Brat z parasolką
Co ty tu... - zaczął Sherlock.
- Przyszedłem na twój występ, ślicznotko. - zaśmiał się Mycroft.
Zaśmiał, to mało powiedziane. On wręcz się dusił ze śmiechu.
- Przestań! - zirytował się Sherlock, a może Sherloczka. Niestety w tej sukni miał ograniczone ruchy i nie mógł walnąć brata.
- Myc, kto to? - zapytał zdziwiony Greg, nadal trzymając Holmesa pod ramię.
- Mój brat! - brunet i siwielec już dawno nie widzieli polityka w takim stanie.
Śmiał się i zataczał.
Obrażony Sherlock poszedł w stronę garderoby.
Chwilę potem rozebrzmiały dwa pierwsze dzwonki.
Holmes ustawił się przy kurtynie, w głowie powtarzając tekst, który będzie śpiewał.
- Sherlock. - usłyszał szept. - Psst.
Holmes spiorunował Watsona spojrzeniem.
- Watson! Utkaj się, bo zepsujesz...
John zrozumiał to chyba jako "Utkaj mnie".
I pocałował Sherlocka.
To było jak skrzydła motyla, ledwo muśnięcie jednych spierzchniętych warg o drugie, pomalowane. Króciutki dotyk, długi dla Holmesa, wyzywalający nieznane uczucia i emocje.
Ten pocałunek był jak portal do nowego świata.
Cały zachwyt nie trwał długo, bo zabrzmiał trzeci dzwonek i blondyn wypchnął Sherloczkę na scenę.
*** Sherlock POV
Grałem jak w amoku, ale innym niż zwykle.
Po prostu... grało mi się dobrze, nie myślałem nad tym że chcę być najlepszy, albo że chcę stąd zniknąć.
Suknia mi nie przeszkadzała.
Nic mi nie przeszkadzało. Pierwszy raz w życiu czułem się taki... bezmyślny i zwyczajny.
Natłok myśli wreszcie znikł z mojej głowy.
Co ten Watson zrobił?
Jim chyba widział mój stan, nie wiem jakim cudem mógłby się domyślić.
Nie mógłby.
Śpiewał i on i ja. Byłem wspaniałą Donną, widziałem jak mężczyźni patrzą na mnie z wyraźnym pożądaniem a kobiety z zazdrością.
Chcę zobaczyć ich miny, gdy powiedzą "A Donnę zagrał... Sherlock Holmes", zdziwienie będzie piękne.
Narazie, niech patrzą sobie tymi maślanymi oczętami, podoba mi się to.
Ważne jest tylko to, aby gdzieś w kulisie był John i patrzył tak jak oni, a nawet bardziej.
Z troską.
Jeśli tak będzie, będę szczęśliwy. I tak ma być.
*** JIM POV
Coś było nie tak.
Nie podoba mi się to.
Wyglądał jakby... się zakochał.
Ale to Sherlock, on nie jest zdolny do emocji.
Po prostu nie.
Śpiewa pięknie, ale nie ma w tym uczuć.
Czysta kwintesencja piękna. I dobrze.
Miałem wrażenie, że się rozpłynę. Kocham muzykę.
I kocham mieć władzę. Tymczasem coś tą władzę tracę...
Trzeba coś z tym zrobić.
Szybko.
Bo ja już widzę o co chodzi.
Chodzi o pewnego blondyna, co właśnie dał Sherlockowi bukiet.
Czy ja muszę coś dodać?
Przytulmy się.
Szczęśliwych urodzin Sherlocka, kochanie wszystkiego najlepszego.
Pocałunek to chyba dobry pomysł, co?
Chciałam go dać później, ale to idealna okazja, nie sądzicie?
Rozdział krótki, bo nie mam czasu napisać więcej a chciałam dziś bo urodzinki Holmesa co nie...
No!
Jak podobał się rozdział?
A La donna e mobile Vitasa jest AMAZING, VKUSNO.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top