X.
Po chwili oboje byliśmy już sami w jego pokoju, a on zamknął drzwi.
Rozejrzałem się w koło. Pomieszczenie było jakieś dwa, może trzy razy większe od mojego pokoju. Znajdowało się tam duże łóżko, puchaty dywan, szafa i komoda, oraz drzwi, prawdopodobnie do łazienki.
Moją uwagę najbardziej przykuwały ogromne drzwi balkonowe. Jak sobie myślę o tym, co za chwilę będziemy robić, zbierało mi się na mdłości i miałem ochotę przez nie wyskoczyć.
- Panie, czy mogę wrócić do swojego pokoju? - zapytałem, odwracając się w jego stronę.
Spojrzał na mnie wyraźnie zaskoczony.
- Po co?
Jak to po co? Żeby uniknąć seksu z tobą. Niestety prawdziwego powodu nie mogłem powiedzieć na głos.
Zaskoczyłem tym sam siebie, ale stresowałem się bardziej niż przy moich poprzednich właścicielach. Pewnie dlatego, że od początku był dla mnie względnie miły i było mi tu dobrze. Nie chciałbym, żeby teraz to zepsuł, pieprząc mnie.
Musiałem coś wymyślić.
- Nie mam tutaj piżamy - powiedziałem w końcu. - Mogę po nią wrócić?
Chociaż pewnie i tak nie będzie mi potrzebna.
- Nie ma takiej potrzeby - odpowiedział mój właściciel. - Myślę, że coś ci tutaj znajdę.
Podszedł do szafy i zaczął czegoś tam szukać, a ja usiłowałem nie myśleć o tym, żeby uciec.
Muszę się uspokoić, przecież to nie będzie nic wielkiego, spotkało mnie już tyle razy... Zabawi się, potem ja wrócę do siebie i wszystko będzie po staremu...
- Ty w tym czasie możesz iść do łazienki i wziąć kąpiel - odezwał się, nadal przebierając w ubraniach.
- Mhm, dobrze, panie - zgodziłem się, choć bez większego entuzjazmu.
Co prawda cieszyłem się, że mogę to odwlec w czasie, ale wiedziałem, że i tak skończy się wiadomo czym.
Otworzyłem drzwi i zatrzymałem się przy nich, przypominając sobie o czymś.
- Ile mam czasu? - zapytałem.
- Nie daję ci limitu czasowego - odparł, jak gdyby nigdy nic.
- Naprawdę? - zdziwiłem się.
- Naprawdę, idź.
Nie zamierzałem się z nim dłużej sprzeczać. Zamknąłem za sobą drzwi i rozejrzałem się, po wielkim białym pomieszczeniu. Znajdowały się tam wanna i prysznic. Na początku zawahałem się, ale szybko wybrałem wannę. Zajmie mi to o wiele dłużej i nie pamiętam kiedy ostatnio miałem okazję, by zaznać takiego luksusu. W ośrodku nie było takiej opcji, u poprzednich właścicieli też niezbyt, zetknąłem się co najwyżej z podtapianiem w lodowatej wodzie.
Nalałem sobie przyjemnie ciepłej wody, rozebrałem się i wszedłem do środka. Już napełniając wannę, miałem wrażenie, że mija cała wieczność, ale nie dbałem o to. Najwyżej wejdzie tu i mnie ponagli.
Było mi tak dobrze. Wyciągnąłem się w ciepłej wodzie. Niestety leżąc tak w wannie, miałem niezły widok na moje blizny. Na nogach, na brzuchu, na rękach. Przypomniałem sobie jak ochroniarze uderzali mnie pasem w plecy. Skrzywiłem się z bólu.
Nie jestem pewien, ile czasu minęło. Leżałem tak i się relaksowałem, oczy same mi się już zamykały. Gdy nagle usłyszałem pukanie, po czym otworzyły się drzwi i do środka wszedł mój właściciel.
Szybko podkurczyłem nogi i zakryłem się rękami jak najbardziej się dało.
- P-panie? M-mam już wychodzić? Powiedziałeś, że...
- Przyniosłem ci tylko rzeczy na przebranie - powiedział, kładąc na pralce jakieś ubrania. O dziwo, nie patrzył wprost na mnie, tylko gdzieś na bok. - Nie musisz się przejmować.
Zaraz po tym wyszedł.
Wcześniej nie dawano mi takiej prywatności, więc jego zachowanie bardzo mnie zaskoczyło. Nie mówię, że się nie ucieszyłem, ale byłem po prostu od tego odzwyczajony. To co dla innych jest normalnością dla mnie już dawno przestało nią być.
Właściciel nie ponaglił mnie w żaden sposób, mimo to wolałem nie ryzykować. Wyszedłem z wanny, wypuściłem z niej wodę i wytarłem się do sucha. Przejrzałem ubrania, które mi przyniósł, bokserki, luźne spodnie i koszulka. Już miałem wychodzić, ale zawahałem się, gdy moja dłoń sięgała klamki.
Nie chciałem tam wchodzić. Nie chciałem znowu przeżywać upokorzenia, które mnie spotka. Nie chciałem znowu poczuć tego bólu. Ale jakoś musiałem to znieść.
Ochlapałem twarz zimną wodą i pochyliłem się nad umywalką. ''To nic. Dam radę. Przecież to nic nowego.'' Zbierało mi się na mdłości za każdym razem, kiedy myślałem o tym, że jakiś facet będzie mnie dotykał.
Ale tutaj jest w miarę w porządku. Nawet jeśli on mi to zrobi, albo znowu dopadną mnie ochroniarze, u poprzednich panów było gorzej. W ośrodku było gorzej. Oddam mu się, a potem wrócę do siebie i wszystko wróci do normy...
Oby tak było.
W końcu wróciłem do sypialni.
- Skończyłeś? - zapytał.
- Tak, panie - mruknąłem.
Trochę się zaniepokoiłem, gdy ruszył w moją stronę, ale on tylko mnie minął i wszedł do łazienki.
- Idę wziąć prysznic. Zaraz wracam - oznajmił i zniknął mi za drzwiami.
Odetchnąłem z ulgą. Zyskałem kilka dodatkowych minut, lepsze to niż nic.
Podszedłem do okna balkonowego, starając się nie myśleć o tym, co mnie zaraz czeka. Mógłbym wykorzystać ten czas, kiedy go nie ma i stąd uciec, ale to tylko podziałałoby na moją niekorzyść i dodatkowo by go zdenerwowało, więc postanowiłem odpuścić.
Rzuciłem jeszcze jedno ostrożne spojrzenie w kierunku łazienki, ale ostatecznie zebrałem się na odwagę. Otworzyłem drzwi balkonowe i wyszedłem na zewnątrz. Natychmiast uderzyło mnie zimne powietrze.
Było już ciemno, więc od razu rzuciły mi się w oczy światła w oddali, gdzieś tam powinno być miasto. Może mógłbym tam pobiec? Może tam by mi pomogli?
Ale panowie i ośrodek wszędzie mają swoich ludzi. Nigdzie nie jest bezpiecznie dla zbiegłego niewolnika. Wszędzie mnie znajdą.
Ucieczka nie ma sensu...
- Matt, przeziębisz się - rozległo się nagle tuż za mną. Aż podskoczyłem.
Odwróciłem się w stronę mojego właściciela, który zarzucił mi na ramiona puchaty szlafrok. Wcześniej nawet nie zdawałem sobie sprawy jak na dworze jest zimno. Mój oddech zamieniał się w obłoki pary, a ja drżałem na całym ciele, ale byłem tak pogrążony we własnych rozmyślaniach, że nawet nie zwracałem na to uwagi.
- Prze-przepraszam, panie - wyjąkałem, szczękając zębami.
Nie wiem, nawet jak długo już tam stałem, ale przemarzłem na kość. Mimo to oddałbym wszystko, żeby jeszcze chwilę tu zostać. Szkoda tylko, że jako niewolnik niczego nie posiadałem na własność, nie mógłbym niczego zaoferować w zamian.
- Nie musisz przepraszać - powiedział, okrywając mnie szczelniej. - Wolałbym, żebyś po prostu o siebie dbał.
- Przecież dbam, panie - mruknąłem, robiąc krok do tyłu i wpadając na barierkę balkonu. Na szczęście była na tyle wysoka, bym nie wypadł. Upadek mógłby być bolesny.
Poza tym nie powinienem się od niego odsuwać. To nie jest coś, co powinna robić zabawka, przeznaczona tylko do seksu. Jego dotyk, bliskość i to żeby zaspokajać jego potrzeby powinno być dla mnie czymś naturalnym. Ale nie było.
Nie chciałem, żeby mnie dotykał, żeby był blisko, nie chciałem z nim spać.
- Chodź już do środka - powiedział, wchodząc z powrotem do sypialni.
Nie mając wiele do powiedzenia, ruszyłem za nim. Zamknąłem za sobą drzwi balkonowe i odwróciłem się w jego stronę. Mój pan siedział na łóżku, a światło było zgaszone, pomieszczenie oświetlała tylko nocna lampka.
- Zimno ci? - zapytał.
Wręcz przeciwnie, za chwilę zrobi mi się gorąco.
- Nie... - skłamałem.
Machnął na mnie ręką, nakazując mi podejście. Tak też zrobiłem, a wtedy pan przyciągnął mnie do siebie tak, że byłem zmuszony usiąść na nim okrakiem. Zaczyna się...
Zsunął szlafrok z moich ramion i ubranie szybko spadło na podłogę, ale on nie zwrócił na to zbytniej uwagi. Cały czas patrzył na mnie.
- Wyglądasz już trochę lepiej niż wtedy, gdy cię tu przywiozłem - stwierdził.
Nie ma się co dziwić, odkąd tu trafiłem dostawałem więcej do jedzenia, więcej spałem i ogólnie miałem dużo lepsze warunki. Byłem mu za to ogromnie wdzięczny, ale... nie chciałem płacić za to w ten sposób.
Właściciel położył mi dłonie na ramionach, po czym zsunął je w dół i przełożył na moje biodra. Ja w tym czasie starałem się jakoś zapanować nad sercem, które biło jak szalone. Oddech też zaczął mi niekontrolowanie przyśpieszać. Potem nie pocałował.
Na początku delikatnie, nieśpiesznie, później coraz śmielej i agresywniej. Ugryzł mnie lekko w wargę i wsunął język do moich ust. Zacisnąłem mocno powieki. Jedna z jego dłoni złapała mnie za włosy, druga wkradła się pod moją koszulkę i zaczęła sunąć po żebrach.
W miejscach w których mnie dotknął, na mojej zmarzniętej skórze rozchodziło się ciepło, gorąco. Odliczałem w myślach sekundy, które mi jeszcze zostały, zanim to zrobimy.
Jego następny ruch mnie zaskoczył, bo rzucił się do tyłu na łóżko. Pociągnął mnie za sobą, przez co to ja znalazłem się nad nim. To coś nowego.
Nasze usta się rozdzieliły, a ja otworzyłem oczy. Dziwnie się czułem, patrząc na niego z tej perspektywy, zazwyczaj mi na to nie pozwalano.
Patrzyłem tak na niego przez chwilę. Oddychałem ciężko. Pocałunki nie były wcale takie złe. To była dla mnie nowość i czułem się z tym trochę dziwnie, ale mogły mnie spotykać o wiele gorsze rzeczy.
W pewnym momencie pan odwrócił nas, tak że teraz to ja byłem pod nim.
- C-co mam robić, panie? - zapytałem, starając się zapanować nad brzmieniem własnego głosu.
- A jak myślisz. - Uśmiechnął się. - Połóż się wygodnie.
Taa, wygodnie...
Mimo to próbowałem postąpić zgodnie w wytycznymi. Podsunąłem się do góry, położyłem głowę na poduszkach i czekałem na to, co się wydarzy.
Ale nie wydarzyło się to, czego się spodziewałem. Mój pan zgasił światło, wszedł pod kołdrę i mi kazał zrobić to samo. Zrobiłem to, co mi kazał i odwróciłem się w jego stronę, nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów i moje serce znowu zaczęło szaleć. On okrył mnie dokładniej kołdrą, pogłaskał po włosach i poprawił mi kosmyk za ucho.
- Dobranoc, Matt - powiedział, ziewnął i zamknął oczy.
- Dobranoc, panie - odpowiedziałem, lekko zdezorientowany.
Spodziewałem się czegoś kompletnie innego. Po co mnie tu przyprowadził? Po co chciał, żebym z nim spał, skoro nie zamierzał uprawiać ze mną seksu?
Nie miało to dla mnie większego sensu, ale ten dzień przyniósł już tyle wrażeń, że zasnąłem, wierząc, że nic mi nie zrobi. Jeśli się pomyliłem będę mógł winić jedynie własną naiwność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top