Rozdział 10

DollyLoo p.o.v.
-Ja jestem Offenderman... twój ojciec.-Nie mogę uwierzyć t-to... on! Jego widziałam jak byłam mała. Wszyscy uważali, że to brednie ośmiolatki. Nie, nie mogę. On jest ostatnią osobą jaką bym się tu spodziewała. Muszę coś zrobić. Wzięłam moje sztylety. Muszę to od reagować, czyli kogoś zabić. Bez słowa wyszłam z pokoju. O dziwo bardzo szybko znalazłam wyjście. Już miałam wychodzić, ale drogę zagrodził mi ... L-liu?

-Co ty tu robisz?- wydawał się być zmieszany moją reakcją.

-A mogę wiedzieć jak się nazywasz?- odpowiedział niepewnie.

-Jak możesz mnie nie poznać! DollyLoo, a może kojarzysz Zoey?! Zostawiliście mnie! Jednak muszę wam podziękować za moje nowe życie.- byłam strasznie zdenerwowana. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że nasze życie aż tak się zmieniło. Kiedyś nierozłączni, a teraz stoję tu i na niego wrzeszczę. Widzę smutek zmieszany ze złością w jego soczyście zielonych oczach.

-Z-zoey. Ja cię przepraszam. Nie wiedzieliśmy, że to ty, ale co ci się stało?- nie mam ochoty z nim gadać więc wymienełam go i wyruszyłam do najbliższego miasta. Przedzierając się przez gałęzie dotarłam do skraju lasu. Nieopodal stał mały domek więc postanowiłam zakończyć żywot jego mieszkańców. Nie jestem jak inni mordercy i nie wspinam się oknami. Wejdę jak cywilizowany człowiek, przez dzwi. Światła były pozgaszane. Również było tu strasznie cicho, za cicho. Powoli poruszałam się po domu. Nagle natrafiłam na coś miękkiego. Co okazało się być ciałem trzydziestoletniej kobiety. Od razu wiedziałam, że w domu jest zabójca. Powoli ruszyłam dalej wzdłuż korytarza. Nagle wszystkie światła się zapaliły, a na mnie wskoczył KageKao? Przyłożył mi pazur do szyi.

-Proszę, proszę KageKao. Drugi raz mnie nie zabijesz!- on wydawał się lekko zmieszany. Korzystając z chwili jego nieuwagi strąciłam go z siebie. Następnie przygniotłam go swoim ciałem. Długo nie czekając poderżnęłam mu gardło. Zemsta potrafi być słodka. Od środka rozpierała mnie radość nigdy nie czułam się tak wspaniale. W końcu trochę szczęścia pojawiło się w mym marnym życiu. Wstałam z ciała nie żywego mordercy. Upewniłam się czy na pewno nie żyje. Następnie wyszłam z domu i zaczęłam wracać do rezydencji... wujka. Na razie nie mam się gdzie podziać. Biegłam bardzo szybko nie zważając na moje otoczenie. Wpadłam na coś twardego. Co po przyjrzeniu się okazało, że wpadłam na Zalgo. Normalnie jego widok nieprzeraziłby mnie, ale obok niego stało jeszcze dwóch demonów. Wyglądali jak bliźniacy. Czarne rogi i skrzydła, skóra lekko czerwona. Odziani w czarne szaty.

-Mam dla ciebie propozycje nie do odrzucenia.- od razu widziałam, że to coś czego będę żałowała. W jego demonicznych oczach można było dostrzeć iskierki satysfakcji.

-Zamieniam się w słuch- odpowiedziałam z lekką goryczą.

-A więc albo będziesz zabijać każdą napotkaną Creepypaste albo zostaniesz moją żoną...- on nie może mnie zmusić do małżeństwa. Poprawiłam moją maskę, z którą nigdy się nie rozstaje.

-Co będziesz miał ze śmierci tych wszystkich creepypast, a najważniejsze co ja będę miała?

-Co trzecia z nich ucieka z piekła tak samo jak ty, a ty z każdą zabitą dostaniesz tydzień wolności. Jak minie tydzień, a ty niezabijesz żadnej creepypasty zabieram cie do piekła.

-A jaki jest haczyk?

-Musisz zabić każdą napotkaną creepypaste. Jeśli z jakiegoś powodu tego nie zrobisz to też cie zabiorę. To jaka decyzja?- nie wiem ci mam myśleć. Z jednej strony bardzo chcę się zemścić na niektórych, a z drugiej niektórzy są nieśmiertelni na przykład taki Slenderman.

-A co jak natrafie na kogoś nieśmiertelnego?

-O to się nie martw! Kiedy zrobiłaś dobry uczynek w piekle dostałaś moc zabijania nieśmiertelnych. To jaka jest twoja decyzja?

-Moja odpowiedź brzmi...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top