Rozdział 1

    – Voilà! – powiedziałem do siebie, wyciągając szarlotkę z piekarnika.

   Oczywiście, nie robiłem jej z byle powodu. Powodem był mój nowy sąsiad, z którym aż niegrzecznie byłoby się nie przywitać w odpowiedni sposób. Widziałem go przez kilka chwil, gdy dopiero się wprowadzał i zabierał pudła do swojego mieszkania naprzeciwko mojego – mógłbym przysiąc, że wtedy zaparło mi dech w piersiach, a oczy rozszerzyły się kilkukrotnie. Ten mężczyzna, ba, adonis, ociekał seksownością i pożądaniem tak bardzo, że musiałem się powstrzymać przed zrobieniem czegokolwiek... niestosownego. Zagryzłem wargę i skupiłem się na szarlotce, próbując się pohamować.

   Zacząłem przyozdabiać ciasto bitą śmietaną, nucąc jedną z bardziej znanych melodii pod nosem.

   Chciałbym zlizać z niego tę bitą śmietanę.

   Kiwałem się w rytm znany tylko sobie, nadal nucąc po cichu, nie chcąc też budzić mojego psa. Był takim samym śpiochem jak ja, więc nie mogłem tak go skrzywdzić i obudzić po ledwie trzynastu godzinach snu. To niewybaczalne.

   Kiedy tylko skończyłem dekorować, odsunąłem się o dwa kroki i spojrzałem z dumą na swoje dzieło. Mógłbym się założyć, że szarlotka wyszła mi przepysznie (co jak co, ale ją umiałem przygotować perfekcyjnie), a wyglądała też przyzwoicie. Szybko przełożyłem ją na okrągły talerz i odetchnąłem głęboko, kierując się do drzwi. Minąłem lustro i zatrzymałem się przy nim, układając usta w dziubek i marszcząc brwi.

   Zdjąłem spinkę, przy okazji poprawiłem swoje włosy oraz sprawdziłem, czy moja cera prezentowała się tak idealnie jak zazwyczaj. Jeszcze przez sekundkę wpatrywałem się w swoje odbicie, zanim nie wziąłem talerza w dłonie i nie ruszyłem do najprzystojniejszego mężczyzny w tym budynku.

   Stanąłem przed jego drzwiami i, odetchnąwszy głęboko, zadzwoniłem dzwonkiem. Zapewniłem siebie w myślach, że wszystko będzie dobrze, co mogłoby pójść nie tak? Miałem przepyszną szarlotkę w dłoniach, dobrze dopasowane ubrania, świetnie ułożone włosy i uśmiech, bardzo przyjazny. Fakt faktem, mój sąsiad może był przystojniejszy ode mnie i miał takie kości policzkowe, i zarost... Brakowało mu tylko pejcza i mógłby konkurować z Greyem, chociaż nawet i bez niego by z nim po prostu wygrał na seksowność.

   Drzwi się otworzyły, a za nimi stał mój piękny adonis, odziany tylko w prześwitującą koszulkę, czarne spodnie oraz z mokrymi włosami. Oblizałem dolną wargę, starając się zrobić to na tyle dyskretnie, by mój własny Grey tego nie zobaczył.

    – Kim jesteś? – zapytał cicho mój ideał.

    – Anastasia... znaczy się, Louis Tomlinson. – Pięknie.

   Zaśmiał się pod nosem, a ja zrobiłem to samo, żeby choć trochę zatuszować swoją klęskę.

    – A masz to, by... – Wskazał nosem na szarlotkę, wciąż mając uśmiech na twarzy.

    – Och, żeby cię przywitać. – Zmarszczył brwi. – Jestem twoim sąsiadem z naprzeciwka.

    – Nie wiedziałem, że ludzie tutaj są tacy życzliwi. Wejdź. – Zrobił mi miejsce w przejściu. – A tak w ogóle, mam na imię Zayn – dodał, kiedy już przekroczyłem próg.

   Nie musiałem nawet zdejmować butów, ponieważ miałem na sobie jednie moje stylowe kapcie w kształcie kaczuszek i poszedłem od razu w głąb mieszkania. Zobaczyłem w salonie nierozpakowane pudła i rzucony ręcznik na oparcie od kanapy. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, ale nie miałem za wiele do zobaczenia, ponieważ większość rzeczy znajdowała się w kartonach. Zerknąłem za siebie i uśmiechnąłem się do Zayna.

    – Masz... fajną kanapę. – Podałem mu talerz z szarlotką, jednocześnie idąc w stronę pochwalonego przedmiotu.

   Nie zdołałem zobaczyć miny Zayna, ale byłem przekonany, że zmarszczył brwi w zdziwieniu. Słyszałem tylko, jak wykonał parę kroków, prawdopodobnie w stronę kuchni, żeby pokroić ciasto. Sam rozsiadłem się na kanapie i wlepiłem wzrok w kubek z niedobitą kawą w nim.

    – O, zrobiłeś szarlotkę – powiedział, a ja zerknąłem w jego kierunku. – Moje ulubione ciasto.

   Pierwsze cechy wspólne.

    – Moje też. – Uśmiechnąłem się do niego, ale on był zajęty krojeniem.

   Zayn szybko nałożył nam po kawałku na talerz i usiadł obok mnie na kanapie. Spróbowałem szarlotki razem z nim i rozpłynąłem się pod jej smakiem – tak, ona mi w życiu wyszła. Chociaż ona.

    – Jesteś jedynym sąsiadem, który mnie odwiedził – mruknął, biorąc kolejnego kęsa. – I na dodatek zrobił coś od siebie – dodał, podnosząc lekko talerz do góry.

   Uśmiechnąłem się kolejny raz, przełykając kawałek.

    – Inni sąsiedzi są... no, nie są tacy fajni jak ja. – Wypiąłem klatę do przodu, a Zayn posłał w moją stronę mały uśmiech.

    – To opowiedz mi o nich. Chcę wiedzieć, na czym stoję – odparł, odkładając pusty talerz i opierając się wygodnie.

   Zwilżyłem, a następnie zagryzłem swoją dolną wargę, zastanawiając się, od czego zacząć. Odłożyłem talerz tak jak Zayn i odetchnąłem głęboko, szykując się na długą historię.

    – Nad nami mieszka pani Robins. Nikt jej nie lubi, no może oprócz jej kotów, ale one się nie liczą. – Zacząłem wymachiwać rękami. – A za to, obok niej jest najmilszy pan na świecie. Staruszek, pan Jenkins, czasem piję sobie z nim herbatki, jest wdowcem. To jest serce tego budynku. – Zayn uśmiechnął się, a ja kontynuowałem. – Pode mną jest taki punkowy nastolatek. Często puszcza muzykę na głośnikach, najczęściej o dość późnej porze, ale po kilku tygodniach można przywyknąć. Mam swojego prywatnego DJ-a. – Zrobiłem chwilę przerwy. – Pod tobą jest taka superlaska... ma na imię Betty, ale prawdopodobnie jest po czterdziestce czy coś. – Zagryzłem wargę, a Zayn się zaśmiał. – Rodzina z bachorami też tutaj jest, czasem muszę się zajmować tymi dziećmi. Ich rodzice byli śmieszkami i nazwali ich Bonnie i Clyde. – Zaśmialiśmy się oboje. – Obok nich jest małżeństwo, często się kłócą i wyzywają. Mamy dobrą historię miłosno-dramatyczną, bo mąż, Austin, zdradza Susan, a ona nic o tym nie wie. Nie mam pojęcia, jak mogła się jeszcze nie zorientować, ale dobra. – Zwilżyłem usta. – Na parterze są Zjarani, nie było dnia, żeby nie byli pod wpływem. Biały nazywa się Travis, a czarny... nikt chyba nie wie, ale ma przezwisko Dr. Snoop. – Zayn znowu się zaśmiał. – Ostatnią osobą jest człowiek enigma, gracz, który najprawdopodobniej nigdy nie wyszedł z domu. Raz myślałem, że nie żyje, kiedy nie widziałem go przez miesiąc, ale potem odsłonił żaluzje. W Internecie jest pod pseudonimem „superlaska229", pewnie sam już nie pamięta swojego prawdziwego imienia. – Zakończyłem, a Zayn wciąż uśmiechał się pod nosem. – Tak sobie wszyscy żyjemy i próbujemy się nie zabić.

    – Zapowiada się ciekawie – mruknął Zayn, poprawiając poduszkę, o którą się opierał. – A teraz, powiedz mi, Louis... Kto jest tym szczęściarzem? – Zmarszczyłem brwi.

    – Co? – spytałem, starając się uśmiechnąć.

    – Masz kogoś? – doprecyzował, a ja ułożyłem usta w dziubek i pokiwałem głową.

   Mam dwie sprawne ręce.

    – Nie, nie... Póki co nikogo – odparłem.

   Zayn rozszerzył swoje oczy i poprawił się na miejscu.

    – Wiesz, mam wiele pięknych przyjaciółek... – zaczął, a ja od razu zagryzłem wargę.

    – Wiesz... wolałbym bardziej przyjaciół – powiedziałem prosto z mostu.

    – O, tak samo jak ja! – Pochylił się i klepnął mnie po ramieniu. Czy to już Niebo? – Pasujemy do siebie, ja jestem na górze, ty na dole, zgrana para. – Zmarszczyłem brwi.

    – Ale to ja jestem na górze. – Zayn prychnął siarczyście.

    – Niemożliwe. Twój tyłek nadaje się tylko do pieprzenia. – Wskazał na niego podbródkiem. – Jaki on wielki... – szepnął, bardziej do siebie.

   Zarumieniłem się i kolejny raz zagryzłem wargę. Przez kilka sekund siedzieliśmy w ciszy, zanim nie stwierdziłem, że to była pora wracać do domu. Już dość wrażeń na dziś.

    – Ja już będę musiał iść – powiedziałem, wyciągając telefon, żeby sprawdzić godzinę, jakby mnie naprawdę interesowała. – Jeszcze się zobaczymy, jakbyś czegoś chciał, to przychodź – dodałem w trakcie drogi do drzwi.

   Zobaczyłem pokiwanie głową Zayna, nim wyszedłem z jego mieszkania. W zawrotnym tempie wróciłem do siebie i odetchnąłem głęboko, opierając się o zamknięte drzwi. Nie stałem w takiej pozycji za długo, tylko od razu podszedłem do lustra i zacząłem się dokładnie oglądać. Może i miałem duży tyłek, ale przynajmniej był naturalny. To pewnie była też wina spodni, dzisiaj obcisłych, że wydawał się aż tak ogromny. Zacząłem się po nim obmacywać, ale zaraz zrezygnowałem, czując dużą tkankę tłuszczową.

   Pochyliłem się w stronę lustra, dokładnie oglądając swoją twarz, a potem całe ciało. Nie miałem zarostu, włosy były oklapłe, ale penis ciągle ten sam. Nie wyobrażałem sobie siebie w roli tej osoby „na dole". Od zawsze to ja byłem tym dominującym i tak miało pozostać. Nieważne, że ostatni raz, kiedy uprawiałem seks, był jakoś pięć lat temu, na dodatek z nastoletnim Harrym.

   Mój pies, Pączek, obudził się i leniwie do mnie podszedł. Miał tylko trzy łapki, zabrałem go ze schroniska jakiś czas temu, ponieważ wszyscy chcieli go uśpić. Nie mogłem na to pozwolić, on był za piękny i wspaniały, żeby zrobić coś takiego. Chwilę wpatrywałem się w niego, w jego ładnie zbudowane ciało i postanowiłem.

    – Trzeba cię utuczyć. Nie tylko ja mam mieć duży tyłek – powiedziałem do niego i poszedłem do kuchni, żeby wziąć dla niego smakołyki.

   Chwilę jeszcze zastanowiłem się nad Harrym, nad tym, jak kilka lat temu łączyło nas coś... tak wspaniałego. Teraz patrzyłem na to inaczej, ale mimo to widziałem w naszym związku coś, czego nie dostrzegłem w żadnym innym. Może to zasługa tego, że w łóżku też powodziło nam się całkiem nieźle?

    – Nie myśl tyle o Harrym, bo jeszcze go spotkasz. – Zaśmiałem się do siebie, karmiąc Pączka.

_______________________________

Rozdziały będą pojawiać się nieregularnie... chyba po raz pierwszy w historii

Postaram się nie dodawać ich w odstępach dłuższych niż 2 tygodnie, chociaż to

Dziękuję za pierwsze gwiazdki <3 Pozdrawiam!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top