Rozdział 3
Teza do udowodnienia: Upały wpływają negatywnie na chęć komentowania XD
Rozdział 3
– Słyszeliście, że nauczyciele urządzili przeszukania w dormitorium dziewczyn z każdego domu? – spytał Seamus, wchodząc do sypialni chłopców z szóstego roku.
Harry, który właśnie czytał książkę, którą jakimś cudem pożyczył mu Snape, podniósł wzrok na kolegę. Naturalnie, że wiedział, że coś takiego będzie miało miejsce, ale nie miał zamiaru się chwalić, że to głównie z jego powodu.
– Przeszukanie? – spytał Neville, stawiając na szafce obok swojego łóżka doniczkę z pękatą roślinką. – Ktoś coś ukradł?
– Nie. – Seamus potrząsnął głową. – Podobno część kupiła nielegalnie jakieś napoje miłosne. McGonagall dowiedziała się o tym i wkroczyła do akcji.
– Jakoś mnie to nie dziwi – mruknął Harry, a koledzy zerknęli na niego. – Wszyscy wiemy, że na hasło „nielegalne" McGonagall dostaje białej gorączki. Pamiętacie, co było w zeszłym roku z GD?
– Taaaaaa... – mruknął Dean. – Mogę się założyć, że gdyby Umbdridge nie dopadła nas pierwsza, to ona by się za nas wzięła.
Wszyscy musieli się z nim zgodzić. Nie dostali dodatkowej kary chyba tylko, dlatego że różowa ropucha ukarała ich aż za bardzo. Harry odruchowo zerknął na swoją dłoń. Nadal miał tam blizny po krwawym piórze. Ostatnio Snape je zauważył i kazał mu przeczytać rozdział o maściach na blizny z zapewnieniem, że chłopak sam ją kiedyś przygotuje. Najlepiej pod jego czujnym okiem.
– Daruj sobie to spojrzenie Potter – fuknął na niego Mistrz Eliksirów, kiedy chłopak nie krył nawet swojego oburzenia. – To na mnie nie działa. Skoro i tak się ukrywasz, to nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś podniósł nieco swoje wątpliwe umiejętności i pomógł mi w warzeniu – wyjaśnił, podając mu książkę.
Na początku Harry się trochę boczył, ale kiedy zaczął czytać, doszedł do wniosku, że książką jest całkiem ciekawa. Na pewno ciekawsza niż przeciętny podręcznik. A skoro już mowa o podręcznikach, to potem zamierzał wczytać się w ten, który pożyczył mu Slughorn na początku roku. Jego poprzedni właściciel wypisał na marginesach masę cennych wskazówek i wymyślonych przez siebie zaklęć. Chętnie zamieniłby z nim dwa słowa twarzą w twarz, ale podręcznik wyglądał na tak stary i był tak zniszczony, że jego właściciel już pewnie dawno opuścił mury szkoły. Niemniej jednak nadal zastanawiał się, kim był ten cały Książę Półkrwi. Kimkolwiek był, nie ulegało wątpliwości, że był bardzo inteligentny.
– Eliksir miłosny? – Neville uniósł brwi. – Coś mi mówi, że ich celem miał być Harry.
Złoty Chłopiec jęknął tylko. Oczywiście, że był najbardziej pożądanym chłopakiem na rynku i większość dziewczyn chciałaby go mieć dla siebie. Jak on nienawidził tej swojej sławy. Nie prosił się o nią, a musiał się mierzyć z jej konsekwencjami, które były zdecydowanie nieprzyjemne.
– Ty to jesteś biedny stary – zauważył Seamus. – Najpierw Sam-Wiesz-Kto, a teraz zwariowane laski. Nie wiem, co gorsze.
– Szczerze? – Harry zerknął na niego. – Dla mnie to właściwie znak równości. Tylko że tam był jeden wariat, a tu tłum wariatek. Tak źle i tak niedobrze.
– Bycie tobą musi być czasem przewalone – stwierdził Dean.
– Żebyś wiedział – zgodził się. – A jak tam twój związek z Ginny? Wszystko sobie wyjaśniliście? Możesz mówić śmiało, bo Rona tu nie ma i nie będzie cię sztyletował wzrokiem.
Dean skrzywił się lekko, co znaczyło, że coś jednak było na rzeczy i Harry poczuł, że nie chce wiedzieć, co się stało. Było już jednak za późno. W końcu sam zapytał, a teraz musiał być dobrym kolegą i wysłuchać żalów drugiego chłopaka. I coś czuł, że winna tutaj będzie Ginny. Naprawdę nie mógł zrozumieć, czego ta dziewczyna chciała od życia? Wydawało się, że jej związek ze starszym kolegą kwitnie, ale jednocześnie dziwnie przymilała się do Harry'ego. A tego chłopak już nie rozumiał.
– Niby wszystko ok, ale mam wrażenie, że jednak nie jest do końca tak, jak być powinno – powiedział Dean.
– Myślisz, że chce z tobą zerwać? – spytał Seamus.
– Nie mam pojęcia, co jej chodzi po głowie i to jest najgorsze. Na dodatek gapi się na Harry'ego przy każdej okazji.
– Zapewniam cię, że nie jestem nią zainteresowany – zapewnił go szybko Harry. – To trochę tak, jakbym miał się spotykać z własną matką.
– Twoja mama była podobna do Ginny? – spytał Dean.
W odpowiedzi Harry, wyjął z kufra album ze zdjęciami rodziców i pokazał im.
– Ok – mruknął Seamus. – Kumam, o czym mówisz. To faktycznie mogłoby być dziwne. To dlatego leciałeś na Cho Chang?
– Cho jest ładna, ale chyba mamy zbyt różne charaktery – powiedział Złoty Chłopiec. – Na dodatek mamy też inne priorytety. Nie wyszło nam i to wszystko. Nie ma tam nic więcej do powiedzenia.
– Łatwo się z tym pogodziłeś – zauważył Dean.
– Może dlatego, że nie pasowaliśmy do siebie. Spróbowaliśmy, ale skończyło się bardzo szybko – powiedział, wzruszając ramionami. – Przecież nie zrobię nic głupiego z tego powodu.
– Znam takich, co by się pocięli – przyznał Seamus, siadając na swoim łóżku. – Jak moją kuzynkę rzucił chłopak, to rozpaczała, jakby to był koniec świata. Dziewczyny chyba strasznie przeżywają takie rzeczy.
Harry pamiętał reakcję Cho, ale jego zdaniem była mocno przesadzona. W końcu dziewczyna sama ją sprowokowała. Mogła wziąć pod uwagę, że Harry czuł się niepewnie i nieco onieśmielony w jej towarzystwie, a kawiarnia, do której poszli, wcale nie poprawiała jego sytuacji. Do dziś mdliło go na samo wspomnienie tego przesłodzonego lokalu, od którego dawno powinien dostać próchnicy. Krukonka podobała mu się od dawna, ale okazało się, że nie ma cech charakteru, które go pociągały. Sam się zdziwił, że tak łatwo i szybko pozbierał się po tym nieudanym związku.
Czasem zastanawiał się, jakie cechy tak naprawdę go pociągają? On sam nie był specjalnie rozrywkowy. Może dlatego, że zawsze był czymś zajęty i nie miał czasu na zabawę. Poza qudditchem tak naprawdę nie miał innej rozrywki. Ostatnio tylko doszło u przesiadywanie w gabinecie Snape'a i z zaskoczeniem przyznał, że lubi tam chodzić.
Teraz kiedy widmo Voldeorta w końcu zniknęło na dobre, Snape też się nieco uspokoił. Nadal był wrednym draniem, który dawał Harry'emu odczuć, że ma kurzy móżdżek, ale w tej chwili te obelgi bardziej chłopaka bawiły, niż oburzały. Kilka razy odpowiedział nawet w podobnym tonie na zaczepki profesora i dałby sobie rękę uciąć, że kącik ust mężczyzny drgnął. Postawił sobie więc za cel sprawić, żeby Snape się zaśmiał. Może zaśmianie się było poza jego zasięgiem, ale chociaż parskniecie? Zastanawiał się, czy ktoś widział kiedyś śmiejącego się Snape'a?
Poza tym była jeszcze ta sprawa z myślodsiewnią. Harry wiedział już, że Mistrz Eliksirów i jego mama się znali w czasach szkolnych, ale niewiele więcej wiedział. Syriusza nie mógł już zapytać, a nawet gdyby miał taką możliwość, to wątpił, żeby ojciec chrzestny zdradził mu coś, bez okraszenia tego dużą ilością obelg pod adresem profesora. Oczywiści mógłby napisać do Lupina, ale wilkołak źle znosił stratę przyjaciela. Harry czasem odnosił wrażenie, że winił go za całą sytuację i w zasadzie miałby rację. Jego bezmyślność doprowadziła do tego wszystkiego. Co z tego, że chciał dobrze?
Problem w dużej mierze polegał na tym, że Harry nie ufał dorosłym. Zanim poszedł do Hogwartu, nauczył się, że sam musi o siebie zadbać, bo nikogo nie może prosić o cokolwiek i nadal miał ogromny problem na tym tle. Raz jeden poprosił dyrektora, żeby nie kazał mu wracać do Dursleyów i co? Jednak musiał tam wrócić. Miał nadzieję, że może w tym roku nareszcie będzie inaczej. Voldemorta już nie było, na jego popleczników trwało polowanie i naprawdę nie widział powodu, żeby ponownie męczyć się z krewnymi, którzy i tak nie mieli ochoty go oglądać. Zresztą to uczucie było w pełni odwzajemnione.
Jakąś godzinę później do dormitorium wrócił Ron. Oczywiście po sesji całowania się z Lavender, o czym nawet nie musiał wspominać. Jego mina mówiła dosłownie wszystko. Jeśli Hermiona też jakimś cudem to widziała, to Harry był pewien, że następny dzień nie będzie należał do przyjemnych. Znowu będzie musiał robić za pośrednika i zaczynał mieć tego szczerze dość. Na szczęście mógł uciec do gabinetu Snape'a i tam się zaszyć na jakiś czas.
Dziwił się trochę, że jego myśli ciągle wracają do ich wrednego profesora, ale Harry zdał sobie sprawę, że w jakiś sposób zaczyna lubić tego drania. Najwyraźniej opiekun Ślizgonów był dużo bardziej skomplikowaną osobą, niż się mogło wydawać.
Analizując poprzednie lata nauki, doszedł do wniosku, że Snape nie mógł lubić Gryfonów z różnych powodów. Przede wszystkim miał do nich okropny uraz i tutaj wcale nie był zaskoczony. Harry czuł podobną niechęć do Ślizgonów, którzy kpili sobie z niego i utrudniali mu życie, kiedy tylko mogli. Wprawdzie ostatnio te ich zaczepki zdarzały się rzadkiej, ale to nie znaczyło, że zniknęły całkowicie. Przynajmniej skończyły się sabotaże na lekcjach, które prowadził Snape. W zasadzie Harry nawet lubił jego sposób prowadzenia Obrony. Na pewno lepiej tłumaczył ten przedmiot niż eliksiry. Zastanawiał się, czy nie zapytać go o powód. Przecież Snape był Mistrzem Eliksirów, a to znaczyło, że lubił warzenie.
– Harry? Słuchasz nas? – spytał nagle Ron.
– Co? Przepraszam. Zamyśliłem się – powiedział szczerze.
– Ostatnio często się zamyślasz. Jakaś dziewczyna na horyzoncie? – Uśmiechnął się.
– Nie. Nic z tych rzeczy. W końcu mam czas zająć się sobą i to właśnie robię – wyjaśnił. – Nikt na mnie nie poluje i to jest fajne, wiesz? Nareszcie nie muszę się zastanawiać, czy dożyję kolejnego semestru.
– Celna uwaga – zgodził się rudzielec. – W sobotę jest wyjście do Hogsmeade. Idziesz, prawda?
– Jeśli żadna dziewczyna nie będzie próbowała namówić mnie na randkę, to tak.
– No to możesz mnie problem – powiedział Dean. – Niektóre podobno zakładają się nawet, że się z nimi umówisz – dodał konspiracyjnie. Złoty Chłopiec jęknął tylko. Naprawdę nienawidził być sławnym.
,,,
– A zatem chcę powiedzieć, że jestem rozczarowana zachowaniem niektórych z was – powiedziała McGonagall, która następnego dnia zrobiła zebranie z całym swoim domem. – Naprawdę nie spodziewałam się, że w moim własnym domu, dojdzie do takiej sytuacji.
Harry siedział razem z Ronem we wnęce jednego z okien w pokoju wspólnym i słuchali, jak ich opiekunka w bardzo dosadny sposób daje niektórym co zrozumienia, że ją zawiedli. On sam wiedział, o co chodzi, ale nie spodziewał się, że to będzie problem na taką skalę.
– Dwadzieścioro dziewcząt z tego domu zostało przyłapanych na posiadaniu eliksirów miłosnych – poinformowała ich McGonagall. – Nawet nie chcę wiedzieć, komu chciały je podać.
– Ale przecież eliksiry miłosne nie są nielegalne – odezwała się jakaś dziewczyna. – Można je kupić w sklepie braci Weasley.
Opiekunka domu lwa od razu spiorunowała ją wzrokiem.
– To, co sprzedają panowie Weasley, to zwykła zabawka, której działanie mija po dobie i nie stanowi większego zagrożenia dla zdrowia. Niemniej jednak nawet pod wpływem takiego eliksiru można narobić głupot, ale nie mam tu na myśli takich idiotyzmów. Wśród znalezionych eliksirów była także amortencja, a to już stanowi problem. Nawet nie pytam, jak niektóre z was weszły w jej posiadanie, ale jestem pewna, że nawet profesor Snape powiedziałby wam to, co ja powiem teraz. Jesteście za młodzi, żeby zdawać sobie sprawę z konsekwencji podania komuś czegoś takiego. To prawda, że eliksiry miłosne nie są nielegalne, ale są niebezpieczne, jeśli osoba, która decyduje się taki komuś podać, nie uwarzyła go poprawnie albo pochodził z niepewnego źródła. Mam nadzieję, że wyraziłam się jasno. Zapewniam was też, że jeśli znajdę jeszcze u kogoś coś takiego, to ta osoba gorzko tego pożałuje. Nie mogę uwierzyć, że młode i ładne dziewczyny potrzebują takich sposobów, żeby umówić się z chłopakiem. Wstyd!
Harry zerknął dyskretnie po koleżankach z domu. Większość starała się zachować minę niewiniątka, ale dostrzegł kilka, które na pewno miały coś na sumieniu. Między innymi była tam Romilda Vane, którą Hermiona jakiś czas temu podsłuchała w łazience. Mógł się założyć, że ona pierwsza była gotowa podać mu eliksir.
McGonagall miała rację. Pod wpływem fałszywego zakochania mogło się stać wiele wypadków. Wolał sobie nawet nie wyobrażać jakich, ale dzięki przeszukaniu, mógł spokojnie iść do Hogsmeade i poszukać świątecznych prezentów dla przyjaciół. Ron zapraszał go oczywiście do Nory, ale Harry grzecznie odmówił.
– Oj weź. Będzie fajnie. – Nalegał rudzielec, kiedy w dzień wycieczki wychodzili z zamku.
– Pewnie tak, ale zrozum mnie. Nie doszedłem jeszcze do ładu sam ze sobą po tym wszystkim, a poza tym nie jest powiedziane, że jakieś niedobitki Śmierciożerców nie kręcą się gdzieś jeszcze. Dla pewności wolę zostać w Hogwarcie – przyznał. – Nadal nie wiem, co chciałbym robić w życiu, skoro jednak przeżyłem. Będę miał okazję pomyśleć.
– Myślałem, że chcesz zostać aurorem?
– Szczerze mówiąc, mam dość walki. Tyle mi wystarczy. Wolałbym zająć się czymś spokojniejszym.
– To lepiej nie bierz pod uwagi wakatu u Freda i George'a. W ich sklepie na pewno nie jest spokojnie – roześmiał się, a Harry mu zawtórował. U bliźniaków na pewno nie znalazłby spokoju.
Nie chciał mieć głośnej pracy, w której główną rolę grałoby zamieszanie. Chciał robić coś ważnego i dającego satysfakcję, ale sam jeszcze nie wiedział co. Miał jeszcze prawie dwa lata nauki, żeby się zastanowić.
Cieszył się, że tym razem Lavender nie przykleiła się do Rona. Gryfonka była wyjątkowo zazdrosna o swojego chłopaka i najchętniej nie spuszczałaby go z oka. Harry zwykle odmawiał jakiegokolwiek wtrącania się w cudze związki, ale tym razem zgodził się na wyraźną prośbę Rona, która zamieniała się powoli w błaganie. Spytał więc dziewczynę, jak niby jej chłopak miałby jej coś kupić w prezencie, jeśli będą cały czas razem? To najwyraźniej przekonało Lavender i Ron mógł się cieszyć towarzystwem najlepszego kumpla.
– Wcześniej nie miałem pojęcia, że dziewczyny potrafią być takie męczące – powiedział rudzielec.
– Może nie wszystkie takie są – zastanawiał się Harry. – Na szczęście mnie to nie dotyczy. Nie mam dziewczyny i nie muszę się nad rozwodzić.
– Szczęściarz. Czasem ci zazdroszczę bycia singlem.
Złoty Chłopiec wywrócił oczami, słysząc to. Ron nigdy się chyba nie zmieni. Tak mu było źle, a tak niedobrze. Wolał tego jednak nie komentować na głos i skupić się na szukaniu prezentów. Zastanawiał się, czy powinien podarować coś Snape'owi za te wszystkie razy, kiedy mógł się schować w lochach. Chyba nie byłoby nietaktem, gdyby znalazł coś dla niego?
Snape na pewno lubił praktyczne prezenty. Cała jego postawa wołała zresztą, że nienawidził niepotrzebnego badziewia, które tak uwielbiała młodzież. Harry doszedł do wniosku, że sam był dość minimalistyczny, jeśli chodziło o ilość posiadania rzeczy. Mieszkając z ciotką i wujem, nie mógł sobie pozwolić na pokazanie, że ma pieniądze i stać go na kupno różnych rzeczy. Dlatego na większe zakupy pozwalał sobie tylko przed kolejnym rokiem w Hogwarcie i przed świętami.
Idąc przez Hogsmeade, rozglądał się po witrynach, zastanawiając się nad gustem Mistrza Eliksirów. Sam nie do końca rozumiał, dlaczego chciałby mu coś podarować, ale w jakimś stopniu chciał mu pewnie podziękować za te wszystkie lata, kiedy ten go chronił. W końcu nie musiał tego robić.
Mijając miejscową księgarnię, Harry zatrzymał się nagle, dostrzegając na wystawie coś, co nadawałoby się idealnie. Był to piękny, oprawiony w skórę dziennik, który mógłby być idealny na notatki z eksperymentów. Był pewien, że mężczyzna przeprowadza jakieś, co jakiś czas. Był pewien, że nawet jako nauczyciel, znajdywał na to chwilę czasu. Powiedział Ronowi, że za chwilę wróci i wszedł do środka, a kilka minut później wyszedł, chowając do torby zapakowany prezent. Miał tylko szczerą nadzieję, że Snape go nie wyśmieje.
Harry krążył po Hogsmeade w towarzystwie Rona, co jakiś czas zatrzymując się, żeby zamienić dwa słowa ze znajomymi z innych domów. Nie był świadomy, że z dość bliska śledzi go para oczu, której właścicielka nie miała zamiaru zrezygnować ze zdobycia go i już opracowywała odpowiedni plan.
Ginny Weasley nie po to kochała się w Harrym od lat, żeby teraz pozwolić mu tak po prostu odejść. Voldemort nie stanowił już zagrożenia i zamierzała to odpowiednio wykorzystać. Eliksiry miłosne zostały skonfiskowane przez McGonagall, a to dawało jej sporo przewagi. Zamierzała pozbyć się każdego, kto stanąłby jej na drodze.
---
W tym upale to nawet myśleć się nie da.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top