LI.
Ostatnio było całkiem spokojnie. Nie działo się nic nadzwyczajnego. Chciałbym, żeby tak zostało już na stałe, mam dość tych wszystkich wrażeń.
Wiedziałem jednak, że tak nie będzie, to było niemożliwe.
Akurat leżałem na kanapie w salonie, czytając jedną z mang, które dała mi Kira. Teraz gdy w rezydencji nie było już ochroniarzy, nie musiałem cały czas siedzieć w pokoju, nie bałem się już wychodzić.
W pewnym momencie do salonu wszedł mój pan, rozmawiający przez telefon.
- Tak, tak, rozumiem - powiedział.
Chyba mnie nie zauważył. Jednak to się bardzo szybko zmieniło, bo w końcu skupił wzrok na mnie. Nawet się do mnie uśmiechnął.
- Niezbyt - kontynuował rozmowę telefoniczną. - Czy może być przyszły tydzień? W tym nie dam rady... Dobrze, dziękuję. Do zobaczenia.
Rozłączył się i schował komórkę. Podszedł do kanapy, na której leżałem i usiadł obok mnie, więc szybko się poprawiłem i ja również usiadłem.
- Z kim rozmawiałeś? - zapytałem z czystej ciekawości. - Jeśli mogę spytać.
- Z twoim psychologiem - odpowiedział prędko.
No takiej odpowiedzi nie miałem ochoty usłyszeć. W sumie to liczyłem na to, że mój pan już zapomniał o tym, że obiecał mi kolejną wizytę. Ale niestety nic z tego...
- Co tam czytasz? - zapytał, zmieniając temat.
- To od Kiry - wyjaśniłem mu, pokazując mangę.
Nie byłem zachwycony z tego, że uznał temat psychologa za zamknięty, ponieważ nadal nie czułem najmniejszej potrzeby, żeby się z nim spotykać. Wiedziałem jednak, że nie mam szans, żeby postawić na swoim w tej kwestii.
Z drugiej strony miałem też nadzieję, że nie będzie go zbytnio interesować fabuła tego komiksu, bo nie byłem pewien jak mam mu opisać te ''kluczowe'' momenty, bo oprócz nich, to niezbyt wiele się tam dzieje.
Idealnie w chwili, gdy o tym pomyślałem mój pan zabrał mi mangę.
- Ciekawe? - zapytał.
- Czekaj, nie... - Próbowałem go jakoś powstrzymać, ale moje próby tylko bardziej utwierdzały go w przekonaniu, że chce zajrzeć do środka.
Właściciel otworzył komiks na pierwszej-lepszej stronie, a ja po jego minie od razu wywnioskowałem, że trafił, na któryś z tych interesujących fragmentów. Otworzył gdzieś na połowie... tak, tam miało miejsce sporo interesujących scen.
- Podoba ci się takie coś? - zaśmiał się wyraźnie rozbawiony.
Nie byłem pewien, o co chodzi konkretnie, ale na wszelki wypadek wolałem niczego takiego nie potwierdzać.
- Ja... nie chcę odpowiadać na to pytanie... - odparłem wymijająco. - Powiedz lepiej, dlaczego przełożyłeś wizytę psychologa dopiero na przyszły tydzień. Myślałem, że zależy ci na tym, bym spotkał się z nim jak najszybciej.
- Taa - mruknął przeciągle, nadal przeglądając rysunki. - Mam do ciebie małą prośbę.
- Już się boję...
On uśmiechnął się tylko w odpowiedzi i oddał mi mangę.
- Mógłbyś na ten weekend znów wejść w rolę niewolnika?
Głupie pytanie.
- Przecież w ogóle z niej nie wychodzę - stwierdziłem, choć wiedziałem, że nie jest to do końca prawda.
Jemu chyba nie spodobała się ta odpowiedź. W sumie to nie powinienem mu się dziwić, w końcu stara się, żeby między nami była w miarę normalna relacja, a nie taka pan-niewolnik.
- A co jest w ten weekend? - próbowałem przerwać tę niezręczną ciszę.
- Impreza panów i niewolników - powiedział cicho, więc w pierwszej chwili miałem wrażenie, że źle go usłyszałem. - Uczestniczy w niej właściciel firmy, z którą planujemy nawiązać współpracę i nas zaprosił.
Słyszałem o tym, ale moi poprzedni panowie mnie na coś takiego nie zabierali, więc nigdy nie uczestniczyłem w takim zdarzeniu osobiście. Mam nadzieję, że nie jest to po prostu orgia.
Chętnie bym mu odmówił. Po prostu się nie zgodził. Ale nie mogłem. Mimo wszystko moją powinnością, było wziąć w tym udział skoro mój pan tego chciał.
- To znaczy pana Simona i ciebie, panie, tak? - wolałem się upewnić.
- Tak, ale Simon powiedział, że nie pasuje mu data i nie może wziąć w tym udziału - wyjaśnił. - Ty mi chyba nie odmówisz?
Nawet bym nie mógł.
- Oczywiście że nie, panie - odparłem, uśmiechając się przy tym. - Chętnie się wybiorę.
Choć nie byłem pewien, czy nawiązywanie współpracy z kimś, kto bierze udział w takich wydarzeniach jest dobrym pomysłem. Ale co ja tam wiem.
Mój pan chyba zauważył, że nie do końca mi to odpowiada.
- Nie martw się, to będzie zwykła impreza bez żadnych udziwnień, nie będziesz też musiał nosić żadnych... Jakby to powiedzieć? Bardzo wyzywających ciuchów - powiedział, próbując mnie jakoś podnieść na duchu. - Wymóg jest tylko taki, że niewolnik musi mieć jakiś niebieski element.
Próbowałem to sobie jakoś wyobrazić, ale nie potrafiłem. Na takiej ''zwykłej imprezie'' też nigdy nie byłem.
- Jutro zabiorę cię do galerii i kupimy dla ciebie jakiś garnitur - oświadczył.
- Niebieski?
Właściciel wymownie przewrócił oczami. Czyżbym znowu powiedział coś głupiego?
- Powiedziałem ''element'', nie ''ubranie''. - Chyba czuł się w obowiązku doprecyzować.
To i tak oznacza, że będę się wyróżniał, tak samo jak wszyscy niewolnicy. Nie podoba mi się to, że od razu, już na pierwszy rzut oka będzie widać jaka jest nasza pozycja. To na pewno będzie męczące.
- Będziesz potrafił się zachować? - upewnił się mój pan.
- Raczej tak - odparłem natychmiast, choć później musiałem się nad tym namyślić.
Czy będę umiał się zachować? Będę musiał po prostu zachowywać się jak dobry niewolnik. Grzeczny i posłuszny. To chyba będę potrafił.
- W porządku. - Wyglądało na to, że mi uwierzył. - Trzymaj się blisko mnie, chyba że będę chciał porozmawiać z kimś na osobności i rozkażę ci inaczej, ale się za bardzo nie oddalaj.
- Oczywiście, jak sobie życzysz.
Nawet nie musiał mi tego mówić. Nie miałem najmniejszej ochoty się oddalać i zastawać sam wśród innych panów i niewolników, którzy mogą nie mieć tyle szczęścia i nie być tak dobrze traktowani jak ja.
Będę się zachowywał najlepiej jak potrafię. Tym razem nic nie może pójść źle.
Następnego dnia faktycznie pojechaliśmy do galerii, żeby odwiedzić znajomego krawca mojego pana. Dobraliśmy odpowiedni dla mnie garnitur i pan zlecił jakieś jego poprawki.
W końcu nadszedł czas tej imprezy. Jechaliśmy na miejsce praktycznie cały dzień, dojechaliśmy dopiero wieczorem.
Willa była z dziesięć razy większa od tej mojego pana. Gigantyczna, od której aż biło bogactwo. Jeden z pracowników zaparkował samochód mojego właściciela, po czym ruszyliśmy do wejścia, gdzie mój pan otrzymał srebrną maskę.
Maski trochę mnie zaskoczyły. Oczywiście dostawali je sami panowie niewolników, nas rozróżniały niebieskie elementy. Przyjrzałem mu się. Chyba nie był zadowolony, może nie został uprzedzony o maskach, mimo to założył swoją. Zasłaniała okolice oczu i nos, co trochę utrudniało rozpoznanie go. Być może gdybym nie widział jak ją zakłada, to nie rozpoznałbym go od razu. Miałem nadzieję, że nie będzie to mocno utrudniało poszukiwań jego potencjalnego współpracownika.
W sali było mnóstwo ludzi. Zdecydowana większość miała srebrne maski, co znaczyło, że część uczestników imprezy nie była w towarzystwie niewolników.
Ku mojemu zdziwieniu odnalezienie osoby, z którą mój pan miał nadzieję nawiązać współpracę nie sprawiła mu praktycznie żadnych trudności. Niedługo po przybyciu tu udało mu się z nim porozmawiać. Starałem się nie trafić do z oczu. Byłem zbyt daleko, by usłyszeć o czym rozmawiają. Miałem ochotę do niego podejść, ale wiedziałem, że nie mogę tego zrobić.
Rozmowa chyba nie przebiegła po myśli mojego pana. Oboje prowadzili zaciętą dyskusję przez dłuższą chwilę, po czym rozeszli się w swoje strony. Wracając do mnie mój właściciel zgarnął z pobliskiej tacy dwa kieliszki szampana, z których jeden podał mi.
- Dziękuję - powiedziałem, przyjmując kieliszek.
On nic nie odpowiedział. Myślami chyba nadal był przy tamtej rozmowie.
- I... I co, panie? - odważyłem się zapytać. - Udało się nawiązać współpracę?
To było idiotyczne pytanie, przecież już na pierwszy rzut oka było widać, że nie. Że też nie mogłem ugryźć się w język.
- Na razie nie... - powiedział powoli, jakby zastanawiał się nad tymi słowami. - Musi się jeszcze kogoś poradzić. Trafiliśmy na mały... wewnętrzny konflikt...
- Myślisz, że się nie zgodzi? - dopytałem.
Wyszedłem na chwilę ze swojej roli. Rozejrzałem się dyskretnie, upewniając, czy nikt tego nie zauważył. Na szczęście nikt nie zwrócił na nas większej uwagi.
- Dałem mu dobrą ofertę. - Upił łyk szampana, opróżniając prawie cały kieliszek za jednym zamachem. - Układ jest korzystny i dla nas i dla nich.
- To jakiś ważny układ?
- No wiesz - mruknął, kołysząc kieliszkiem i mieszając tym co jeszcze zostało w środku - lepiej byłoby, żeby się zgodził na ten kontrakt.
To chyba niedobrze. Nie znałem się na jego pracy, nie wiedziałem nic poza tym, że czasem musi wyjeżdżać na spotkania i że zarabia dość dużo, by było go stać na niewolnika.
- Nie przejmuj się, ciebie to nie dotyczy - oświadczył, najwyraźniej zauważając, że zacząłem się tym martwić.
Mimo to się przejmowałem. Jakoś stwierdzenie, że ''mnie to nie dotyczy'' mnie nie uspokoiło.
- Przyniosę coś do picia - powiedział. I nie wiem, czy tylko mi się wydawało, czy naprawdę usłyszałem rezygnację w jego głosie.
Odłożyłem kieliszek na stolik obok.
- Nie powinieneś tyle pić - wymamrotałem, nie będąc pewien, czy chcę to powiedzieć na głos.
- To cię teraz martwi? - zapytał zdziwiony.
Nie. Martwiło mnie też wiele innych rzeczy.
- Po prostu...
Urwałem szybko, bo ktoś do nas podszedł. Nie tak powinna wyglądać rozmowa pana i jego niewolnika. Szybko spuściłem wzrok i oddaliłem się kilka kroków do tyłu.
- Można na słowo? - zapytał mężczyzna, całkowicie mnie ignorując.
- Zaraz wrócę - oznajmił mi krótko właściciel i oddalił się z nim.
Śledziłem ich wzrokiem. Zatrzymali się poza zasięgiem mojego słuchu, gdzie nieznajomy, chyba próbował usilnie przekonać do czegoś mojego pana.
Liczyłem na to, że nikt nie zwróci na mnie uwagi, ale czułem się, jakby wszyscy wokół się na mnie gapili. To zdecydowanie nie było miejsce dla mnie. Nie podobało mi się tu, chciałem już wracać do domu.
Rozejrzałem się po sali pełnej ludzi. Niespodziewanie mój wzrok zetknął się ze wzrokiem jakiegoś mężczyzny, który wbijał we mnie spojrzenie zza swojej srebrnej maski.
Natychmiast schyliłem głowę. Jednak gdy dyskretnie ją znowu uniosłem mężczyzna już kierował się w moją stronę.
- Martwi cię coś? - zapytał, podchodząc do mnie.
Nie odpowiadałem. Nie podnosiłem na niego wzroku, nie wolno mi było.
- Czyżby rozmowa się nie udała? - próbował zmusić mnie, bym się odezwał.
Nie odzywaj się. Nie odzywaj się, Matt. Twój pan nie pozwolił ci z nikim rozmawiać. W ogóle nie powinieneś nic mówić.
- Chciałbyś mu pomóc?
Drgnąłem na to pytanie i podniosłem na niego wzrok. Zobaczyłem na jego twarzy uśmiech. Zupełnie jakbym był rybą, która właśnie dała się złapać na przynętę.
- Mogę pogadać z gościem od tamtej firmy - kontynuował. - Namówię go na przyjęcie propozycji twojego pana.
Skąd w ogóle wiedział o tym, że mój pan chce nawiązać współpracę z jaką firmą? Podsłuchał ich rozmowę? A może też tam pracował, skoro zaproponował, że po jego interwencji przyjmą propozycję? Naprawdę jest w stanie pomóc?
- Ale wszystko ma swoją cenę - dodał, widząc, że zaczynam to rozważać.
Jasne, że ma. Przecież nie mogłoby pójść tak łatwo. Nie ma ludzi bezinteresownych...
Przełknąłem ślinę, domyślając się o co może chodzić.
- Czego byś chciał?...
- Ładny jesteś - oświadczył, przesuwając ręką po moim ramieniu, by na koniec zatrzymać się na mojej dłoni. Po plecach przeszedł mi nieprzyjemny dreszcz. - Może jakoś byśmy się dogadali.
Wyswobodziłem rękę z jego uścisku i cofnąłem się o krok do tyłu.
- Mój pan się na to nie zgodzi - zaprotestowałem.
- Nie musi wiedzieć - nie zamierzał się poddać. - Tutaj jest mnóstwo pustych pokoi.
Zdawałem sobie z tego sprawę. Co jakiś czas dało się zaobserwować osoby w srebrnych maskach i z niebieskimi elementami garderoby wychodzących z sali. Nie potrafiłem stwierdzić, czy właściciele wychodzą ze swoimi niewolnikami, być może niektórzy dochodzili do porozumień, by się zamieniać.
Nawet jeśli coś takiego było tu normą, to nie mogłem z nim wyjść bez zgody mojego pana. A wątpię czy by taką wyraził...
- N-nie... - Nie zabrzmiało to zbyt stanowczo, ale miałem nadzieję, że przekaz był jasny.
- Jesteś pewien? - zapytał nadal nie chcąc odpuścić.
- Ta-tak, jestem. - Głos mi się załamał. Dla pewności odsunąłem się od niego jeszcze.
Nie czekałem, aż ten facet sobie pójdzie, sam to zrobiłem. Wolałem jednak nie odchodzić nigdzie daleko, by pan nie miał później problemu z szukaniem mnie.
Dla pewności ciągle patrzyłem w jego stronę, by upewnić się, że nie chce znowu do mnie podejść. Uspokoiłem się dopiero, gdy wrócił do mnie mój pan, choć na początku w ogóle nie zwróciłem na niego uwagi. Wzdrygnąłem się, gdy położył mi dłoń na ramieniu.
- Matt? - zaniepokoił się, widząc moją reakcję. - Coś się...?
- Nie, tylko... - zaprzeczyłem od razu, nie chcąc go martwić. - Ktoś mnie zaczepił.
Mogłem wymyślić coś innego, a widząc jego minę, wiedziałem już, że mój plan nie martwienia go, po prostu nie wypalił.
- I czego chciał? - zapytał wyraźnie zaniepokojony.
- Nie wiem, uciekłem - powiedziałem natychmiast.
Musiałem coś szybko wymyślić, a to wydawało mi się dość wiarygodne. On chyba też nie powinien mieć żadnych podejrzeć, że kiedy ktoś zacząłby mnie zaczepiać, ja po prostu uciekłbym przestraszony.
- A czego chcieli od ciebie? - zapytałem, by zmienić temat.
- Nieważne. - Uciekł spojrzeniem gdzieś w bok. - Chodziło o sprawy... związane z niewolnictwem.
Być może prowadził rozmowę na ten sam temat co ja. Ale skoro wrócił do mnie sam, bez towarzystwa, to najwyraźniej nie zgodził się na tę propozycję. Po cichu liczyłem na to, że tak właśnie będzie, mimo to i tak odetchnąłem z ulgą.
Wieczór powoli już mijał, a w sprawie nawiązywania kontraktu nadal nic nie posuwało się do przodu. Mój pan tracił już cierpliwość, i choć byliśmy w willi pełnej ludzi posiadających niewolników, nie zważając na to, czy ktoś to słyszy czy nie, co jakiś czas starałem się nawiązać rozmowę z moim właścicielem. Czasem udawało się wciągnąć go w dłuższą dyskusję, czasem nie.
Zaproponowałem nawet, że moglibyśmy skorzystać z jednego z pokoi, by ''spędzić tam czas we dwoje''. Nie zgodził. Tak też podejrzewałem. Wręcz zdziwiłbym się, gdyby się na to zgodził.
Jakiś czas później pan dostrzegł mężczyznę, z którym próbował nawiązać umowę. Mężczyzna rozmawiał właśnie z jakąś kobietą, po czym przywołał do siebie mojego właściciela.
- Idę z nimi pogadać - oznajmił. - Zostań tutaj.
Skinąłem głową na znak, że zrozumiałem.
Obserwowałem jak mój pan zostaje wciągnięty w kolejną rozmowę biznesową. Miałem nadzieję, że tym razem uda im się dojść do porozumienia. Kobieta wyglądała na całkiem zadowoloną, mężczyzna niekoniecznie. Mój pan stał tyłem, więc nie byłem w stanie nic wywnioskować.
- Oby mu się udało... - szepnąłem sam do siebie.
- Przemyślałeś propozycję? - Usłyszałem pytanie tuż za sobą.
Rozpoznałem ten głos. Nawet nie musiałem się odwracać, by wiedzieć, że to ten mężczyzna, który proponował mi seks w zamian za kontrakt mojego pana.
Spojrzałem jeszcze raz na właściciela i jego rozmówców. Kobieta ewidentnie coś mu tłumaczyła. Kim ona w ogóle była? Stała po jego stronie, a moje była przeciwna umowie i właśnie mu mówiła, że nic z tego?
Przypomniało mi się jak pan mówił, że byłoby lepiej nawiązać tę umowę. I że mnie to nie dotyczy. Na pewno zależało mu na tej współpracy, w przeciwnym razie nie przyjeżdżałby na tę powaloną imprezę, tylko po to by nawiązać porozumienie z kontrahentem.
- Jeden raz i powiesz mu, żeby przyjął propozycję mojego pana - powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
- Masz moje słowo. - Nie musiałem na niego patrzeć, by wiedzieć, że się uśmiechał.
Nie tracąc już więcej czasu mężczyzna poprowadził mnie ku jednemu z wyjść z sali. Ostatni raz rzuciłem spojrzeniem w stronę mojego pana. Nadal z nimi rozmawiał i nie patrzył w moją stronę.
- I na pewno przyjmie tę umowę? - wolałem się jeszcze upewnić.
- Gwarantuję - zapewnił mnie. - Teraz jest trochę zamieszania, ale dam sobie z tym radę.
- No dobra... - westchnąłem i wyszedłem z sali w ślad za nim.
Nie wiedziałem, skąd ten facet ma tak dobrą orientację w terenie. Może był tu nie pierwszy raz. Sprawnie poprowadził mnie na korytarz, na którym znajdowało się mnóstwo drzwi. Pierwsze, które mężczyzna spróbował otworzyć były zamknięte na klucz. Drugie tam samo. Ale nie trzecie.
Facet nakazał mi gestem bym wszedł do środka. Zawahałem się tuż przy drzwiach, ale on pchnął mnie tak, bym przekroczył próg.
W pokoju w zasadzie nie znajdowało się dużo, sporą jego część zajmowało wielkie łóżko z baldachimem. Gdy tylko je zobaczyłem, po plecach przebiegły mi ciarki. Co ja sobie najlepszego myślałem? Przecież nie mogę tego zrobić.
Chciałem jedynie pomóc mojemu właścicielowi, ale... Nie. Mój pan się na mnie wścieknie.
- To jednak zły pomysł... - Próbowałem zrobić krok do tyłu, ale uderzyłem plecami w mężczyznę, który mnie tu przyprowadził.
Przerażony gwałtownie odwróciłem się w jego stronę.
- Nie narzekaj. - Popchnął mnie na środek pokoju. - Przecież sam tego chciałeś.
Złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę łóżka. Próbowałem się wyrwać, ale nie dałem rady. Facet był dla mnie za silny.
- Nie chciałem! - Szarpałem się. - Przestań!
Poczułem się tak, jakbym znowu został zaatakowany przez ochoniarzy. Na własne życzenie znalazłem się w takiej samej sytuacji jak wtedy.
Kopałem go i uderzałem na oślep, próbowałem podrapać, ale to nic nie dawało. Tylko to, że udało mi się zerwać mu maskę z twarzy.
- Zostaw! Zostaw mnie! - krzyczałem, licząc na to, że ktoś mnie usłyszy, ale tutaj chyba wszyscy mieli gdzieś wrzaski niewolników.
Zostałem przygwożdżony do materaca. Mężczyzna unieruchomił mnie swoim ciałem. Kiedy zaczął rozpinać rozporek, przed oczami stanęły mi te same sceny, które przeżywałem w rezydencji, gdy nie było w niej mojego pana.
- Zostaw! Nie chcę! - Zacząłem się szarpać jeszcze bardziej.
Chyba w końcu znudziły go moje krzyki, bo zasłonił mi usta dłonią. Nie myśląc zbyt wiele, ugryzłem go. Gdy syknął z bólu, próbowałem wykorzystać ten moment, żeby się spod niego wydostać, ale on i tak mi na to nie pozwalał. Zamachnąłem się ręką i uderzyłem go w twarz. Nie przestawałem bić, póki się nie uwolniłem.
Popędziłem do drzwi, które były już zamknięte na klucz, który, na szczęście, cały czas znajdował się w zamku. Ręce tak mi się trzęsły, że bałem się, że nie dam rady obrócić klucza. Ale się udało. Wybiegłem na korytarz, nim tamten facet zdążył mnie zatrzymać.
- Wracaj tu! - Usłyszałem za sobą.
Nie obejrzałem się za siebie. Pobiegłem dalej na przód.
Bałem się wracać na salę. Mój pan na pewno będzie na mnie wściekły. Jedyne czego teraz chciałem, to uciec stąd jak najszybciej. Skorzystałem z najbliższego wyjścia i znalazłem się w ogrodzie. Wciąż słyszałem za sobą krzyki, goniącego mnie mężczyzny.
Biegnąc praktycznie na oślep, trąciłem ramieniem jakiegoś chłopaka stojącego przy altanie i przeglądającego coś na komórce.
- Ej! - krzyknął, o mało nie upuszczając telefonu. - Uważaj jak leziesz.
Nie miał srebrnej maski, nie był panem, tylko niewolnikiem tak samo jak ja, ale jego postawa... Zachowywał się zbyt swobodnie jak na niewolnika.
Potrząsnąłem głową, wyrywając się z zamyślenia.
- Przepraszam. Śpieszę się - wytłumaczyłem i zamierzałem już odejść, ale chłopak zatrzymał mnie, chwytając za ramie.
- Czekaj. - Zwrócił uwagę na mój niebieski krawat. - Jesteśmy na imprezie dla panów i niewolników. Nie możesz wyjść, będziesz miał problemy.
Szarpnąłem się, zmuszając, by mnie puścił.
- W tej chwili mało mnie to obchodzi.
Zdecydowanie był niewolnikiem. Niebieskim elementem, który by na to wskazywał była ozdobna chustka wystająca z jego kieszeni... A może była granatowa? Nie, na pewno był niewolnikiem, nie miał maski. Chyba był trochę starszy ode mnie, o rok, może dwa. Jego oczy były zielony, a włosy czarne jednak niektóre pasma miał pofarbowane na niebiesko lub zielono. Trochę dziwnie to wyglądało.
- Tu jesteś. - Usłyszałem głos zbliżającego się mężczyzny. - Pójdziesz ze mną.
Za długo tu stałem. Nie zdążę już mu uciec.
- To twój pan? - zapytał chłopak.
- Nie... - szepnąłem, kręcąc głową.
- Więc nigdzie z nim nie pójdziesz - odpowiedział twardo.
Mężczyzna podszedł już dość blisko nas. Zatrzymał się dopiero w odległości kilku kroków. Był zły, liczył na szybką zabawę, a ja mu się zbuntowałem. Nie miałem prawa tego robić, byłem zwykłą zabawką, która powinna dawać się wykorzystywać bez gadania.
- A ty co? - zapytał niewolnika, gdy ten stanął pomiędzy nami.
- On nie jest twoim niewolnikiem. Nie masz prawa mu rozkazywać - odparł rzeczowo.
Zdziwił mnie jego ton. Jak na niewolnika chłopak był bardzo pewny siebie.
- Żartujesz sobie? - zirytował się mężczyzna. - Ty też jesteś tylko niewolnikiem. Nie powinieneś się nawet do mnie odzywać bez pozwolenia.
On chyba niezbyt się tym przejął. Nie zamierzał ustąpić, ani zejść mu z drogi.
- Nie jesteśmy twoi - odpowiedział chłopak. - Odpowiadamy tylko przed naszymi właścicielami.
Facet chyba miał już tego dość, złapał go za poły marynarki, po czym uniósł pięść z zamiarem uderzenia.
- Nawet się nie waż! - Usłyszeliśmy głos jakiejś kobiety.
Wszyscy troje odwróciliśmy się w tamtą stronę. W naszą stronę właśnie zmierzała szczupła blondynka w krwistoczerwonej sukience i srebrnej masce.
Podeszła do nas pewnym krokiem i skupiła swoje wściekłe spojrzenie na agresywnym mężczyźnie.
- Łapy precz od mojej własności.
- - _ - - _ - -
Sorry za lekką obsuwę, ale zależało mi na tym, by ten rozdział i następny wyszły tego samego dnia. Na początku miał być jeden, ale jakoś rozpił mi się na dwa. No i bardzo cię cieszę ze względu na dwie postacie, które się tu pojawiają :)
Tradycyjnie zachęcam do wyrażania swojej opinii. Mam nadzieję, że się spodoba.
Życzę miłego czytania!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top