XVIII.

No dobra, umycie podłogi. To będzie proste. Tak myślałem na początku.

Potem okazała się, że skoro mam do dyspozycji, tylko szczotkę, a nie mop, to muszę myć podłogę na klęczkach. Poza tym cały czas muszę trzymać ręce razem, bo kajdanki uniemożliwiały mi rozdzielenie ich. Szybciej się przy tym męczyłem, a jadalnia była większa niż mi się wydawało.

Choć w sumie i tak wolałem to niż gwałt. Pewnie jak to się skończę będą mnie boleć ręce, plecy i kolana, ale przynajmniej nie będę krwawił.

Nie miałem szans zdążyć przed kolacją, więc nawet nie próbowałem. Po jakichś dwóch godzinach prawie skończyłem, ale kiedy tylko się obejrzałem, zobaczyłem ślady zabłoconych butów na posadzce między jednymi drzwiami a drugimi. Nawet się nie zorientowałem, że ktoś przechodził, ale byłem prawie pewien, że to ochroniarze, tylko po to by zapewnić mi więcej roboty.

No nic, umyłem podłogę w tym miejscu jeszcze raz. Kiedy skończyłem zapadał już zmrok. Wziąłem wiadro, szczotkę i poszedłem, żeby je odłożyć, ale nie dotarłem na miejsce, bo na korytarzu wpadłem na panią Sarah.

- Zostaw to, ja się tym zajmę - powiedziała, zabierając mi sprzęt do czyszczenia. Nie miałem najmniejszej ochoty, by się z nią spierać.

- Dzięki - powiedziałem i pokazałem jej dłonie. - Ma pani może klucze?

Zobaczyłem jej zakłopotaną minę i już wiedziałem, że nie dostanę odpowiedzi twierdzącej.

- Przykro mi, nie. Musisz poprosić pana Ricka.

Spodziewałem się tego, ale mimo to liczyłem, że mi pomoże. Wymusiłem u siebie uśmiech.

- Pewnie szykuje się już do spania - odparłem. - Nie będę mu przeszkadzał.

- Zostaniesz w tych kajdankach? - zapytała zaskoczona.

- Jakoś sobie poradzę - stwierdziłem i odwróciłem się by odejść. - Dobranoc, proszę pani.

- Nie chcesz nic zjeść? Na pewno jesteś głodny.

Jakoś nie miałem już na nic ochoty. Chciałem tylko wrócić do pokoju i położyć się spać. I tak czekał mnie trudny wieczór w tych kajdankach.

- Nie, nie jestem - odpowiedziałem i poszedłem do siebie.

Zamknąłem się w pokoju i od razu rzuciłem na łóżko. Byłem wykończony, w dodatku nie udało mi się przypodobać panu, ale przekonałem się, że nie jestem u niego taki całkiem bezkarny. Mój nowy właściciel jest wyrozumiały, ale w końcu go wkurzyłem i kazał mi zmywać podłogę w kajdankach i stroju pokojówki. W dodatku nie miałem jak się przebrać, dopóki miałem na nadgarstkach te metalowe obrączki. Trochę się z tym namęczyłem, ale w końcu udało mi się zdjąć spódniczkę i założyć spodnie. Chociaż tyle.

Jakiś czas później przyszedł do mnie właściciel. Pewnie to pani Sarah przyszła do niego i go poinformowała, że jestem u siebie, w kajdankach i bez jedzenia.

Przyniósł mi talerz z jakąś potrawką i postawił go na biurku. Następnie usiadł na łóżku obok mnie i przyciągnął do siebie moje zakute w kajdanki dłonie.

- I co, dostałeś nauczkę? - zapytał, uwalniając moje ręce.

- Tak - odpowiedziałem, rozmasowując sobie bolące nadgarstki. - Obiecuję, że nie będę już więcej taki nachalny. W ogóle nie będę już robił takich rzeczy. Przepraszam, panie, to było głupie z mojej strony.

- No już - mruknął i pogłaskał mnie po włosach. - Muszę przyznać, że rzeczywiście byłeś dzisiaj bardzo odważny. Mogę wiedzieć, co było tego powodem?

Sam nie wiedziałem jak mu na to odpowiedzieć. Wszystkie odpowiedzi brzmiały głupio, ale w końcu coś trzeba było powiedzieć.

- Pomyślałem, że się ze mną prześpisz i będę miał to już za sobą. Poza tym sądziłem, że tego właśnie chcesz.

To po części też była prawda, nie cała, ale brzmiało to lepiej niż chęć przypodobania mu się. Z mojego wyglądu nie mogę być dumny, więc jeśli nadal będę mu sprawiać kłopoty, w dodatku nie będzie zadowolony z seksu, to... wolę nawet o tym nie myśleć.

- Nie będę zmuszać cię do seksu - zapewnił mnie pan. - Nie chcę robić tego na siłę.

Ja nie umiem inaczej.

- Jestem twoją seks-zabawką - przypomniałem mu. - Zabawką do seksu. Serio myślisz, że nie biorę pod uwagę, że mnie do tego zmusisz?

Dopiero kiedy wypowiedziałem te słowa na głos dotarło do mnie, jak źle one brzmią. Szczególnie, że sam nigdy nie zaakceptowałem tego, co ze mną zrobili.

Poza tym mój pan chyba też nie był zachwycony z doboru moich słów.

- Ja widzę, że ty naprawdę chcesz sprawdzić, na ile możesz sobie pozwolić.

- Przepraszam - powiedziałem, starając się brzmieć na bardzo skruszonego. - Wiem, że potrafię być nieznośny.

- Potrafisz - mruknął. - I to jeszcze jak.

- Panie...

- Ale - podniósł dłoń, każąc mi się uciszyć, więc grzecznie się zamknąłem. - Muszę przyznać, że jakoś wolę cię takiego. Nie jesteś taki jak większość niewolników.

Czy on ma na myśli swojego poprzedniego niewolnika? Nie mówi o nim zbyt często. Ciekawe co się z nim stało. Oddał go? Bo jeśli cały czas nas ze sobą porównuje, to ten niewolnik jest dla mnie jak rywal, od którego muszę wypaść lepiej.

Nie podoba mi się to uczucie...

- To znaczy? - zapytałem i dodałem szybko: - Panie?

On uśmiechnął się do mnie w odpowiedzi.

- Że przynajmniej jest ciekawie.

''Ciekawie''? Co to niby ma znaczyć?

Znowu pogłaskał mnie po włosach i wstał.

- Jutro też będziesz pomagać pani Sarah ze sprzątaniem - oznajmił.

- Znowu w stroju pokojówki? - zapytałem, próbując ukryć zażenowanie.

- Nie - zaśmiał się. - Nie ma takiej potrzeby.

Podszedł do drzwi i już myślałem, że wyjdzie, ale on zatrzymał się i jeszcze raz odwrócił się w moją stronę. To mogła być tylko moja wyobraźnia, ale zdawało mi się, że w jego oczach widzę ten sam głód i to samo pożądanie co ostatnio.

No dalej. Rzuć się na mnie i skończ wreszcie te torturę. Nie chcę ciągle się bać. Zrób co masz zrobić i daj mi spokój.

- Panie? - Przesunąłem się trochę w jego stronę na łóżku.

- Dobranoc, Matt - powiedział jednak, po czym opuścił pokój.

- Dobranoc, panie - odparłem do zamykających się już drzwi.

Położyłem się na łóżku i nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć. Nadgarstki wciąż bolały mnie od noszenia kajdanek, moja godność już dawno temu popełniła samobójstwo. Jutro zapowiadał się kolejny trudny dzień. Zwłaszcza, że teraz pewnie będzie mi dużo trudniej go do siebie przekonać.

Zgodnie z zapowiedzią mojego właściciela przez cały następny dzień miałem pomagać ze sprzątaniem. Dla mnie w porządku, lubiłem panią Sarah i chętnie odciążyłem ją z pracy. Poza tym kiedy byłem w jej pobliżu, ochroniarze nawet się do mnie nie zbliżali. No i nie musiałem nosić stroju pokojówki, co też było sporym plusem.

Właśnie myliśmy okna w salonie, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.

Trochę mnie to zaskoczyło, zazwyczaj nie mieliśmy gości.

- Mógłbyś otworzyć, Matt? - zapytała pani Sarah.

- Jasne - zgodziłem się bez oporów.

Poszedłem do drzwi wejściowych i je otworzyłem. Moim oczom ukazał się wysoki mężczyzna w drogiej marynarce i okularach.

Na podjeździe zobaczyłem czerwone auta, z które właśnie wysiadała jakaś kobieta i dziewczyna, chyba mniej więcej w moim wieku.

- Dzień dobry - przywitałem się niepewnie.

- Dzień dobry, zastałem Ricka? - zapytał mężczyzna.

Mówi mu po imieniu? Kto to jest? Musi znać się z moim panem, więc powinienem być dla niego miły, ale nie dostałem żadnych wytycznych, że mamy przyjąć dzisiaj jakichś gości?

- Pan... - ugryzłem się w język, żeby nie powiedzieć za dużo. Nie byłem pewien, czy ten facet wie o niewolnictwie. - Pan Rick jest chyba w gabinecie.

- W takim razie możemy wejść i na niego zaczekać? - zapytał jak gdyby nigdy nic.

Właśnie czegoś takiego się obawiałem. Jako niewolnik, tym bardziej seks-zabawka, nie powinienem podejmować takich decyzji, kogo wpuścić do rezydencji, a kogo nie. Jeśli okaże się, że to ktoś ważny, to oberwę za nie okazanie mu szacunku, a jeśli go wpuszczę i wyjdzie na to, że to była zła decyzja, będzie jeszcze gorzej. Równie dobrze to mógłby być kolejny test.

Ale chyba lepiej nie ryzykować. Nie powinienem, wpuszczać ludzi do środka tak bez pozwolenia. 

- Emm... Ja nie...

- Matt. - Nagle pojawiła się przy mnie pani Sarah i położyła mi dłoń na ramieniu. - Pan Simon, jest bratem pana Ricka.

Bratem mojego pana? Nie widzę podobieństwa. Ciekawe, czy któryś jest adoptowany.

- Proszę do środka - zaprosiła ich. - Zaraz powiem panu Rickowi, że przyjechaliście.

- Dziękujemy - odpowiedział mężczyzna, uśmiechając się.

On, kobieta i dziewczyna weszli do środka.

- Jesteś Matt, prawda? Trochę o tobie słyszałem - powiedział Simon. Przeszedł obok mnie i mocno zmierzwił mi włosy.

Ok, zaczynam dostrzegać podobieństwo. Oboje nie potrafią trzymać łap przy sobie.

Jak się okazało mój właściciel nie był zaskoczony ich wizytą, a tym że są tak wcześnie. Wszyscy rozsiedli się w salonie. Ja i pani Sarah podaliśmy im kawę. Później w nie dostałem żadnego rozkazu, co mam robić dalej, więc pewnie powinienem wrócić do sprzątania. Tylko, że...

No właśnie, co? nie powinienem się interesować życiem prywatnym mojego właściciela.

- Hej. - Podeszła do mnie ta dziewczyna. - Moglibyśmy gdzieś pójść? Oni są tak zagadani, że pewnie nawet nie zauważą.

Miała długie blond włosy i zielone oczy. Wyglądała na miłą, ale coś mi mówiło by mieć się na baczności. Poza tym nie podobał mi się pomysł odejścia bez słowa.

- No nie wiem... - zawahałem się.

Dziewczyna przewróciła oczami i odwróciła się w stronę rozmawiających.

- Tato, Matt może mi pokazać swój pokój?

Przestraszyłem się, bo wolałem, by nikt nie pomyślał, że ta inicjatywa wyszła ode mnie.

- Tak - zgodził się szybko jej ojciec. - Tylko nie dokuczaj mu za bardzo, Kira.

- Spróbuję - zaśmiała się i spojrzała na mnie. - To co, teraz chyba możemy iść?

Nadal miałem złe przeczucia, no i nie otrzymałem zgody. Spojrzałem na pana pytająco, nie wiedząc jak odezwać się przy nich na głos. On chyba zrozumiał, o co mi chodzi, bo skinął lekko głową. Nie podobało mi się to wszystko, ale uległem.

- No dobrze - mruknąłem do dziewczyny. - Chodźmy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top