Three
Dipper p.o.v.
- I...? - Powiedział niepewny siebie wujek Ford, który aktualnie sprawdzał działanie kryształu, który wcześniej trzymałem w rękach.
- A coś miało się stać? - Nagle do rozmowy wtrącił się wcześniej milczący Stanley. Jego oczy powędrowały ku swojemu bratu i spoglądały na niego tym swoim drwiącym wzrokiem. Bliźniaki tylko na te słowa, zaśmiały się cicho, starając się to ukryć, jednak wychodziło im to dość nieumiejętnie. Stanford natomiast, tylko spiorunował swojego brata mrożącym krew w żyłach spojrzeniem, co miało my dać do zrozumienia, że ten nie pomaga.
- Stan, proszę.. Nie pomagasz.. - Dodał po chwili i odłożył kawałek kryształu na stół. - Nie wiem.. - Wraz z tymi słowami usiadł na krzesełku, a jego ręka zmuszona była podeprzeć spadającą twarz. - Nie rozumiem.. Nie potrafię pojąć, czemu to nie działa..! - Krzyknął nagle i uderzył pięścią w stół. Wszystko co się na nim znajdowało momentalnie lekko podskoczyło, tym samym kubek pełen lepkiej i gęstej cieczy nie zdołał powstrzymać swojej zawartości od wylania się. Dipper razem z swoją siostrą zmartwili się aktualną reakcją swojego wujka, więc podeszli do niego i przytulili go czule.
- Wujku... - Szepnęła najciszej jak umiała moja śister, nadal trwając w ciepłym objęciu. - Nie denerwuj się tak... - Przymrużyła swoje oczy jeszcze bardziej niż dotychczas i wtuliła się w plecy starszego mężczyzny. On natomiast, przepełniony rezygnacją i pesymizmem, mruknął coś zrozumiałe tylko dla niego, a później odzwajemnił uścisk.
- Przepraszam dzieciaki.. - Powiedział już spokojniejszym głosem, a jego ręce zaczęły po woli unosić się do góry, by zaraz później wylądować na głowach dwóch niesfornych bliźniaków. Bez większego zastanowienia począł gładzić ich po głowach, tym samym sprawiając, że uszy naszego jelonka lekko zadrżały, a zaraz później w geście zadowolenia, zaczęły energicznie wydawać odgłos, jakby trzepotania maleńkimi skrzydłami. Stanley lekko uśmiechnął się na reakcję swojego ulubieńca, ale po chwili odwrócił swoje smętne i podkrążone oczy w kierunku pobliskiej, pożółkłej ściany. - Chyba.. Po prostu za bardzo mnie poniosło..
***
- DIIIIPPEEEERRRRR!!! - Krzyczała spanikowana Mabel, do której nie docierało to, co się właśnie działo. Tak, dobrze zgadliście, zebrani w salonie domownicy nadal próbowali dojść do wniosków, do czego służą poszczególne świecidełka.
Oczywistym było, że znajdą się wśród zebranych kamieni przysłowiowe "niewypały", które albo nie miały magicznych zdolności, albo nadal były im on nieznane. Odkładali na osobne i wcześniej wyznaczone miejsce każdy z osobnych kawałków minerałów, starannie je przy tym zabezpieczając, a przy okazji Ford naklejał na nie kolorowe karteczki z przypadającą im właściwością. Aktualnie w dość dużej i wykonanej z dębowego drewna szkatułce spoczywało około sześć klejnotów. Każdy z nich miał swoją unikalną zdolność i każdy mieniący się innymi barwami kolorów.
Mabel natomiast zafascynował jeden, a mianowicie o odcieniach soczystej czerwieni, gdzieniegdzie przeplatany lekką i wyrazistą zielenią. Spodobał jej się, nawet bardzo. Nie dziwem zatem było, że pierwsze co zrobiła po tym jak wujek (w końcu!) pozwolił jej wziąść go w ręce, było nic więcej jak zażyczenie sobie czegoś radykalnego.
Jakim zdziwieniem było, gdy po chwili z kamienia wydobyła się jakaś tajemnicza poświata, o niezbliżonym nikomu kolorze, a zaraz potem zamiast ogona z płetwami, siostra chłopaka, stała w całej okazałości z parą nóg. Tak, dokładnie, N Ó G. Spanikowana dziewczyna nie miała bladego pojęcia co biedna powinna zrobić, więc raptem po krótkiej chwili leżała bezwładnie na podłodze. Dipper, tak jakby nagle wyrwany z transu w jakim był do tej pory, podbiegł bez wahania do swojej siostry i bez namysłu zaczął jej pomagać.
- Ford.. - Tylko tyle zdołał z siebie wydusić zdziwiony, ale też emanujący radością Stanley. Był szczęśliwy. Cholera, tego nawet nie szło opisać jak bardzo szczęśliwy był w tej chwili. Z łzami w oczach rzucił się na swojego brata, tym samym mocno to ściskając, a za razem sprawiając, że drugiemu zaczęło brakować tchu.
Podczas gdy młodsze rodzeństwo starało się jakoś opanować zaistniałą sytuację, tak starsze z szaleństwa i ekstazy zaczęło skakać po pokoju.
***
- Działa..? - Zapytał zaciekawiony efektów Dipper.
- Dziwne.. - Odparł lekko zdenerwowany Stanford. Wcześniej wypróbowany na syrenie klejnot dział, a gdy raptem to Dipper zechciał go wypróbować, nic się nie stało. Dorosły mężczyzna w akcie rozładowania w nim swoich buzujących emocji złapał się lekko za podbródek i zdekoncentrowany spojrzał wtórnie na skrawek papieru.
Było na nim rozpisane wyszystko to, co było im potrzebne do wiadomości, a jednak tak wiele jeszcze umykało ich uwadze.
- Ty nie umiesz, daj mi to! - Zniecierpliwiona bliźniaczka wyciągnęła jedną z swoich rąk, by siegnąć po kamień. Niecierpliwiło ją nieudolne posługiwanie się nim przez jej brata, nawet jeśli ten robił wszystko co w jego mocy. Zatem gdy w końcu w jej ręce dostał się ów przedmiot, nawet chwila nie minęła zanim po raz kolejny pojawiła się dana poświata, a nasza bohaterka, dotychczas podparta na pobliskim krześle, upadła na podłogę. - Ngghg... - Westchnęła lekko gdy wtórnie jej siedzenie wylądowało na twardej i zimnej podłodze, zostawiając tym samym po sobie nieprzyjemne uczucie bólu. - T-Tak to się robi.. - Zdołała wydukać zanim Stanley zabrał jej daną rzecz z dłoni.
- A może ma to jakiś warunek korzystania? - Odezwał się, po czym przyłożył klejnot do swojej piersi i czekał na efekty. Ku zdziwieniu innych niestety nic innego niżeli nędzna mała chmurka wydobyła się z niego, by zaraz sprostać jego oczekiwaniom, ale tylko pozbywając się tak charakterystycznych rogów.
- Niby... - Przerwał niezręczną ciszę Stanford, by zaraz podejść do swojego brata i ostrożnie dotknąć miejsca gdzie niegdyś były jego rogi. - N-Niby działa, ale czemu jest słabszy efekt? - Zapytał tak jakby samego siebie, nie zwracając uwagi na dawane mu przez resztę domowników odpowiedzi. Wbrew pozorom jednak, jedna z nich szczególnie pozwoliła mu wrócić na ziemię i dać kolejny poważny argument do przemyślenia.
- A co jeśli jest jakiś warunek? - Powtórzył po swoim wujku teoretycznie młodszy z dwójki rodzeństwa, gdy jego wzrok zaczął ostrożnie i dociekliwie analizować znajdującego się przed nim garulca, który pod wpływem działania kryształu stracił swoje cenne rogi (Za drugim namysłem jednak, doszedł do wniosku, że może lepiej, iż nie ma swoich rogów, i tak przez większość czasu były tylko zwykłym utrapieniem i problemem. Już nawet przestał liczyć ile razy przebił nimi coś, nawet nie mając takich intencji, bądź też o tym nie wiedząc). Stanford, który do tej pory, przez te kilka sekund był zajęty dokładniejszym i wnikliwszym badaniem miejsca, gdzie kiedyś miały miejsce dwa dodatki na głowie jego brata, zastygnął przez moment, by po chwili złapać swój własny podbródek i zacząć prowadzić swoje własne przemyślenia i teorię.
- Może... - Odparł, jednak jego własny głos brzmiał tak, jakby już sam zagubił się w tej pętli pełnej zawirowań i nie był pewny tego co próbuje sobą wyrazić. - Chyba... - Wraz z kolejnymi słowami, zwątpienie tak samo jak i powstała, i obudzona gdzieś w nim głęboko determinacja, zaczęła zanikać i jakby dusić się w środku. - Nie wiem... - To były ostatnie słowa jakie zdołał powiedzieć nim poczuł jak jego ciało zaczyna robić się cięższe, by raptem chwilę później upaść na pobliskie krzesło, które młodszy chłopak zdążył mu podsunąć, jakby przewidując jego intencje i to, co miało za chwilę nastąpić.
- Nie martw się wujku... - Powiedział cicho przytulając go od tyłu, jednocześnie odwracając swoje brązowo-mleczne oczy od pobliskiej ściany i kierując je w stronę dwóch pozostałych domowników, którzy znajdowali się z nimi w pokoju. - Coś wymyślimy...
_______
Aghh-- Kurwa, już wiem czemu nie chciałem/am opublikować tego jebanego rozdziału
On jest kurwa bezsensowny i depresyjny w chuj
Sorry za długą nieobecność
Prawdę mówiąc ostatnio przyczepiłem/am się do BillDipów na angielskim Watt i jakoś właśnie przypomniałem/am sobie o moim dupnym fanfiku, który zalega na tym koncie
Ktoś w ogóle to czyta???
(Jeżeli tak, nie wiem co tu robisz ani jak się tu znalazłeś, ale zawróć póki możesz! Jeżeli będziesz czytał to dalej dostaniesz raka oczu!)
Ciężko będzie wam w to uwierzyć, ale ten rozdział był pisany dokładnie równo trzy miesiące temu i był w sumie gotowy do opublikowania...
Dlaczego też tego nie zrobiłem/am??
Proste, myślałem/am (Nadal to robię), jak wyżej wspomniałem/am, że jest chujowy
Ogólnie też chcę to skończyć, dlatego że fabułę mam skompletowaną całą i mniej-więcej rozpisane co będzie się działo w poszczególnych rozdziałach
Zatem nie martwcie się, takich kurwesko nudnych rozdziałów raczej już nie będzie :))
A, no i tak przy okazji robię nową "książkę", która będzie nosiła jakże kreatywną nazwę:
,,Co wkurwia ludzi w fanfiction/fanfikacj" (Ewnetualnie jeszcze ją zmienię, bo nie przemawia do mnie ://)
Zatem spodziewajcie się tego kolejnego syfu u mnie na profilu :v
Also, Sorry za krótki rozdział, następny będzie dłuższy i nie będzie już za pół roku, maks za dwa tygodnie (A to głównie przez moje liceum, które zadaje mi za dużo prac domowych, Ooooffff--)
Trzymajcie się, ktokolwiek czyta ten syf i miłego dzionka :x
Status: Nie sprawdzone
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top