiu przytulałem się (dobrowolnie i nie do Molly) tylko kilka razy.
Te uściski Johna były najlepsze i wspaniale na mnie działały.
A może i niewspaniale, bo czułem dziwne mrowienie w brzuchu i nieznane mi, rozpraszające ciepło.
- Byłeś genialny, to było niesamowite, Sherlock. Jestem z ciebie dumny. Widzisz? Mówiłem, że w ciebie wierzę. - szeptał mi do ucha.
Zauważyłem, że TenGłupek trzyma mnie w ramionach już nieco za długo, co musi dziwnie wyglądać, ale...
Tak bardzo nie chciałem tego przerywać...
Ale jak nie ja to kto inny.
Oczywiście, ktoś inny zechciał nam przerwać.
Bardzo przepraszam za wszelkie błędy i niedogodności i już tłumaczę. Wczoraj napisałam ten rozdział, tak, że miał około 1400 słów. Jednak wtt postanowił mi go usunąć. Dziś go przepisywałam. Starałam się jak mogłam, ale nie mam siły już sprawdzać, przepraszam.
Utwory Vitasa są moimi kochanym. Kocham, kocham.
Tsa, to tyle.
Jak wyszedł rozdział?
Podoba Wam się?
Wolicie akcję jak w poprzednim rozdziale czy więcej opisów jak tu?
Rozdział ma 950 słów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top