Rozdział 4
Czyli moja teza została częściowo udowodniona XD
Rozdział 4
Harry nie powiedział tego głośno, ale odetchnął z ulgą, kiedy w zamku zrobiło się cicho. Poza nim zostało w sumie może jeszcze dziesięciu uczniów. Wszyscy z podobnego powodu co on. Dowiedział się o tym, gdy usiedli wszyscy wspólnie na śniadaniu. Nie było sensu siadać osobno, kiedy było ich tak mało. Nie przeszkadzało mu nawet, że siedziała z nimi trójka Ślizgonów. Wyglądali na drugi może trzeci rocznik.
– Czemu tak mi się przyglądacie? – spytał ich, kiedy zauważył, że patrzą na niego.
– Zastanawiamy się, jak to jest być Chłopcem, Który Pokonał Czarnego Pana? – odparł jeden z chłopców.
Harry zaśmiał się cicho ku ich zaskoczeniu.
– Szczerze? – spytał. – Przewalone. – Widząc ich zaskoczone spojrzenia, kontynuował: – Ciągle tylko słyszę jakieś idiotyczne pytania, nie wspominając już o bzdurach, które piszą gazety. Do tego jakieś dziewczyny próbowały się ze mną umówić, a jak nawet nie zamieniłem z nimi jednego słowa. I chyba niektóre próbowały mnie śledzić.
– A to faktycznie przewalone – zgodziła się jedyna Ślizgonka w ich grupie. Rozejrzała się nagle dookoła. – Snape niedawno zrobił przeszukanie w sprawie posiadania eliksirów miłosnych – powiedziała konspiracyjnym tonem. – Wprawdzie uważał, że żadna Ślizgonka nie będzie na tyle głupia, żeby mieć coś takiego, a tu niespodzianka. Znalazły się trzy głupie. A jakie potem zrobił kazanie. Musieliśmy przez godzinę słuchać jego wywodów, czym skutkuje głupota w połączeniu z eliksirami.
– Brzmi strasznie – przyznał Harry, chociaż miał ochotę się roześmiać nerwowo. Wątpił, żeby te eliksiry były przeznaczone dla niego. Już bardziej obstawiał, że któraś ze Ślizgonek chciała uwieść Malfoya.
– Ty to chyba wcale nie jesteś taki zły, jak mówi Malfoy – powiedział jeden z chłopców.
– A co o mnie mówi? Że jestem szalony, czy wymyślił coś nowego? – spytał, a Ślizgoni i reszta grupy zachichotali.
– Nie. Repertuar mu się nie zmienił – przyznała dziewczyna. – Jestem Trudy.
Przez kolejne dziesięć minut Harry dowiedział się, że pozostali Ślizgoni mieli na imię Eric i Donovan, który nie cierpiał swojego imienia i kazał do siebie mówić Dony.
– Może i głupio brzmi, ale na pewno lepiej niż Donovan – przyznał.
Harry skinął tylko głową. Trójka Krukonów nazywała się Randy, Steven i Chloe, Puchoni przedstawili się jako Jerry, Alice i Ann, a Gryfonka z trzeciego roku miała na imię Lenny. Wyglądało na to, że Harry jest wśród nich najstarszy i może dlatego dzieciaki lgnęły do niego, jak do starszego brata. Wszyscy byli na drugim, trzecim albo czwartym roku. I wszyscy mieli nieciekawą sytuację w domu.
– Mnie to by najchętniej nie oglądali – powiedziała Alice. – Dla nich jestem złem wcielonym, bo jestem czarownicą.
– Jesteś mugolaczką? – spytała Chloe.
– Tak. – Alice westchnęła. – Mój dziadek jeszcze jakoś to zniósł, ale według reszty rodziny, on sam jest dziwny, więc nie powinien się odzywać. To on mi dał pieniądze na podręczniki.
– Nie możesz z nim zamieszkać? – spytał Randy.
– Jest bardzo chory i nie wiem, jak długo będzie żył – przyznała Puchonka. Widać było, że czuła się z nim bardzo związana, ale niewiele mogła zrobić. – Piszę do niego właściwie co tydzień. Moja sowa już wie, kiedy dostarczać pocztę, żeby nikt jej nie widział w domu.
Złoty Chłopiec sam się zdziwił, ale spędził z młodszymi kolegami całkiem miły dzień. Oczywiście musieli przyjść na świąteczny obiad i większość nauczycieli była mocno zaskoczona, widząc, że usiedli obok siebie.
– No coś takiego. – Dumbledore uśmiechnął się od ucha do ucha, kiedy obok Harry'ego usiadł jeden ze Ślizgonów i rozmawiał z nim jakby nigdy nic. – Czyżby w końcu miały nastąpić jakieś zmiany?
– Bredzisz Albusie – mruknął tylko Mistrz Eliksirów. – Chyba że liczysz na jakiś świąteczny cud?
– Och, jeden już się stał. Przestałeś tak warczeć na Gryfonów. – Zauważył wesoło dyrektor Hogwartu.
Severus nie miał pojęcia, jakim cudem powstrzymał się przed rzuceniem jakiejś wrednej klątwy na swojego zwierzchnika. On i te jego wyssane z palca teorie. Niech się cieszy, że Severus miał u niego dług wdzięczności, bo rozmowa wyglądałaby zupełnie inaczej.
– Cóż – powiedział zjadliwie. – Skoro tak stawiasz sprawę, to z dziką rozkoszą zacznę odbierać dwa razy więcej punktów niż zwykle.
– Oczywiście Severusie, oczywiście. – Dumbledore radośnie usiadł na swoim miejscu i spokojnie zaczął rozmawiać z Pomoną, pozwalając, żeby Mistrz Eliksirów kipiał ze złości.
Severus poprzysiągł zemstę i miał zamiar zadbać o to, żeby była bardzo kreatywna i wyjątkowo dokuczliwa. Albus nawet nie będzie wiedział, co w niego uderzyło. Mistrz Eliksirów musiał jednak przyznać, że jego zwierzchnik miał rację. Wszystkie dzieciaki przylgnęły do Pottera, jakby był ich starszym bratem, na którym mogą polegać, wyżalić się i zasięgnąć porady. W zasadzie to był nawet przyjemny widok, chociaż bardzo niecodzienny. Zdziwił się tylko, że Potter przyszedł w mundurku, zamiast ubrać coś bardziej odświętnego. Przypomniał sobie jednak słowa chłopaka o Dursleyach. Gdyby wiedzieli, że ma pieniądze, próbowaliby je sobie przywłaszczyć. Najwyraźniej chłopak nie miał odpowiednich ubrań.
Nie mógł zrozumieć, dlaczego nagle zaczął się przejmować tym durnym Gryfonem? Chyba zdecydowanie spędzał z nim za dużo czasu. Chłopak wpraszał się do jego gabinetu kilka razy w tygodniu. Zwykle czytał książki albo odrabiał prace domowe, a w tym samym czasie Severus poprawiał testy i wypracowania. Większość czasu spędzali w ciszy, ale żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Dopiero potem zaczynali rozmawiać i Severus odkrył, że życie Pottera nigdy nie było proste.
Podczas ich nieudanych lekcji oklumencji widział urywki z życia chłopaka, ale nie sądził, że mogło być aż tak źle. Nie do tego stopnia, żeby chłopak nie miał się w co ubrać i nie miał długo własnego pokoju. Sam zresztą przyznał, że u Dursleyów zawsze czuł się niechciany. Ciotka nie ukrywała, że jest dla nich tylko problemem i najchętniej nie miałaby z nim nic wspólnego. W pełni teraz rozumiał jego chęć, do wyrwania się stamtąd. To nie było życie, tylko jakaś wegetacja.
Razem z Minerwą pracowali już nad jakimś rozwiązaniem dla uczniów, którzy mieli najgorszą sytuację rodzinną. W skali szkoły mogło się wydawać, że to nie była jakaś wielka liczba potrzebujących, ale jeśli oni nie pomogą tym dzieciakom, to kto to zrobi? Severus naprawdę żałował, że w jego czasach nikt o tym nie pomyślał. Może wtedy jego życie ułożyłoby się inaczej. Nie było jednak sensu zastanawiać się na tym, co by mogło być. Teraz mógł nareszcie przestać skupiać się tylko na Ślizgonach i pomóc innym.
Wieczorem wracał do swoich prywatnych pokoi, kiedy usłyszał nagle za sobą szybkie kroki. Zatrzymał się i uniósł brwi, widząc Pottera.
– Już ci się znudziło niańczenie młodszych kolegów, Potter? – spytał.
– Siedzą w pokoju wspólnym Puchonów i robią sobie turniej eksplodującego durnia. Profesor Sprout dała im na to zgodę – wyjaśnił.
– I nie zamierzasz ich nadzorować? Nie boisz się, że Ślizgoni narobią kłopotów?
Harry skrzywił się mocno.
– Nie jestem do nich uprzedzony – powiedział.
– Nie? A pan Malfoy?
– Malfoy sam sobie zapracował na moją niechęć do niego – wyjaśnił Harry. – To z nim mam problem, a nie z tymi dzieciakami, którym próbuje wmawiać, że jestem złem koniecznym. W każdym razie przyszedłem, żeby dać panu to – powiedział, podając mu prezent. – Chciałem też podziękować, że mogę się ukrywać w pana gabinecie – dodał, rumieniąc się lekko.
– Powiedział ci już ktoś, że bredzisz? – spytał Severus, ale przyjął prezent. – Dziękuję. A teraz chodź.
– Dokąd?
– Zadajesz za dużo pytań. Po prostu chodź.
Harry mruknął pod nosem, ale poszedł za swoim profesor, zastanawiając się, gdzie ten go prowadzi. Zaskoczony zauważył, że wchodzą do mieszkania Snape'a.
– Nie waż się nikomu mówić, gdzie są moje pokoje. Wyraziłem się jasne? – spytał Mistrz Eliksirów, a Harry mógł tylko pokiwać głową. Nie miał zamiaru nikomu o tym mówić. Z ciekawością rozejrzał się po salonie.
Spodziewał się wystroju w kolorach Ślizgonów, a tymczasem pozytywnie się zaskoczył. Meble wprawdzie były czarne, ale dywan miał już kolor głębokiego granatu. Ogólnie mieszkanie wydawało się całkiem przytulne.
– Rozglądasz się tak, jakbyś spodziewał się, że mieszkam w krypcie – odezwał się Snape.
– Plotki są różne. Nawet takie, że śpi pan w trumnie – powiedział chłopak i mógł przysiąc, że kącik ust mężczyzny lekko drgnął.
– Co za brednie – prychnął. – Rozumiem, że autorem tego absurdu jest Ronald Weasley?
– Nie potwierdzę i nie zaprzeczę. – Harry nie miał zamiaru wsypać najlepszego kumpla. – Zresztą nie wiem, kto pierwszy z tym wyskoczył. Szkoda, że nie będę mógł sprostować tych plotek.
– Idiota – mruknął profesor, siadając w fotelu. Machnął różdżką i z barku przywołał szklankę i butelkę z alkoholem.
– A dla mnie? – spytał Harry, siadając na kanapie. Szybko zrzucił buty i podciągnął kolana.
Mistrz Eliksirów spiorunował go wzrokiem. Dzieciak był bezczelny. Najwyraźniej uznał, że skoro dostąpił zaszczytu, przebywanie w prywatnych pokojach swojego profesora, to mógł sobie pozwolić na więcej.
– Jesteś nieletni – warknął Snape.
– Są święta.
– To nie jest argument!
Harry nadął tylko policzki w odpowiedzi. Musiał jednak przyznać, że w drażnieniu Snape'a było coś zabawnego. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że była to niebezpieczna gra, ale nie mógł się powstrzymać. Coś ciągnęło go do tego faceta, chociaż nie rozumiał jeszcze co. Może fakt, że mieli podobne doświadczenia w życiu?
– Tylko spróbuj o tym komuś powiedzieć – warknął stanowczo Snape. Machnął różdżką i przed Harrym wylądowała szklanka, a po chwili znalazło się w niej trochę trunku. Chłopak z zadowoleniem spróbował zawartości.
– To whisky? – spytał ciekawie, a profesor skinął głową. – Myślałem, że będzie jakaś taka bardziej cierpka.
– To nie skrzacie wino Potter.
– Skrzaty robią wino? – spytał chłopak. – Nie widziałem go w kuchni.
– Jeszcze tego by brakowało, że uczniowie mieli do niego dostęp. Wystarczy, że co jakiś czas jakiś uczeń się upija czymś, co przemyca na teren szkoły.
– No. Jedna z dziewczyn proponowała mi kiedyś ciastka z ognistą whisky. To legalne?
– Nie będę tego nawet komentował. Nie skorzystałeś z okazji?
– Mogę się założyć, że były naszpikowane jakimś eliksirem miłosnym.
– A tak! Te nieszczęsne eliksiry – mruknął Snape, upijając whisky z własnej szklanki. – Żenująca sytuacja. Musisz jednak zrozumieć, że jesteś postrzegany jako najlepsza partia do zamążpójścia. Sławny, bogaty i całkiem atrakcyjny fizycznie.
– Uważa pan, że jestem atrakcyjny? – spytał nagle i zarumienił się. Nie był pewien, czy winny był alkohol, do którego nie był przyzwyczajony i czy ten niespodziewany komplement od Mistrza Eliksirów w kwestii jego aparycji. W zasadzie nie miałby nic przeciwko, gdyby to był świadomy komplement.
– Nie łap mnie za słówka – syknął mężczyzna. – Przyznaję jednak, że masz swoje powierzchowne zalety.
– To zabrzmiało, jakby powiedział pan, że jestem przystojny – stwierdził i mógł przysiąc, że teraz to Snape lekko się zarumienił.
– Nic takiego nie mówiłem ty impertynencki bachorze – syknął.
– Oczywiście, że nie. – Harry roześmiał się i dopił zawartość swojej szklanki, a potem bez krępacji dolał sobie więcej.
– To nie jest sok, Potter! – warknął Mistrz Eliksirów. – Nie masz pojęcia, jak się raczyć dobrym alkoholem. W takim tempie zaraz się upijesz.
Harry odpowiedział mu uśmiechem i usadowił się wygodniej na kanapie. Po mnie mężczyzny widział, że ten miał ochotę fuknąć na niego, ale powstrzymał się. Chyba nawet jemu w jakiś sposób udzielił się świąteczny nastrój. W końcu też mężczyzna otworzył prezent od Gryfona i uniósł w górę brwi, widząc elegancki dziennik.
– Pomyślałem, że przyda się na jakieś zapiski z eksperymentów – przyznał chłopak. – Wygląda pan na takiego, co lubi praktyczne prezenty.
– Słusznie pomyślane. – Zgodził się Mistrz Eliksirów. – Dziękuję. Na pewno się przyda.
Harry wyszczerzył się do niego szeroko. Nie był przyzwyczajony do alkoholu i troszkę zaczynało szumieć mu w głowie. Ogarnęło go też jakieś takie miłe uczucie spokoju. Przymknął na chwilę oczy, upajając się tym. Dawno nie czuł się w ten sposób, a właściwie nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek się tak czuł. Nie miałby nic przeciwko, żeby to trwało.
– Przysypiasz. – Głos profesora dobiegał z bardzo bliska. Harry uchylił powieki i zauważył, że mężczyzna siedzi obok niego. Nie miał pojęcia, kiedy się przesiadł, ale nie przeszkadzało mu to. Nie czuł żadnego skrępowania tak bliskim towarzystwem starszego czarodzieja. Zaczął mu się nawet przyglądać.
Severus Snape na pewno nie był przystojny. Nie wpisywał się w klasyczny kanon przystojnego mężczyzny. Może gdyby wyszedł z lochów i opalił się nieco, zmienił ubranie na coś innego niż te czarodziejskie szaty, spod których widać było jedynie jego dłonie i głowę. Cała reszta była szczelnie zakryta. No i mógłby coś zrobić z włosami, żeby nie wyglądały na takie tłuste. Odruchowo wyciągnął dłoń i przejechał palcami po czarnych pasmach.
Mistrz Eliksirów zamarł. Nie pamiętał, żeby ktokolwiek dotykał jego włosów. Nawet Lily tego nie robiła.
– Nie są tłuste – stwierdził Harry nagle, na co mężczyzna zareagował oburzonym prychnięciem.
– Jakaś kolejna plotka, panie Potter? Że nie myję włosów? – zapytał.
– Zwykle tak wyglądają – mruknął cicho.
– Na tłuste? Jest coś takiego jak olejek zabezpieczający przed wyziewami z eliksirów. Jak zwykle nikt nie słucha tego, co się do nich mówi.
– Hermiona słucha.
– Panna Granger to odosobniony przypadek – powiedział Snape. – Zginęlibyście bez niej.
Harry roześmiał się cicho, mając wrażenie, że atmosfera dziwnie się zmieniła. Nie była ciężka, ale pojawiły się jakieś dziwne iskry pomiędzy nimi, kiedy patrzyli sobie w oczy. Nigdy wcześnie nie czuł czegoś takiego. Kiedy Cho patrzyła mu w oczy, nie czuł takich wyładowań, jak w tej chwili. To było niesamowite. Nie wiedział, skąd się to brało, ale instynkt kazał mu przysunąć się bliżej. Nie miał pojęcia, który z nich zrobił tak naprawdę pierwszy ruch, ale niemal jęknął, kiedy poczuł usta profesora na swoich. To było takie inne od całowania się z Cho.
Złoty Chłopiec nie chciał przestać i najwyraźniej Mistrz Eliksirów myślał podobnie, bo jeden, nagły pocałunek, którego żaden z nich nie planował, zmienił się w kolejny. Może jego umysł został przyćmiony przez tę odrobinę alkoholu, ale nie żałował. Gdzieś tam z tyłu głowy jakiś głosik mówił mu, że nie powinien, że to bardzo zły pomysł, ale chciał tego.
– Wow... – mruknął, kiedy odsunęli się w końcu do siebie. – Nie myślałem, że tak dobrze pan całuje.
– Nie waż się nikomu o tym mówić. To było nieetyczne z mojej strony – stwierdził opiekun Ślizgonów. – Gdyby wyszło na jaw, że pocałowałem ucznia, straciłbym pracę. Uznajmy to za chwilową niepoczytalność.
– Mowy nie ma – powiedział stanowczo Harry. – Podobało mi się. Czułem te iskry w powietrzu.
Severus nic nie powiedział, ale również je poczuł i wiedział, co to znaczy. Jeśli przy fizycznej bliskości działo się cos takiego, to oznaczało, że magia dwóch osób jest ze sobą kompatybilna. Gdyby chcieli, mogliby używać wzajemnie swoich różdżek, a nawet współczarować. To była rzadka sztuka i nigdy nie miał okazji poznać takiej pary. Słyszał o takim zjawisku, ale nigdy nie był świadkiem czegoś takiego. Może właśnie dlatego tak ciągnęło go do tego chłopaka?
– Alkohol zamroczył ci mózg – stwierdził mężczyzna.
– Nie jestem pijany – oburzył się chłopak. – Nic nie poradzę na to, że mi się podobało i czułem, że to jest właśnie to. Nie dam się więcej oszukiwać i zbywać. Chcę w końcu mieć kontrolę nad swoim życiem. Ty chyba też – powiedział ciszej, nie przejmując się, że nagle przeszedł na ty.
Severus milczał przez dłuższą chwilę. Nigdy nie pomyślałby, że znajdzie się w takiej sytuacji. Potter był od niego dwadzieścia lat młodszy, ale mentalnie na pewno nie był nastolatkiem. Nigdy nie pozwolono mu na to i zmuszono, żeby bardzo szybko dorósł. Czy jednak chciał zaryzykować wszystko, dla takiej niepewności?
– Nie musisz mnie lubić – odezwał się nagle Harry. – Możemy się tylko przyjaźnić, ale jeśli obaj to poczuliśmy, to nie fajnie byłoby sprawdzić, gdzie nas to zaprowadzi?
– Zdajesz sobie sprawę, że to czyste szaleństwo, o którym nikt nie może się dowiedzieć?
– A czy do tej pory nie mieliśmy styczności z szaleństwem? Tylko że teraz to nasze własne szaleństwo.
– Idiota – stwierdził tylko Mistrz Eliksirów, a Harry uśmiechnął się, biorąc to za przyzwolenie. Może w końcu znajdzie swoje miejsce.
---
I kto się spodziewał takiego obrotu sprawy? No kto? XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top