ONE SHOT

Wesołych Świąt Kochani!

Zapraszam do  ___BlackSky___    u której również pojawiło się Xante!

~~Miłego czytania

------------------------------------------------

Pov: Dante

– U1 Dante, U2... – Zatrzymałem się myślami na tym, że prowadzę pościg. Nie mam pojęcia, kto jedzie za mną. Pomimo tego, że funkcjonariusz powtarzał to z 5 raz. Nie słuchałem o czym mówią, musiałem się skupić na samochodzie, które za chwilę będę gonił. Czerwone audi R8, dokładnie wiedziałem co się kryje pod tym autem. Złapanie owego samochodu było priorytetem w tej chwili.

– Dante! – Usłyszałem na radiu, rozejrzałem się wokół, orientując się, że odleciałem.

– Zgłasza. – Mruknąłem w odpowiedzi.

– U1 gotowe? – zapytał Xander.

– Gotowe

– U3? – Znów zapytał, pominął drugą jednostkę, więc najpewniej to on jedzie zaraz za mną.

– Gotowe. – Odpowiedział jakiś funkcjonariusz, nie kojarzyłem go.

– U4?

– Również gotowe. – Był to głos Lucy.

– U5 zajmijcie się zakładnikami, później dołączycie. Daj im zielone światło. – Niebieskowłosy wydał polecenie.

– Macie zielone, możecie ruszać! – Krzyknąłem w ich stronę. Ruszyli prawie od razu. Mieliśmy helkę, więc nie musiałem chwilowo martwić się radiówką.

Ruszyłem od razu za nimi, skręciliśmy w prawo, przez lekkie rozkojarzenie prawie wjechałem w ścianę.

– Nie uda ci się śmieciu. – usłyszałem głos oprawcy... Chciałem o nim zapomnieć, ale akurat w takich momentach go słyszałem.

– Na chuj się starasz i tak nic nie osiągniesz – głos drugiego znęcającego się nad mną chłopaka za czasów szkoły... Czemu w czasie pościgu ich słyszę?! Próbowałem się skupić na gonionym samochodzie.

– Chodź Dantuś, zabawimy się. – Dreszcze przeszły mnie na ten głos, przez swoją nieuwagę i wystraszenie zdachowałem.

– 10-50 lekkie. – Powiedziałem, próbując brzmieć normalnie. Co mi się raczej udało.

– Nie takie lekkie z tego co widziałem, wróć na komendę i proszę o zejście ze służby, po czym udanie się na szpital. – Był to Grzechu, który był na U4 razem z Lucy.

– 10-4, wracam na komendę. – Nie chcąc się z nim kłócić, teoretycznie wykonałem polecenie. Chodź z służby nie mam zamiaru schodzić. Pojechałem w inną stronę niż miałem. Trafiłem na jakąś nieuczęszczaną stacje. Pokierowałem się do kabin w łazienkach.

Nie bój się Dantuś, przecież nic ci się nie stanie. – usłyszałem jego głos, nie chciałem o nim pamiętać. Pomimo upływu niecałych 4 miesięcy, ja wymazałem wspomnienia z tego. Przynajmniej tak sobie wmawiałem, pomimo że owe były. Czułem jego dotyk na sobie, niby wiedziałem że nie jest prawdziwy, lecz dalej mnie obrzydzał.

– Xander do Dante, czy Grzechu się jasno nie wyraził, że masz zejść z służby i udać się na jebany szpital? – Lekko podskoczyłem, nie spodziewając się wywołania mnie na radiu.

Nie odpowiedziałem, wiedząc że mój głos brzmi ohydnie.

Dlaczego on kurwa może, a ja nie! Ja jestem twoim chłopakiem a nie ta szmata. – Znów ten głos, to zdanie wypowiedział w dzień... gdzie mijały 2 lata od kiedy byliśmy razem i ten sam dzień, gdy zostałem zmuszony. Zacząłem drapać nadgarstek, mając nadzieję, że przestanę przypominać sobie takie rzeczy, akurat w pracy.

– Xander do Dante, jadę na twoje 20. – Znów usłyszałem wezwanie na radiu. Nie odpowiedziałem. Dalej czułem jego dotyk, a fakt że się go boje, pomimo wiedzy, że jest nieprawdziwy, mnie śmieszył. Przestałem drapać nadgarstek, przekładając rękę do włosów, które zacząłem szarpać do tyłu.

A może pobawimy się troszeczkę inaczej? – Miałem już dość tego głosu. Pomimo niechęci do wyjmowania nożyka w czasie służby, wyciągnąłem go z kieszeni spodni. Wiedziałem, że to aktualnie jedyna rzecz, która jest w stanie mi pomóc. Nie chcąc tłumaczyć się później z ran na ramieniu, lekko zsunąłem spodnie, tak abym miał dostęp do uda.

Zbliżyłem do niego ostrą część narzędzia i lekko naciąłem skóre. Mała ścieżka krwi poleciała z rany, jednak nie za bardzo mnie to interesowało. Przejechałem nożykiem jeszcze mocniej, obok mojej nogi zaczęła się robić mała kałuża czerwonej cieczy, na którą spojrzałem. Zauważyłem, że krew leci pod drzwiami, akurat gdy było słychać, że ktoś wszedł do łazienek. Było lekko za późno na reakcję, siedziałem cicho, zadowalając to coś w mojej głowie, jeżdżeniem ostrzem po nodze, pogłębiając lekko ranę.

Słyszałem kroki po pomieszczeniu, zbliżały się z charakterystycznym tempem, był to Xander. Jestem w stanie sobie rękę uciąć. Kroki zatrzymały się, akurat obok mojej kabiny. Najpierw lekko zapukał.

– Dante? – Nie często słyszałem Xandera, który się martwi. Ja jednak nie odpowiedziałem, znów zacząłem czuć dotyk, przez co najpierw puściłem nożyk, co zrobiło nie za głośny, ale dalej słyszalny dźwięk. Po czym zacząłem się cicho śmiać.

– Dante? To ty? Otwórz te drzwi! – Musiał usłyszeć i rozpoznać mój śmiech... Zaczął nawalać w drzwi. Mnie coraz bardziej paraliżował strach.

– Czy jest ktoś w stanie pomóc mi na moim 20? Dość pilne, zagrożone życie funkcjonariusza – Powiedział na radiu. Jeszcze bardziej zaczął się dobijać.

– Jakie twoje 20? – Pisicela... Nie...

– Nie on... – mruknąłem płaczliwym tonem, zbyt bardzo się go bałem...

– Hej, Dantuś. Otworzysz mi drzwi? – Było słychać, że zbliża się jeszcze bardziej do drzwi.

– N-niech on t-tu nie przyjeżd-ża – Mój głos się łamał, byłem przerażony.

– Xander do Janka, rusz na kasyno. Poradziłem sobie. – Powiedział dość zmieszany na radiu. – Dantuś otworzysz drzwi? Albo się od nich odsuniesz tak, abym mógł je wyważyć?

– N-nie – Powiedziałem cicho, patrząc na moją nogę. Widziałem na niej pełno odcisków JEGO palców, pomimo że ich tam nie było.

– Dante, otwórz te drzwi. – Powiedział. Po chwili słyszałem grzebanie, przy zamku.

Dalej się śmiejąc, z siebie samego. Podniosłem nożyk z podłogi i schowałem go do kieszeni, z której od razu wyciągnąłem bandaż. Byłem przygotowany.

A może chcesz trochę mocniej kochanie? – Skrzywiłem się na to. Wiedziałem, że nie jest to prawdziwe, ale jednak przerażało.

Zacząłem owijać udo, bez przemycia rany. Robiłem to automatycznie, odcinając się od świata zewnętrznego. Dopiero gdy poczułem dotyk na swoich dłoniach, wróciłem myślami i odskoczyłem, patrząc na starszego.

– Kurwa Dante, daj mi to. – Warknął, patrząc mi przed chwilę w oczy, po czym wyrwał bandaż z moich dłoni. Cofnąłem się, dalej słysząc JEGO głos. Nie chciałem już go słyszeć, chodź dalej bawiło mnie to, że się go boje. Pomimo wiedzy, że jest nieprawdziwy.

– Zostaw mnie. – Odsunąłem się od niego jeszcze bardziej, natrafiając na ścianę.

– Muszę ci to opatrzyć. – Spojrzał się na mnie, po czym podszedł i wziął mnie na ręce. Próbowałem się wyrwać, nie udało mi się to. Niebieskowłosy ruszył w stronę wyjścia.

– Zostaw. – mruknąłem, trzęsąc się.

– Nikt nic ci nie zrobi, uspokój się. – Spojrzał na mnie, a ja się rozejrzałem. Wkładał mnie do swojego radiowozu. Odsunął się ode mnie i poszedł do bagażnika, który otworzył. Wrócił do mnie z apteczką w ręce.

Patrzałem na niego, lekko cofając się do tyłu. Otworzył apteczkę, kładąc ją na fotelu. Wyciągnął z niej małą buteleczkę, domyśliłem się, że jest to płyn do odkażania. Zabrał również bandaż i gazę, po czym spojrzał na mnie.

– Dante, muszę ci to opatrzyć... – Powiedział, dalej patrząc na mnie.

Bardzo niepewnie zacząłem przesuwać się w jego stronę. Starszy widząc to, wziął apteczkę i położył ją na asfalcie. Położyłem nogę tak, aby niebieskowłosy mógł ją opatrzyć.

– Może zaszczypać – mruknął, pryskając octaniseptem. Lekki grymas pojawił się na mojej twarzy, który próbowałem ukryć.

Spojrzałem na to co robił, próbował zatamować lejącą się krew. Po chwili położył na ranie gazę i zaczął obowiązywać moją nogę bandażem. Po skończeniu spojrzał na mnie.

– Dante, co tam się stało? – Patrzył mi prosto w oczy.

– Nic... – odpowiedziałem cichym głosem.

– Dante, masz ranę na pół uda i mówisz, że nic się nie stało. Nie brzmi to trochę absurdalnie? – Dalej patrzył mi w oczy, skuliłem się lekko na podniesiony ton głosu.

– Nic się ni... – załamał mi się głos i nie dokończyłem. Starszy się lekko nade mną pochylił i chciał mnie objąć, lecz ja odsunąłem się do tyłu.

– Kurwa, widzę przecież, że coś nie tak. Od jakiegoś czasu boisz się wszystkiego, to widać. A teraz to, Dante aż tak głupi nie jestem. – Cofnął się do poprzedniej pozycji i spojrzał na mnie, ja jedynie spuściłem głowę, aby uciec wzrokiem.

– Nic się nie dzieje Xander! – Krzyknąłem.

– Jedziemy na szpital, siadaj z przodu. – Zamknął drzwi i wsiadł na miejsce kierowcy, wyszedłem z auta i wsiadłem na przednie siedzenie.

– Nie trzeba, nic mi nie jest. – mruknąłem, przenosząc wzrok na widok za oknem.

– Kurwa Dante, masz rozciętą nogę. To jest do szycia, jedziemy na szpital. – warknął i ruszył na szpital. Już mu nie odpowiedziałem zamyslając się.

– Chodź. – Usłyszałem głos chłopaka po mojej prawej. Kucał przy otwartych drzwiach po mojej stronie. – Wezmę cię okej?

– Mhm – mruknąłem mając dużo mniej siły. Chłopak wyciągnął mnie z samochodu, a ja jedynie oparłem głowę o jego klatkę piersiową, chciało mi się spać.

– Nie zasypiaj, LSPD do EMS można kogoś do lobby? – powiedział starszy wchodząc do szpitala.

– Co się stało? – Spojrzałem na medyka, który stanął obok nas.

– Ma rozcięcie na pół uda, wstępnie opatrzone, ale to raczej do szycia będzie. Od czego nie wiem. – Medyk spojrzał na mnie, po czym ruszył w stronę sal.

– Nie trzeba szyć... Nic mi nie jest – powiedziałem cicho.

– Dante, jeśli to co mówi Xander to prawda. A domyślam się, że raczej tak, patrząc po twoim stanie. To trzeba to zszyć. – Weszliśmy do sali. Niebieskowłosy położył mnie na łóżku.

Nie odpowiedziałem już nic, patrzyłem jedynie na to co medyk robi. Odwiązał bandaż mojej nodze i zdjął zakrwawioną gazę.

– To bez wątpienia jest do szycia. Masz szczęście, że nie masz naruszonych mięśni, ani tętnicy udowej. – mruknął Lubella i oczyścił ranę.

Po chwili zaczął ją zszywać, lekko skrzywiłem się z bólu.

– Będzie miał jakieś większe problemy z chodzeniem? – zapytał Xander.

– Nic nie ma z mięśniami, więc nie. Jedynie przez najbliższe dni może utykać na tą nogę.

– Już. Idę, jak co to to będę na recepcji. – Medyk zawiązał bandaż i spojrzał na mnie. – Ci wypisze zwolnienie z pracy na ten tydzień.

– Nie, nie trzeba – mruknąłem.

– Chodzenie do pracy w tym stanie byłoby bardzo nieodpowiedzialne, ale wiem że byś to zrobił, dlatego też dostajesz zwolnienie na tydzień. – Wyszedł z sali, a Xander spojrzał na mnie. Ja się lekko podniosłem i chciałem zejść z łóżka.

– A ty co? Nigdzie nie idziesz sam. – Podszedł do mnie.

– Idę do toalety. – wstałem, przenosząc ciężar ciała na zdrową nogę.

– Niech ci będzie, idź.

Ruszyłem do łazienek, widziałem dużo innych policjantów. Pewnie z jakiejś strzelaniny. Wszedłem do kabiny i oparłem się o jej ścianę.

– Dantuś nie chcesz może lekkiej zabawy? Widziałem, że tu wchodzisz. – Spiąłem całe ciało na ten głos, niby jest moim współpracownikiem. Mało tego jest moim szefem!

Usłyszałem otwieranie drzwi od kabiny, więc od razu się odwróciłem. Przede mną stał brązowowłosy niższy ode mnie policjant, pomimo że był niższy, ja byłem dużo słabszy. Uśmiechnął się podchodząc do mnie, cofnąłem się do tyłu. Mężczyzna zamknął drzwi i podszedł do mnie chwytając mnie w biodrach, moje oczy zaszły się łzami, próbowałem się wyrwać.

– Nie wyrywaj się kochany, będzie mniej bolało. – szepnął w moje ucho i je liznął. Przeszedł mnie dreszcz, strach mnie paraliżował. Sprawnym ruchem, odwrócił mnie i ściągnął mi dolne ubranie.

– Dante? Co ty tak długo? – Xander musiał wejść do pomieszczenia. Chłopak stojący za mną, zakrył moje usta ręką i we mnie wszedł. Krzyknąłem, czego jego dłoń nie zagłuszyła tak bardzo, jakby chłopak tego chciał.

– Dante? Otwórz mi drzwi. – Było słychać pukanie do kabiny. Nie próbowałem nic robić, miałem po prostu już dość. Jedynie z moich oczu lały się łzy i co jakiś czas krzyczałem w rękę brązowowłosego.

– Cicho bądź – warknął chłopak, który mnie trzymał, przynajmniej jeszcze chwilę temu. Aktualnie leżałem na podłodze, patrząc zamglonym wzrokiem na oprawce, kucnął obok mnie, podniósł moją głowę, tak że patrzałem idealnie na jego twarz.

Drzwi za nim się otworzyły, w nich stał chyba Xander z wycelowaną bronią w rękach. Skuliłem się ze wstydu, że widział mnie w takiej sytuacji.

– Odsuń się od niego – powiedział. A mężczyzna przede mną wyciągnął coś z kieszeni, nie zdążył nic zrobić, ponieważ od razu było słychać strzał.

– Co ty kurwa robisz? – Krzyknął postrzelony. Skulony przetarłem oczy, widząc ostrzej widziałem jak Xander zakuwa szefa w kajdanki. Ktoś wbiegł do łazienki.

– Co tu się dzieje?! – Był to chyba Montana.

– Postrzelił mnie i zakuł!

– Weź go Grzegorz, bo mu wypierdole. – warknął niebieskowłosy podchodząc do mnie, skuliłem się jeszcze bardziej. – Hej Dante, nic ci nie zrobię...

Kucnął przy mnie, trzęsłem się ze strachu.

– Nic mu nie będzie, zostaw go.

– Zamknij ryj bo ci jebnę. – Xander wstał podchodząc do skutego chłopaka.

– X-xander z-zostaw go – powiedziałem łamiącym się głosem. Wrócił do mnie, znów kucając.

– Czy ja się dowiem czegoś? – Gregory poszedł do zakutego.

– Nie, ja jedynie zaspokajałem swoje potrzeby.

– Gwałcąc przy tym swojego pracownika! Janek kurwa. – Xander znów wstał i podszedł do niego, tym razem uderzając go z całej mocy w policzek.

– Nic mu nie będzie.

– Weź go na komendę bo nie wytrzymam zaraz – Powiedział niebieskowłosy i podszedł do mnie biorąc mnie na ręce. Próbowałem się wyrwać, lecz nie miałem tyle siły. Nie wiem czy fizycznej czy psychicznej. Usnąłem na jego rękach...

—---- Kilka miesięcy później —----

Czarnowłosy siedział na dachu komendy, obok niego był policjant, który już nie raz uratował mu życie. Jednak tym razem nie było takiej potrzeby.

Obaj wiedzieli, że młodszy jest w tragicznym nastroju, może to dlatego, że dwa dni temu musiał znów oglądać twarz byłego szefa. Co prawda była to wina tego, że miał następną rozprawę i tym razem zapadł końcowy już wyrok, z którego obu mężczyzn znajdujących się na dachu było w jakimś stopniu zadowolonych.

Musieli za chwilę wracać do środka, przez panującą minusową temperaturę i zbliżające się spotkanie, ale żadnemu się nie śpieszyło, obu wystarczyło towarzystwo drugiego, to był dla nich prezent wigilijny.

– Dante – powiedział cicho starszy, spoglądając na czarnowłosego.

– tak? – Przeniósł wzrok z gwiazd na twarz niebieskowłosego.

Starszy przysunął się do komendanta i go pocałował.

– Zrobisz mi jeszcze większy prezent i zostaniesz moim chłopakiem? – Powiedział niebieskowłosy, gdy tylko oderwał się od chłopaka.

Młodszy zarumieniony jedynie go pocałował, Xander wiedział, że to znaczyło tak.

Starszy siwowłosy mężczyzna, stojący w wejściu na dach, który miał ich zawołać, aby przyszli do środka, tylko się uśmiechnął i zszedł na dół. Był pewny, że pomimo charakteru niebieskowłosego jego syn był w bardzo dobrych rękach. Wiedział, że widok uśmiechniętego syna będzie dość częsty, nie mylił się. Po tej nocy wigilijnej nie dość, że Dante polubił święta, to miał też najwspanialszego chłopaka na świecie...

...

– Doskonale wiedział, że uczynił święta piękniejsze. – Powiedziałem cicho zapisując ostatnie słowa opowieści na klawiaturze.

– Wiedziałem bardzo dobrze, że wybór akurat tego dnia, będzie dobry. – Usłyszałem głos Xandera, odłożył kubek z ciepłym napojem na biurko i pocałował mnie w policzek.

– Dobrze, że oni nie wiedzą, że tak było. Zostawię ich w niewiedzy, że to prawdziwa historia... – mruknąłem cicho do chłopaka, publikując opowiastkę.

– Jeśli tak chcesz, tak zrób. A teraz do łóżka, pod kocyk. Chory jesteś, nie chcesz chyba zapalenia płuc. Wystarczy ci zapalenie oskrzeli. Wypij herbatę. – Podniósł mnie z krzesła i położył na łóżku. Przyniósł kubek na stolik nocny i usiadł obok mnie. Podniósł mnie ponownie i zrobił tak abym siedział na jego kolanach.


 Włączył netflixa. Oglądaliśmy film, a ja co jakiś czas popijałem ciepły napój. Końcowo w połowie filmu zasnąłem, dalej będąc na nogach Xandera i wtulony w jego tors...


---------------------------------

Życzę Wam, drodzy Czytelnicy, abyście w te święta otoczeni byli miłością bliskich, ciepłem rodzinnej atmosfery i chwilami spokoju. Niech Nowy Rok przyniesie Wam wiele radości, spełnienia marzeń i wielu niezapomnianych chwil. Niech każdy dzień będzie pełen magii i pozytywnych przeżyć. Świątecznego spokoju, zdrowia oraz radosnych spotkań z najbliższymi!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top