Rozdział 8

(Przepraszam, ale musiałam dodać tą piosenkę xD)
DollyLoo p.o.v.
Przede mną stał chłopak w białej masce i pomarańczowej kurtce. Pewnie to jeden z tych proxies, o których mówiła Jane. Widać, że chce się na mnie rzucić i zabić. Jedynym ratunkiem jest walka. Nie wieżę w to co robię, ale rzuciłam się na niego i wbiłam sztylet ramię. On oczywiście nie pozostawił tego bez konsekwencji.  
Przejechał mi nożem po policzku. Powstała rana przechodząca przez mój wycięty uśmiech. Piekło jak nie wiem, ale muszę być silna. Nie mogę okazać słabości. Nigdy się nie poddam. Przezwyciężyłam śmierć aby tu dotrzeć. Jestem tak blisko, ale jednak tak daleko. On jest jak boss w grze zwanej życiem. Gdy miał zadać mi cios w ramię. Uklęknął na ziemi. Niestety nie przede mną. Przed nas teleportowała się trzymetrowa postać w garniturze i bez twarzy. To zapewne ich szef, Slenderman. Choć nie miał twarzy czułam jak przewiercał mnie swoim wzrokiem na wylot. Czułam jego obecność w mojej głowie. Nagle zza jego pleców wyrosło osiem potężnych, czarnych macek, które chwyciły mnie. Czułam jak wysysa ze mnie siłę, ale nie mogę się poddać. Muszę zobaczyć ojca. Nie mogę umrzeć...ja...ja się boje. Śmieszne, że jeszcze niedawno chciałam popełnić samobójstwo i podziwiałam samobójców, a teraz? Teraz jestem przetrzymywana przez macki tego stwora i czekam na ponowną śmierć. Jestem w pełni świadoma, że teraz nie będzie mi tak łatwo uciec z piekła. Już nigdy nie zobacze Jeffa i Liu. W pewnym momencie poczyłam jak leże na podłodze, a nedemną pochyla się któryś z proxies, którzy zdążyli przyjść w międzyczasie. Sprawdza mój puls. Ja jeszcze nie umarłam choć mam zamknięte powieki, których nie mogę otworzyć. Jedyne co teraz widzę to pustka i czerń. Choć słyszę i czuje co się dzieje ze mną. Właśnie ktoś ułożył mnie na czymś miękkim. Wnioskuje, że to łóżko lub materac. I znowu to uczucie jakby Slenderman wszedł do mojej głowy. Z tego co widzę mam racje. Właśnie stanął przede mną i przypatruje się mi. Ten przeklęty, przenikający na wylot wzrok.

-Witaj dziecko. Przepraszam za mojego proxy Masky'ego. Co cię tu sprowadza? Z tego co widziałem w twojej podświadomości jesteś zabójczynią i poszukujesz swojego ojca. Kim on jest?- odezwał się głos w mojej głowie i niczym echo rozprzestrzeniał się po niej całej.

-Jak to jest możliwe, że jesteś w moim umyśle?- zapytałam. Naprawdę mnie to ciekawiło.

-Jam jest istotą doskonałą stworzoną przez Boga i Lucyfera.

-Offenderman- powiedziałam. Nagle wszystko się rozmazało. A ja się obudziłam. Leżałam na materacu całym nasiąkniętym krwią. Na korytarzu było słychać trzy głosy:

-Jak to jest możliwe, że Offenderman jest jej ojcem? Przecież on wszystkie swoje ofiary zabija.- powiedział pierwszy.

-Pewnie sobie coś uroiła.- powiedział drugi.

-Cz-czekaj! Je-jest jedna ko-kobieta, której nie zabił.- powiedział trzeci.

-Cherry Pau!- wszyscy krzykneli jednocześnie. Przysłuchiwałam się tej rozmowie i nie mogłam uwierzyć mój ojciec jest gwałcicielem. Nagle ktoś otworzył drzwi...

Wiem jestem polsatem, ale teraz mam prośbę. Może ktoś z was rysuje na speed paincie i narysowałby moją OC chętni niech napiszą pod tym rozdziałem. Licze na pomoc...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top