II

-A spierdalaj- wyrwałem mocno zirytowany stronę z notatnika, którą szybko zgniotłem i rzuciłem gdzieś na podłogę nawet nie trafiając do kosza na śmieci.
Ponownie kompletnie nie wiedziałem co narysować. Po raz kolejny w głowie była pustka. Nie potrafiłem stworzyć nic konkretnego od czasu, gdy ten czarnowłosy chłopak przerwał mi i nie zdążyłem dokończyć dzieła.
Kurwa. Tak chciałbym móc wyrzucić ten obraz z głowy, by się odblokować jednak na próżno... Najgorsze co może tylko być w życiu artysty. Blokada twórcza.

Finalnie stwierdziłem, że potrzebuje jakiejś rozrywki. Siedzenie w czterech ścianach i to z obkruszajacym się tynkiem może zdołować. Może i przydałoby się też ruszyć stąd. W sensie przeprowadzić. Może zmiana otoczenia i nowe miejsce odblokowałoby mnie. W końcu minął już tydzień, a ja nie zarobiłem nic. Nie mogę nawet rysować ludzi w parku, gdy ci mi płacą, bo mi to najzwyczajniej nie wychodzi. Uszy wychodzą za duże. Oczy jakieś wyłupiaste, a o ustach już lepiej nie wspominać. Jednym słowem nikt nie wychodzi podobny do siebie. Każdy szkic choćby najmniejszy ludzkiej twarzy przypomina rysy tego tajemniczego chłopaka. Jak to wogóle możliwe?
Tak. To znak, że czas się wyprowadzić.
Aby tego dokonać, postanowiłem udać się do klubu. To tam najczęściej spotykałem osoby na tyle miłe lub zjarane, które chciały mnie podwieźć nieważne gdzie byle daleko.
Mimo wszystko do klubów udawałem się najzwyczajniej w świecie, by zamoczyć. Wyłącznie dla seksu nie dla miłości. Ona była mi akurat najmniej potrzebna.

Zagapiłem się po raz kolejny. Patrzyłem pustym wzrokiem na swoją kurtkę. Skórzaną, moją ulubioną. Z czasów, kiedy jeszcze pracowałem w serwisie motorowym. Dobre czasy jeszcze 8 lat temu, kiedy mieszkałem w domu wraz z Mikeyem, moim bratem.

Mikey Way. Zabawne. Chyba to jednak ja jestem tym bardziej kochanym synem. Coś czuję, że rodzice dali mu imię tak dla śmiechu. W końcu, jaka poważna osoba
nazywa swoje dziecko jak batonik czekoladowy?

Po parunastu minutach wędrówki moje zmęczone już oczy oślepił dosyć kiczowaty neon z jakimś napisem, najpewniej nazwą lokalu.
Takie kluby mają w swoim wnętrzu najtańszy alkohol i najbardziej napalone dzieciaki. Dokładnie takie jak ja. W końcu umówmy się 28 lat to mało. Przynajmniej ja czuje się nadal młodo.

Szybko wtopiłem się w tańczących ludzi chcąc dostać się do baru.
Zignorowałem wszystkich jak leci omijając ich i siadając na krzesełku przy barze w celu zamówienia drinka. Mój organizm domagał się czegoś mocnego na tyle, by zaliczyć zgona i nazajutrz obudzić się w innym mieście lub chociażby w domu jakiejś nagiej laski.

Zamówiłem whisky, po czym zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu w celu znalezienia kogoś, kto chciałby może nawiązać ze mną, że tak się wyrażę bliższy kontakt.
Najpewniej to ja będę musiał zagadać, iż no umówmy się, mało osób do mnie zazwyczaj podbija. Czerwone włosy do ramion i ciutkę dziwkarska kurtka chyba mało zachęcały do kontaktu, a bardziej robiły ze mnie osobę, do której nie warto podchodzić. Uwagę na siebie zwracam na pewno, ale wątpię, że w dobrym znaczeniu.

-Dolej mi jeszcze. Tego samego. - podałem barmanowi szklankę w celu jej ponownego napełnienia. Znowu musiałem rozmawiać po francusku. Przynajmniej do czegoś nauka języków obcych w szkole średniej się przydała.

- Z bonusem?- zagadnął łypiąc na mnie jednym okiem jakby mówił zaklęcie i nie chciałby ktoś go wykrył.

- Tak. - powiedziałem, mimo iż nie miałem pojęcia, o co chodzi. Jakiś slang? Niech będzie. Byle by było mocne.

- To będzie 7$.- oznajmił mężczyzna więc niechętnie, ale podąłem mu banknot. Naprawdę byłem ciekawy co to było skoro kosztowało mnie aż tyle.

- Proszę. - uśmiechnął się do mnie. Oddał mi szklankę podsuwając ją. Spojrzałem na niego jak na debila - Pod szklanką.- mruknął odchodząc i wycierając ręce w ściereczkę.

Podniosłem naczynie i ujrzałem mały woreczek z białym proszkiem. W pierwszym momencie wytrzeszczyłem oczy. W sumie się nie spodziewałem,
ale tak naprawdę czego mogłem oczekiwać za tyle hajsu i po klubie w szemranej dzielnicy. Nie myśląc długo schowałem woreczek do kieszeni.

W końcu mam zamiar go jeszcze dzisiaj spożytkować.

- A przepraszam. - zwróciłem po raz kolejny uwagę kelnera.

-Hm?- spojrzał wyczękująco - Gdzie mogę to no wiesz... spożytkować?- zapytałem.

- Może w łazience. - wzruszył ramionami widocznie nie przejęty, że w lokalu ktoś będzie zażywał narkotyki, w sumie sam to sprzedał.

- Dzięki - mruknąłem schodząc z krzesełka i udając się w tamtą stronę.

- Sorry- przepraszałem co chwila ludzi, by jakoś przepchać się do korytarza gdzie znajdowała się łazienka. Zaraz przy drzwiach dostrzegłem całującą się parę.

Szczerze? Mocno obrzydliwy widok. Może gdyby dziewczyna aż tak nie emanowała krótką spódniczką i biustem swoją drogą dosyć małym to bym ją zaliczył. Zazwyczaj nie zwracam uwagi na wygląd, ale nie chciałbym całować się z dziwką. Mam swój honor.

Wszedłem do łazienki i od razu tego pożałowałem. Moim oczom ukazały się 3 osoby uprawniające seks. Fuck. Dzisiaj zdecydowanie właśnie to będzie mi się śniło.
Przez krótką chwilę wszyscy byliśmy w bezruchu gapiąc się na siebie. Ogarnąłem się jako pierwszy i mówiąc ciche „przepraszam" wyszedłem z pomieszczenia.
Nagle straciłem ochotę na spróbowanie tego narkotyku. Jednak zyskałem na coś innego - seks i to w trybie natychmiastowym. Zauważyłem jakąś brunetkę stojącą pod ścianą. Chyba nie bawiącą się najlepiej. Może nie była najładniejsza, ale już mniejsza. Sam najprzystojniejszy nie byłem więc nie mogę wybrzydzać. Wystarczyła krótka gadka-szmatka i już po parunastu minutach dziewczyna pozbawiona przeze mnie bluzki przypierana była do ściany swojego salonu.

- Ym czekaj muszę coś zrobić. - mruknąłem przerywając pocałunek. Chciałem zajarać. Nie... Chciałem się napić. Też nie... Wiem co chciałem. Chciałem skosztować tego proszku. Teraz.

- Ej Gerard co jest? - mojej towarzyszce ewidentnie nie spodobał się fakt, iż ją puściłem i straciłem nią zainteresowanie -Co robisz? - zapytała, gdy zacząłem przeszukiwać kieszenie kurtki w celu znalezienia woreczka.

- Chciałem coś użyć tylko nie wiem gdzie to... o tutaj- wyciągnąłem troszkę proszku w opakowaniu - Wciągnę u ciebie w kuchni...

- Co to jest? - dziewczyna nie kryła swojego zdziwienia.

- Nie wiem, ale za raz się przekonam. - wzruszyłem ramionami otwierając woreczek i jedną ręką zakładając włosy za ucho.

- Żartujesz sobie? To jest nielegalne- pisnęła. Wow. Inteligetniejsza niż sądziłem.- Nie będziesz u mnie wciągał tego świństwa.- obruszyła się- Wypad mi z tym z mojego domu.- wrzasnęła popychając mnie, przez co saszetka wypadłą mi z rąk i wszystko wylądowało na podłodze.

- Kurwa. Zapłaciłem za to sporo kasy.- jęknąłem widząc proszek rozsypany na podłodze.

- Wyjazd, bo zadzwonię na policje- wskazała mi drzwi palcem.

- Dobrze już idę - mrunąłem nieprzejęty zakładając buty.

Po czym wyszedłem z jej domu zaczynając iść w kierunku swojego aktualnego mieszkania, Które znajdowało się dosyć daleko.

Byłem zły, że nie udało mi się spróbować tego czegoś, co nawet nie wiem czym było, ale kusiło. I nie chodzi o to, że jestem uzależniony, bo sumie to jestem przeciwny braniu narkotyków, ale od czasu do czasu czemu by nie? No dobra w życiu niczego poza marihuaną nie brałem więc tym bardziej chciałem tego spróbować cokolwiek to było, szczególnie że wreszcie udało mi się zdobyć narkotyk.
No ale cóż mówi się trudno.

Gdy przechodziłem przez park usłyszałem jakieś krzyki. Uniosłem głowę obracając się zaintrygowany w tamtą stronę. Powiem tyle, bójka w środku parku i to jeszcze o tej porze nie była może najrozsądniejszą rzeczą, jednak iście pociągającącą do tego stopnia, iż sam chciałem dołączyć.

Nie wiem tylko, czy to przez zbyt dużą odwagę, czy może alkohol w organizmie.

Chociaż w sumie myślę, że obie rzeczy mogły się przyczynić w znacznym stopniu. Podszedłem tam i od razu co zobaczyłem to chłopaka, którego ostatnio rysowałem. Znaczy chciałem, zdążyłem zrobić jedynie szkic.  To już nasze drugie spotkanie, a ja dalej nie znam jego imienia.

Jako że ten chłopak był najniższy i chyba nie najsilniejszy, a dodatkowo sam na dwóch innych wyższych facetów, wyraźnie starszych, zaczął obrywać i to dosyć mocno. Zapamiętałem tylko, że dostrzegłem krew na jego twarzy, a zaraz potem to ja miałem w czerwonym płynie knykcie, a potem... potem kilka razy się zamachnąłem i trafiłem w nieprzyjaciół... tak mi się przynajmniej wydaje. Jeszcze zdążyłem zadać parę ciosów, a napastnicy zaraz po usłyszeniu syreny policyjnej uciekli. Tchórze. Jeszcze się nie rozkręciłem. Nagle poczułem jak tracę czucie w nogach.

- kurwa - jęknąłem upadając na ziemię. Wszystko mnie bolało.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top