IV.

W środku nic nie wyglądało strasznie, ale nauczyłem się już, że pozory mogą mylić. Starałem się też za bardzo nie rozglądać, bo panowie nie lubią zbyt ciekawskich zabawek. Wiedziałem też, że nie powinienem za bardzo przywiązywać się do tego miejsca. W końcu nie wiadomo na jak długo tu zostanę.

Po wejściu przywitała nas starsza kobieta. Była chyba służącą lub kimś kto zarządza służbą.

- Witam, panie Ricku. - Skłoniła mu się i wskazała na schody. - Przygotowałam pokój naprzeciwko pańskiego.

- Dziękuję - odpowiedział mój pan i pokierował mnie w tamtą stronę.

Ruszyliśmy po schodach na piętro, a potem wzdłuż korytarza i dalej na schody. Szybko pogubiłem się w tym labiryncie przejść i drzwi. Szedłem cały czas za nim, aż się nie zatrzymał, a ja uderzyłem w jego plecy.

- Przepraszam! - Cofnąłem się szybko.

Odwrócił się w moją stronę, a ja spuściłem wzrok. Wkurzył się, że nie zachowałem odpowiedniej odległości? Nie zdziwiłbym się, w końcu ośmieliłem się go ''dotknąć'' bez pozwolenia.

- Chodź - powiedział jednak i przepuścił mnie w drzwiach.

To była sypialnia z dużym łóżkiem, szafą i biurkiem. Na podłodze była ciemna wykładzina, a w rogu znajdowały się kolejne drzwi. Nie jest źle, pokój nie wyglądał jak miejsce do zabaw erotycznych lub pokój kar w ośrodku. Z sufitu nie zwieszały się łańcuchy, a na ścianach nie wisiały pasy, pejcze ani bicze.

- W szafie znajdziesz jakieś ubrania - odezwał się spokojnie właściciel. - Wolałbym, żebyś nie paradował nago po rezydencji.

- T-tak, panie - wydukałem skrępowany.

Mimowolnie mocniej zakryłem się jego płaszczem.

- Tam jest łazienka - wskazał na drzwi - jeśli chciałbyś skorzystać, to się nie krępuj. Kobieta, którą widziałeś na dole to pani Sarah. Nie wiem, czy przyniosła już wszystkie potrzebne przybory łazienkowe, ale jeśli nie to na pewno zaraz to zrobi.

- Tak, panie.

Nie wiedziałem, co powinienem zrobić. Stresowałem się, wiem, co może spowodować jeden zły ruch w towarzystwie nowego pana, więc tylko stałem w miejscu.

Mężczyzna podszedł do szafy i wyjął z niej jakieś ubrania, po czym podszedł do mnie i mi je podał.

- Co tak stoisz? - zapytał chłodno. - Weź ciuchy i idź je założyć. Chcę odzyskać płaszcz.

- Oczywiście, panie. Przepraszam. Ogromnie przepraszam. Już idę - mówiłem, kłaniając mu się przy tym kilka razy.

Poszedłem do łazienki i szybko założyłem nowe ubrania. Koszulka i spodnie były na mnie trochę za duże, ale było to lepsze niż sam szlafrok lub płaszcz. Poza tym muszę docenić to, że nie kazał mi się przebierać przy sobie. Kiedy jest się seks-niewolnikiem cieszy nawet minimum prywatności.

Zaraz po tym wróciłem po pokoju.

- Płaszcz, panie...

Oddałem mu jego własność, a on przyglądał mi się tajemniczo. Znałem to spojrzenie aż za dobrze. Zawsze oznaczało tylko jedno.

- Panie? - zapytałem niepewnie.

- Zdejmij koszulkę - odpowiedział mi.

Wiedziałem. Zaczyna się.

Mimo to zrobiłem, co kazał.

- Podnieś ręce - powiedział.

Trochę mnie to zaskoczyło, ale uniosłem ręce na wysokość głowy, bez słowa rzucając bluzkę na ziemię. Nie wiem, może chciał mnie przeszukać. Niczego nie ukradłem, bo niby kiedy? Więc chyba nie powinienem się obawiać kary za kradzież.

- Obróć się.

Wykonałem powolny obrót wokół własnej osi, po czym znowu stanąłem twarzą do niego.

- Klęknij - rzucił kolejną komendę.

''A teraz mi obciągnij'', tak pewnie będzie brzmieć następny rozkaz. Ale uklęknąłem. Dodatkowo położyłem dłonie na kolanach i pochyliłem mocno głowę.

Pan obszedł mnie na około, a odgłos jego kroków wywoływał u mnie ciarki. Starałem się powstrzymać drżenie ramion, jak tylko mogłem.

W końcu zatrzymał się i kucnął przede mną. Złapał mnie za podbródek i uniósł moją głowę tak, bym musiał na niego spojrzeć.

- Naprawdę zrobisz wszystko, cokolwiek ci każe? - zapytał, choć zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie.

- Tak, panie - odparłem krótko.

Próbowałem uniknąć patrzenia mu w oczy, na tyle na ile mogłem.  Uciekłem wzrokiem lekko na bok, ale nie mając spuszczonej głowy, mogłem przynajmniej w jakimś stopniu mu się przyjrzeć. Był dobrze zbudowany. Miał czarne włosy, a karnację trochę ciemniejszą niż widywałem zazwyczaj. Był przystojny, to nie ulegało wątpliwości...

- Wstań. Tylko żartowałem - stwierdził, podnosząc się.

Niepewnie podniosłem na niego wzrok. To nie zabrzmiało jak żart, ale przecież wcześniej też myślałem, że mówił poważnie. Jednak on ponaglił mnie jestem, więc wstałem.

- M-mogę już się ubrać? - odważyłem się odezwać.

- Jeszcze nie - powiedział, stając za mną. Zadrżałem, gdy musnął dłonią moje ramiona. - Bez obaw, chcę tylko obejrzeć twoje blizny.

Moje blizny? Ale ja mam mnóstwo ran, starszych i nowszych. Siniaki na rękach i brzuchu. Plecy, ramiona i klatkę piersiową w cięciach, śladach po przypalaniu i zabawach ze wrzątkiem. Za dużo tego. O wiele za dużo.

Czułem jego palce, wędrujące po moich plecach. Był wyjątkowo delikatny, nie naciskał na żadną z ran, więc nie sprawiał mi bólu, ale sama świadomość, że widzi to wszystko była dołująca. Możliwe, że kupując mnie nie sądził, że jest aż tak źle.

- Jak się domyślam, na nogach też masz mnóstwo śladów - mruknął, obchodząc mnie dookoła.

Mimowolnie spojrzałem w dół. W ośrodku mieliśmy tylko szlafroki, więc noszenie spodni, które zasłaniały nogi, stanowiło miłą odmianę.

- Głównie na udach - odpowiedziałem.

- Możesz iść - powiedział, stając naprzeciwko mnie. - Wykąp się, znajdź sobie jakieś pasujące ciuchy i odpocznij.

- Dziękuję, panie - odparłem, kłaniając mu się.

Wyszedł z pokoju, nim zdążyłem podnieść wzrok. Wtedy zacząłem szukać w szafie jakichś ubrań, które by na mnie lepiej pasowały i nie wisiały aż tak strasznie. Później poszedłem do łazienki wziąć prysznic. W ośrodku nie było takich luksusów. Zazwyczaj mieliśmy tylko chwilę na szybki poranny prysznic i to zazwyczaj zimny. Tylko raz w miesiącu przed wystawieniem na targ pozwalano nam lepiej się przygotować.

Zwykły prysznic z ciepłą wodą, użyciem szamponu i bez limitu czasu był dla mnie czymś, na co nie mogłem sobie pozwolić. Choć spodziewałem się, że mój właściciel pewnie woli bym się porządnie wymył i wyszorował, zanim pójdę z nim do łóżka.

Kiedy skończyłem, wytarłem się do sucha i ubrałem to, co przygotowałem sobie wcześniej. Uczesałem włosy i stanąłem przed lustrem.

Patrząc na swoje odbicie... Nie potrafiłem stwierdzić, dlaczego mnie wziął. Jestem chudy, blady, mam straszne sińce pod oczami i poranioną skórę. Jeszcze te blizny na twarzy. Gdy pan pokazywał mnie swojemu kumplowi, powiedział, że mu się podobam, a później w samochodzie nawet mnie pocałował, ale ja nie widzę tu nic, co mogłoby się komukolwiek spodobać.

Kiedy wróciłem do pokoju okazało się, że ktoś musiał w nim być, bo na biurku leżała taca z jedzeniem. W ośrodku nie dostawaliśmy czegoś takiego. Na talerzu leżały ciepłe grzanki z jakimiś dodatkami. Nie byłem pewien, co to dokładnie było, ale pachniało obłędnie. Obok stała szklanka z herbatą.

Najchętniej od razu zabrałbym się za zjedzenie tego wszystkiego, ale powstrzymałem się, bo mój pan nie wspominał nic o jedzeniu. Mówił tylko, że mam się umyć, przebrać i odpocząć.

W ośrodku jedzenie było nagrodą, jeśli na nią nie zapracowałeś, niczego nie dostawałeś. Czasami w ramach tresury musieliśmy jeść psią lub kocią karmę, albo stawiano przed nami jakiś dobry posiłek, po tym jak przeszliśmy przez parodniową głodówkę. Oczywiście nie mogliśmy tego zjeść, to miało ćwiczyć naszą cierpliwość i wytrzymałość. A jeśli uległeś, rzecz jasna kara.

Usiadłem na łóżku, usiłując ignorować zapach, aż w końcu jedzenie wystygło.

Jakiś czas później do pokoju przyszedł mój pan.

- Nic nie zjadłeś? - zdziwił się.

- Nie pozwolił pan - odparłem spokojnie.

Nie odpowiedział mi na to, ale burknął coś pod nosem. To chyba nie wróżyło dobrze. Wziął tacę z biurka i podszedł do mnie, po czym położył mi ją na kolanach.

- Pozwalam - powiedział ostro. - Jedz.

Zgodnie z rozkazem zabrałem się za jedzenie. I chociaż było już prawie całkiem zimne, to i tak było to najlepsze co jadłem od dawna.

- Spokojnie, jedzenie ci nie ucieknie - oznajmił, siadając obok mnie. - I nie musisz zjadać wszystkiego na siłę, nie będę cię tu głodził.

Być może powinienem się odsunął. Czułem się nieswojo w pobliżu pana, ale w tej chwili jakoś mi to nie przeszkadzało.

No i miał rację. Mimo że jedzenia nie było bardzo dużo, to nie byłem w stanie zjeść wszystkiego, co pewnie przewidział. Mój żołądek nie był przyzwyczajony do takich ilości, więc zjadłem mniej niż połowę i wypiłem tylko trochę herbaty.

- Dziękuję, panie - powiedziałem, odstawiając tacę na szafkę nocną.

- Proszę bardzo - odparł, a ja miałem wrażenie, że lekko się przy tym uśmiechnął. Jednak szybko przybrał poważny ton. - Powiedz, ile miałeś lat, gdy trafiłeś do ośrodka?

- Czter... - zawahałem się. - Prawie piętnaście.

Nie wyglądał na zadowolonego z mojej odpowiedzi. Może myślał, że od razu, gdy się tam znalazłem, zaczęli mnie gwałcić i nie wiedział, że trochę z tym zaczekali. A może w ogóle nie powiedzieli mu o tym, co się działo i że miałem wcześniej dwóch właścicieli. Musiał wiedzieć o karach, w końcu widział blizny, przez które cena była obniżona, ale mogli przemilczeć sprawę gwałtów.

- A twoi rodzice? - zapytał.

Zacisnąłem zęby.

- Wyszli i nie wrócili, a mnie wzięto do ośrodka.

Gdzie zrobiono ze mnie zabawkę.

Odpowiadałem mu grzecznie, ale aż się we mnie gotowało. Naprawdę musiał poruszać ten temat? Przecież wszyscy w ośrodku mieli do opowiedzenia jakąś swoją smutną historię. A ja nie miałem ochoty przywoływać tych wspomnień. Nigdy nie dowiedziałem się, co stało się z moimi rodzicami, co znaczy, że mój opiekun mógł kłamać na ich temat.

Wolałbym, żeby tak właśnie było. Wolę myśleć, że oni nie mieli pojęcia, o tym co się ze mną działo.

- Musiało być ci bardzo ciężko - powiedział w końcu mój pan.

Miałem ochotę na niego krzyknąć i kazać mu wyjść. Mocno zacisnąłem pięści i szczęki, tak że aż zaczęło mnie boleć. 

''Ciężko''? Chyba nie wiesz, co mówisz. Nawet nie masz pojęcia jak.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top