Rozdział 2
Bardzo się cieszę, że pierwszy rozdział spotkał się z tak entuzjastycznym przyjęciem. ^^ Dokarmiacie mi wenę.
Rozdział 2
Harry budził się ze świadomością, że coś jest inaczej niż zwykle. Jednak nie było to nic złego. Jego instynkt mówił mu, że jest bezpieczny i powinien się cieszyć z tego powodu. Powoli otworzył oczy i uśmiechnął się, kiedy przypomniał sobie wydarzenia z poprzedniego wieczora.
Obok niego spokojnie śpiąc, leżał Severus, który okazał się taki jak on. Poczuł się taki szczęśliwy z tego powodu, że zdał się na swój instynkt i przyjął zaloty starszego podróżnika. Przysunął się bliżej, układając głowę pod brodą mężczyzny i westchnął cicho.
O tym, że jest skrzydlatym podróżnikiem, dowiedział się na początku piątego roku, kiedy Umbridge nękała go szlabanami z użyciem krwawego pióra. Wtedy po raz pierwszy zauważył, że coś jest nie tak. Możliwe, że pewne subtelne znaki powinien dostrzec wcześniej, ale prawdę mówiąc, nigdy nie miał na to czasu. Wokół niego zawsze działo się aż za dużo.
Po wyjściu ze szlabanu nie wrócił wtedy od razu do wieży Gryfonów, a zaszył się w jednej z nieużywanych klas, żeby opatrzyć swoją dłoń. Z rany układającej się w okropne słowa, sączyła się krew. Szybko przemył ją wodą i owinął chusteczkę, którą miał w kieszeni. Od jakiegoś czasu miał jakieś dziwne przeczucie, że nie powinien pozwalać swojej krwi na opuszczanie ciała. Nie rozumiał jednak dlaczego. Zamknął oczy i próbował skierować swoją magię do dłoni, żeby mogła zaleczyć jego rany.
W chwili, gdy ponownie otworzył oczy, zrozumiał, że coś jest nie tak z jego oczami. Wszystko było jeszcze bardzo zamazane niż zwykle. Zdjął okulary, żeby upewnić się, że to nie ich wina i nagle zrozumiał, że świetnie widzi bez nich.
– Co jest? – mruknął zaskoczony. Pomimo panującej wokół ciemności, wszystko świetnie widział. Wyczarował szybko na ścianie lustro i spojrzał w nie. Wciągnął mocno powietrze, kiedy zobaczył, że nie tylko jego oczy się zmieniły. Miał skrzydła. Piękne białe skrzydła o czerwonych końcach, które rozcięły mu ubranie na plecach. Zdziwił się, że nawet tego nie poczuł. Powoli i ostrożnie dotknął jednego ze skrzydeł. To było dziwne, ale nie czuł strachu, że nagle wyglądał trochę inaczej. Poczuł, jakby nareszcie był sobą. Uśmiechnął się, kiedy rozgarnął włosy i dostrzegł parę małych różków. Miał szczerą nadzieję, że z czasem urosną.
Harry nie miał pojęcia, kim jest, ale wiedział, że nie może o tym nikomu powiedzieć, zanim nie zdobędzie odpowiednich informacji. Dumbledore nie odzywał się do niego. Nie mógł zatem iść i zapytać, czy kiedykolwiek spotkał kogoś takiego, jak Harry.
Harry...
Wiedział, że to jest jego imię, ale w tej postaci czuł, że nie powinien się tak nazywać. Jego podświadomość szeptała mu z tyłu głowy, że kiedyś otrzyma odpowiednie imię. Na razie musiał zachować wszystko w sekrecie nawet przed Ronem i Hermioną. Nadal był na nich nieco zły za to, że wiele rzeczy przed nim ukrywali. Robili to po części z troski o niego, ale nie zmieniało to faktu, że poczuł się wtedy bardzo wyobcowany.
Ponownie spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Nie mógł tak iść przez szkołę. Kiedy tylko o tym pomyślał, jego niezwykły wygląd zniknął.
– Czyli to działa instynktownie – mruknął. Pozwolił swojej magii popłynąć swobodnie i po chwili znów miał skrzydła i różki. Uśmiechnął się.
Następnego dnia spytał Hermionę, czy słyszała kiedyś jakieś opowieści o czarodziejach ze skrzydłami. Jeśli ktoś mógł mieć jakąś wiedzę na taki temat, to tylko ona.
– To tylko bajki – powiedziała spokojnie. – Skąd to pytanie?
– Widziałem w bibliotece, jak ktoś z pierwszorocznych czytał taką historię. Zastanawiałem się, czy coś takiego jest w ogóle możliwe. Nigdy o tym nie słyszałem, a wiesz, że ciekawi mnie wszystko związane z lataniem – odparł.
– To pewnie była bajka o skrzydlatych podróżnikach – mruknęła, krzywiąc się. – Jak dla mnie to zwykła bzdura i historyjka dla dzieci, ale niektórzy uważają, że kiedyś istnieli czarodzieje, których magia obdarzyła skrzydłami i niezwykłymi talentami.
– Brzmi ciekawie – powiedział. – Może sobie pożyczę tę książkę. Nigdy nie czytałem czarodziejskich bajek dla dzieci.
– Jesteś niepoprawny. W tym roku zdajemy SUMy. Skup się lepiej na nauce, a nie na historyjkach dla dzieci.
Harry powstrzymał się od wywrócenia oczami. Lubił Hermionę, ale czasem naprawdę przesadzała i potrafiła doprowadzić do szału, tym swoim pędem do nauki. Zdawał sobie sprawę, że nigdy nie będzie miał takiej wiedzy jak ona, ale jeśli miał być szczery, to nie potrzebował tego. Nie musiał być świetny we wszystkim.
Po kolacji skorzystał z okazji, że jego przyjaciele zajęli się pracami domowymi i poszedł do biblioteki. Dość szybko znalazł dział z bajkami i legendami, po czym zabrał się za szukanie interesujących go historii. Już w trzeciej książce natrafił na bajkę, w której występował ktoś taki jak on, ale był w niej przedstawiony jako zły bohater. W książce o mitach też nie znalazł zbyt wiele. Na dodatek nazwa, której używano, zdawała mu się niewłaściwa. Podszedł więc do pani Pince i spytał, czy może gdzieś znaleźć inne źródła informacji.
Kobieta popatrzyła na niego uważnie, ale pokierowała go do odpowiedniego działu.
– Mogłem się domyślić – mruknął, widząc przed sobą regał z książkami o magicznych stworzeniach. Zdjął z półki jeden z opasłych tomów i zaczął przeglądać spis treści. Większość nazw coś już mu mówiła, ale jego uwagę zwrócił rozdział o skrzydlatych podróżnikach. Szybko znalazł odpowiednią stronę i zaczął czytać.
Skrzydlaci podróżnicy byli pierwotnie czarodziejami, którzy dysponowali dziwnymi zdolnościami. Strach wśród czarodziejów budziły ich skrzydła i rogi. Wierzono, że ich pojawienie się zwiastuje nieszczęście i pecha, dlatego ludzie przepędzali ich. Nie wiadomo było, ilu z nich jeszcze istnieje na świecie, bo od kilkuset lat nie widziano żadnego z nich. Zaczęto wierzyć, że wymarli, a współcześnie historie o nich uważano za zwykłe bajki dla dzieci. Strach jednak wydawał się pozostać.
Harry westchnął tylko. Czuł, że za tym wszystkim kryje się coś więcej, ale nie mógł z nikim o tym porozmawiać. Zdobyte informacje utwierdziły go w przekonaniu, że nikt nie powinien wiedzieć, że jest jeszcze bardziej inny. Jeśli na drugim roku ludzie unikali go jak ognia, bo okazało się, że potrafi rozmawiać z wężami, to co byłoby teraz? Już dawno dostrzegł, że część czarodziejów była bardzo negatywnie nastawiona do wszelkiej odmienności. Taka Umbridge nienawidziła magicznych stworzeń i mieszańców i najpewniej zaliczałaby go do tej drugiej kategorii, a potem zmusiła do opuszczenia szkoły.
Na szczęście udało mu się utrzymać swoją tajemnicę. Wymykał się polatać w porze zachodu słońca, kiedy wszyscy byli już w zamku. Ten jeden raz tylko zapomniał o należytej ostrożności. Nie spodziewał się, że ktoś go widział ani że tą osobą okaże się Ron. Kiedy rudzielec przyznał się jemu i Hermionie, że widział skrzydlatego podróżnika, Złoty Chłopiec poczuł dreszcze przebiegający mu po kręgosłupie i zimny pot na plecach. Na szczęście dziewczyna mu nie uwierzyła, ale Ron tak bardzo upierał się przy swoim, że zwrócił tym uwagę Snape'a.
Harry wiedział, dlaczego mężczyzna go nie lubił. Za bardzo przypominał mu o tym, czego doświadczył z rąk Jamesa i reszty Huncwotów. Było mu tak strasznie wstyd za nich. Wiedział, jak to jest, kiedy ktoś się nad kimś znęca bez przerwy, a wszyscy wokół to ignorują. Odczuwał to przez lata mieszkania z Dursleyami. Tak bardzo chciał się od nich wyprowadzić i już prawie mu się udało, ale wtedy jego głupi wyskok z udaniem się do ministerstwa wszystko przekreślił. Nie mógł sobie tego wybaczyć i zdystansował się od wszystkich. Tylko latanie pomagało mu uporać się z wewnętrznym bólem po stracie Syriusza.
Ostatniej nocy też wymknął się, żeby uspokoić swój umysł. Nie spodziewał się jednak, że ten wieczór wszystko zmieni, a on nareszcie zazna ulgi od tej dziwnej samotności. W momencie, gdy poczuł, że ktoś podąża jego śladem, przestraszył się nieco. Dopiero kiedy zerknął w bok, kątek oka dostrzegł ciemne skrzydła. Pomijając kolor, były identyczne z jego. Oczywiście po chwili rozpoznał ich właściciela.
Postrachu Hogwartu nie można było pomylić z nikim innym, ale Harry nie odczuwał strachu. Była to czysta ciekawość. Przez lata wydawało mu się, że nie cierpiał tego mężczyzny, ale jednocześnie coś ciągnęło go do niego. Nie potrafił go zignorować i przekreślić jego obecności, ale wtedy nie mógł zrozumieć, coś go do niego ciągnęło. Ich relacja zawsze opierała się na negatywnych uczuciach, a przynajmniej tak mu się wydawało. Jednak wystarczyło teraz jedno spojrzenie na Mistrza Eliksirów i Harry wszystko zrozumiał. Byli tacy sami i nawet jeśli nie mieli o tym pojęcia, to instynkt pchał ich ku sobie. Nigdy nie potrafili tego zignorować, a domniemana nienawiść maskowała jedynie ich prawdziwą naturę.
Młodszy podróżnik lustrował mężczyznę wzrokiem. Od razu zauważył jego rogi. Były imponujące i sam chciałby takie mieć. Jego na razie nie były specjalnie duże, ale wszystko wskazywało na to, że z czasem jeszcze urosną. W tej postaci Snape wyglądał też jakoś tak przystępniej. Nie miał tej swojej wiecznie niezadowolonej miny na twarzy i tych wszystkich zmarszczek, których nabawił się pewnie przez niekompetentnych uczniów. Do tego porzucił swoje nauczycielskie szaty na rzecz czarnych spodni ze skóry, czarnej kurtki, której rękawy kończyły się poniżej łokci i rękawiczek bez palców. Całkiem prosty strój, ale dodawał mu drapieżności.
Nagle Harry zadrżał lekko, kiedy poczuł, jak magia należąca do Snape'a muska delikatnie jego magię. Nie miał pojęcia skąd, ale wiedział, co to oznacza. To był rodzaj zalotów. Starszy podróżnik okazywał mu swoje zainteresowanie. Złoty Chłopiec nie był pewien, czy powinien zaufać swojej naturze, czy dopuścić do głosu ludzki rozum i odsunąć się. Muskanie magii było naprawdę miłe i ciepłe. Poczuł się, jakby ktoś otulał go delikatnie miękkim kocem i obiecywał bezpieczeństwo. To było absolutne cudowne i Harry jeszcze nigdy nie doświadczył czegoś takiego. W zasadzie, co miał do stracenia? Nie miał pojęcia, czy dożyje do końca szkoły, mają Voldemorta na karku. Równie dobrze mógł mieć kogoś tylko swojego, chociaż na krótko.
Te wszystkie myśli sprawiły, że przysunął się bliżej i wsunął głowę pod brodę mężczyzny z zadowolonym westchnieniem. To było to. Poczuł, że nareszcie jest na swoim miejscu. Zadrżał, kiedy Snape odezwał się nagle wprost do jego ucha.
– Nie masz jeszcze imienia, prawda?
Imię? Czyżby miał je nareszcie otrzymać? To była cudowna pespektywa. Potwierdził, że na razie był bezimiennym podróżnikiem.
Mistrz Eliksirów milczał przez chwilę, namyślając się. W końcu mruknął mu do ucha:
– Iagan.
Tak. To było jego imię. Pasowało do niego. Czuł to każdą komórką swojego ciała. Nareszcie czuł się kompletny, a to uczucie pogłębiło się jeszcze, kiedy wylądował w sypialni swojego towarzysza.
Harry'emu nawet raz nie przemknęło przez myśl, że znalazł się w skandalicznej sytuacji ze swoim profesorem. Nie postrzegał go już w ten sposób. Gdyby miał to opisać, powiedziałby, że ich przeszłość została odgrodzona grubą kreską. Teraz liczyło się tylko to, co było przed nimi.
Nigdy nie pomyślałby, że Severus Snape może skrywać pod swoimi szkolnymi szatami tak imponujące ciało, ale doszedł do wniosku, że tak było lepiej. W ten sposób ten widok został zarezerwowany tylko dla niego i nikt nie będzie plotkował na ten temat.
Zawsze myślał, że kiedy wyląduje z kimś w łóżku, będzie zdenerwowany i zrobi masę głupot, a upojna noc zmieni się w nieudaną próbę udowodnienia własnej męskości. Harry mruknął cicho, zastanawiając się, czy kiedykolwiek w ogóle czuł się męski? Zawsze był tym najniższym i najdrobniejszym. Wszyscy twierdzili, że to świetnie, bo ma idealną sylwetkę na szukającego, ale to był jedyny plus, jaki odczuwał z tego powodu. Zawsze chciał być chociaż trochę wyższy, ale w najlepszym razie dorównywał wzrostem dziewczynom. Nawet Hermiona była już nieco wyższa od niego. Teraz to przestało mieć znaczenie. Severus był od niego o ponad głowę wyższy, ale nie czuł się źle z tego powodu. Podobało mu się, że jego towarzysz emanuje męskością i siłą. Pokazał to nawet w nocy, sprawiając, że mięśnie Harry'ego obróciły się w wodę, ale zawsze wyobrażał to sobie nieco inaczej.
Ron miał niewybredny talent do opowiadania dowcipów o seksie i Złoty Chłopiec upatrywał w tym wpływu Freda i George'a. Bliźniacy nigdy nie czuli się zbyt skrępowani w takich tematach. Gorzej, że ostatnio ich najmłodszy brat wkroczył w fazę, gdzie wszystko kojarzyło mu się z tym konkretnym rodzajem bliskości pomiędzy dwojgiem ludzi. Kilka razy już przyłapał Rona na ślinieniu się na widok biustu Lavender Brown. Po minie Hermiony wnioskował, że nie jest zadowolona z tego powodu. Uważał, że powinni w końcu przestać orbitować wokół siebie i powiedzieć, że chcą być razem, ale najwyraźniej żadne z nich nie poczuwało się, żeby cokolwiek zmienić. Ponieważ Harry nie zamierzał być jakimś pośrednikiem pomiędzy nimi, nie wtrącał się i niczego nie komentował. Miał swoje własne problemy i cieszył się, że rozwiązał chociaż jeden z nich.
Zanim zasnęli, starszy czarodziej obiecał mu, że powie mu ich społeczności, wszystko, czego sam się dowiedział i Harry nie mógł się doczekać tej rozmowy. Teraz jednak rozkoszował się bliskością drugiego, silniejszego ciała obok i zastanawiał się, czy jego skrzydlata forma mogła mieć coś wspólnego z jego zmianą nastawienia względem pewnego wrednego Mistrza Eliksirów. A może te uczucia jednak zawsze w nim były, ale nie potrafił ich nazwać?
Niewiele wiedział o byciu z kimś. Jego związek z Cho Chang był, krótko mówiąc, kompletnym niewypałem. Harry nie potrafił się zaangażować i nie rozumiał pewnych rzeczy, co dziewczyna miała mu za złe. Lubił ją, ale brakowało mu czegoś w tej relacji. Teraz rozumiał dlaczego. Czekał na kogoś takiego, jak on i nie było dla niego istotne, że jego towarzysz jest starszym od niego mężczyzną. Ciekawiło go jednak, jak inni skrzydlaci podróżnicy mogliby postrzegać ich relację. Może Severus coś o tym wiedział?
Gryfon uniósł się na łokciu i zerknął na twarz śpiącego mężczyzny. Po raz pierwszy spał, nie musząc ukrywać skrzydeł i rogów. Czuł się cudownie zrelaksowany, chociaż skrzywił się lekko, czując lekki ból w biodrach. Na co dzień chłodny Mistrz Eliksirów nie szczędził mu w nocy gorących doznań. Na pewno będzie miał drobne kłopoty z siedzieniem.
Odgarnął delikatnie włosy z twarzy swojego towarzysza, a wzrok utkwił nagle w rogach mężczyzny. Podobały mu się. Były czarne u nasady i stopniowo przechodziły ku czubkom w odcień ciemniejszej zieleni. Idealnie pasowały do takiego Ślizgona jak Snape. Podciągnął się wyżej i przesunął palcem po jednym z nich. Były gładkie w dotyku, ale nie potrafił porównać ich faktury do czegoś konkretnego. Tak bardzo skupił się na ich podziwianiu, że dopiero po chwili zorientował się, że mężczyzna już nie śpi.
Severus objął go w pasie i przyciągnął bliżej, delikatnie gryząc go w obojczyk. Gryfon jęknął cicho, czując, że ponownie robi się mu się gorąco.
– Szybko wracasz do formy – zamruczał Mistrz Eliksirów, pozwalając mu opaść na siebie.
Harry ułożył swoje skrzydła wzdłuż swojego ciała i popatrzył na drugiego czarodzieja.
– Mam szesnaście lat. To podobno normalne w moim wieku. A przynajmniej Ron tak uważa – powiedział, czując ręce towarzysza, delikatnie unoszące jego biodra.
– Niespecjalnie mam ochotę wysłuchiwać teraz o łóżkowych podbojach pana Weasleya. Merlin mi świadkiem, że Hogwart nie zniesie w najbliższym czasie kolejnego pokolenia rudowłosych bachorów – stwierdził Severus.
Harry na wpół zachichotał, na wpół jęknął, kiedy ich biodra otarły się o siebie. Mógł się z łatwością przyzwyczaić do sypiania obok drugiej osoby, ale wiedział, że nie jest to możliwe w najbliższym czasie. Miał jednak nadzieję, że co jakiś czas uda mu się spędzić noc w tej sypialni. Jęknął głośniej, kiedy poczuł dłoń, pieszczącą nasadę jednego z jego skrzydeł. Nie miał pojęcia, że są tak wrażliwe, ale uwierzył, kiedy doszedł jedynie dzięki takim pieszczotom.
– Nie mogę tu zostać? – spytał później, kiedy udało im się nareszcie trochę ogarnąć. Siedział już ubrany w mundurek, który przyniósł mu jeden ze skrzatów domowych. Obok niego leżała jego szkolna torba z książkami na dzisiejsze zajęcia.
Severus też zamaskował swoją podróżniczą postać i miał na sobie swój codzienny, czarny strój.
– Wiesz, że nie, więc nie zadawaj takich głupich pytań. Musisz iść do Wielkiej Sali. Wyprowadzę cię z lochów mało znanym korytarzem – powiedział.
– A kiedy porozmawiamy?
– Spotkajmy się dziś w nocy na wieży astronomicznej. Zabiorę cię w pewne miejsce, gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał. Mimo wszystko lepiej zachować ostrożność. Pan Weasley już raz cię przez przypadek zobaczył. Na szczęście nie zostałeś rozpoznany.
– Byłem pewien, że już dawno wrócił wtedy do zamku.
– Jak widać i jemu zdarza się coś zauważyć. Szkoda, że nie jest tak spostrzegawczy na moich zajęciach – przyznał złośliwie mężczyzna. Harry uśmiechnął się lekko.
– Ron też ma swoje problemy.
– Jego największy problem znajduje się obecnie poniżej pasa – stwierdził Severus wprost. – To cud, że jeszcze nie przyłapałem go na schadzce z żadną dziewczyną.
Młodszy czarodziej roześmiał się, a potem wyszedł z Mistrzem Eliksirów z jego komnat. Przeszli korytarzem, który był tak oblepiony pajęczynami, że Ron jak nic dostałby tutaj zawału.
– Do zobaczenia wieczorem – mruknął jeszcze cicho starszy czarodziej, całując go na pożegnanie. Harry westchnął, a kiedy Severus odsunął się, skorzystał jeszcze z okazji i wsunął głowę pod jego brodę. Potem uśmiechnął się i poszedł do Wielkiej Sali, nie mogąc się doczekać wieczornego spotkania.
---
Rozdział drugi za nami. Jakieś przemyślenia?
Jeszcze nie wiem, kiedy będą się ukazywać kolejne rozdziały. Na razie kiedy będą, to będą ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top