s m a k ż y c i a

utrzymanie się na powierzchni przychodzi jej coraz trudniej. jej usta ledwo co wychylają ponad taflę wciągającego ją wiru. chce złapać oddech, ale znów spada w dół.

udziałowcy zaczynają knuć.

naeun słyszy szepty niosące się echem po korytarzu, wwiercają się jej w czaszkę i pozbawiają własnych myśli.

kiedy mężczyźni nawracają się, opinia publiczna szaleje. kiedy się kajają i przepraszają, na siłę wyciskają łzy w blasku fleszy, głupi plebs pada na kolana.

wracają do łask. jeszcze bardziej ich kochają.

z kobietami tak nie jest. zawsze są podstępne. to właśnie one wyciskają łzy, to one udają skruchę. i nawet, gdy faktycznie wyrażą chęć poprawy, co najwyżej spotkają się z powściągliwym skinieniem głowy

— oby to był ostatni raz.

o ile w ogóle.

dlatego naeun, w przeciwieństwie do tego szczura, nie zwołuje konferencji prasowej. nic jej nie da, a ona straci jedyną rzecz, na której tak bardzo jej zależy.

już raz wyrzuciła swoją dumę. zakochała się i właśnie ją postawiła na szali, by została ona wdeptana w ziemię.

głupia, naiwna szesnastolatka.

ledwo wtedy ją odzyskała.

usłyszawszy, co do powiedzenia ma zarząd, jakaś mała część jej żałuje, że od samego początku nie słuchała rodziców. że kiedyś miała własną wizję.

odstawiają ją, odsuwają od bierzących spraw i obowiązków

— innymi słowy zwalniają.

powiedzieli — zawieszają, ale ona wie, o co w tym wszystkim chodzi.

miała kiedyś przeszłość. miała kiedyś wizję.

wizji się wyzbyła, a jej przeszłość została, żeby teraz zatruć jej przykładne życie.

naprawdę ma sobie za złe, że niegdyś coś jeszcze czuła.

lepiej trwać w pustce, niż przypominać sobie, jak słodkie potrafiło być życie.


✖️

poprawione 012021

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top