Spektakl
Tym razem napiszę na początku: nie czytać z muzyką. Włączyć kiedy Sherlock będzie śpiewał, albo na koniec. Ale wysłuchać, bo to niezbędne. Zachowanie bruneta na scenie jest zupełnie inne niż ten wokalista na górze. Strój ma taki sam, śpiewa tak samo, lecz trochę ładniej.
_________________
Ostatnie przygotowania. Zwykle nie robiło to na mnie wrażenia.
Molly jeszcze kilka razy zaatakowała mnie gąbeczką z pudrem. Strój był okropnie uwierający i niewygodny.
Bałem się. Bałem. Nie dość, że dziś mam nowy repertuar, mam jeszcze zagrać na fortepianie, to na dodatek John będzie stał w kulisie.
- Wszystko dobrze, Sherlock? Jesteś strasznie blady...- westchnęła panna Hooper.
- To przez ten twój puder. - warknąłem. Sam nie wiem czemu. Nie chciałem żeby ktoś podejrzewał, że mam tremę...
Irene skończyła malować usta krwistoczerwoną szminką. Jej suknia miała dość spory dekolt i moim zdaniem odsłaniała zbyt wiele.
A Watson chętnie patrzył. Miałem ochotę zakryć mu oczy.
Irene była starą jędzą.
Pierwszy dzwonek.
Stanąłem w kulisie, gotowy, by wyjść.
- Nie zepsuj tego, Holmes. Dziś śpiewamy dla gości z Rosji. - powiedział do mnie Sebastian Moran. Pupilek Jima, który zajmował się światłem i był suflerem. Nienawidzę go.
Drugi dzwonek.
Biorę głęboki oddech. Dam radę. Zawsze daję. Patrzę na twarz Morana. Widzę, że w głębi duszy liczy na to, że mi nie wyjdzie i Moriarty mnie wyleje. Jeszcze czego.
Choć czasem mam ochotę specjalnie zepsuć występ, nie zrobię mu takiej przyjemności. Co to, to nie.
Pamiętaj Holmes, wdech i wydech. To jest najważniejsze.
Dawaj, Sherlock.
- Powodzenia, księżniczko. - uśmiechnął się Watson.
Chciałem coś odpowiedzieć.
Trzeci dzwonek.
Wychodzę na scenę i czuję, widzę, słyszę to co zawsze.
Czuję, że chce mi się zwymiotować.
Widzę rażące światło.
Słyszę oklaski.
Wszyscy głośno krzyczą moje imię.
To jest to, co zawsze się dzieje.
Stanąłem na środku sceny. Kątem oka widziałem Irene, widziałem też twarze Rosjan. Ciekawe, czy u nich są jacyś mordercy. Z chęcią bym...śpiewał. Tak. Muszę śpiewać.
Biorę oddech...
***
***
Słucham i słucham. I nie mogę uwierzyć, że śpiewa to ten mały chłopak. Nie znam się, ale chyba trzeba mieć pojemne płuca, żeby tak zaśpiewać?
Bardzo ładnie śpiewał.
Jednak, gdy wszedł w wysokie dźwięki, przeszły mi po plecach ciarki i wmurowało mnie w podłogę.
To było...niesamowite!
Spojrzałem zdezorientowany na Jima Moriartego.
Moje oczy musiały mówić "Przepięknie!", bo mężczyzna kiwnął głową. Widowni również się podobało, bo bili brawo oraz krzyczeli z uciechy.
Stałem tak z otwartą gębą w kulisie i zastanawiałem się jak to możliwe.
Ci Chińczycy musieli być ucieszeni, zwłaszcza, że Sherlock śpiewał w ich języku. Śmieszny ten język.
"Я люблю тебя." Ja lubliju ciebia. Ha, ha.
Szczerze zabawne.
Patrzyłam i słuchałem z zapartym tchem.
Może mi się wydawało, ale zauważyłem, że trzęsą mu się nogi. Cienkie nóżęta, tak już. Odnogi komara.
Ale trzeba przyznać. Smarkacz miał paskudny charakter i piękny głos.
Gdy występ Sherlocka dobiegł końca, śpiewała Irene.
Robiła to dobrze, nawet ładnie, ale nie tak dobrze jak Holmes. Widownia też to widziała, pewnie dalej byli w szoku, po jego pokazie. Teraz nasza księżniczka grała na fortepianie. Do pani Adler dołączył się też Jim
Nagle zaczęło dziać się coś dziwnego.
*** JIM POV
Miałem przez chwile wrażenie, że Sherlock wcisnął nie ten klawisz, który trzeba.
Powtórzyło się to kilka razy, po jakimś czasie zaczął grać zupełnie inny utwór.
Irene przestała śpiewać. Ja też. To nie miało sensu, melodia którą grał była zupełnie inna niż ta, o którą chodziło.
- Sherlock...- syknąłem. Nie reagował.
Co on robi?!
O, nie...
Ten nieobecny wzrok, spięta twarz i tupanie nogą.
Zamknął się w sobie.
Wszedł w swój Pałac Pamięci. Zaczął myśleć nad czym.
Machnąłem do Morana.
- Kulisa! Kulisa!!! - wrzasnąłem. Goście z Rosji mieli oburzone wyrazy twarzy.
Zaczął ją zasuwać, dopiero wtedy Sherlock przestał grać i zdziwiony spojrzał na mnie.
- Co się stało? - zapytał zdezorientowany.
- Ty...ty...- Nie potrafiłem się wysłowić.
Wyszedłem.
***
Byłem dość zdezorientowany. Patrzyłem jak Moriarty i Adler wychodzą ze sceny.
Po chwili wybiegł również Sherlock.
Szybko ruszył w stronę garderoby i...miałem wrażenie, że...płacze?
Moran również tam podszedł. Nie podobała mi się jego mina, więc poszedłem szybko za nim.
Osiłek od razu przygniótł bruneta do ściany.
- Idioto, zepsułeś cały występ! Jim powinien cię już dawno wywalić! Te twoje fochy przestają być zabawne!
- Żeby zepsuć cały spektakl, tylko dlatego, że coś ci się nie podobało?! Co z tobą jest nie tak, czego nie rozumiesz?! Dorośnij, nie można być obrażonym i przez to celowo coś niszczyć. Starałam się tak pięknie zaśpiewać...- darła się Irene.
Po chwili wszyscy zaczęli krzyczeć na kulącego się pod ścianą Sherlocka.
Nie zamierzałem akurat teraz mu pomagać, skoro zepsuł występ specjalnie, to...
Holmes zakrył swoją twarz, po czym zaczął drżeć. Wstał, odpychając wszystkich po drodze.
- Idę się przebrać! - krzyknął. Jego głos wydawał się przesiąknięty smutkiem i jakąś wilgocią.
Wybiegł, trzaskając drzwiami.
Westchnąłem.
- Smarkacz jeden...powinieneś go wyrzucić! - krzyknął Moran.
O, nie, przepraszam bardzo. Wtedy stracę robotę!
- Pójdę uspokoić gości. Sherlock zaśpiewa dla nich w ich prywatnym pokoju. - zadecydowała Adler. - Chodź, Molly. - Ruszyła, zamiatając suknią.
- Ah, Sherlock, Sherlock...- westchnął Jim. - Nie mogę go wyrzucić, przecież wtedy nasza opera przestanie istnieć. Poza tym, nie. Trzeba po prostu go zdyscyplinować, może...dawać mu kary? Jak myślisz, John?
Czy on mówi do mnie?
- Yyy...tak. - przyznałem mu bezmyślnie rację. Zastanawiałem się co tak długo robi Holmes. - Gdzie Sherlock?
- Idź sprawdź. - rozkazał Jim. - Ja pójdę przeprosić Rosjan, żeby nie wywołali wojny...
Aha, Rosjan, nie Chińczyków.
Ruszyłem w stronę pokoju Sherlocka.
Zapukałem. Nic.
- Sherlock?
Żadnej odpowiedzi. Trochę się wystraszyłem.
- Sherlock, słyszysz mnie? Wchodzę. - ostrzegłem.
Szarpnąłem za drzwi, które, o dziwo, były otwarte.
Holmes stał na środku pomieszczenia, tyłem do mnie. Od pasa w górę był na wpół rozebrany, najwyraźniej próbował rozwiązać ten dziwny strój. Mogłem patrzeć na jego blade, gładkie plecy, z wystającymi kościami.
- Sherlock? - ostrożnie podszedłem nieco bliżej.
- Słabo...mi. - jego głos był drżący i jakby czymś ściśnięty, nie wiedziałem jak to określić.
- Dobra, może usiądź i...Sherlock!
Nagle chłopak runął do przodu, omal nie rozbijając sobie głowy o podłogę. Na szczęście zdążyłem złapać go za materiał koszuli. Trochę ją podarłem. Ups?
Brunet był zupełnie bezwładny, a białka w jego oczach wywalone na wierzch, nie widać było źrenic ani tęczówek. Fuj.
Ostrożnie położyłem go na ziemi.
- Sherlock...Sherlock? Słyszysz mnie? - sprawdziłem oddech. Był.
Do izby wbiegła Irene Adler i Molly, pewnie zaniepokojone moim krzykiem i łomotem.
- O, Boże co mu jest?! - kobieta zaczęła się wachlować. Panna Hooper wydała się bardziej odporna na widok...nieruszającego się ciała? Nie rozumiałem Irene. Molly powiedziała coś o tym, że zawoła Jima.
Szybko podniosłem Holmesa i położyłem go na sofie.
Nagle się obudził i z krzykiem podniósł. Był okropnie blady.
- Spokojnie. - popchnąłem go spowrotem na łóżko.
- Niedobrze mi...
Jeszcze tego brakowało, żeby mnie rzygał. I to od razu, drugiego dnia pracy. Chyba zrezygnuję...
Chociaż, warto czasem się pomęczyć z jego złym humorem, lub samopoczuciem, chociażby żeby posłuchać tego głosu, lub popatrzeć na jego twarz, gdy śpiewa.
Chwilę później wszyscy otoczyli ledwo oddychającego Sherlocka. Na jego czole pojawiły się krystaliczne kropelki potu. Chyba coś było nie tak...
- Odsunąć się wszyscy! - krzyknęła jakaś starsza kobieta. - On musi oddychać. Halo, Sherlock. Słyszysz mnie. - Gdy nie odpowiedział, dała mu soczystego policzka. Dopiero chwilę później udało mu się coś powiedzieć.
Od razu zaczął...się tłumaczyć. Naprawdę zrobiło mi się przykro, bo...gdy wyszedł Jim, Irene, Sebastian i Molly, Holmes rozpłakał się i z goryczą jęknął.
- To nie moja wina, ja naprawdę się starałem, wcale nie miałem focha...po prostu się zamyśliłem, bo kręciło mi się w głowie, ja...zepsułem ten występ...nienawidzę tego! - płakał.
Zrozumiałem jak musiał się czuć. Chyba.
On się starał, a wszyscy go oskarżali. Biedaczek.
- Proszę pani, co mu jest? - zapytałem. - Czy pani jest lekarzem?
- Nie, jestem położną i znam się na mdlejących panienkach. To z głodu. Wygląda na to, że...wasz śpiewak nie jadł nic od trzech dni...
_______
Ale długi rozdział! Trochę więcej akcji, co?
I niestety...w tej niepewności Was zostawiam, bo wyjedżam i wrócę za ponad dwa tygodnie. He, he. Ale obiecuję, że gdy wrócę napiszę dla Was dłuuuuuuugiiiiii rozdział!
Podsumowanie:
Sherlock piszczy na scenie, Irene boi się nieruszająch ciał, a pani Hudson chce odebrać poród Sherlocka.
Jak wyszedł rozdział?
To chyba najdłuższy z tych wszystkich, bo ma aż 1360 słów!
Dzięki tej książce zakochałam się w operze, a zwłaszcza tym utworze na górze.
Я люблю тебя - Kocham Cię po rosyjsku.
No, to serwus!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top