XIX.
Kira wyglądała na całkiem zadowoloną z siebie.
Zaprowadziłem ją do pokoju, choć niechętnie. Znałem ją ledwie kilka minut i nie wiedziałem, co może strzelić jej do głowy, gdy będziemy na osobności.
Ciekawe czy wie o niewolnictwie? Jeśli nie, to muszę uważać, żeby niczego głupio nie palnąć. Narobiłbym sobie tylko niepotrzebnych kłopotów.
Wygląda na całkiem miłą. Jest uśmiechnięta i nie da się ukryć, że bardzo ładna. Ma jasne włosy, rozjaśnione na końcach. Zakładam, że jesteśmy w tym samym wieku.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, dziewczyna rozejrzała się po pokoju, jakby znalazła się w jakiejś dziwacznej krainie. Zlustrowała wszystko, jakby szukała czegoś szczególnego.
- Długo tu mieszkasz? - Odwróciła się w moją stronę.
- Niezbyt - odparłem szybko.
Jak powinienem się do niej zwracać? Po imieniu? Jest bratanicą mojego pana, więc w zasadzie...
- Zamkniesz drzwi? - zapytała nagle, wyrywając mnie z zamyślenia.
Niepewnie zerknąłem na otwarte na oścież drzwi, po czym wróciłem spojrzeniem do niej.
- Wolałbym nie - oznajmiłem słabo.
- A ja wolałabym, żeby były zamknięte - oświadczyła.
Nie odpowiedziałem, ani nie zrobiłem żadnego ruchu, więc dziewczyna wzięła sprawy we własne ręce. Minęła mnie i sama zamknęła drzwi, po czym uśmiechnęła się do mnie szeroko.
- Teraz będziemy mogli spokojnie porozmawiać.
Czyli miałem rację, ona coś knuła. Skoro chciała porozmawiać ze mną na osobności tak, żeby nikt nas nie słyszał, to zaczynałem mieć złe przeczucia.
- Jesteś... - zaczęła, ale niemal natychmiast się zawahała. Usiadła na moim łóżku - niewolnikiem, prawda?
Nie wiem, czy powinienem jej mówić, ale z drugiej strony ukrywanie tego faktu, nie wyjdzie mi na dobre.
- Skąd wiesz? - zrezygnowany odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Słyszałam - odparła już pewniej. - Wujek Paul mówił tacie, że wujek Rick kupił sobie nową zabawkę. To ty, nie?
Mimowolnie zacisnąłem dłonie w pięści. Nienawidzę się do tego przyznawać.
- Aha... ja...
Spojrzała na mnie jakoś dziwnie, nie potrafiłem określić, o czym myśli.
- Nie masz się czego wstydzić - powiedziała w końcu, to co od niej usłyszałem kompletnie mnie zaskoczyło. O co niby jej chodzi?
Jednak zanim zdążyłem się nad tym zastanowić, ona podwinęła rękaw i pokazała mi numer seryjny wypalony na przed ramieniu.
Wybałuszyłem na to oczy, aż mi słów zabrakło.
- Jesteś... - nie potrafiłem dokończyć tego zdania. Kompletnie się tego nie spodziewałem.
- Niewiele ośrodków koduje swoje towary... - mruknęła, zakrywając wypalone cyfry.
- Myślałem, że jesteś ich córką - przyznałem szczerze.
Uśmiechnęła się do mnie lekko, ale wspomnienie o tym chyba obudziło niemiłe wspomnienia.
- Rzeczywiście zabrali mnie z ośrodka dla niewolników - przyznała gorzko. - Sami nie mogli mieć dzieci, więc postanowili adoptować.
- Ale kupno niewolnika, to nie to samo co adopcja - zauważyłem.
Dziewczyna poklepała miejsce obok siebie na łóżko. Usiadłem zanim zdążyłem się nad tym zastanowić. Poczułem się w jej towarzystwie jakoś swobodniej i chyba o to właśnie jej chodziło. Ale widziałem jak Kira zachowuje się w towarzystwie swoich rodziców-właścicieli, jak się do nich zwraca. Wiedziałem, że jako kupieni niewolnicy jesteśmy na zupełnie innych poziomach.
- Do ośrodka przyszli z zamiarem kupienia kogoś do służby, ja byłam wtedy na szkoleniu. Dopiero uczyli mnie jak być niewolnicą, ale odpowiednia suma szybko przekonała opiekunów do sprzedaży. Resztę też udało się załatwić, by wszystko wyglądało na legalną adopcję - powiedziała to wszystko tak lekko, jakby opowiadała mi o wczorajszym spacerze po parku, a nie o handlowaniu ludźmi. Ja bym tak nie potrafił.
U mnie to wyglądało kompletnie inaczej. Ośrodek, pierwszy pan, potem drugi. To był koszmar, który nigdy się nie kończył.
- Nigdy nie zrobili mi krzywdy, ani nie próbowali w żaden sposób pokazać, że nie jestem u nich bezpieczna. - Znów na mnie spojrzała i tym razem pokazała mi swój szczery radosny uśmiech. - Traktują mnie jak prawdziwą córkę.
Zazdrościłem jej. Ona miała normalne życie.
W miarę normalne, ale na pewno lepsze niż moje i przynajmniej mogła powiedzieć, że ma rodziców, nie biologicznych, ale przynajmniej adopcyjnych.
- Dobrze trafiłaś - stwierdziłem.
- Ty też nie najgorzej - odparła. Spojrzałem na nią pytająco, a ona tylko przewróciła oczami. - Wujek wcale nie jest taki zły.
- Mhm - mruknąłem.
Niby wiem, że mogło być o wiele gorzej, ale i tak nie podobała mi się sytuacja, w której się obecnie znajdowałem.
Kira wstała i przeszła się po pokoju. Zatrzymała się na chwilę przy biurku, na którym nadal znajdowała się sterta książek.
- Załatw sobie więcej literatury erotycznej, może ci się przydać - oznajmiła mimochodem.
Wcale nie muszę się dokształcać w tej sferze.
- Słuchaj - zaczęła, kartkując jedną z moich książek. - Mogę zadać ci jedno pytanie?
- Mhm, dawaj.
Zamknęła książkę i odłożyła ją na miejsce.
- W całowaniu jest jakaś różnica?
Zamrugałem kilka razy zaskoczony. Potrzebowałem chwili, żeby przeanalizować, to co właśnie do mnie powiedziała.
- Co? - Tylko tak zdołałem odpowiedzieć.
- Wiem, że seks się różni, ale całujesz się chyba tak samo, niezależnie od tego czy z chłopakiem czy z dziewczyną, nie?
Ta cała rozmowa kompletnie wybijała mnie z równowagi. Nigdy nie całowałem się z dziewczyną, a to czy prześpię się z kobietą czy mężczyzną naprawdę nie stanowi dla mnie żadnej różnicy. To tylko seks, ja i tak nie mam nic do gadania. Nikogo nie obchodzi moje zdanie, czy preferencję.
- Nie wiem - przyznałem, wzruszając ramionami.
- Jak to nie wiesz? - zapytała wyraźnie zaskoczona.
- Nie dawno pierwszy raz całowałem się z panem Rickiem, ale to był mój pocałunek w ogóle. Nigdy wcześniej tego nie robiłem - powiedziałem, zanim zdążyłem się ugryźć w język.
Wiedziałem, że nie powinienem rozmawiać z nią na te tematy. Nie powinienem jej nic mówić. Może otworzyłem się przed nią, bo powiedziała mi, że też została kupiona w ośrodku. Może uznałem, że w końcu ktoś mnie zrozumie, ale jednak to był błąd.
- Czyli jesteś też prawiczkiem?
To pytanie odczułem jak fizyczny cios prosto w twarz.
- Nie... - mruknąłem w odpowiedzi.
- Nie? - zapytała autentycznie zdziwiona, po czym jakby o czymś sobie przypomniała i pokręciła głową. - A no tak, głupie pytanie. Pewnie poszedłeś już z nim do łóżka.
- Nie... - przyznałem się, pochylając głowę mocno do przodu, by dziewczyna nie zauważyła na mojej twarzy rumieńców.
Jakoś dziwnie poczułem się jeszcze mniej komfortowo niż do tej pory. Nie sądziłem, że to w ogóle możliwe.
Ona chyba też nie była zachwycona moją odpowiedzią, najwyraźniej oczekiwała ode mnie czegoś innego.
- Ale przecież powiedziałeś... Aa... - Zasłoniła usta dłońmi. - O Boże, tak mi przykro.
- Niepotrzebnie - mruknąłem, choć nie potrafiłem włożyć w swój głos tyle obojętności, ile bym chciał.
Kira przeszła się po pokoju w jedną i w drugą stronę, może musiała pozbierać myśli, albo uspokajała się w ten sposób.
- ''Niepotrzebnie''? Jak to? Przecież musiałeś okropnie przez to wycierpieć - mówiła, a ja śledziłem ją wzrokiem od jednego końca pokoju do drugiego. - Wiem, że ośrodek nie jest przyjemnym miejscem.
- Zgadza się. Nie jest - przytaknąłem.
Ale gwałcono mnie nie tylko w ośrodku.
W końcu Kira się zatrzymała. Patrzyła na mnie ze współczuciem i politowaniem.
- Ale przecież ośrodki wolą raczej zachować niewolnika... jakby to powiedzieć?... w nienaruszonym stanie. - Skrzyżowała ręce i pokręciła z niedowierzaniem głową. - Że też z tobą zrobili inaczej.
Po to ona o to wszystko wypytuje? Dlaczego chce to wszystko wiedzieć? Ktoś... kazał jej ze mną rozmawiać?...
- Zamierzasz... powiedzieć mojemu panu? - spytałem słabo. - Dlatego ciągniesz mnie za język?
To wydawała mi się najlogiczniejsza opcja. Kira miała zdobyć moje zaufanie i wyciągnąć ode mnie jak najwięcej informacji. A ja jak ostatni idiota się wygadałem.
Kto kazał jej ze mną rozmawiać? Mój właściciel? Chciał się dowiedzieć tego, o czym mu nie powiedziałem? Może Kira we wszystkim kłamała. Może jej znak to zwykły tatuaż dla zmyłki. Teraz ona powie mojemu panu i...
Nawet nie spostrzegłem, kiedy mój oddech przyśpieszył. Byłem bardziej zdenerwowany niż przypuszczałem.
Z zamyślenia gwałtownie wyrwała mnie Kita, która złapała moje trzęsące się dłonie i kucnęła przede mną.
- Nie, oczywiście że nie powiem. Możesz mi powiedzieć, co chcesz, obiecuję, że nikomu nie powiem.
Nawet brzmiała przekonująco, ale...
- Dlaczego niby miałabyś mi to zagwarantować?
- A dlaczego nie? - zaśmiała się i usiadła obok mnie.
Nie byłem w stanie na nią patrzeć. Odwróciłem wzrok.
- A więc zamierzasz mnie szantażować - domyśliłem się. - Ostrzegam, że nie jestem w stanie ci niczego dać.
- Bez przesady. - Machnęła ręką. Jej ruch przykuł moja uwagę i spojrzałem na nią, a to co zrobiła później przykuło moją uwagę jeszcze bardziej. Kira zdjęła bluzę i została w czarnej koszulce na ramiączkach. - Jest coś co możesz mi dać.
Nie, tylko nie to...
- Proszę, nie... - jęknąłem cicho.
Dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona, co trochę mnie zirytowało. Nie pomyślała o tym, że ja mogę tego nie chcieć?
- O co ci...? Aa, rany, przepraszam - powiedziała, czerwieniąc się i zeszła z łóżka. - Głupia jestem, nie pomyślałam. Po prostu było mi za ciepło w tej bluzie. Nie chcę od ciebie nic z tego typu rzeczy.
- Więc czego chcesz? - zapytałem, nie rozumiejąc już niczego.
Trochę uspokoiło mnie to, że nie chce nic z, jak to powiedziała, ''tego typu rzeczy'', ale to nie zmieniało faktu, że nadal nie za bardzo ją rozumiałem.
Już wcześniej wydawało mi się, że Kira jest całkiem miła, ale i tak nie byłem w stanie zachować spokoju. Coś tu nie grało, a ja za dużo jej powiedziałem. Poczułem się przy niej zbyt pewnie.
- Nie mam za dużo znajomych - przyznała. - Chodzę do prywatnej szkoły dla dziewczyn, a tam same zarozumiałe damulki, przekonane o własnej wyższości. A ty wyglądasz na miłego gościa.
- Chcesz, żebyśmy zostali... przyjaciółmi? - dopytałem, nie będąc pewnym, czy dobrze odczytuję jej intencję.
- Chyba że ty nie chcesz. - Wzruszyła ramionami. - Pewnie i tak będziemy się widywać na ''spotkaniach rodzinnych''.
Ja jednak jej nie rozumiem. Mamy zostać przyjaciółmi? Po co?
- Co miałaby ci dać znajomość z kimś takim jak ja? - zapytałem w końcu.
- Przestań przeliczać wszystko metodą zysków i strat - upomniała mnie i wyciągnęła dłoń. - To co, umowa stoi? Ja trzymam gębę na kłódkę, a ty się wyluzuj, możesz mi zaufać. Też byłam kiedyś w takiej sytuacji.
Mam ci zaufać? Ja nie ufam już nikomu.
Mimo to uścisnąłem jej dłoń. Kira uśmiechała się przy tym tak przyjaźnie. Chciałem jej zaufać, nawet jeśli to był największy błąd jaki miałem popełnić.
- Czy w takim razie... mogę mieć do ciebie jedną prośbę? - odważyłem się zapytać po chwili.
- Jasne. - Kira wyglądała na zadowoloną. - Co takiego?
Zawahałem się, bo dopiero teraz dotarło do mnie jakie to głupie. Mimo to ona nie była moim panem, mogła na mnie naskarżyć, ale nie ukarać mnie za to, że jestem idiotą. Poza tym mówiła, że mam jej zaufać.
- Mogę cię pocałować? - zapytałem, nim zdążyła się zniecierpliwić.
Chyba tym razem to ja ją zaskoczyłem.
- ''Pocałować''? - powtórzyła zdzwiona. - No tu mnie zaskoczyłeś.
- Chcę zobaczyć czy jest różnica - odparłem, siląc się na obojętność. - Ale jeśli nie chcesz być królikiem doświadczalnym, to rozumiem...
- Nie no... - mruknęła, rumieniąc się. - Nie mam nic przeciwko...
Coś we mnie krzyczało, żebym tego nie robił, ale ja ignorowałem ten głos. Wiedziałem, że całowanie się z Kirą z ciekawości nie jest dobrym pomysłem, a i tak zamierzałem to zrobić. Ponownie usiadła obok mnie i się przysunęła, ale nie zrobiła żadnego więcej ruchu. To ja miałem ją pocałować.
No i to zrobiłem. Złączyłem nasze usta i zamknąłem oczy. Po chwili poczułem jej dłoń na moich ramionach i to że odwzajemnia pocałunek.
Czy w całowaniu jest jakaś różnica? Nie za bardzo potrafię to opisać, ale... czuję, że jest inaczej.
Odsunąłem się od niej.
- Nieźle - powiedziała, ale nie byłem pewien czy z grzeczności, czy myślała tak naprawdę.
Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, usłyszałem za plecami czyiś głos.
- Ekhem! Nie przeszkadzam?
Natychmiast odwróciliśmy się w tamtą stronę i zobaczyliśmy jej ojca.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top