Rozdział 1
# 16.08.1987 #
= Diana =
Siedziałam z Mercury'm i Michaelem w Neverland i oglądaliśmy jakiś film... Gdy dochodziła 22.00, Mercury poszedł, a ja zostałam sama z Jackson'em.
- Zostajesz? Obejrzymy coś jeszcze - zapytał
- Dobra... Tylko wiesz co... Poczekaj... Pójdę do łazienki... - odparłam
Poszłam do łazienki, która była na parterze (bo inne były na piętrach)... Miałam bulimię, w którą wpędził mnie Karol... Znów zmusiłam się do zwracania posiłków...
Momentalnie do łazienki wpadł Michael
- Diana? Czyli to prawda? Posłuchaj... - usiadł na ziemi obok mnie - ty nie jesteś gruba. Chyba mi wierzysz
- Jestem! - znów zmusiłam się do wymiotów
- Diana, daj spokój... Lepiej spójrz ma mnie... Jeśli któreś z nas ma się odchudzać, to ja - powiedział
Myślałam, że żartował...
- Ta... Ty? W życiu! Popatrz lepiej na to... - złapałam fałdkę obwisłej skóry ze swojego brzucha
- Przestań. To po ciąży, przecież dopiero co urodziłaś... To ja powinienem się odchudzać - tym razem nie śmiałam twierdzić, że kłamał...
- Michael, sądzisz, że źle wyglądasz?
- Tak. Popatrz tylko
- Zdurniałeś? Jesteś szczupły
- Nie jestem
- Ej, ja sama o sobie wiem, że mam bulimię, ale że ty? Aż mi się wierzyć nie chce
- Nie mam bulimii. Uważam tylko, że jestem za gruby
- Michael, co ci strzeliło do głowy? Połowa dziewczyn z planety na ciebie leci. Ty powinieneś pozować do jakieś gazety dla kobiet... Takiej wiesz... Coś jak wasz Playboy
- Słucham? Ja? Nie... Nie żartuj ze mnie... Ja się nie nadaję...
- Dobra inaczej... - wyciągnęłam sobie pasek ze spodni - Zobacz... - zapięłam pasek na nim - jesteś chudszy od Dodi'ego...
- Na pewno nie...
- Od Mercury 'ego też.
- Na pewno nie... Mam 28 lat i dalej nie mam partnerki... Czy to nie wystarczający dowód, że żadna mnie nie chce, bo tak źle wyglądam?
- Oby cię Mercury nie chciał... Ja jakoś przy tobie jestem, więc wcale nie jest tak, że żadna cię nie chce
- Ty jesteś moją przyjaciółką. Ja mówię o partnerce... Chcę w końcu jakąś znaleźć, ale z tym ciałem, to się nie uda...
- Jakoś na sądzę, że jesteś przystojny... Gdyby nie Dodi... Nieważne...
- Chodź... - pomógł mi wstać
Przemyłam sobie twarz wodą i wyszliśmy z łazienki... W połowie filmu który oglądaliśmy, spojrzałam na zegarek
- Kurwa, Michael... Odwieź mnie do domu... Dodi mnie zabije, jeśli nie wrócę natychmiast
- Jesteś z nim szczęśliwa? Jesteśmy przecież przyjaciółmi... Martwię się o ciebie
- Jest mi przy nim lepiej niż przy Karolu
- Chodź... Tylko wiesz co... Niech on nie wie, o tym w łazience... Masz - podał mi paczkę gum do żucia
Potem poszliśmy do garażu. Była już prawie północ, więc było strasznie ciemno. Michael stwierdził, że będzie prowadził i nie będzie w to angażować ochrony, ale Bill, jeden z jego ochroniarzy zastąpił nam drogę i stwierdził, że albo zostajemy, albo on prowadzi... Musieliśmy się zgodzić...
= Michael =
Gdy dotarliśmy pod dom Diany i ona wysiadła, coś kazało mi zostać
- Poczekaj Bill... On jest jakiś dziwny... A nie daruję sobie, jeśli coś się jej stanie
- Zakochałeś się, szefie
Diana weszła do domu i zniknęła za drzwiami... Nagle zapaliło się światło... Siedząc w samochodzie słyszałem, jak Dodi krzyknął:
- Ty, dziwko! - wypchnął ją z domu, wyrzucił jej walizkę i ubrania - Nie wracaj i radź sobie sama! - wrzasnął i zatrzasnął drzwi
Wypadłem z samochodu i podbiegłem do Diany... Płakała
- Nie płacz... - kucnąłem przy niej - to wariat... Chodź... Wrócimy do mnie, tak?
- Tak, Michael... - odparła
- Idź do samochodu. Ja pobieram twoje rzeczy...
Pozbierałem jej rzeczy i wróciliśmy do Neverland. Diana płakała wtulona w moje ramię
- Jestem tak ohydna, że nawet on mnie już nie chciał...
- Wcale nie... Ty jesteś śliczna. Gdybym był kobietą, to chciałbym tak wyglądać
- Michael, przestań. Jestem brzydka i gruba. Nie wiem co Karol we mnie widział i co we mnie widział Dodi...
- Ja w tobie widzę anioła... Boginię... Uwierz mi, jesteś śliczna...
- Powiedział jeden z bogów... Weź... Ja na pewno nie, ale ty wyglądasz jak jeden z bogów greckich
- Zaczynam rozumieć w czym jest problem z nami... Twierdzisz, że jesteś gruba, chociaż ja ci mówię, że tak nie jest, a w drugą stronę jest dokładnie tak samo... Może porostu pójdziemy w tym do lekarza? Słuchaj, po tym co przeszłaś przy Karolu i teraz przy Dodi'm przyda Ci się psycholog... Mi po traumie z dzieciństwa też.
Weszliśmy do mojego domu, a Bill wniósł jej walizkę
- Po co wziąłeś mnie do siebie? Po co? Jestem nikim...
- Nieprawda... Nie podarowałbym sobie, gdyby coś ci się stało... Mi na tobie zależy... Mercury'emu też...
- Ile mam czasu na znalezienie sobie innego domu?
- Możesz tu zamieszkać na stałe... brakuje mi towarzystwa...
- Dzięki... - pocałowała mnie w policzek
- Nie ma sprawy... Chodź, wybierzesz sobie sypialnię...
- Dobra...
Pokazałem jej wszystkie pokoje gościnne w budynku
- A tam? - wskazała ostatnie drzwi
- Ja tam śpię
- To ja tu - weszła do pokoju obok mojej sypialni - Czekaj... Jak to żadna cię nie chciała? A Miki Howard?
- Z nią temat skończony. Tylko ona i tylko po to, żeby mieć ze mną dziecko mnie chciała.
- Wiesz co? Nie przesadzaj... Jakoś ja sądzę, że jesteś przystojny...
- Aha, na pewno...
Kiedy zasnąłem, widziałem w śnie coś, czego widzieć nie chciałem...
"Diana stała przed moim grobem, a rękach trzymała bukiet słoneczników
- Dziękuję Michael... - powiedziała w łzami w oczach - uratowałeś mi życie... Gdyby nie ty... Gdyby nie ty, to bym zginęła... Dziękuję kochanie...- położyła bukiet na grobie"
Zerwałem się i pobiegłem do niej. Sądziłem, że ten sen znaczył, że właśnie umierała...
Siedziała na łóżku i płakała. Gdy wpadłem do jej sypialni i stanąłem przy jej łóżku, rzuciła mi się na szyję
- Śniło mi się, że byliśmy razem w Paryżu... I jechaliśmy już na lotnisko, ale zaczęły za nami jechać media... Nasz samochód się rozbił, a ty... Uratowałeś mi życie kosztem swojego...
- To wyobraź sobie, że mi się śnił dalszy tego ciąg... Nie płacz... Proszę...
- Nie mogę żyć bez ciebie...
- Słucham? - liczyłem, że ona tylko żartuje... No ok, podobała mi się, ale nie chciałem stracić jej przyjaźni
- Już nic nie mów... - zatkała mi usta pocałunkiem - kocham cię... - szepnęła i znów zatkała mi usta pocałunkiem
Upadliśmy na łóżko. Zerwałem się z łóżka
- Nie mogę... Diana nie... Jeśli staniemy się parą, to nasza przyjaźń zginie...
- Jestem gruba i dlatego mnie nie chcesz!
- Wcale nie... - przytuliłem ją do siebie - nie... Sugar... Proszę... W sumie, to często marzyłem o nocy z tobą, ale sądziłem, że to ty mnie nie zechcesz... Teraz boję się, że to zniszczy naszą przyjaźń...
- Nie zniszczy... Jesteś jedyną osobą na świecie, której na mnie zależy...
- Na pewno jest ktoś jeszcze...
- Kochasz mnie?
- Jesteśmy praktycznie tacy sami... Jak mam cię nie kochać?
Przyznaję, że tej nocy się przespaliśmy...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top