•9•
Tydzień nie mijał mi zbyt przyjemnie. Miejsce w którym przesiadywałam częściej niż powinnam była praca. Czasem jako klient a czasem jako pracownik. Z dziewczynami nie rozmawiam od niedzieli, nie licząc krótkich spin na bierzace sprawy. Dziś nie było inaczej, jest czwartkowy wieczór a zajęcia w piątek zaczynam koło 10 co sprawiło że wylądowałam w barze. Oczywiście przed wyjściem z mieszkania pokłóciłam się z Emi, znowu mi starała się przegadać na temat mojego zachowania. Nie miałam zamiaru jej słuchać wkurwiała mnie niemiłosiernie tym pierdzieleniem, przypominało mi to dlaczego tak marzyłam o wyprowadzeniu się z domu.
Marzenie spełnione to znalazła się nastepna co mi ględzi. Pchnęłam ciężkie drzwi by wrócić do środka. Przesiąknięta dymem papierosowym przepychałam się przez ludzi stojących w kolejce do kasy. Zasiadłam na zajmowane wcześniej krzesło barowe i czekałam aż ruda poda mi whisky.
- Pamiętasz? - zapytałam ją biorąc do ręki szklankę.
- Spokojnie, przy mnie nie przekroczysz 200zł.
- I tak za dużo przepiłam w tym tygodniu. - oparłam się na blacie wzrok mając utkwiony w napój przede mną.
- Nie ukrywam że zaczynam się martwić.
- Wyluzuj, przejdzie mi. - napiłam się drinka po czym wróciłam do wcześniejszej pozycji.
- Znam cie już trochę i pierwszy raz widzę cie w takim stanie tak długo. - przewróciłam oczami słysząc te słowa. Fakt ruda nie raz zbierała moje zwłoki z tego krzesła i zawoziła do siebie. Zazwyczaj nie pytała co się dzieje po prostu czekała aż zbiorę się w garść. Uwielbiałam to w niej a jednocześnie tak bardzo nie na widziałam. Za bardzo tym zachowaniem przypomina mi kochanka. Prychnęłam na tą myśl i wypiłam resztę drinka na raz.
- Bedzie jak zawsze - spojrzałam na nią i podając jej pustą szklankę. - W końcu będę musiała się pozbierać. Za dużo mam na głowie tydzień przelany w wysoki procent tylko się odbija na mnie później ehh. Wypiłam świeżo zrobionego drinka na raz.
Czas mijał, ilość alkoholu w krwi była zdecydowanie wyższa niż powinna. W głowie szumiało mi od jakiegoś czasu. Do limitu pieniężnego dobiłam jakieś 1,5 godziny temu. Od tamtej pory ruda faszeruje mnie wodą. Nie jest to głupie posuniecie jednak ja nadal bym wolała degustować w napoju procentowym.
- Kontaktujesz już? - Ruda zbierała swoje rzeczy z zaplecza.
- Niestety - Położyłam głowę na blacie wiedząc że koniec tego dobrego musze wrócić do mieszkania.
- Nadal cie ciężko złamać - podeszła do baru i stanęła na wprost mnie - Nawet mając odlot w głowie nie zaczęłaś się żalić.
- Bardzo pocieszające - Podniosłam głowe by spojrzeć na nią.
- Nie chcesz wracać? - oparła się o blat.
- A jak myślisz - mrukłam cicho mając nadzieje że przestanie zadawać tyle pytań.
- Na którą masz jutro ?
- Jakoś o 10 zaczynam - Podniosłam się patrząc na koleżankę. - chyba.
- Możesz przekimać u mnie ale to nie jest rozwiązanie.
- Moge ? - dopytałam z nadzieją w głosie.
- Choć, ty musisz wytrzeźwieć a ja chce odpocząć przed jutrem. - podeszła by mi pomóc wstać. Odtrąciłam jej rękę i sama wstałam, lekkie zachwianie i złapanie pionu. Na co usłyszałam prychnięcie w moją stronę. Ruszyłam przed siebie dobrze znając drogę do jej samochodu. Nic się nie odzywała, po prostu szła za mną i pilnowała bym mnie zabiła się o własne nogi. Wyszłam na zewnątrz, świeże powietrze oczyściło trochę mój umysł. Wyciągłam papierosa i oparłam się o jej samochód czekając aż przyjdzie. Droge do jej mieszkania pokonałyśmy dość szybko, nie prowadziłyśmy zbędnych rozmów. Obie tego nie potrzebowałyśmy, wchodząc do środka ruszyłam do jej szafki by wziąść sobie coś do spania i skierowałam się do jej łazienki. Świeża i ogarnięta siedziałam na parapecie w jej sypialni paląc papierosa. Nie lubiła tego ale powiedzmy że po pijaku zostawałam z tego rozgrzeszona.
- Nie musisz się tłumaczyć, ale chciała bym chociaż wiedzieć co spowodowało u ciebie taki dołek.
- Głupia kłótnia a następnie telefon którego mogłam nie odbierać. - westchnęłam przewracając oczami i opierając głowe o ścianę za sobą. Nie zwracałam uwagi na rudą, nie miałam ochoty się jej żalić a tym bardziej widzieć rosnąca ciekawość w jej spojrzeniu.
- Nie dowiem się więcej? - podeszłam bliżej i położyła dłoń na moim kolanie. Taa normalnie bym ją za to zwyzywała jednak nie dziś. Nie mam na to siły.
- Nic więcej nie musisz wiedzieć. - wyrzuciłam niedopałek za okno wzrokiem szukając gwiazd.
- Choć spać, dochodzi pierwsza. - zeszłam z parapetu po czym zamkłam okno. Położyłam się obok niej na plecach. Ewidentnie na to czekała bo od razu ułożyła się na moim ramieniu a noge zarzuciła przez moje biodra.
Tak dawno nie spałam przy kimś że niemal zapomniałam jakie to uczucie.
- Chce wyjechać gdzieś. - Powiedziałam szeptem po chwili ciszy a wzrok mojąc wbity w sufit. Tliła się we mnie nie mała nadzieją że tego nie słyszała. Bawiłam się delikatnie jej włosami przez dłuższą chwilę gdy nagle się odezwała.
- Jedź. - Spojrzałam na nią lekko zdziwiona- Jutro.
- To nie takie łatwe. - odezwałam się cicho. Ruda podniosła się by móc spojrzeć mi w oczy.
- Ten telefon. Ta osoba - zrobiła chwilę pauzy jakby szukając na mojej twarzy jakiejś podpowiedzi. - Obudziła w tobie to co ty tak uporczywie starałaś się uśpić. - Nie odpowiadałam mimo ze miała rację. Nie potrafiłam się przyznać do faktu że nie potrafię z tym skończyć. - Ana, do jasnej cholery wyrwałaś się z tamtąd. Możesz być sobą! Już nie mają nad tobą kontroli już nie będą manipulować. Już nie musisz udawać. - ostatnie zdanie wypowiadała szeptem. Te słowa bolały, ale pozytywnie. Dalej nie rozumiałam jak ona mogła tyle sama się domyśleć skoro prawie nic nie opowiadałam o swoim życiu. Zwłaszcza o relacjach w domu, a ona to wszystko tak po prostu rozumiała. - Skończ to życie w rutynie. Obydwie dobrze wiemy że czujesz się jak w klatce.
- Dlaczego ja dalej się z tobą zdaje? - zasłoniłam ręką oczy by ukryć jak zrobiły się szklane, uśmiechnęłam się szczerze.
- Bo tylko ja na tym zadupiu cie rozumiem bez słów. - Położyła się spowrotem na mnie.
- No proszę i jeszcze twierdzisz że jesteś jedyną.
- No proszę i wróciła Ana z swoim standardowym podejściem dupka.
- Odezwała się - obiełam ją robiąc przy tym pauzę w zdaniu - Pani poważna.
- Nie najeżdżaj na wiek gówniarzu bo zaraz wylecisz z tego mieszkania. - zaśmiałam się cicho.
- Już, Już spokojnie idę spać.
Ruda na pewno poszła spać nie to co ja. Jej słowa dudniły w mojej głowie sprawiając że sen był jedynie marzeniem. Miała rację i ja to dobrze wiedziałam, niestety nie dodały one wystarczającej odwagi.
Nie potrafię wyrwać się z rutyny, jeszcze nie teraz.
Powtarzając to zdanie jak mantrę w końcu udało mi się od płynąć do krainy snów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top