Obie pary drzwi
Dzień dobry!
Myślę, że mam tyle książek (kiedy to się tak rozmnożyło?!) że rozdziały bedą się pojawiały średnio co dwa tygodnie. Oczywiście, wszystko zależy od weny i czasu. Czaita?
Więc, enjoy.
Co myślicie o związku Sherlolly? W ogóle związki kogo z kim byście chcieli? Bo mi to raczej obojętne.
Sheriarty?
Adlock?
Sherlolly?
Johnlock?
John x Eurus?
John x Irene?
Irene x Jim?
MorMor?
__________
Westchnąłem przeciągle. Minęły trzy godziny odkąd zawitaliśmy w domu moich rodziców.
Bo, przecież nie w moim domu.
Wielka, czysta, biała willa zawsze napawała mnie niechęcią. Stanowczo wolałbym jakieś małe, kolorowe, przytulne i zabałaganione mieszkanko.
A, jednak mieszkam w operze. Nawet nie opłaca mi się wracać do domu.
Czasem mam wielką ochotę wyjść na zewnątrz, poczuć nieco adrenaliny i przygody.
Eh. Nie ma co narzekać. Założyłem jeden z garniturów. Kolacja ma być ponoć oficjalna.
Ciekawe, czy Mycroft przyjdzie. Jest wkurzający, ale w jego obecności czuję się pewniej.
Eurus... czy ona podrywa Johna?
Mam jej stanowczo dość. Powinna być gdzieś zamknięta, ona jest szalona! Czuję lęk, gdy patrzy mi w oczy.
Próbowałem zawiązać muszkę, ale zupełnie mi to nie wychodziło. Zwykle robiła to Molly.
Brakuje mi jej w tym zimnym pałacyku. Myślę, że mógłbym nazwać ją... przyjaciółką.
To słowo nie chciało mi nigdy przejść przez gardło.
Usłyszałem dzwonek, którym wszelkie służki oznajmiły, że kolacja jest gotowa.
A ja nadal nie miałem zawiązanej muszki. Ktoś zapukał do moich drzwi.
- Proszę! - krzyknąłem.
Może to będzie ktoś, kto pomoże mi z tym szataństwem?
I tak. Była to odpowiednia osoba. Jedna z niewielu, której dotyk mi nie przeszkadzał, a czasami nawet był przyjemny. Rzadko, ale jednak.
Mimo to nigdy nie poprosiłbym go o pomoc!
Ale jeśli chcę dobrze wyglądać...
Mycroft.
- Mycroft.
- Sherlock.
Zapanowała niezręczna cisza.
- Widzę, że masz mały kłopot. - zaczął mój brat, uśmiechając się i siadając na brzegu mojego łóżka.
- Wiem, ale nie...
- Potrzebujesz mojej pomocy. - stanowczo powiedział, mrużąc oczy.
- Eh...- to była prawda. - No, dobrze. Zawiążesz mi to? - zapytałem.
- Nie o tym mówiłem, ale z chęcią podam Ci pomocną dłoń, mój mały, głupiutki braciszku.
- Nie jestem głupi! - zaprotestowałem.
- Jesteś.
- W czym innym niby chcesz mi pomóc? - zaciekawiony dałem mu obwiązać swoją szyję białym materiałem.
- To John Watson jest twoim problemem. Musisz nauczyć się to ukrywać. Głupi nie zauważą, ale mądrzy tacy jak ja...
- Do czego zmierzasz?! - przerwałem mu, marszcząc nos.
- Według społeczeństwa to jest spaczeniem i jest to karalne. - miedzianowłosy spojrzał mi w oczy.
Co on sugeruje?!
- Watson i ja?! Błagam, cię. Ja go nawet nie lubię! No... szybko się przywiązałem. - przyznałem mu. Od zawsze powtarzał mi, że przywiązanie nie jest zaletą.
- Dobrze. Ale pamiętaj...
- Przywiązanie nie jest zaletą. - wypowiedziałem to znienawidzone zdanie, przewracając oczami.
- Wspaniale. A, teraz jesteś gotowy. Możesz iść. Tylko pamiętaj, że zawsze mogę ci pomóc. We wszystkim.
- Wiem przecież. - burknąłem, ale lekko się uśmiechnąłem.
- John ma na ciebie całkiem dobry wpływ. Zjesz coś, prawda?
- Jeśli on usiądzie obok mnie, a Eurus po drugiej stronie stołu. - zażądałem.
- Zazdrośnik. Miłość jest zła, Sherlocku. Pamiętaj, że to cię zgubi.
Przełknąłem głośno ślinę.
To znaczy, że jestem zgubiony. I to mocno. Wpadłem...
***
Do mojego nosa dotarł wspaniały zapach.
Byłem ciekaw jakie potrawy zostaną nam podane.
Czułem woń mięsa, jakiś ryb, czegoś pieczonego...
Wyszedłem z pokoju, aby udać się do jadalni i...
Zgubiłem się.
Próbowałem iść w stronę zapachu, niczym dzikie zwierzę, ale...nie wyszło.
Znalazłem się na jednym z górnych pięter, ściany i drzwi były białe.
Nagle usłyszałem melodię grają na skrzypcach.
Była piękna, ale nieco przerażająca. Podszedłem bliżej drzwi, ale muzyka ustała. Trochę się przestraszyłem.
Klamka drgnęła, a w drzwiach stanął sprawca tych dźwięków.
- Pan John. - ucieszyła się panienka Eurus. - Co pana tu sprowadza? - zatrzepotała rzęsami.
- Ja...- wyjąkałem.
- Aha, rozumiem. Po lewej są schody, a tuż obok izba Sherlocka. On pana zaprowadzi do jadalni, miłej kolacji! - krzyknęła, a potem jej widok przysłoniło mi białe drewno.
Jak ona to...?!
Czy oni mają to dziedziczne?!
Zgodnie z poleceniem zszedłem po schodach czując się nieco nieswojo. W końcu łaziłem swobodnie po cudzym domu.
I znów się zgubiłem.
Zdenerwowany postanowiłem wejść do łazienki, którą akurat zauważyłem.
Tak też zrobiłem. Rozwiązałem krawat, rozpiąłem kilka guzików koszuli. Westchnąłem, po czym nachyliłem się nad umywalką. Ciekawe, czy Holmes często tu myje zęby. Albo twarz. Albo włosy. Albo pachy. Albo swoją nagą, bladą, szczupłą klatkę pier...
Aż zachłysnąłem się powietrzem.
W lustrze zobaczyłem...Holmesa.
I nie.
Nie Mycrofta, nie pana Holmesa.
Sherlocka.
Z nagą klatką piersiową. Bladą, szczupłą, nieskazitelnie gładką klatką piersiową. Ponadto po całym ciele i włosach ściekała mu woda.
I nie tylko tors miał goły. W zasadzie na sobie miał tylko ręcznik...
- Sh...
- John. Powinieneś zapukać. - wysyczał, odwracając się i obejmując rękoma.
- Przepraszam. Ale...pukałem.
- Do obu par drzwi? - dopytywał Sherlock.
- Obu par...? - powtórzyłem za nim zdziwony. Ależ ze mnie palant.
- Tak, do obu. - schował się za filarkiem. Słyszałem, że pośpiesznie się ubiera.
- Ah...- wydukałem tylko.
Nastąpiła chwila milczenia.
Brunet był już ubrany. Jak zwykle nie potrafiłem rozgryźć wyrazu twarzy tego dzieciaka. Foch? Obojętność?
Woda skapywała mu po ramionach, twarzy i koszuli. Wprost z czarnych włosów.
Nie wiedziałem co powiedzieć, a moja szczęka zesztywniała.
Zamykałem i otwierałem usta, a on patrzył na mnie tymi przenikliwymi oczami buntownika.
- Em...
Kolejna chwila ciszy. Mam wrażenie, że czuję dobrze znane ciepło w podbrzuszu. Ojej.
- Masz mokre włosy.
- I? - pyta.
- Wytrzyj je sobie.
- Wiem. A teraz wyjdź. - Sherlock wypchnął mnie za drzwi.
A ja stałem tam jeszcze długo.
To przerażające, lecz w głowie miałem tylko obraz jego.
Mokrego, bladego, nagiego Sherlocka Holmesa.
Coś ze mną nie tak...ale wydawał mi się...piękny. Naprawdę piękny.
Tadamamam...
Kto mnie nienawidzi za ten rozdział?
Nie wiem czemu, ale chyba zmierzam w stronę Johnlocka.
Pewnie chcecie mnie za to zabić. XD
Są tu jakieś Johnlockerki?
Kto mnie kocha?
No, fajnie.
Nie powinnam chyba pisać więcej takich sytuacji.
No dobrze.
Rozdział dedykowany @efbiaj.
Bayo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top