Rozdział 3
No to pora na kolejny rozdział. No chyba, że ktoś nie chce? XD
Rozdział 3
Przez cały dzień Harry chodził tak rozmarzony i zatopiony we własnych myślach, że ledwo udało mu się skupić na słowach nauczycieli. Nic nie mógł poradzić na to, że po raz pierwszy od bardzo długiego czasu był po prostu szczęśliwy. Spotkał kogoś takiego jak on i nie miało to dla niego znaczenia, że był to Snape. Nie musiał przyjmować jego zalotów, ale cieszył się, że to zrobił. Nareszcie miał poczucie, że nie jest sam i te wszystkie pozytywne uczucia kłębiły się w nim teraz tak bardzo, że cały dzień robił głupie rzeczy.
Na zielarstwie zaczął bezwiednie głaskać jedną z roślin, sprawiając, że nagle urosła, uśmiechnął się do Malfoya, sprawiając, że Ślizgon zbladł i uciekł, a na transmutacji powiedział na wpół przytomnie do zwracającej mu uwagę profesor McGonagall, że jest dobrym kotkiem. Reakcja opiekunki jego domu była do przewidzenia.
– Panie Potter! – powiedziała stanowczo. – Nie wiem, co się z panem dzisiaj dzieje, ale z przykrością odbieram panu dziesięć punktów. I proszę zacząć myśleć, zanim pan coś powie!
– Co się z tobą dzieje? – spytała Hermiona, kiedy szli potem do Wielkiej Sali na obiad. – Jesteś kompletnie nieobecny myślami.
– Dokładnie – potwierdził Ron, kiwając głową. – Nawet ja nie rozpraszam się do tego stopnia.
– Coś mówiliście? – spytał Harry, patrząc na nich nieprzytomnym wzrokiem.
– Nie wytrzymam – mruknęła dziewczyna. Ujęła jego twarz w dłonie i zmusiła do spojrzenia na siebie. – Mówię do ciebie, więc się skup – poleciła mu. – Co się z tobą dzieje? – powtórzyła pytanie.
– Nic – odparł zaskoczony chłopak. – A coś powinno?
– Stary! – Ron musiał się w końcu wtrącić. – Zachowujesz się, jakbyś się zakochał. Nic do ciebie nie dociera.
Harry zmarszczył brwi. Nie był zakochany. Do tego stanu było mu naprawdę daleko. Czuł więź pomiędzy nim a Severusem, ale to nie była miłość. Nie miał pojęcia, czy kiedyś się zakocha, ale to nie było dla niego specjalnie istotne. Miał obok kogoś, kto postanowił spędzić z nim resztę życia i ta perspektywa wypełniała jego serce ciepłem. Zdawał sobie sprawę, że może zbyt szybko poszli do łóżka, ale z drugiej strony, na co mieli czekać? Severus był szpiegiem i ciągle ryzykował swoim życiem. Harry też mógł w końcu wyczerpać swoje szczęście i zginąć z ręki Voldemorta lub jakiegoś Śmierciożercy. Chciał czerpać z tej sytuacji pełnymi garściami.
– Nie jestem zakochany – zapewnił przyjaciół. – Nie jestem nawet pewien, czy wiem, co to znaczy. Dursleyowie nie byli najlepszym przykładem uczuciowości.
Ron pokiwał ponownie głową. To była szczera prawda. Miał niemiłą okazję poznać krewnych Harry'ego. Kiedy o tym pomyślał, zdał sobie sprawę, że jego najlepszy przyjaciel miał naprawdę ciężkie życie. Nie miał rodziny, która cieszyłaby się z jego obecności, a mimo to jakimś cudem nie był zgorzkniały, nigdy się nie skarżył ani nie użalał nad sobą. Zapytał go nawet kiedyś o to.
– Co by mi dało użalanie się nad sobą? – zapytał go wtedy Harry. – Nie widzę w tym sensu.
Potem miał szansę na normalny dom. Syriusz oferował mu swoją opiekę i zamieszkanie wspólnie na Grimmauld Place, ale ich głupia wyprawa do ministerstwa wszystko zniszczyła. Ron nie miał pojęcia, jak Harry poradził sobie z tym wszystkim, ale im dłużej o tym myślał, tym miał większe przeczucie, że jego przyjaciel wcale sobie z tym nie poradził. Potrafił świetnie udawać przed ludźmi, że wszystko jest w porządku, a nagabywanie Hermiony wcale nie pomagało mu w tej sytuacji.
Po obiedzie mieli jeszcze jedną lekcję, a potem wrócili we dwóch do pokoju wspólnego i zabrali się za pisanie eseju z zielarstwa. Hermiona jak zwykle najpierw musiała odwiedzić bibliotekę, nieświadomie dając Ronowi możliwość przeprowadzenia z Harrym rozmowy w męskim gronie.
– Harry? – zagadnął, kiedy usiedli przy jednym ze stolików. Zielone oczy popatrzyły na niego. – Wszystko w porządku?
– Tak. Dlaczego pytasz? – Harry patrzył na niego z zaskoczeniem wypisanym na twarzy.
– Nigdy nic nie mówisz o tym, co się wydarzyło w ministerstwie – przyznał cicho, niepewnym głosem.
Złoty Chłopiec spiął się momentalnie. Nie mówił o tym, bo nie chciał o tym myśleć. Nie chciał przypominać sobie, że to jego głupota doprowadziła do śmierci jedyną osobę, która zaproponowała mu wtedy prawdziwy dom. Gdyby miał więcej wiary w otaczające go osoby, nie doszłoby do tego.
– Nie mówię o tym, bo nie potrafię – powiedział wprost. – Nie chcę pamiętać, jakim kompletnym idiotą byłem. To nie zwróci Syriuszowi życia – dodał cicho, opuszczając wzrok na stolik, przy którym siedzieli.
Najmłodszy z braci Weasley przyjrzał mu się uważnie. Powinien się domyślić, że Harry dusił wszystko w sobie. Nie dlatego, że chciał, ale dlatego, że nikt nigdy tak naprawdę nie chciał go słuchać. Sam nie był wyjątkiem. Bardzo długo myślał, że jako Chłopiec, Który Przeżył, Harry ma wszystko, o czym tylko mógłby zamarzyć. Tymczasem nie miał niczego i był bardzo samotny.
– Przepraszam – powiedział nagle Ron, a Harry podniósł głowę, patrząc na niego zaskoczony. – Wiem, że jestem porywczy, często zachowuję się głupio i ciężko mi czasem zaufać, ale zależy mi na tobie. Jesteśmy przyjaciółmi i jeśli chciałbyś się wygadać, to wiesz, gdzie mnie szukać.
– Merlinie – mruknął i uśmiechnął się lekko. – Już myślałem, że mi tu szykujesz jakieś wyznanie miłości.
Rudzielec nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Oczywiście, że na swój sposób kochał Harry'ego, ale tylko jako przyjaciela. To był przypadek, że wtedy usiadł razem z nim w przedziale i zaprzyjaźnili się, zanim jeszcze znaleźli się w szkole.
– Chodzi o to, że czasem zachowywałem się jak kompletny głupek. Dopiero niedawno zaczęło do mnie docierać, co musisz przeżywać, będąc w samym środku tego koszmarnego zamieszania. Nie wiem, czy będąc na twoim miejscu, dałbym radę.
– Zebrało ci się na chwilę szczerości? – spytał.
– Chyba tak – potwierdził Ron. – Sam nie wiem, co mnie tak nagle naszło, ale wyglądasz, jakbyś potrzebował wyrzucić coś z siebie. Może nie jestem tak inteligentny, jak Hermiona, ale potrafię słuchać. I chyba chciałem cię przeprosić za moje okropne wybuchy zazdrości.
– Nie masz za co przepraszać. Po części cię rozumiem. Z twojej perspektywy to musi być fajne, znaleźć się nagle w centrum uwagi. Przyznaję, że na początku czułem się wyjątkowy. Nagle ktoś się mną interesował, ale ten stan szybko zmienił się w przerażenie, kiedy zrozumiałem, czego ludzie ode mnie oczekują. To nie jest fajne. To tak, jakby ktoś nagle rzucił cię na pożarcie jakiejś bestii. Często się tak czuję, ale u Dursleyów nauczyłem się milczeć. Może dlatego nie potrafię rozmawiać o tym, co czuję, ale dzięki za propozycję.
Harry uśmiechnął się lekko do Rona. Najwyraźniej rudzielec zaczął nareszcie dostrzegać cienie sławy, której Złoty Chłopiec nigdy nie chciał. Jednak będąc najmłodszym z braci, nigdy nie mógł liczyć na sto procent skupienia na jego osobie.
– Czyli to, że nie mówisz o tym, co się wydarzyło, jest w jakiś sposób twoim sposobem na żałobę? – spytał nagle Ron.
– Chyba tak – zgodził się, po chwili namysłu. – Nie mogłem go opłakać, nikt też nie porozmawiał ze mną spokojnie. Najwyraźniej wszyscy uznali, że skoro jestem spokojny, to jakoś sobie radzę.
– To przykre. Nie wiem, co zrobiłbym na twoim miejscu.
Złoty Chłopiec skinął tylko głową i już miał wrócić do pisania eseju, kiedy przypomniał sobie o czymś.
– W zasadzie chciałbym cię o coś zapytać – powiedział. Ron wykonywał gest, zachęcający go do mówienia. – O co dokładnie chodziło z tym skrzydlatych podróżnikiem. W sensie na eliksirach.
– Czasem zapominam, że nie masz pojęcia o wielu czarodziejskich rzeczach. Faktycznie nie możemy oczekiwać, że Binns będzie o tym opowiadał na historii. Wielka szkoda, bo wtedy te lekcje byłyby ciekawsze. – Harry popatrzył na niego wyczekująco. – Czarodzieje wierzą, że skrzydlaci podróżnicy przynoszą pecha.
– Pecha? Dlaczego? – zapytał zaskoczony Złoty Chłopiec.
– Sam do końca nie jestem pewien. Nigdzie o tym nie piszą.
– Wierzysz w to?
– Szczerze mówiąc nie – przyznał Ron. – Nigdzie nie ma informacji, skąd wzięło się takie przekonanie. Nie mam też pojęcia, dlaczego nie pokazują się czarodziejom. To, że jednego widziałem, było czystym przypadkiem. Jestem pewien, że nie chciał zostać zauważony. Raczej nie chciałby rozmawiać z czarodziejem.
– A ty chciałbyś z nim porozmawiać?
– Myślę, że tak. To mogłoby być ciekawe. Podobno skrzydlaci podróżnicy dysponują wielką mocą. Może czarodzieje im zazdrościli i dlatego się nie pokazują? To było całkiem logiczne. Sam tak kiedyś czułem – powiedział, rumieniąc się lekko ze wstydu.
Harry wiedział, do czego nawiązywał Ron. Do swojego idiotycznego zachowania, kiedy był zazdrosny, że jego przyjaciel jest w centrum uwagi, a on pozostaje w cieniu. Na szczęście zrozumiał swój błąd i przeprosił, co nie znaczyło, że nie pojawiały się inne problemy. Ron ostatnio naprawdę myślał bardziej swoim przyrodzeniem niż mózgiem, ale Złoty Chłopiec doszedł do wniosku, że nastoletnie hormony rządzą się swoimi prawami. Gorsza sprawa przedstawiała się z Hermioną, która prychała za każdym razem, kiedy Ron zagapił się na jakąś dziewczynę.
On sam nie odczuwał czegoś takiego. Może dlatego, że był skrzydlatym podróżnikiem i miał swojego towarzysza. Wprawdzie od zacieśnienia więzi nie minęły nawet dwadzieścia cztery godziny, ale odczuwał przyjemne ciepło na samą myśl o tym. Ron padłby, gdyby wiedział, że Harry właściwie z marszu poszedł do łóżka ze Snapem. Prawie roześmiał się, wyobrażając sobie jego minę.
Zerknął za okno. Było już ciemno, a to oznaczało, że zbliżała się pora spotkania z Severusem. Uśmiechnął się lekko na samą myśl.
,,,
Harry upewnił się, że wszyscy w dormitorium już śpią, a potem wymknął się z dormitorium. Schodząc do pokoju wspólnego, zauważył jakąś parę, która przysnęła sobie na kanapie, więc po cichu przemknął się do dziury za portretem Grubej Damy i wyszedł na korytarz.
Rozejrzał się wokół. Wszystkie portrety wokół drzemały w swoich ramach. Nie zamierał swojej peleryny, bo nie zamierzał włóczyć się po zamku. Wszedł do jednej z nieużywanych klas, otworzył okno i poleciał do wieży astronomicznej. Zauważył czarno-zielone skrzydła i uśmiechnął się. Severus już na niego czekał.
– Cześć – powiedział, lądując obok niego.
– Słyszałem, że udało ci się zmusić McGonagall do odjęcia punktów jej własnemu domowi. – Opiekun Ślizgonów nie omieszkał mu tego wypomnieć i patrzył, jak jego młodziutki towarzysz rumieni się.
– Byłem trochę rozproszony ostatnimi wydarzeniami – mruknął pod nosem.
Severus prawie się roześmiał. Sam czuł się podobnie, ale ponieważ opanowanie własnych emocji i ich okazywanie miał opanowane do perfekcji, nie pokazał tego po sobie. Nie był niewinny tak jak Harry. Miał za sobą różne doświadczenia i związki, ale to była prawda, że przyjemność, jaką odczuwał przy kimś tego samego rodzaju, był nieporównywalnie lepszy. Para, którą spotkał jako nastolatek, miała rację. Podróżnik odnajdywał pełnię szczęścia tylko przy innym podróżniku.
– Lećmy. To niedaleko, ale wolałbym, żeby nikt nas nie zauważył. Minerwa ma dziś nocny patrol – powiedział, rozkładając skrzydła i kierując się do Zakazanego Lasu. Harry szybko poleciał za nim.
Po kilku minutach wylądowali na okrągłej polanie. Złoty Chłopiec rozejrzał się ciekawie wokół.
– Gdzie dokładnie jesteśmy? – spytał.
– To terytorium centaurów, ale ponieważ nie jesteśmy do końca ludźmi, nie będą na nas krzywo patrzeć. Kiedyś rozmawiałem z ich przywódcą. Dawniej to było miejsce, gdzie podróżnicy zatrzymywali się na odpoczynek. Jest wiele takich miejsc na świecie. Ja poznałem tylko nieliczne z nich. Dla niepoznaki w pobliżu zawsze jest teren innych magicznych stworzeń – powiedział Severus, siadając na zwalonym pniu drzewa. Poklepał miejsce obok, zapraszając swojego towarzysza, żeby również usiadł.
– To wszystko jest takie... – zaczął Harry, kiedy jedno z czarnych skrzydeł objęło go opiekuńczo. – Niesamowite. Nigdy nie myślałem, że spotka mnie coś takiego, ale mam tak wiele pytań. Właściwie nic o sobie nie wiem.
– Nie ma w tym nic dziwnego. Podróżnikom nie ma zbyt wielu. To rzadki gen, a prawdziwe informacje można uzyskać jedynie w ich społeczności.
– Ilu nas jest?
– Nie wiem dokładnie. Mnie wszystkiego, co wiem, nauczyła para podróżników z Finlandii. To oni nadali mi imię i poświęcili kilka dni na nauczeniu mnie tylu rzeczy, ile mogli. Mówili wtedy o pięćdziesięciu podróżnikach.
– Czyli Reino to fińskie imię – powiedział Harry. – Podoba mi się. Pasuje do ciebie.
– Imię określa podróżnika. Tak samo robią to jego skrzydła. Ich kolor ma znaczenie. Tylko inni podróżnicy rozumieją, co to oznacza. Twoje są w kolorze bieli i czerwieni. Biel oznacza jasność, a czerwień ogień. Pewnie dlatego twój patronus jest tak silny, a zachowanie bywa często brawurowe.
– EJ! – oburzył się Harry, wywołując tym cichy śmiech u Mistrza Eliksirów.
– Nie możesz zaprzeczyć. Poza tym jesteś Gryfonem, a ten żywioł świetnie do ciebie pasuje. Jeśli zrozumiesz w pełni swoje możliwości, wiele na tym zyskasz. Ja nie zdołam nauczyć się wszystkiego. Jak widzisz, moje skrzydła mają inny kolor, a co za tym idzie, moje zdolności są inne.
– Są piękne. Zielony ma coś wspólnego z ziemią? – spytał młodszy czarodzieje, dotykając jednego z ciemnych piór. Skrzydło lekko zadrżało.
– To bardzo ogólne określenie, ale twoje rozumowanie idzie w dobrym kierunku. Czarny z kolei jest kolorem, który paradoksalnie oznacza ochronę. Znam wiele ochronnych zaklęć, uczyłem cię też obrony umysłu. Z marnym skutkiem, ale jednak – zauważył nieco złośliwie.
Harry skrzywił się tylko, słysząc to. Severus raczej nigdy nie pozbędzie się swojej złośliwości, ale bez niej nie byłby sobą. Słuchał opowieści o zwyczajach podróżników, ich ukrytym miejscu corocznych spotkań i rodzajach zdolności.
– Chciałbym kiedyś spotkać się z innymi. Może ktoś miałby podobne zdolności do moich i mógłby mnie nauczyć czegoś nowego – przyznał.
– Skrzydlaci podróżnicy spotykają się na pewnej bezludnej wyspie raz do roku. Zawsze jest to najkrótsza noc w noc. Świętują wtedy, że ciemność ponownie ustępuje jasności. Nigdy tam nie byłem, ale może udałoby nam się tam polecieć razem w tym roku.
– Moglibyśmy to zrobić? – dopytywał Harry. Bardzo chciałby spotkać innych i poznać ich, dowiedzieć się, jakimi zdolnościami dysponują i uczyć się od nich. Severus nie wiedział wszystkiego, ale dzięki niemu nareszcie uzyskał część odpowiedzi. – Nie rozumiem tylko, dlaczego czarodzieje uważają, że przynosimy pecha?
– To plotka, którą zapoczątkowali podróżnicy, żeby się chronić. Polowano na nas dla naszych skrzydeł. – Jego skrzydło owinęło się bardziej wokół Harry'ego, kiedy zobaczył przerażenie na jego twarzy. – Nasze pióra są niesamowicie naładowane magią. To dlatego latanie i sterowanie w powietrzu przychodzi nam z taką łatwością. Nawet najmniejsze z piórek może być silnym rdzeniem dla różdżki. Nigdy żadnej nie widziałem, ale wiem, że istniały. Podróżnicy zadbali o ich zniszczenie, kiedy proceder zaczął się rozwijać. W XIII wieku słabsi czarodzieje poprosili kilku skrzydlatych podróżników o ich pióra. Uważali, że mając silny rdzeń różdżki, uda im się zwiększyć moc ich czarów. To był strzał w dziesiątkę. Nagle osoby z niewielkim potencjałem, rzucały silne zaklęcia. Z czasem prawda wyszła na jaw, a pióra podróżników okazały się najsilniejszym magicznym przewodnikiem na świecie, ponieważ wzmacniały zaklęcia. Żaden inny rdzeń nie ma takich możliwości.
– Czy czarodzieje nie mogli po prostu nadal prosić o pióra? – spytał Harry.
– Niektórzy nadal to robili. Głównie ci, których poziom magii czynił ich niemal charłakami. Z różdżką, która wzmacnia moc zaklęcia, mogli czarować prawie z taką samą siłą, jak przeciętni czarodzieje. Oczywiście nie było w tym nic złego, że o pióra prosili wytwórcy różdżek, kiedy jakiś podróżnik pojawił się w ich pobliżu. Panowała jednak niepisana umowa „coś za coś". Podróżnicy najczęściej uzupełniali wtedy swoje zapasy, zaopatrywali się w potrzebne im dodatkowe rzeczy lub zwyczajnie handlowali. Znaleźli się jednak tacy, którzy upatrzyli w tym sposób na łatwy zarobek. Zabili dwójkę podróżników dla ich skrzydeł. – Złoty Chłopiec zadrżał, słysząc to. To było okropne. – Nie udało im się jednak zdobyć piór. Tamta para podróżowała w grupie z innymi. Pozostali podróżnicy pozbyli się napastników, kiedy zobaczyli, co się stało. Nie mogli już jednak pomóc tamtej dwójce. W ich grupie nie było nikogo z takimi zdolnościami. Zabrali więc ich ciała na wyspę i tam spalili w odpowiednim rytuale, aby uwolnić ich magię. Mówi się, że jeśli ktoś raz urodzi się jako skrzydlaty podróżnik, uwolniona po jego śmierci magia, przebudzi się ponownie w nowym ciele, a gen nie zaniknie.
– Możliwe, że już kiedyś lataliśmy po świecie? – spytał Harry, uśmiechając się lekko i wtulając w bok towarzysza.
– Kto to wie? Magia jest niezwykła i czasem nie można przewidzieć, jak się zachowa. Magia podróżników pozwoliła im ukryć ich prawdziwą postać, dlatego możemy żyć wśród czarodziejów. Możemy się z nimi wiązać, ale to nigdy nie wejdzie na taki poziom więzi jak pomiędzy dwójką podróżników.
Harry przymknął oczy. Najwyraźniej dlatego nigdy nie poczuł tej wyjątkowej więzi, kiedy próbował umawiać się z Cho. Dopiero przy Severusie poczuł te przysłowiowe motyle w brzuchu. Wiedział, że nadal będą musieli udawać, że się nienawidzą. Obaj mieli w tym taką wprawą, że mieli wielkie szanse na zachowanie pozorów. Gryfon chciał utrzymać ich więź. Czuł się w końcu szczęśliwy i nie miał zamiaru pozwolić, żeby ktokolwiek to zniszczył.
---
Kilka sprawa się wyjaśniło, ale pojawiły się kolejne tajemnice. Piszcie, co myślicie, a tymczasem zostawiam wam arta z Severusem. Oczywiście to tylko moje wyobrażenie. Macie prawo mieć inne ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top