one
Jongade biegł przed siebie ile tchu w płucach uciekając przed ludźmi, którzy na niego polują.
Zastanawiacie się dlaczego?
Świat nie dzieli się na dobrych i złych. Jeśli jesteś inny musisz być wyeliminowany.
Jongdae tak jak jedenastka jego braci posiada specjalną moc. Jego darem jest kontrola piorunów.
I gdybyście myśleli, że ludzie polujący na niego to najgorsza rzecz to jest jeszcze coś. Powstał klon każdego z braci, który rozpoczął tę wojnę z ludźmi.
Są jak cienie, ale gdy się pojawią zostawiają niewyobrażalne szkody. Wyglądają identycznie jak oni. Jedynie drobne szczegóły ich różnią.
Każdy z dwunastki dostał jeden cel. Wyeliminować swoje złe alter ego, albo nigdy nie zaznają spokoju.
Ale nie jest to takie proste.
Zły Jongdae jest jego wrogiem i nie cofnie się przed niczym. Bezwzględny, arogancki.
Jednakże Chen ma świadomość, że jest o wiele silniejszy i szybszy. W końcu klon nie może uzyskać tak identycznych mocy jak on. A Jongdae nie ma zamiaru okazywać mu litości.
Splamił honor jego rodziny. Nie daruje mu tego.
Mężczyzna przeskoczył szybko przez wysoki mur odcinając na chwilę drogę ludziom. Obiecał sobie, że ich nie skrzywdzi. A przynajmniej nie zabije jeśli nie będzie wyraźnej konieczności.
Biegł ile sił w nogach i przeklinał ich. W końcu trafił na trop Chëna, a jeśli tak dalej pójdzie to go zgubi.
Szybko zmienił kierunek swojej trasy i wspiął się na dach kontynuując ucieczkę tamtędy. Ludzie są ograniczeni przez schematy. Tylko niektóre jednostki potrafią szybciej się orientować. Ale dla niego to za wolno.
W chwile pozbierał swoje myśli i pozostawił za sobą burze, która miała ich wystraszyć. Uśmiechnął się pod nosem będąc już na końcu miasta i zeskoczył sprawnie z wysokiego budynku.
Zamortyzował upadek robiąc przewrót w przód i biegł dalej ile sił w nogach. Znowu go miał i tym razem na pewno go nie zgubi.
Nie wiedział jaki cel przyświeca złym klonom. Nie miał o tym zielonego pojęcia. Dlaczego powstali i dlaczego to robią. Wszystko było wielką zagadką. Ale on dążył do jednego - do eliminacji.
Pod całym dniu drogi i ucieczki przed ludźmi, Jongdae zwolnił chód. Musiał zregenerować siły. Mimo, że nie był normalny to nie był przecież niezniszczalny. Musiał odpocząć jeśli chciał być w pełni sił.
Wszedł do jakiegoś opuszczonego domu, który rozpadał się już ze starości. Rozpalił ognisko i oparł się wygodnie o ścianę przyglądając tańczący płomieniom.
- Gdzie jesteś? - szepnął powoli zasypiając.
Jongdae obudził szmer. Gwałtownie otworzył oczy i zajął pozycje z której może swobodnie zaatakować bądź uciec.
Wychylił się delikatnie i spostrzegł go. Ubrany w krwisty garnitur z zaczesanymi włosami i przyozdobiony mnóstwem biżuterii. To on. Jego klon.
Jongdae przywarł do zimnej ściany. Jak on ma zabić siebie? Przecież wygląda dokładnie tak jak on.
Ponownie spojrzał na zewnątrz, ale już Chëna tam nie było. Przeklnął pod nosem i wyszedł ostrożnie z budynku. Musi być czujny i nie dać się zaskoczyć. Tylko on powinien wiedzieć o jego obecności.
Jongdae stanął w miejscu i wtedy to usłyszał. Szybko podbiegł i runął na ziemie dominując swoje alter ego.
-Kim jesteś? - warknął przykładając mu nóż do gardła.
W odpowiedzi usłyszał jedynie śmiech.
Swój własny śmiech.
Powiedzieć że w tym momencie nie był zaskoczony byłoby nie na miejscu. Jongdae był niemal przerażony.
Chën patrzył na niego całkowicie bezbronny jedynie z aroganckim uśmiechem na twarzy. Spoglądał prosto w jego ciemne oczy.
W tym monecie obserwowali siebie na wzajem. Dobry mężczyzna mógł dostrzec ich różnice.
Prawe oko klona było jasnoniebieskie i otaczały je białe rzęsy. Z ust w miejscu kolczyka zauważył niemal bordową krew.
Jego cera była nieskazitelna, a arogancki uśmieszek dodawał mu takiego uroku jakiego jeszcze nigdy nie widział.
I chociaż miał dokładnie takie same usta to musiał przyznać, że te jakoś bardziej mu się podobały.
Jongdae otrząsnął się z szoku i powrócił do koncentracji. Wiedział, że gdyby kontynuował to zbyt długo mogłoby się źle to skończyć.
- Czemu to robisz? - zadał inne pytanie spoglądając głęboko w te tak odmienne tęczówki.
- Dlaczego? - Chën zaśmiał się. - Bo jest zabawnie - zagryzł swoją dolną wargę delikatnie przysysając kolczyk.
A Jongdae nie wiedząc czemu zwrócił na to zbyt dużą uwagę niż powinien.
- Zabijanie niewinnych ludzi jest takie zabawne? - syknął zaciskając mocno dłoń na rękojeści noża.
- Gdybyś spróbował sam byś wiedział ile to sprawia frajdy - zaśmiał się niewinnie klon. - A powiedzieć ci coś jeszcze? - zapytał dezorientując tym Jongdae.
Chen poczuł mrowienie w swoim ciele i szybko odskoczył od mężczyzny. W miejscu gdzie powinien teraz być, uderzył piorun.
I choć teoretycznie był na to odporny, to jednak wiedział, że to Chën kontrolował tę błyskawicę. I gdyby pozwolił jej zetknąć się ze swoim ciałem poczułby ogromny ból.
- Jesteś sprytniejszy niż się wydajesz - klon poprawił swoje włosy wstając do pionu.
- Pokonam cię i zakończę to nieporozumienie - Jongdae stanął gotowy do ataku.
Jego przeciwnik nie zmieniał swojej wyrafinowanej i prostej pozy. Z jego ust ani na sekundę nie zniknął uśmieszek.
- A co jeśli ja nie chcę cię zniszczyć? Z tobą zabawa wydaje się fajniejsza - zaśmiał się dźwięcznie Chën.
Jongdae zamarł. On nie miał zamiaru z nim walczyć. Chciał połączyć siły. Ale w okrutny sposób.
- Nie zgadzam się. Będziesz chciał wykorzystać moją moc - odpowiedział.
- Czemu musisz być taki sztywny? Życie to niekończąca się zabawa. No... Dla niektórych jednak ma koniec - uśmiechnął się ukazując odrobinę zębów.
Dobry mężczyzna wypuścił resztki powietrza z płuc. Nie potrafił uwierzyć w to co usłyszał.
- Dlaczego to ja powinienem poddać się tobie? Jestem silniejszy - Jongdae nie wiedział czemu, ale dał się wciągnąć w tę konwersację.
Nie lubił zabijać, a pozyskanie drugiego jego przy boku wydawało się najlepszą opcją. Gdyby tylko zdołał go przekonać.
- Silniejszy? Wydajesz się być dość uległy - Chën po raz kolejny zagryzł swoją wargę.
Jongdae zacisnął szczękę i korzystając z nieuwagi przeciwnika uderzył piorunem prosto przed nim. Niczego nie spodziewający się klon próbując uniknąć zderzenia przewrócił się.
Tylko tego chciał mężczyzna. Rzucił się szybko na Chëna tym razem celując w niego ostrym zakończeniem noża, który przyjemnie błyszczał w słońcu.
- Uległy? Ja? - oburzył się.
Jego klon jedynie uśmiechał się całkowicie bezbronny. I nie wiedzieć dlaczego taki widok spodobał się niezwykle Jongdae. Był skazany na jego łaskę.
Chën oblizał swoje usta patrząc prosto w ciemne tęczówki zwycięscy.
Dobry mężczyzna nie wiedział czemu ale zdecydowanie za bardzo zniżył się do swojego klona.
Różnooki pozostawił malutki uśmieszek na swoich ustach zamykając powoli powieki. A Jongdae odsunął nóż od jego gardła i zaatakował pełne wargi.
Pocałunek został oddany od razu. Zimny metal kolczyka, rozgrzane ciała i ta dziwna atmosfera powodowała w mężczyznach jakieś dziwne uczucie i pożądanie.
Chën wsunął swoje smukłe palce w loki Jongdae, ale ten szybko zabrał je stamtąd i przygniótł do ziemi.
Usłyszał cichy jęk, który wyłapał swoimi wargami. Był panem i władcą tej sytuacji.
Pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne i natarczywe. Jongdae czuł, że nie powinien tego robić, a jednocześnie pragnął tego tak mocno, że nie potrafił się odsunąć.
Wargi Chëna były tak bardzo delikatne i kuszące.
Dobry mężczyzna zsunął się powoli w dół ciała klona badając ustami doskonale mu znane, a jednak zupełnie inne ciało. Czuł jak przechodzą ich dreszcze, a chłopak pod nim zaczął głośniej oddychać.
Jongdae zostawił kilka ugryzień na jego szyi jak i krwawych śladów na odsłoniętym torsie. Powrócił za prośbą Chëna do jego pełnych warg.
I nagle jego klon zrobił coś czego mężczyzna się nie spodziewał.
Wypchnął swoje biodra ocierając się o niego delikatnie. Moment później zadrżał cały doprowadzając Jongdae do szaleństwa.
To właśnie wtedy niewidzialna bariera pękła, a linia została przekroczona. Pozwolili sobie na to co nigdy nie powinno się zdarzyć.
Jongdae ocierał się o Chëna powoli i delikatnie chcąc widzieć obłęd w oczach klona. Całował jego ciało muskając je delikatnie wargami. I czerpał niezwykłą satysfakcję z jego drżącego ciała. Widział jak go błagał.
Dobry mężczyzna złączył ponownie ich usta i wyłapywał każdy drobny jęk chłopaka pod nim. Delektował się każdym sapnięciem i spięciem mięśni.
A potem z uwielbieniem spił z jego warg słodki odgłos spełnienia.
Pozostawił ostatni pocałunek i podniósł się do siadu spoglądając na całkowicie niewinnego, bezbronnego i wykończonego Chëna.
Ta arogancja i wieczny uśmieszek gdzieś zniknęła oddając miejsce uległości.
- Chyba można uznać, że się dogadaliśmy - powiedział Jongdae.
*
One shot, który powstał pod wpływem chwili mocno inspirowany tym fanartem, który należy do
cr. ZEEK921
To moja pierwsza styczność w pisaniu boy×boy więc mam nadzieje, że było okay 🙏
Kocham was ❤
Bayo <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top